czwartek, 24 kwietnia 2014

Rodział I - "Podróż"


W końcu nadszedł dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona niechętnie uniosła powieki i spojrzała na zegarek znajdujący się przy łóżku. Dochodziła ósma. Przewróciła się na drugi bok i z uśmiechem na ustach wtuliła się w swojego narzeczonego. Zaraz po Bitwie o Hogwart wyruszyli razem do Australii, by odszukać jej rodziców. Z trudem im się to udało, a Ron od razu poprosił ojca Hermiony o jej rękę. Jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa. Nawet rozłąka z rodzicami nie była dla niej aż tak odczuwalna. Przekonała ich, aby zostali w Australii, ponieważ widziała, jacy są tam szczęśliwi, a sama miała w planach wyprowadzkę z domu i zakup mieszkania wraz z narzeczonym. Teraz mieszkali razem w Londynie w jednopiętrowym domu, który dla ich dwójki był odpowiednio duży.
   Postanowiła go obudzić. Złożyła na jego ustach czuły pocałunek. Chyba już nie spał, ponieważ od razu objął ją ramionami i przyciągnął do siebie.
-Ron, już ósma, pora wstawać – wymruczała pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
-Poleżmy tak chociaż 5 minut.
-Umówiłeś się z Harry’m o 9, nie pamiętasz?
-Kopiesz leżącego – jęknął Ron.
   Hermiona wstała i zabrała się za przygotowywanie śniadania, podczas gdy jej narzeczony brał prysznic. Dzięki niej nie musieli się śpieszyć, bo spakowała kufry już poprzedniego dnia. Gdyby nie ona, zapewne teraz by biegali po całym domu w pośpiechu łapiąc poszczególne podręczniki i resztę potrzebnych rzeczy.
   Nagle poczuła, że od tyłu oplatają ją silne męskie ramiona. Uśmiechnęła się pod nosem, odwróciła i pocałowała Rona. Pewnie trwaliby w tym stanie, gdyby nie smród przypalającego się naleśnika. Oderwali się od siebie. Ron usiadł przy stole, a Hermiona przyniosła talerz z naleśnikami i dzbanek soku. Zabrali się do jedzenia, co chwila wybuchając śmiechem. Wydarzenia z ostatniego roku bardzo ich do siebie zbliżyły i otworzyły im oczy na rodzące się między nimi uczucie.
   Gdy skończyli jeść, zegar wskazywał 8:50.
-Będę się już zbierał. Widzimy się na dworcu?
-Tak. Do zobaczenia.
Odpowiedziała Hermiona. Ron zmniejszył swój kufer, schował go do kieszeni, podszedł do narzeczonej i szybko cmoknął ją w usta.
-Pa, kochanie – wymruczał i po chwili zniknął za drzwiami.
   Hermiona z uśmiechem weszła do łazienki, wzięła długą kąpiel, wykonała lekki makijaż i rozczesała włosy. Weszła do garderoby. Uwielbiała to pomieszczenie. Marzyła o domu z własną garderobą. Ten kupiony wraz z narzeczonym był tym idealnym. Na parterze znajdowała się kuchnia połączona z jadalnią, która była otwarta na salon. Dzięki temu dom wydawał się większy, nie był ograniczony dużą ilością ścian. Jedynym zamkniętym pomieszczeniem na parterze była łazienka dla gości. Na piętrze była sypialnia i duża łazienka z wanną oraz prysznicem. Znajdowały się tam także dwa pokoje. Długo zastanawiali się na co je przeznaczyć, 
a w końcu, za namową Hermiony, zadecydowali, że będą to garderoba oraz pokój dla ewentualnych gości. Może kiedyś sypialnia ich dziecka. Cały dom był urządzony bardzo minimalistycznie. Nie było tam żadnych niepotrzebnych rzeczy i innych bibelotów. Meble i szafki na wysoki połysk były bardzo nowoczesne. Całość wyglądała bardzo schludnie.
   Hermiona nie zastanawiała się zbyt długo nad strojem na dzisiejszy dzień. Musiał być przede wszystkim wygodny, ponieważ czekała ją długa podróż. Ostatecznie wybrała jasnoszare jeansy, granatową koszulę z rękawami ¾ i baleriny w tym samym kolorze. Spojrzała na zegarek. Dochodziła 11, więc postanowiła udać się na dworzec. Zabrała kufer, zmniejszyła go i wrzuciła do torebki. W międzyczasie złapała jeszcze beżowy płaszczyk, bo zbliżała się jesień, a wraz z nią chłodniejsze dni. Przejrzała się w lustrze, uśmiechnęła się do siebie i w wyśmienitym humorze teleportowała w ciemny zaułek nieopodal dworca.

~*~*~

   Draco wyszarpnął kufer z ręki matki i wybiegł trzaskając drzwiami. Nie odwrócił się nawet, gdy słyszał jej żałosne wołanie. Po raz pierwszy w życiu czuł się wolny. Stanął przed bramą Malfoy Manor, odetchnął całą piersią i teleportował się z cichym trzaskiem. Przed wyjazdem do Hogwartu musiał załatwić jeszcze jedną rzecz. W tej chwili był bezdomny. Narcyza prosiła, by się nie wyprowadzał, lecz nie posłuchał jej prośby. W tej chwili zapewne siedziałby w Azkabanie, gdyby nie interwencja samego Pottera - wybawcy magicznego świata. Darzył matkę dość specyficznym uczuciem, ale jednak pozytywnym. To ona troszczyła się o niego i miała na celu przede wszystkim jego dobro, ale to nie wystarczy. Nie mógł jej wybaczyć, że nie postawiła się ojcu i pozwoliła, by jej jedyny syn został włączony w szeregi Czarnego Pana. O tym Draco nigdy nie zapomni.
   Wreszcie zapragnął wieść normalne życie. Całe szczęście, że rodzice założyli mu skrytkę w banku, gdy się urodził i już zdążyli ulokować tam całkiem pokaźną sumkę. Już dawno wypatrzył sobie odpowiednie mieszkanie. Mieściło się ono w centrum Londynu. Penthouse w samym sercu dużego miasta to jest to, o czym marzył. Nienawidził żyć w wielkim pałacu, jakim jest Malfoy Manor. Nigdy nie czuł się tam dobrze. Wolał, gdy okolica tętniła życiem.
   Znalazł się pod wieżowcem, gdzie mieściło się jego mieszkanie. Przybył tu tylko po to, by podpisać ostatnie papiery, odebrać klucze i zostawić kilka rzeczy, bo nie zamierzał zabierać całego swego dorobku do Hogwartu, a przecież wszystko, co miał, spakował do swego szkolnego kufra i opuścił Malfoy Manor. Miał nadzieję, że już na zawsze.

~*~*~

   Blaise i Pansy właśnie kończyli śniadanie. Było już wpół do jedenastej, więc musieli się śpieszyć, zwłaszcza, że Ślizgon nie spakował jeszcze swojego kufra. Pansy zrobiła to już kilka dni wcześniej, ponieważ od trzech dni mieszkała w domu pani Zabini. Było to możliwe dlatego, że właścicielka wyjechała na trochę spóźnione wakacje, a jej syn został sam. Blaise od razu zaprosił swoją dziewczynę do siebie, aby móc spędzić ostatnie wolne chwile razem. Tak więc brunet w pośpiechu pakował wszystkie swoje manatki do kufra, a Pansy z rozbawieniem patrzyła, jak jej chłopak biega po całym domu. 
W pewnym momencie spojrzał na Ślizgonkę i doskoczył do niej w kilku krokach. Przyciągnął ją do siebie i spojrzał w ukochane oczy.
-Śmieszy cię coś, kochanie?
-Nie, no coś ty. Mam tylko bardzo dobry humor – odpowiedziała z ironią.
-A czy mogę zapytać czymże jest on spowodowany? O ile wolno mi posiąść tę wiedzę oczywiście – zapytał z udawanym sarkazmem
-A tymże, iż zapewne bez mojej pomocy, zapomniałbyś o jednej, bardzo ważnej rzeczy – powiedziała uśmiechając się szeroko.
-Jakiej? – spojrzał na nią zdezorientowany. Pansy wyciągnęła rękę, w której znajdowała się odznaka Prefekta. Miała rację, nie pamiętał, aby zapakować odznakę. – Co ja bym bez ciebie zrobił?
-Wielokrotnie zadaję sobie to pytanie. – odpowiedziała z uśmiechem. – Chodź, nie mamy już czasu.
-Wedle życzenia, pani.- ukłonił się nisko i złapał oba kufry. Podali sobie ręce 
i chwilę potem znaleźli się na dworcu. Przeszli przez barierkę na dworzec 9 i 3/4, lecz nie zastali tam nikogo. No, prawie nikogo. Na ławce siedziała pochylona nisko szatynka. Z daleko było widać, że jest czymś zdenerwowana. Podeszli do niej, a gdy już ją rozpoznali, w tym samym momencie wykrzyczeli:
-Granger?!


~*~*~

   Ginny od rana była w wyśmienitym humorze. Przypomniały jej się wydarzenia z wczoraj, gdy Harry zabrał ją na kolację i powiedział, że chce zapytać o coś ważnego. Przestraszyła się, że Wybraniec ma zamiar się jej oświadczyć. To prawda, kochała go, ale byli tacy młodzi. Nie chciała jeszcze wychodzić za mąż. Ma dopiero 17 lat, chce się wyszaleć. Nie w głowie jej teraz suknie ślubne i te wszystkie rzeczy związane z ożenkiem. Bała się jednak, że gdy odmówi, Harry się z nią rozstanie. Na szczęście tym pod tym ważnym pytaniem kryła się prośba o wspólne zamieszkanie. Wiedziała, że Harry czuje się samotny. Chociaż spotyka się z nią i ze znajomymi, to po powrocie do domu jest całkowicie sam. Ona nigdy się tak nie czuła, bo jej dom zawsze był pełen. Wspólnie postanowili, że po tym roku szkolnym Ginny wprowadzi się do Harry’ego na Grimmuald Place.
   Zjadła szybko śniadanie, wzięła prysznic i postanowiła, że pójdzie do Hermiony i razem z nią wybierze się na dworzec. Z tą myślą złapała swój kufer i teleportowała się pod mieszkanie przyjaciółki i jej narzeczonego. Wiedziała, że Ron umówił się dziś z Harrym, więc Hermiona powinna być sama w domu. Zapukała i nie usłyszała odpowiedzi. Nie było możliwości, że dziewczyna zaspała, bo to nigdy nie zdarzało się poukładanej Gryfonce. „Na pewno wybrała się z chłopakami” – pomyślała i z cichym trzaskiem teleportowała się do Dziurawego Kotła.

~*~*~

   Zaskoczona spojrzała na Ślizgonów. Uśmiechnęła się pod nosem. „Jak widać nie jestem jedyna” – pomyślała.
-Cześć, Zabini. – uśmiechnęła się do bruneta. Był on chyba jedynym Ślizgonem, który nie obrażał jej przy każdej okazji. Nawiązała z nim kontakt w bibliotece. Często przesiadywali tam razem, pisząc wypracowania. Zawsze zajmowali stolik w najodleglejszym kącie. Nie chciała, by reszta uczniów Domu Węża jeszcze bardziej ją obrażała ze względu na znajomość z Blaisem. Kątem oka dostrzegła, że Pansy trzyma się z boku lekko zmieszana.
-Hej, Granger. Czemu nikogo jeszcze nie ma? Jest już jedenasta. Czemu nie ma jeszcze pociągu? – zapytał zdezorientowany.
-Spójrz na bilet – westchnęła Gryfonka. Zabini wykonał jej polecenie, a jego brwi podjechały do góry.
-Jak mogli przenieść godzinę odjazdu pociągu na 12?! Zawsze była to 11! – wykrzyknął wzburzony.
-Uspokój się. Nie musisz się unosić, tym sposobem czasu nie przyspieszysz. Skoro pociąg ma przyjechać o 12, to będzie o 12. Musimy poczekać – do rozmowy wreszcie włączyła się poirytowana Pansy.
Przez chwilę trwała niezręczna cisza. W końcu brunet przemówił.
-Hermiono, możesz oficjalnie poznać moją dziewczynę – Pansy – powiedział 
z dumą.
-Jesteście razem? Gratuluję! – Gryfonka naprawdę się ucieszyła, bo komu jak komu, ale Blaise’owi życzyła naprawdę dobrze.
Znów nastała cisza. Można było wyczuć napięcie ciążące między dziewczynami.
-Dobra, Granger, to nie ma sensu. Chciałam cię przeprosić. No wiesz, za te wszystkie lata obelg. Już nie postrzegam ludzi przez pryzmat krwi. Szczerze mówiąc zawsze ci trochę zazdrościłam. Najlepsza w klasie, prawdziwi przyjaciele, ja nigdy tego nie miałam. Moje przyjaźnie były zawierane przez rodziców. Musiałam się kolegować tylko z innymi arystokratami. To było bardzo męczące, ale konieczne, by przeżyć. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Tak więc przepraszam – nagle wyrecytowała Pansy.
Zaskoczona szatynka spojrzała na nią. Nie doczytała się w jej oczach fałszu. Poza tym znała Blaise’a i wiedziała, że nie związałby się z nadętą arystokratką. Gardził koleżankami z domu tego typu. Postanowiła dać szansę Ślizgonce.
-Cieszę się, że mi to powiedziałaś. Naprawdę doceniam twoje przeprosiny 
i chciałam powiedzieć, że ci wybaczam.
Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie przyjaźnie. Atmosfera od razu zrobiła się lżejsza, a cała trójka spędziła godzinę na dworcu na rozmowie, co chwila wybuchając śmiechem.

~*~*~

   Ginny znalazła chłopaków przed witryną sklepu z miotłami. Mogła się tego spodziewać. Przywitała się głośno, by zwrócili na nią uwagę.
-O, cześć Ginny. Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony Ron.
-Szukam Hermiony. Miałam nadzieję, że wybrała się z wami.
-Gdy wychodziłem, to była w domu. Nie zastałaś jej tam?
-Nie, dom był pusty – trochę to zdziwiło Ginny, spodziewała się ją tu spotkać.
-Mamy się spotkać na dworcu, więc pewnie postanowiła się tam z kimś wybrać. Może wpadła po Lunę?
-W sumie to możliwe. A wy co macie zamiar teraz robić? Chyba nie będziecie wpatrywać się w tę miotłę przez cały dzień – parsknęła śmiechem.
-Właśnie szliśmy na kawę, ale naszą uwagę przykuła ta miotła. Najnowszy model Błyskawicy. Piękna robota – westchnął Harry.
-Ty się lepiej aż tak nie rozczulaj – Ginny spojrzała na zegarek – Jest 11:30, myślę, że jeszcze zdążymy wstąpić na kawę do tej nowo otworzonej kawiarni na rogu. Słyszałam, że mają wyśmienite Latte. Idziemy? – zaproponowała.
-Tak, myślę, że to dobry pomysł – odparł Ron z miną znawcy, na co cała trójka wybuchła śmiechem i poszła wzdłuż głównej uliczki.


~*~*~

   Draco rozglądał się na peronie. Szukał dwójki swoich przyjaciół. Od dawna widział, że coś między nimi jest. Cieszył się, że im się udało, chociaż czasami aż go mdliło, gdy w jego towarzystwie mówili do siebie jakimiś dziwnymi zdrobnieniami. Wzdrygnął się na tę myśl. Jednak jednemu nie mógł zaprzeczyć – Pansy zmieniła się na lepsze. I nie mowa tu tylko o wyglądzie, choć teraz wygląda o wiele lepiej. Przestała nakładać na siebie tonę makijażu, zmieniła całą garderobę, kuse sukienki wymieniła na rozkloszowane spódnice nad kolano, zamiast grzywki na pół czoła ma przedziałek na środku, dzięki czemu wygląda bardzo naturalnie. Jednak najbardziej zmieniło się jej nastawienie do innych ludzi. Przestała przyjaźnić się z wrednymi Ślizgonkami. Teraz ma już tylko jego i Blaise’a. Nawet na mugoli nie patrzy z odrazą i obrzydzeniem jak dawniej. Uśmiechnął się na myśl o „nowej” Pansy.
-Ehh, co ta miłość robi z ludźmi – westchnął.
-Mówisz sam do siebie, Malfoy. Mam się martwić? – usłyszał za sobą sarkastycznie zadane pytanie.
-Nie, nie jestem bardziej chory na głowę niż ty, Potter. O, widzę, że twoje doborowe towarzystwo nie odstępuje cię na krok. Stać cię na lepszych przyjaciół niż Wieprzlej – odpowiedział szybko, również nie pozbywając swojej wypowiedzi nutki ironii.
-Co może wiedzieć taki plugawy Śmierciożerca jak ty, Malfoy? – Ron wypluł te słowa jak największą obelgę.
-O, Wiewiór nauczył się pyskować. Zapowiada się naprawdę ciekawy rok.
Ron już miał rzucić się na blondyna, lecz zatrzymał go przyjaciel.
-Puść mnie, Harry! Zaraz tak mu przyłożę, że sam na kolanach wróci do Azkabanu – wykrzyczał podenerwowany Gryfon.
-Ron, nie! Lepiej już wsiadajmy do pociągu. Widzicie gdzieś Hermionę? – Wybraniec starał się załagodzić sytuację i zmienić temat.
   Czwórka uczniów weszła do pociągu. Draco szukał Blaise’a i Pansy,
a Ron, Harry i Ginny – Hermiony. Nie spodziewali się, że zastaną ich razem w jednym przedziale. W dodatku śmiali się tak głośno, że nie zauważyli przybycia przyjaciół. Pierwszy odezwał się Ron:
-Hermiona, jak możesz siedzieć z tymi ludźmi w jednym przedziale? – zapytał zszokowany.
-Ci ludzie, Ronaldzie, to moi znajomi. Jakiś problem? – odpowiedziała zdenerwowana. Przepadała za Blaisem, nawet Pansy zdążyła już polubić 
i nie chciała, by jej narzeczony był na nią zły za kontakty ze Ślizgonami.
Harry widząc, że przyjaciel nadal chce ciągnąć dyskusję, zaproponował:
-Może usiądziemy?
   Ron niechętnie zajął miejsce obok Hermiony, od razu obejmując ją ramieniem tak, jakby chciał wszystkim pokazać, że jest to jego własność. Nagle drzwi przedziału się rozsunęły i ich oczom ukazała się niska przestraszona dziewczynka.
-Profesor McGonnagall prosi do siebie Hermionę Granger i Draco Malfoy’a.
Wymienieni spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Nie mogli jeszcze nic przeskrobać, przecież rok szkolny jeszcze się nie zaczął. Wstali i skierowali się na początek pociągu, gdzie znajdowały się przedziały nauczycieli. Szybko odnaleźli ten należący do dyrektorki.
-Wzywała nas pani – pierwsza zabrała głos Hermiona.
-Tak, poprosiłam was do siebie, aby poinformować, że zostaliście wybrani na Prefektów Naczelnych Hogwartu – twarz Hermiony od razu ozdobił szeroki uśmiech -Waszymi zadaniami będą patrolowanie korytarzy, organizowanie ważnych szkolnych uroczystości oraz dbanie o ogólny ład
i porządek. Możliwe, że w międzyczasie powierzę wam jeszcze jakieś zadanie. Musicie wiedzieć, że status Prefekta to nie tylko wielkie wyróżnienie, ale także odpowiedzialność. Teraz proszę, abyście sprawdzili wszystkie przedziały. Oto odznaki – McGonnagall wyciągnęła z pudełka dwie oznaki z dużym „P”
 i podała dwójce uczniów – Możecie już iść.
-Dziękuję – wydukali równocześnie, będąc tak samo zaskoczeni otrzymanym wyróżnieniem.

~*~*~

-Jak myślicie, dlaczego McGonnagall wezwała ich do siebie? – zapytała Ginny.
-Nie wiem, ale jeśli chodzi o tę dwójkę, to na pewno będzie ciekawie – powiedział Blaise, na co wszyscy wybuchli śmiechem. No, prawie wszyscy. Od razu było widać, że Ronowi nie odpowiada fakt, że jego ukochana może mieć jakiekolwiek wspólne sprawy z Malfoy’em.
-Może to stare próchno chce po prostu mieć jakiekolwiek towarzystwo podczas podróży – Pansy wysunęła myśl, co zaowocowało kolejnym wybuchem śmiechu.
-A może zbyt długo siedziała na słońcu i teraz pomieszało jej się w głowie 
i myśli, że Hermiona i Malfoy są jej dziećmi? – wyobraźnia Harry’ego najwyraźniej nie znała granic. Uczniom przychodziły do głowy coraz głupsze pomysły. Jedynie Ron nie brał udział w zabawie, ponieważ jego myśli ciągle krążyły wokół dwójki nieobecnych.

~*~*~

   W tym samym czasie Hermiona i Draco w ciszy przemierzali korytarz pociągu zaglądając do kolejnych przedziałów. Dystans między nimi był wręcz wyczuwalny. Hermiona raz na jakiś czas spoglądała na Malfoy’a. Musiała przyznać, że wyprzystojniał. Urósł kilka[naście?!] centymetrów, a jego sylwetka nabrała trochę kształtu. Już nie był chudym chłopcem. Teraz mógł się pochwalić prawdziwie męską figurą. Szerokie barki, wąskie biodra, umięśniona klata. Ślizgonowi ściemniały włosy. Już nie miał platynowej czupryny. Teraz jego włosy miały piękny odcień blond. Jego twarz nabrała męskich rysów. Lecz najbardziej zachwycały jego oczy. Szare tęczówki i przenikliwe, tajemnicze spojrzenie tworzyły razem mix idealny. Hermiona musiała z niechęcią przyznać, że Malfoy zrobił na niej wrażenie i to niemałe.  Nie wiedziała, że Ślizgon również zerka w jej stronę, a jego myśli zajmuje jej osoba.
   Draco raz po raz spoglądał w stronę niczego nieświadomej Granger. Nigdy jej się zbytnio nie przyglądał, a teraz miał do tego świetną okazję. Pierwsze, co dostrzegł, to jej oczy. Były piwne. Takie jak uwielbiał. Bystre i głębokie spojrzenie również nie uszły jego uwadze. Później zauważył piękny zarys jej szczęki. Nabrała kobiecych rysów. Ładnie wykrojone usta również można było zaliczyć do jej zalet. Ścięła włosy. Trochę go to zdziwiło, bo zawsze nosiła burzę nieokiełznanych loków, sięgających jej łopatek. Teraz ładne fale ledwie muskały jej ramiona. Miała zgrabną figurę. Co prawda brakowało jej trochę krągłości w niektórych miejscach, ale nadrabiała twarzą. Z przemyśleń wyrwał go krzyk grupy piątoklasistów. Spojrzał na ich szaty. „Gryfoni” – pomyślał. Przybierając na twarz wredny uśmiech rozsunął drzwi do przedziału i machnął różdżką. Uczniów oplotły niewidzialne więzy.
-Może teraz się ogarniecie – powiedział z perfidnym uśmieszkiem.
Chwilę później do przedziału wbiegła zdenerwowana Hermiona.
-Malfoy, co ty robisz? – machnęła różdżką i więzy zniknęły, a chłopcy odetchnęli z ulgą – Przepraszam was bardzo za tego kretyna. Nic wam nie jest? – gdy pokręcili przecząco głowami, Hermiona wywlokła chichotającego Malfoy’a z przedziału – Co ty sobie wyobrażasz, co? Myślisz, że jak zostałeś Prefektem, to możesz to wykorzystywać, by się znęcać nas słabszymi?! To jest wielkie wyróżnienie i powinieneś umieć to docenić!
Prawie wcale jej nie słuchał. Nie rozumiał o co tyle krzyku. Przecież to był tylko żart, nic nikomu się nie stało. Poza tym oni zachowywali się bardzo głośno, co mogło przeszkadzać innym uczniom. Wreszcie było cicho, wszyscy szczęśliwi. No prawie wszyscy. Hermiona chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że Ślizgon jej nie słucha, a jeśli to zauważyła, to niczym niewzruszona ciągnęła dalej swoją wiązankę.
-…więc zrozum, że ja nie będę pobłażać takiemu zachowaniu! Nie zdziw się, że za chwilę odbiorą ci odznakę. A wtedy to właśnie ja będę śmiać się najgłośniej. W końcu nie wytrzymał i położył rękę na jej ustach.
-Słyszysz? To jest cisza. Czasem mogłabyś ją docenić – powiedział 
z rozbawieniem.
Hermiona odskoczyła jak oparzona spojrzała na niego oburzona, co jedynie spotęgowało jego rozbawienie.
-Jak śmiesz?! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Zachowujesz się jak jakiś wyniosły dupek, ale w sumie nie ma się czemu dziwić, jesteś zwykłym, nadętym arystokratą.
Te słowa trochę go zabolały. Wiedział, że to prawda, ale teraz starał się robić wszystko, by przestali go kojarzyć z rodziną. Niestety, ludzie nie przestaną myśleć stereotypami, a jego nadal będą uważać za podłego Śmierciożercę. Bez słowa odszedł od dziewczyny i podążył do swojego przedziału. Dziewczyna chyba wiedziała, że przesadziła. Widząc reakcję Ślizgona, od razu pożałowała swoich słow. Zareagowała trochę zbyt ostro. W końcu jej Ron też jest wybuchowy i często zdarzało mu się zrobić coś niedozwolonego, nie myśląc o konsekwencjach.
Dogoniła go szybko.
-Słuchaj, Malfoy, przepraszam. Zareagowałam zbyt ostro, przyznaję.
Uśmiechnął się zawadiacko. Nie mógł dać po sobie poznać, że jej słowa aż tak go zabolały. Wiedział, że część tego, co mówiła, była wypowiedziana w złości.
-Nie ma sprawy, ale tak na przyszłość polecam jakieś ziółka na uspokojenie. Jak ten Wiewiór z tobą wytrzymuje?
Już miała coś odpowiedzieć, lecz dobiegł ją głos roześmianego Blaise’a, lekko stłumiony przez zamknięte drzwi.
-Hahaha, a może ta McGonnagall to była tylko wymówka, by się wymknąć i tak naprawdę się obściskują w jakimś pustym przedziale?
Hermiona i Draco spojrzeli na siebie zszokowani wyobraźnią przyjaciół. Szybko otworzyła drzwi i powiedziała:
-A może stoją za drzwiami i ubolewają nad głupotą swoich przyjaciół?


~*~*~

- Hahaha, a może ta McGonnagall to była tylko wymówka, by się wymknąć i tak naprawdę się obściskują w jakimś pustym przedziale? – powiedział Blaise, zginając się w pół i wycierając pojedynczą łzę. Nagle dobiegł ich głos, którego się nie spodziewali.
-A może stoją za drzwiami i ubolewają nad głupotą swoich przyjaciół?
Wszyscy spojrzeli po sobie zaskoczeni. Nie myśleli, że oni wszystko słyszą. Jedynie Ron był zadowolony z nagłego obrotu akcji. Pewnie cieszyłby się bardziej, gdyby Hermiona zgubiła tego Malfoy’a gdzieś po drodze, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Oczywiście jako pierwszy odezwał się Blaise.
-Hermionko, uważasz mnie za swojego przyjaciela? Nawet nie wiesz jak się wzruszyłem! – wykrzyknął, ocierając niewidzialną łzę.
Gryfonka nie mogła się nie uśmiechnąć. Zajęła miejsce obok narzeczonego, który od razu zapytał, po co dyrektorka wezwała ich do siebie.
-Zostaliśmy wybrani na Prefektów Naczelnych – oznajmiła z dumą.
-Wow, Hermiona, gratuluję. Marzyłaś o tym – powiedział Wybraniec.
-Tak, ale nie spodziewałam się, że zostanę wybrana. Jest wiele osób, które bardziej zasłużyły na to miejsce.
-Ciekawe kto? Ty jesteś naczelną kujonicą Hogwartu. Idealne zachowanie, idealne oceny, w dodatku jesteś 1/3 Złotego Trio. Jak nie ty, to kto? – prychnął Draco. Granger przesadzała. Każdy wiedział, że to ona dostanie tę odznakę. Zaskoczył go jednak fakt, że to on dostał tę drugą.
Hermiona zarumieniła się. Wiedziała, że mówił prawdę. Mówiła tak tylko dlatego, by nie wyjść na próżną. Prawda jest taka, że bardzo starała się przez te wszystkie lata szkoły i pragnęła, by ją wyróżniono.

   Reszta podróży minęła im bardzo szybko. Ciągle śmiali się i rozmawiali. Musieli przyznać, że pasowało im swoje towarzystwo. Nikt wcześniej by nie pomyślał, że Ślizgoni i Gryfoni zdołają się polubić, a jednak. Ich znajomość zapowiadała się naprawdę nieźle i mieli zamiar ją utrzymać. Tylko między Ronem i Draco były zgrzyty. Nie potrafili się nawzajem zaakceptować. Dało się wyczuć napięcie między nimi, choć obaj starali się być obojętni na siebie nawzajem. Hermiona wyczuła, że Ron cały się spina, gdy blondyn wtrąci coś do rozmowy, chociaż nieudolnie starał się go ignorować. „Zapowiada się naprawdę ciekawy rok” – pomyślała.


~*~*~


Witam po raz kolejny. Oto i pierwszy rozdział. Miał być jutro, ale raczej nie znajdę czasu, więc spięłam się i skończyłam go dziś. Wolałam opublikować go przed wyznaczonym terminem niż po. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. To dopiero początek, więc nie oczekujcie fajerwerek i wybuchów. To chyba tyle na dziś. Pozdrawiam, BlackCape.

piątek, 18 kwietnia 2014

Prolog



   Minęło kilka długich miesięcy od Bitwy o Hogwart. Wiele ofiar, wiele strat, wiele bólu i cierpienia. Uczniowie magicznej szkoły musieli szybko dorosnąć i stawić czoła trudnościom. Niektórzy byli oparciem dla innych. Taka właśnie rola przypadła Hermionie i Harry'emu. Gryfonka pomogła Ronowi pozbierać się po śmierci ukochanego brata - Freda. Także Harry bardzo wspierał zarówno Rona, jak i Ginny po bolesnej stracie. Przyjaciele wspólnie postanowili, że powrócą do szkoły, aby ją ukończyć. Uważali, że nie czas pławić się w chwale. I choć już teraz mieli kilka ofert pracy, to wiedzieli, że muszą ukończyć Hogwart, bo sława przeminie, a przyszłość jest niepewna. Dobre wykształcenie było pewnego rodzaju zabezpieczeniem. 
  Nadszedł sierpień, a wraz z nim czas przygotowań do powrotu do Hogwartu. Hermiona, Ginny i Ron wybrali się na Pokątną po potrzebne podręczniki oraz wyposażenie do szkoły. Gdy już zdobyli wszystkie potrzebne rzeczy, odesłali je do domu, a sami wybrali się na lody. Hermiona zastanawiała się, czemu Harry nie wybrał się z nimi. W końcu postanowiła podzielić się z przyjaciółmi swoimi przemyśleniami.
- Ginny, dlaczego Harry nie poszedł z nami?
Nie uzyskała odpowiedzi od razu.
- Mówił, że ma coś do załatwienia.
Z zamyśloną miną odpowiedziała Ruda. Ron, z buzią pełną lodów, powiedział:
- Jego strata. Choć to faktycznie dziwne, że się z nami nie wybrał. Przecież on uwielbia Pokątną.
Hermiona spojrzała na niego z uśmiechem. Kochała go. Cieszyła się, że pozbierał się po wojnie. Chociaż ona tak nie uważała, każdy to właśnie jej przypisywał te zasługi. To ona trwała u jego boku, gdy izolował się od świata. To ona wmuszała w niego jedzenie. To ona budziła go i uspokajała w nocy, gdy męczyły go koszmary. I w końcu to właśnie ona przekonała go do powrotu do szkoły. Z przemyśleń wyrwał ją głos Ginny.
- Ciekawe jak teraz będzie w Hogwarcie. No wiecie, bez Dumbledora, nie ujmując McGonagall oczywiście.
- Jedno jest pewne, nic już nie będzie takie samo.
I tymi słowami zakończył rozmowę Ron.

~*~*~

   W tym samym czasie Harry siedział na sali w Ministerstwie wpatrując się 
w Malfoya. Celowo nie powiedział przyjaciołom o rozprawie, bo wiedział, że chcieliby przyjść, a to z pewnością nie pomogłoby Ślizgonowi. Ron nadal uważał go za podłego Śmierciożercę. Ale Harry wiedział, że Malfoy nie wstąpił w szeregi Czarnego Pana z wyboru. Nakłonił go do tego apodyktyczny ojciec, który już od dawna gnije w Azkabanie. Wybraniec postanowił dać Draconowi szansę i wstawił się za nim u Ministra. 
Z przemyśleń wyrwał go głos Kingsley'a. 
- Oskarżonego Dracona Lucjusza Malfoywa uznaję za niewinnego zarzucanych czynów.
W tej samej chwili pochwycił wzrok blondyna. Zdziwił się, gdyż dostrzegł wdzięczność w jego oczach. To jedynie utwierdziło go w tym, że postąpił dobrze. 
  Po zakończeniu rozprawy poczekał na Ślizgona. W końcu dostrzegł go pośród tłumu ludzi. 
- Cześć, Potter.
- Gratuluję. Teraz jesteś wolny.
- Bez twojego wstawiennictwa pewnie już dawno gniłbym razem z ojcem 
w jednej celi. Dziękuję, Potter.
Po tych słowach wyciągnął rękę do Wybrańca. Ten ją uścisnął, jednak nie można było nie dostrzec zaskoczenia na jego twarzy. Malfoy uśmiechnął się ironicznie.
- Tak, Potter, w moim słowniku istnieje jeszcze słowo "dziękuję", jednak nie licz, że jeszcze kiedyś usłyszysz je z moich ust.
- No, no, Malfoy, już zaczynałem myśleć, że spokorniałeś od tego procesu.
- Wiesz co? Może i bym cię polubił, gdybyś obracał się w nieco innym towarzystwie. Nadal przyjaźnisz się z tym Wieprzlejem?
- Nie nazywaj go tak - warknął.
- Ehh, Potter, nie myśl, że pogodzenie się z tobą oznacza również rozejm z resztą twojej żałosnej bandy.
Zmierzył go pogardliwym wzrokiem. No tak, to Malfoy, nigdy się nie wyzbędzie swoich zwyczajów - pomyślał brunet.
- Na mnie już czas. Do zobaczenia we wrześniu. 
- Do zobaczenia, Wybrańcze! - odkrzyknął z rozbawieniem Malfoy, znajdując się już kilka metrów od Harry'ego. 

~*~*~


Oto i prolog. Jest to pierwszy tekst, który publikuję, błagam, nie linczujcie mnie, jeśli się Wam nie podoba. Myślę, że jestem przygotowana na krytykę, więc nie wahajcie się. :)