piątek, 30 maja 2014

Rozdział V - "Teodor Nott"


~*~*~


-Malfoy?
Cisza.
-Malfoy.
Nadal brak reakcji.
-Malfoy, do cholery! – krzyknęła zdenerwowana już Gryfonka. Patrolowali korytarze od ponad godziny, a on od czasu przywitania nie odezwał się nawet słowem.
-Co? – zapytał mało elokwentnie rozbawiony blondyn.
-Czemu się do mnie nie odzywasz?
-Byłem ciekaw, ile wytrzymasz bez mówienia – spojrzał na zegarek i gwizdnął cicho – Godzina i jeden kwadrans. To i tak niezły sukces, jak na ciebie.
-Kretyn – mruknęła pod nosem i nieco przyspieszyła.
-A co? Aż tak bardzo zależy ci na rozmowie ze mną? – złapał ją za ramię i obrócił w swoją stronę, unosząc lewą brew.
-Pff, nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Po prostu mi się nudzi – prychnęła pod nosem – Na szczęście jeszcze tylko 45 minut męki.
-Męki? Każda sekunda ze mną jest cudowna – powiedział oburzony.
-Usłyszałeś to od swojego fanklubu? – zapytała rozbawiona, uśmiechając się wrednie.
-Oj, grabisz sobie, Granger – spojrzał na pozór groźnie na Gryfonkę, która wyrwała swoje ramię z jego uścisku.
-I co mi zrobisz? – zapytała zaczepnie, stawiając małe kroki w tył.
-Nad tym jeszcze pomyślę – odpowiedział, gładząc brodę i udając zamyślenie, na co szatynka wybuchła śmiechem.
-Rzucasz mi wyzwanie?
-Kto pierwszy pod Wielką Salą – rzuciła tylko przez ramię i zniknęła za rogiem.
Draco, niewiele myśląc, puścił się za nią biegiem. Szybko ją dogonił. W końcu musi trzymać formę. Już miał ją wyprzedzić, gdy naglę usłyszał głośne odchrząknięcie.
-Mogę wiedzieć, co robicie panno Granger i panie Malfoy? – zapytała dyrektorka surowym tonem.
-Yyy…patrolujemy korytarze – odparł głupawo Ślizgon, na co Gryfonka przewróciła oczami. 

-Bardzo panią przepraszamy. Zachowaliśmy się nieodpowiedzialnie. Obiecuję, że to się nigdy nie powtórzy – powiedziała szatynka w nadziei, że profesorka nie da im szlabanu.

-Z pewnością, panno Granger. Nie odejmę wam punktów, ale za karę będziecie pilnować dwóch trzecioklasistów, którzy będą odrabiać swój szlaban – Prefekci odetchnęli z ulgą – Jutro o 18 w Izbie Pamięci – rzuciła na odchodne, co spotkało się z grymasem na twarzy Ślizgona. Wychodzi na to, że piątkowy wieczór spędzi na pilnowaniu jakiś ograniczonych gówniarzy.
Spojrzał na zegarek. Zostało im jeszcze 20 minut. Akurat tyle zajmie im droga do Wieży Gryffindoru, jeżeli się nie będą spieszyli. Zaoferował szatynce swoje ramię i skierował się w stronę schodów.


~*~*~


   Weszła do Pokoju Wspólnego. Nie zdziwiło jej wcale, że w pomieszczeniu nadal znajduje się tyle osób. Gryfoni byli raczej nocnymi markami. Szła w stronę dormitoriów. Gdy podążała przez pokój, jej uwagę przykuł Harry, który najwyraźniej nie był w zbyt dobrym humorze. Zapisała sobie w pamięci, aby z nim jutro porozmawiać. Kątem oka dostrzegła tablice ogłoszeń, na której znajdowała się ulotka o sobotnim wyjściu do Hogsmeade. Zdziwiło ją to trochę, bo zwykle wycieczki te były organizowane trochę później, a nie w pierwszy weekend po przyjeździe, ale zbyt długo nad tym nie rozmyślała, bo gdy tylko weszła do swojego dormitorium, dostrzegła w nim zapłakaną przyjaciółką. Niewiele myśląc, podeszła do niej i mocno przytuliła. Po kilkunastu minutach rudowłosa się trochę uspokoiła, więc Gryfonka zaczęła rozmowę.
-Co się stało, Ginny? – zapytała, a w jej głosie dało się usłyszeć troskę.
-Po..pokłóciłam się z Harry’m – wyrzuciła z siebie.
-Jak to? O co? – ta wiadomość ją zszokowała, bo akurat oni byli idealną parą. Przetrwali wszystkie trudne czasy i teraz świetnie im się układało. Nie to, co ona i Ron.
-O ciebie i o Rona – wyszeptała z bólem.
-Co? – zrobiło jej się głupio. Nie chciała, by przez jej problemy, jej przyjaciele byli nieszczęśliwi.
-Bo Harry mówił, że nie może uwierzyć, że Ron cię zostawił i wyjechał. Ja powiedziałam, że skoro podjął taką decyzję, to najwyraźniej musiał mieć jakiś powód. Harry się zdenerwował i powiedział, że bronię go, bo jest moim bratem. Wiesz przecież, że to nieprawda. Zawsze byłam, jestem i będę po twojej stronie, Hermiono – mówiła, szlochając.
Szatynka wiedziała już, że poszło o niezwykłą głupotę. Tylko utwierdziła się w postanowieniu, że musi porozmawiać z Wybrańcem. Uświadomi mu, że nie powinien się aż tak bardzo o nią troszczyć. Zawsze był jak nadopiekuńczy brat, ale teraz musiał myśleć przede wszystkim o szczęściu swoim i Ginny. I ona o to zadba.


~*~*~


   Wstała o 6 i szybko poszła się ogarnąć. Zajęło jej to 30 minut. Wyszła z pokoju z zamiarem rozmowy z Harry’m. Z tym postanowieniem skierowała się w stronę dormitorium chłopaków. Gdy już dotarła, zapukała kilkukrotnie.
-Kimkolwiek jesteś, odejdź – usłyszała zaspany głos Neville’a.
-Neville, obudzisz Harry’ego? Przekaż mu proszę, że czekam na niego w Pokoju Wspólnym – nie czekając na odpowiedź, zeszła po schodach i usiadła na swoim ulubionym fotelu przy kominku.
Po jakiś 20 minutach drugi fotel ugiął się pod ciężarem jej najlepszego przyjaciela. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się smutno.
-O co chodzi? – zapytał zdezorientowany, lecz w jego głosie dało się wyczuć troskę.
-To ja powinnam o to zapytać – odparła, odwracając wzrok w stronę ognia, który tlił się w kominku. Wybraniec jedynie na nią spojrzał z niemym pytaniem w oczach. Gryfonka cicho westchnęła.
-Harry, kocham cię, jesteś jedną z najbliższych osób w moim życiu. Już na zawsze pozostaniesz moim najlepszym przyjacielem. Zrobiłabym dla ciebie wszystko i wiem, że działa to w dwie strony – spojrzała na niego z bladym uśmiechem i dostrzegła, że brunet kiwa potakująco głową – Proszę cię jednak o jedno. Nie zaprzepaszczaj swojego szczęścia, nie martw się o mnie. Ja sobie poradzę. Proszę, nie mów nic, pozwól mi dokończyć – dodała, gdy zauważyła, że Harry zamierza coś powiedzieć – Zadbaj o swoje szczęście. A wiem, że wiąże się ono bezpośrednio z Ginny. Nie kłóć się z nią o mnie, czy o Rona. Nie zasługujemy na to. Sami nie potrafimy poradzić sobie w życiu, ale nadzieję dają mi tacy ludzie, jak ty, czy Ginny. Udowadniacie, że mimo wszystko, można być szczęśliwym – otarła jedną łzę, leniwie spływającą po jej policzku – Wiem, że Ginny wydaje się być silną dziewczyną, lecz wewnątrz bardzo cierpi. Potrzebuje cie. To jest właśnie ten moment, kiedy musisz przy niej być, by udowodnić, że kochasz ją prawdziwie. A wiem, że kochasz – powiedziała pewnie, hardo patrząc mu w oczy – Bądź z nią i w chwilach zarówno dobrych, jak i tych złych. Nie zostawiaj w momencie, gdy robi się ciężko. Walcz.
Wszystkie te słowa mogłaby skierować do Rona. On sobie odpuścił. Nie wiedziała dlaczego, lecz musiała się dowiedzieć. Nie wierzyła, że jeśli ją kochał, to mógłby odejść. Chyba, że nie kochał. Wtedy to wszystko zmienia. Nie zauważyła nawet, że Harry wstał i wyciągnął w jej stronę rękę. Podała mu swoją dłoń, a ten pociągnął ją w swoją stronę i mocno przytulił. 

-Dziękuję ci, Hermiono. Za wszystko. Za to, że zawsze byłaś. Za to, że nigdy nie zwątpiłaś. Za to, że zawsze wierzyłaś. Za to, że zawsze wspierałaś. Za to, że zawsze pomagałaś. Kocham cię – wyszeptał, wtulając głowę w jej włosy.

Z jej oczu płynęły łzy. To samo mogła powiedzieć Harry’emu. On też zawsze był, zawsze wierzył i wspierał. Był jak starszy brat, którego nigdy nie miała. Jej dobro stawiał ponad swoje.
-Ja ciebie też, Harry – wiedziała, że z tą chwilą trochę się zmieni. Wybraniec więcej czasu przeznaczy dla Ginny, ale to właśnie tego pragnęła. By choć raz pomyślał o sobie i o swoim szczęściu. A szczęściem tym była Ginny. Widziała to w jego oczach. Widziała iskierki, które pojawiały się, gdy tylko zauważył swoją ukochaną. Iskierki, które niegdyś można było dostrzec w oczach Rona.


~*~*~


   Skończyła jeść śniadanie. Popędziła w stronę drzwi, aby szybko znaleźć się w dormitorium. Chciała skończyć dziś pracę domową z Mugoloznawstwa, a polecenie profesor McGonnagall pokrzyżowało jej plany, więc musiała zrobić to przed szkołą, skoro po nie miała czasu. Robiła wszystko, by mieć wolny weekend, zwłaszcza sobotę, dlatego wszystkie wypracowanie i inne prace, już dawno skończyła. Zostało jej już tylko Mugoloznawstwo. Miała plany, których w żadnym wypadku nie chciała zmienić. W jej mniemaniu była to sprawa życia i śmierci.
Tak więc to było jej wyjaśnienie na bieganie po zamku z językiem na brodzie. Gdy była już przy schodach wiodących do Wieży Gryffondoru, usłyszała głośne wołanie.
-Hermiona, hej, Hermiona! Zaczekaj! – krzyk był coraz głośniejszy, lecz Gryfonka szła dalej zupełnie niewzruszona. Miała nadzieję, że gdy poudaje, że nie słyszy, to przyjaciółka zaprzestanie pościgu. Niestety, zupełnie się pomyliła.
-Czemu nie zaczekałaś? – zapytała oburzona Ginny.
-Nie słyszałam – odpowiedziała, niemrawo się uśmiechając. Rudowłosa przyjrzała jej się podejrzliwie, lecz nie miała zamiaru roztrząsać się nad zachowaniem przyjaciółki – Stało się coś?
-Chciałam ci podziękować – powiedziała, na co szatynka uniosła wysoko brwi.
-Za co? – zapytała zaskoczona.
-Wiem, że ktoś rozmawiał z Harry’m. Przeprosił mnie dziś przed śniadaniem, znów wszystko jest okay – uśmiechnęła się szeroko – Wiem też, że musiała być to osoba, która coś dla niego znaczy, bo inaczej nigdy by nie posłuchał. Niewiele osób wiedziało o naszej kłótni, a tak się składa, że ty znasz każdy szczegół. Tak więc dziękuję.
-Do usług – zaśmiała się szatynka, przytulając przyjaciółkę – Nie obraź się, ale muszę iść.
-Do zobaczenia – pomachała rudowłosa i odwróciła się na pięcie.


~*~*~


   Biegła najszybciej, jak potrafiła. Torba wypełniona książkami lekko jej to utrudniała, lecz dawała sobie radę. Jak mogła nie zauważyć, że jest już tak późno?! Spojrzała na zegarek. Miała już dziesięć minut spóźnienia. Na szczęście dobiegała już do Sali profesora Slughorna. W końcu znalazła się pod drzwiami. Odetchnęła głęboko, zapukała i weszła do środka. Od razu wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę. Przeprosiła nauczyciela i usiadła obok Malfoy’a, który już kroił składniki. Spojrzała szybko na wszystkie ingrediencje i już wiedziała, co jest ich dzisiejszym zadaniem.
-Cześć – przywitała się, na co odpowiedział jej skinięciem głowy – Eliksir Rozdymający? – zapytała.
- Tak – odpowiedział. Widząc, że zamierza coś powiedzieć, dodał szybko – Nawet nie myśl o tym, żeby to skomentować.
Wiedziała o co mu chodzi. Miał na myśli lekcję eliksirów w drugiej klasie, gdy Harry spowodował wybuch kociołka Goyle’a, by mogła zakraść się do gabinetu Snape’a, aby zdobyć składniki potrzebne do uwarzenia Eliksiru Wielosokowego. Eksplozja sprawiła, że zawartość kociołka jednego z goryli Malfoy’a obryzgała osoby znajdujące się w jej pobliżu. Jedną z nich był właśnie Draco, przez co głowa uginała mu się pod ciężarem olbrzymiego nosa. Była to niezwykła sensacja, a uczniowie jeszcze długo nie pozwolili mu zapomnieć o poniżającej sytuacji.
Ślizgon, widząc, że szatynka ledwo tłumi śmiech, postanowił się bronić.
-To wcale nie było aż tak śmieszne – oburzył się, lecz na wspomnienie Goyla, który machał rękoma wielkości talerzy, sam miał ochotę się roześmiać.
Gryfonka, nie mogąc już wytrzymać, wybuchła śmiechem. Blondyn chwilę później jej zawtórował, przez co profesor Slughorn musiał interweniować. Podszedł do ich stolika i mruknął, że jeśli za chwilę się nie uspokoją, to wlepi im szlaban. Prefekci kiwnęli głowami, na znak, że zrozumieli, a nauczyciel oddalił się, mówiąc pod nosem coś w stylu: „Prefekci Naczelni, kto by pomyślał?!”
Oczywiście uwarzyli najlepszy eliksir, więc profesor, chcąc nie chcąc, musiał nagrodzić ich punktami, co dało im niezmierną satysfakcję.
-Stanowimy niezły duet, Granger – powiedział, przybijając Gryfonce piątkę.
-Z grzeczności nie zaprzeczę – odpowiedziała, zabawnie zadzierając brodę, co poskutkowało lekkim kuksańcem w bok od Ślizgona.


~*~*~


   Po lunchu i Starożytnych Runach przyszedł czas na Numerologię. Usiadła obok Nott’a. Musiała przyznać, że cieszyła się z faktu, że na tych zajęciach dzieliła ławkę z szatynem. Mogła porozmawiać z nim na bardzo interesujące tematy, bo Ślizgon dorównywał jej inteligencją. W szóstej klasie zostali zmuszeni, aby razem usiąść, bo chłopak się spóźnił, a wszystkie inne miejsce były zajęte. Z początku zupełnie się ignorowali. Odnosili się do siebie chłodno i obojętnie, lecz wewnątrz każde z nich wypełnione było obrzydzeniem. Hermiona, bo wiedziała, że Nott został Śmierciożercą na miejsce swego ojca, a Ślizgon, bo Granger była szlamą, które on zwykł tępić i nienawidzić. Wszystko się zmieniło, gdy mieli wykonać pracę w parach z ławek. Chcąc nie chcąc, musieli to zrobić. Spotykali się w najodleglejszym kącie biblioteki i tłumaczyli runy. Później zaczęli ze sobą rozmawiać i zrozumieli, że naprawdę wiele ich łączy. W końcu połączyła ich dziwna relacja, którą można było nazwać przyjaźnią, lecz sami nie chcieli tego przyznać. Nie rozmawiali już tylko o nauce, lecz zwierzali się sobie ze swoich przeżyć i osobistych przemyśleń. Hermiona opowiedziała Ślizgonowi o swoich przygodach, które odbyła wraz z przyjaciółmi, a Nott zwierzył się, jak trudne jest bycie Śmierciożercą. Wyznał, że czasami napawała go myśl, że nie ma po co żyć. Czarny Pan i tak zabiłby go, gdyby nie był już potrzebny, a wcześniejszą śmiercią może oszczędziłby cierpienia ludziom, których przetrzymywałby Voldemort. Jego mama nie żyła, był świadkiem jej śmierci. Ojciec napawał go obrzydzeniem. W czasach zwątpienia Hermiona niezwykle mu pomogła.
-Hej – przywitała się, lekko się uśmiechając. Obrzuciła go uważnym spojrzeniem. Musiała przyznać, że bardzo się zmienił.* Dawniej był cherlawym chłopakiem, który ledwo trzymał się na nogach. Teraz stał się umięśniony i postawny. Pobyt w szeregach Czarnego Pana sprawił, że zmężniał. Nareszcie sylwetka była adekwatna do wzrostu, bo do niskich, to on na pewno nie należał. Teodor również bardzo wyprzystojniał. Męski zarys szczęki i czujne niebieskie oczy sprawiały, że nie można było oderwać wzroku od jego twarzy. Krótkie, falowane brązowe włosy dodawały mu uroku. Jedyne co się nie zmieniło, to jego charakter. Nadal był bardzo cichy i tajemniczy. Zawsze trzymał się na uboczu, co nie znaczyło, że nie był stanowczy. Nigdy nie należał do świty Malfoy’a. Można by pokusić się o stwierdzenie, że gdyby był trochę bardziej otwarty i przebojowy, to miano Księcia Slytherinu przypadło by właśnie jemu.
-Cześć – odpowiedział – Co słychać? – zapytał z pięknym uśmiechem, na co Gryfonka lekko się zaczerwieniła.
-Wszystko w porządku – skłamała gładko. W końcu nic nie było okay. Wolała jednak przemilczeć swoje problemy.
Teodor spojrzał na nią uważnie. Od razu domyślił się, że coś jest nie tak. Poza tym już chyba cała szkoła wie, że Złote Trio powoli się rozpadało. Rudzielec odszedł, zostawiając Gryfonkę ze złamanym sercem. Zabolało go jednak, że nie chciała mu nic powiedzieć. Był pewien, że mogą sobie zaufać, lecz jeśli wolała zachować to dla siebie, to on to uszanuje.
Profesor Vector rozpoczęła lekcję. Trochę poopowiadała, trochę objaśniła i wytłumaczyła i już miała przydzielać uczniom zadania, gdy do sali weszła niewielka blondynka. Mogła mieć nie więcej niż 12 lat.
-Pani profesor, dyrektor McGonnagall prosi panią do siebie – wytłumaczyła szybko powód swojej wizyty.
-Tak, oczywiście, już idę – powiedziała szybko – Przeczytajcie rozdział w podręczniku, a następnie zanalizujcie imiona swoich przodków od strony matki. Postaram się wrócić jak najszybciej.
Gdy tylko nauczycielka opuściła klasę, Hermiona wzięła się do roboty. Poszło jej bardzo szybko i po kilkunastu minutach miała już wszystko rozpisane. Wzięła oczywiście pod uwagę tych przodków, których znała osobiście lub chociaż z opowieści. Spojrzała w stronę Nott’a, który pisał coś od niechcenia. Wyprostowała się i zaczęła przeglądać podręcznik. W końcu nie miała już nic do roboty, zrobiła to, co musiała i teraz zupełnie nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Po kilku minutach usłyszała głos kolegi z ławki.
-Skończyłem – powiedział z triumfem, po czym zatrzasnął książkę i rzucił pióro na blat. Spojrzał na Gryfonkę i uśmiechnął się delikatnie, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Hermiona zwracała uwagę na uzębienie. W końcu jej rodzice byli dentystami. Musiała przyznać, że Teodor miał bardzo piękny i zadbany uśmiech.
Chwilę później zupełnie zatracili się w rozmowie. Poruszali najróżniejsze tematy. Opowiedzieli sobie, jak minęły im wakacje oraz kim mają zamiar zostać w przyszłości. Nawet nie zauważyli, kiedy zadzwonił dzwonek sygnalizujący koniec lekcji. Zgarnęli swoje rzeczy z ławki i ruszyli korytarzem. Gdy doszli do schodów, którymi Gryfonka miała ruszyć do swojego dormitorium, Ślizgon ją zatrzymał.
-Hermiono, wiem, że jest ci trudno, ale nie izoluj się od ludzi.
-Sam tak robisz – powiedziała, hardo patrząc mu w oczy.
-Tak, ale ja już taki jestem. Zawsze byłem. Nie odpychaj przyjaciół. Oni chcą ci pomóc – szepnął prawie bezgłośnie. Zdążył się przywiązać do szatynki i bolał go widok przyjaciółki w takim stanie.
-Och, Teodor, nawet nie wiesz, jak beznadziejnie się czuję – rzuciła mu się na szyję, pozwalając kilku łzom spłynąć po policzkach.
-Coś czuję, że powinniśmy porozmawiać – zaśmiał się cicho – Jutro w Hogsmeade. Co ty na to?
-Przepraszam, ale jutro jestem naprawdę zajęta. Pasuje ci niedziela? – zapytała, lekko się uśmiechając.
-W takim razie jesteśmy umówieni – wyszczerzył zęby i pożegnał się, po czym ruszył korytarzem.


~*~*~


   Po obiedzie Gryfonka cały czas wolny spędziła w swoim dormitorium, planując jutrzejszy dzień. Wszystko musiało być idealnie. Nagle, nie wiadomo kiedy, zegar wskazywał 17:50. Szybko zerwała się z łóżka i opuściła pokój. Kilka minut później znajdowała się już pod Izbą Pamięci. Zastała tam już profesor McGonnagall, Malfoy’a oraz dwóch trzecioklasistów z Ravenclaw.
-Waszym zadaniem będzie wyczyszczenie wszystkich pucharów, medali i innych odznaczeń – dyrektorka wytłumaczyła młodym nicponiom – A waszym – pilnowanie ich – te słowa skierowała do Prefektów – Wszystko jasne?
-Tak, jak najbardziej – zabrała głos Gryfonka.
-Świetnie – powiedziała na odchodnym starsza kobieta.
-Oddajcie różdżki – rozkazała szatynka, patrząc na Krukonów, co spotkało się z grymasem na ich twarzach, jednak widząc srogie spojrzenie Draco, wykonali polecenie.
Gryfonka machnęła jeszcze różdżką, by wyczarować potrzebne im rzeczy. Po chwili obaj mieli w rękach wiadra z wodą, płyny i ściereczki. Od razu zabrali się do roboty. Ślizgon natomiast wyczarował dwa fotele i chwilę potem Prefekci rozsiedli się wygodnie, obserwując pracę Krukonów. Szatynka zaczęła rozmyślać. W Izbie Pamięci brak już było odznaczeń za zasługi dla Toma Riddla. Teraz otrzymywał je ten, kto na to zasługiwał. W centrum pomieszczenia była półka z trzema wielkimi pucharami. Jeden posiadał tabliczkę z nazwiskiem Wybrańca, drugi – Hermiony, a trzeci – Rona. Według Gryfonki były one zupełnie zbędne, ale minister uparł się, by upamiętnić ich „wielki” wyczyn. Nagle poczuła lekkie szturchnięcie w ramię. Spojrzała zirytowana na Ślizgona, na co ten uśmiechnął się wrednie.
-Idziesz jutro do Hogsmeade? – rozpoczął rozmowę.
-Przelotnie – odpowiedziała tajemniczo.
-Przelotnie? – powtórzył.
-Przelotnie – potwierdziła.
-Możesz przestać to powtarzać i rozwinąć? – irytowało go, że nie może uzyskać pełniej odpowiedzi o zamiarach szatynki.
-Mogę – odpowiedziała krótko. Bawiło ją to, że Ślizgon tak się denerwuje. Niech choć raz nie ma wszystkiego od razu.
-Granger – jęknął.
-Słucham – zaśmiała się z reakcji blondyna.
-No weź.
-No niech ci będzie. Będę tam tylko na chwilę. Pewnie wpadnę do Trzech Mioteł na kremowe piwo, ale moim planem na sobotę jest wyjazd do Londynu. Z Hogsmeade można się teleportować, a jutro będą tam tłumy, więc moje zniknięcie aż tak nie rzuci się w oczy. A nie chcę przecież, by ktoś zauważył moją nieobecność – wytłumaczyła spokojnie.
-Po co jedziesz do Londynu? – zapytał dociekliwie.
-Bo… - zaczęła niepewnie Gryfonka.
-Bo? – ponaglił.
-Chcę porozmawiać z Ronem – powiedziała na jednym wydechu.
-Po co?
-Nie wierzę, że tak z dnia na dzień przestał mnie kochać. Jestem pewna, że coś jest na rzeczy, a ja chcę się dowiedzieć co.
-Jechać z tobą? – zapytał, na co szatynka spojrzała na niego zaskoczona. Pomyślała chwilę nad jego propozycją. W sumie to chyba nie był najgorszy pomysł. Byłoby miło mieć kogoś obok siebie.
-Jeżeli masz ochotę – odparła z delikatnym uśmiechem.
-No to jesteśmy umówieni – rzucił, również ukazując zęby, na co Gryfonka cicho się zaśmiała. W końcu usłyszała już dziś te słowa od pewnego Ślizgona.


~*~*~


Witam po dłuższej przerwie. Muszę Wam przyznać, że w mojej głowie zrodził się zupełnie inny pomysł na tego bloga i planuję go zrealizować, bo myślę, że jest inny niż wszystkie inne. Przynajmniej ja czegoś takiego jeszcze nie czytałam. A i przepraszam, za tzw. "samotne literki" na końcu zdań, ale nie mam już sił robić tego dziś, więc odłożyłam to na niedzielę. Jeśli bardzo Wam to przeszkadza, to przepraszam, ale na serio jestem już wykończona.

*Nott znajduje się już w zakładce "Bohaterowie"

5 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział <3 Jak już mówiłam kocham twoje opowiadanie i nie dość, że teraz długo czekałam to męczarnią będzie dla mnie nie zobaczenie nowego rozdziału przez dwa tygodnie :( Ale będę dzielna i zaczekam :D
    Zastanawiam się, czy twoim pomysłem nie jest mały flirt z Nott'em? W sumie to fajnie by było nadać opowiadaniu trochę innego charakteru ;) Nie wiem czemu, ale w kilku miejscach miałam już takie wrażenie, jakby Draco miał pocałować Mionkę, byłoby to cudne <3 Mam nadzieję, że przynajmniej zbliżą się do siebie przez ten wyjazd do Londynu.
    Błędy występują u Ciebie sporadycznie, jeżeli chcesz to mogę ci wysłać link do bloga na którym możesz znaleźć sobie betę.
    A jeżeli chcesz zareklamować swoje opowiadanie, to wejdź na mojego bloga http://nowe-pokolenie-hogwart.blogspot.com/ tam są buttomy do różnych spisów blogowych, gdzie możesz się zgłosić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam czytac Twoje komentarze. Bardzo Ci za nie dziękuję. Cieszę się, że podoba Ci się mój blog. Co do Nott'a, to masz trochę racji, mam zamiar namieszac. Dzięki za rady dotyczące reklamy, chyba tak zrobię. :)

      Usuń
  2. Naprawdę bardzo dobry rozdział. Z rozdziału na rozdział akcja coraz bardziej się rozkręca, przez co robić się ciekawej. Coś czuje, że Nott będzie chciał poderwać Hernionę ;-) Tylko, żeby się z Malfoy'em nie pobili ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak uważasz, bo mi ciągle wydaje się, że fabuła nadal jest nudna. Jeszcze nie weszłam w wątki, które mam nadzieję rozwinąć jak najszybciej. :)

      Usuń
  3. Twój blog działa na mnie niczym diabelskie sidła ! :3 Chyba się zakochałam :) Leila

    OdpowiedzUsuń