niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział XXIV - "Dzielące wszystkich oceany"


~*~*~

Listopadowe deszcze zastąpił grudniowy śnieg. Coraz więcej uczniów wychodziło na błonia, by staczać śnieżne bitwy i wracać do zamku na kolację, na której mogli się uraczyć gorącą czekoladą, cudownie rozgrzewającą ich od środka. Byli również tacy, którzy woleli spędzać czas w domowym zaciszu wraz ze swoją drugą połówką. Do takich osób należała między innymi Tracey. Od kilkunastu minut obserwowała jak George krząta się po kuchni, przygotowując dla niej danie, które miało być niespodzianką. Uwielbiała, gdy dla niej gotował. Widziała, ile pracy i serca w to wkłada i jak się stara, aby jej się spodobało. Dziś jednak nie potrafiła się z tego cieszyć. Od kilku dni męczyły ją złe myśli, które nasilały się, gdy za każdym razem posyłał jej wesoły uśmiech znad kuchenki.
- Co jest? – zapytał, gdy spojrzał na jej smutną twarz. Widział, że coś się stało.
- Czy ty nadal spotykasz się z Angeliną? – George od razu spoważniał.
- Skąd to wiesz? – zapytał, marszcząc brwi.
- A więc to prawda? – jej głos wypełniony był bólem. Szybko zerwała się z krzesła i ruszyła w stronę wyjścia, jednak jakby spod ziemi wyrósł przed nią George.
- Tak, to prawda, widuję się z nią, ale jedynie jako przyjaciele – zapewnił ją, patrząc jej głęboko w oczy – Czasem wpada na kawę, żeby porozmawiać. Nadal jest jej ciężko… mi też i te rozmowy serio mi pomagają – uśmiechnął się w jej stronę łagodnie. Tracey natychmiast wtuliła się w jego pierś, wzdychając ciężko.
- Przepraszam, ja po prostu przestraszyłam się, że cię stracę. Usłyszałam niedawno jak Daphne rozmawiała z dziewczynami o tym, że często wpada do was jakaś czarnoskóra dziewczyna i od razu pomyślałam o Angelinie. W końcu coś was kiedyś łączyło i pomyślałam… przepraszam, byłam głupia – wyrzuciła z siebie, odwzajemniając uśmiech. Cieszyła się, że to sobie wyjaśnili. George przygarnął ją do siebie, gładząc po plecach. W tej chwili wiedział, że trzyma w ramionach swój cały świat i całe zamieszanie z Angeliną nie byłoby warte, żeby to stracić. Obiecał sobie, że wszystko z nią zakończy i nie będzie musiał okłamywać Tracey. Już niedługo.

~*~*~

            Ron siedział na kanapie, bawiąc się kawałkiem papieru. Na zmianę gasił go i podpalał. Fabien obserwował go w ciszy, widząc, że przyjaciel chce poruszyć jakiś temat. I w sumie domyślał się jaki. Wałkowali go za każdym razem, gdy się widzieli i musiał przyznać, że robiło się to męczące, jednak nie miał serca mu odmówić.
- Co u niej? – zapytał w końcu rudzielec. Francuz wywrócił oczami. Zaczyna się – pomyślał.
- Pytasz o to za każdym razem. Dlaczego po prostu się z nią nie spotkasz, skoro tak cię to interesuje? – spojrzał z rozbawieniem na twarz Rona wykrzywioną w niemiłym dla oka grymasie.
- Dobrze wiesz, że nie mogę – Weasley odwrócił wzrok, znów zaczynając zabawę kawałkiem papieru.
- Co jest z tobą? – Francuz machnął różdżką i kartka znikła. Ron spojrzał na niego zdziwiony, jednak postanowił nic nie mówić – Przecież nie składałeś wieczystej przysięgi. Zdajesz sobie sprawę z tego, że jak ten twój cały przekręt wyjdzie na jaw, to Hermiona cię znienawidzi – ton jego głosu był śmiertelnie poważny i rudzielec wiedział, że żarty się skończyły.
- Jestem pewien, że to zrozumie. Zrobiłem to dla niej i dobrze o tym wiesz. To było najlepsze wyjście – wytłumaczył, starając się, by nie zdradzić, jak bardzo uraziły go słowa przyjaciela.
- Najlepsze dla kogo? Dla Hermiony? Może i bym w to uwierzył, ale jak dobrze wiesz ona jest teraz z Nott’em. Twój plan nie wypalił – Fabien podniósł się z fotela i zaczął krążyć po pokoju.
- Dlatego musisz mi pomóc. Oni muszą się rozstać – Ron spojrzał na niego błagalnym wzrokiem. Francuz natychmiast pokręcił wzrokiem.
- Nie ma mowy. Nie! Mnie w tę patologię nie mieszaj – uniósł ręce w obronnym geście i odwrócił się w stronę okna.
- Ja i ty dobrze wiemy, że tak będzie lepiej – zapewnił go rudzielec.
- Nie powinieneś ingerować w jej życie. Jeśli ci po tym wszystkim wybaczy, to będzie cud – spojrzał na niego z powątpiewaniem.
- Zrób to dla niej – Francuz przed dłuższą chwilę zatrzymał na nim wzrok, po czym powoli skinął głową.
- Dla Hermiony – mruknął pod nosem, nie dając wiary, że się na to zgodził.

~*~*~

            Hermiona wraz z resztą przyjaciół czekała pod salą na profesora Slughorna. Wiedziała, że kolejne dwie godziny będą dla niej trudne do zniesienia z racji tego, że siedziała w ławce z Malfoy’em. Ku jej radości nigdzie go nie widziała, a było już po dzwonku. Miała nadzieję, że zniechęcony wczorajszymi wydarzeniami, nie pojawi się na lekcjach. Jej nadzieja okazała się być złudną, gdyż zza rogu wyłonił się profesor Slughorna, a zaraz za nim niezwykle zadowolony z siebie Draco szedł szybkim krokiem. Nauczyciel wpuścił wszystkich do sali i ruszył w stronę podestu. Hermiona, zajęła swoje miejsce, ignorując Malfoy’a, który wydawał się mieć dobry humor. Cwany uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Siadajcie, siadajcie – po klasie rozległ się miły głos Slughorna – Dziś zajmujemy się Eliksirem Niewidzialności. Myślę, że nie powinien wam sprawić większych trudności, więc teorie możemy pominąć. Szczegóły znajdziecie na stronie 102 w waszych podręcznikach, wszystkie składniki znajdują się w składziku, możecie zabierać się do pracy – powiedział i usiadł na swoim fotelu, racząc się jednym z kandyzowanych ananasów.
            Większość uczniów od razu ruszyła, by zapatrzyć się we wszystkie potrzebne ingrediencje, jednak Hermiona postanowiła chwilę poczekać, nie chcąc wpychać się w ten cały tłum. Otworzyła podręcznik i spojrzała na przepis, który i tak już znała na pamięć. Właśnie kończyła, gdy na miejsce wrócił Malfoy.
- Przyniosłem też dla ciebie – powiedział, kładąc pokaźny stos ingrediencji na jej stronie ławki.
- Dzięki – mruknęła i zabrała się za warzenie eliksiru.
            Pracowali już od 20 minut i wywar Gryfonki wydawał się zachowywać tak, jak napisali w podręczniku, jednak nieustannie martwiła się, że coś jej nie wyjdzie. Było to spowodowane zachowaniem Malfoy’a, który bez przerwy niby przypadkiem ją szturchał i ocierał się o nią. Wszystko osiągnęło punkt kulminacyjny, gdy Ślizgon poprosił o trochę imbiru. Hermiona już miała mu go podać, jednak blondyn nachylił się nad nią, obdarzając zniewalającym uśmiechem i wyciągnął rękę po składnik.
- Dzięki – uśmiechnął się, puszczając jej oko.
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz – powiedziała, zniżając głos do szeptu.
- Nie wiem, o co ci chodzi – wzruszył ramionami, mieszając swój wywar.
- Robisz to specjalnie, żebym dostała słabą ocenę? – zapytała, patrząc na niego groźnie.
- Tak, marzę o tym, żebyś wreszcie dostała Trolla – obdarzył ją kpiącym wzrokiem.
- Jeszcze się dowiem, co ci chodzi po głowie – zmrużyła podejrzliwie oczy i zabrała się do pracy.
- Przelejcie eliksiry do fiolek i złóżcie na biurku i możecie wychodzić – Slughorn pod koniec lekcji dał znać o swoim istnieniu. Już prawie wszyscy opuścili salę. Została w niej jedynie dwójka uczniów. Draco celowo ociągał się z pakowaniem, jako, że wiedział, że Hermionie zawsze długo schodzi z zapakowanie całego tego naręcza książek i podręczników.
- Możesz się odsunąć? – zapytała, gdy zagrodził jej drogę.
- Nie bardzo – pokręcił głową i uśmiechnął się z rozbawieniem, gdy zmierzyła go groźnym spojrzeniem.
- W co ty pogrywasz? – zirytowana  obeszła ławkę naokoło i ruszyła w stronę drzwi.
- Taka jesteś mądra i jeszcze się nie domyśliłaś? – zaśmiał się i poszedł za nią. Gdy już miała opuścić klasę, machnął różdżką i drzwi zatrzasnęły się przed jej nosem. Odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego wściekle.
- Otwieraj drzwi – wycedziła. Draco nic sobie nie robił z jej słów, podchodząc coraz bliżej. W końcu pochylił się nad nią i dostrzegł, że jej wzrok trochę złagodniał.
- Nie ma mowy – wyszeptał w jej usta. Wiedział, że na nią działa. Sama mu powiedziała, że nie jest jej obojętny, a teraz widział, jak reagowała na jego bliskość. Zdawał sobie sprawę z tego, że zachowywał się perfidnie, jednak tak musiało być.
- Otwórz – również zniżyła głos do szeptu. Pokręcił jedynie głową i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Czuł, że chciała więcej, jednak chciał jej pokazać, że nawet najmniejszy jego dotyk na nią działa. Wspięła się na palce i pociągnęła go do siebie, łapiąc za koszulę i pogłębiła pocałunek. W tej samej chwili Ślizgon odsunął się od niej, a jego twarz ozdabiał szeroki uśmiech wyrażający satysfakcję. Czy o to mu chodziło? Wygrać? Czy to wszystko z jego strony było grą? Pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że takimi zagrywkami sprawiał jej ogromną przykrość. Usłyszała zgrzyt zamka i wreszcie mogła otworzyć drzwi. Pociągnęła za klamkę, która, na szczęście, ustąpiła. W progu odwróciła się jeszcze w jego stronę i spojrzała smutno.
- Właśnie sobie przypomniałam, dlaczego zawsze tak bardzo cię nie znosiłam – powiedziała, jednak tu powinna winić tylko siebie. Malfoy był rodowitym Ślizgonem i zawsze nim pozostanie.

~*~*~

            Ginny siedziała pogrążona w lekturze, oparta o nogi Dean’a, który zajmował miejsce na fotelu. Pokój Wspólny był wypełniony uczniami, co sprzyjało hałasowi. Gryfonka zamknęła książkę i spojrzała na chłopaka, który zdawał się nie zauważać, że Ginny mu się przypatruje. W końcu rudowłosa podniosła się z miejsca, co zaowocowało zainteresowaniem ze strone Dean’a.
- Gdzie idziesz?
- Do dormitorium. Za głośno tu i jakoś nie mogę się skupić – zmusiła się do uśmiechu i odwróciła się z zamiarem odejścia, jednak Gryfon był szybszy i złapał ją za rękę.
- Co się dzieje, Gin? – zapytał, obrzucając ją uważnym spojrzeniem.
- Nic, tylko trochę mnie głowa boli – wzruszyła ramionami, starając się zabrzmieć przekonywująco.
- Pytam ogólnie. Widzę, że coś się dzieje. Od kilku dni nie jesteś sobą – Ginny zawzięcie unikała jego spojrzenia. Bo co miała mu powiedzieć? Że nie jest szczęśliwa? Że sama nie wie, co czuje?
- Naprawdę wszystko jest w porządku, Dean – powiedziała, wymuszając uśmiech.
- Czy chodzi o niego? – Gryfon podniósł się z miejsca i spojrzał na nią urażony. Ginny wiedziała, że poruszenie przez niego tematu Harry’ego zmierza do całkiem nieciekawego obrotu spraw.
- Nie wiem, o co ci chodzi – skłamała. Czuła się z tym okropnie.
- Już raz mi cię odebrał. Nie pozwolę żeby to się powtórzyło – powiedział, patrząc jej prosto w oczy. Nie wytrzymała i musiała odwrócić wzrok.
- Naprawdę muszę już iść – złożyła na jego policzku pocałunek i ruszyła w stronę dormitorium.

~*~*~

            Harry i Astoria spacerowali po błoniach, chcąc spędzić trochę czasu razem na miłej rozmowie, jednak tak tego nie można było nazwać. Od ponad godziny Ślizgonka wygłaszała swój monolog, nie dopuszczając Harry’ego do głosu nawet na sekundę. Nie żeby chciał coś wtrącić. Pogrążony we własnych myślach nawet nie zauważył, że Astoria od dłuższego czasu mu się przygląda.
- Co jest? – zapytała, a w jej głosie dało się wyczuć troskę. Na tę myśl coś w żołądku bruneta boleśnie się zacisnęło.
- Powinniśmy porozmawiać – spojrzał na nią smutno.
- Brzmi groźnie – zaśmiała się nerwowo. Najwyraźniej humor Harry’ego zdążył się jej udzielić.
- Co o mnie sądzisz? – zapytał, odwracając wzrok.
- Trochę mnie tym zaskoczyłeś – powiedziała, przyglądając mu się uważniej – Uważam, że jesteś cudownym chłopakiem. Nigdy nie poznałam kogoś takiego jak ty i generalnie lubię spędzać z tobą czas, chociaż teraz trochę się o ciebie martwię – Gryfon nagle się zatrzymał i spojrzał na nią poważnie.
- Jesteś cudowna, ale my do siebie nie pasujemy – Astoria obdarzyła go zaskoczonym spojrzeniem.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Powinniśmy się rozstać – powiedział na wydechu.
- To przeze mnie? Zrobiłam coś nie tak? – zapytała rozżalona.
- Nie, jesteś naprawdę wyjątkowa – zapewnił ją.
- Ale nie tak wyjątkowa jak Weasley? – dodała smutno.
- Od początku to nie powinno było się wydarzyć,
- Tak, masz rację. Tak musi już być – uśmiechnęła się, jednak jej oczy zdradzały, że jest zraniona – Chyba powinnam już iść. Wszystkiego dobrego – objęła go i ruszyła w stronę zamku. W końcu pozwoliła łzom popłynąć. Jak zwykle coś ktoś był lepszy od niej. Najpierw dorastała w cieniu siostry, a teraz chłopak, którego naprawdę polubiła, woli dziewczynę, która go nie chce, od niej. Żałosne. Czy naprawdę nie będzie jej dane kiedykolwiek być szczęśliwą?

~*~*~

- Opadam z sił – powiedziała Hermiona, wchodząc do dormitorium Teodora i z głuchym łoskotem odkładając torbę na podłogę – Co tam masz? – zapytała, gdy zauważyła, że Ślizgon szybko coś odkłada do niewielkiego pudełka. Podeszła do niego i zauważyła czarno-białe zdjęcie przedstawiające mężczyznę i małego chłopca, na jej oko mógł mieć nie więcej niż 10 lat. Malec wpatrywał się w, jak założyła, tatę z nieskrywaną miłością i uwielbieniem, a ten jedynie stał wyprostowany i pozował do zdjęcia. W małym chłopcu od razu rozpoznała Teodora. Chociaż był wtedy niskim chudzielcem, to jego oczy pozostawały takie same, teraz odrobinę bardziej nieprzystępne. Jego ojca rozpoznała z lekkim trudem, jak przez mgłę pamiętała jego twarz z pamiętnej nocy w departamencie tajemnic. Spojrzała na Teodora, który stał za jej plecami, wpatrując się w zdjęcie. Widziała, że był zdenerwowany.
- Teo, czy to… - nie dane jej było dokończyć, bo Ślizgon wyszarpnął fotografię z jej dłoni i wrzucił do pudełka, zamykając je i wsuwając pod łóżko.
- Nieważne – warknął.
- Nie wyglądało na nieważne – powiedziała, stając przed nim z założonymi rękoma.
- Skąd ty to możesz wiedzieć? – spojrzał na nią zdenerwowany.
- Znam cię i nauczyłam się już dostrzegać niektóre rzeczy. Widziałam, jak patrzysz na to zdjęcie. Nie musisz ukrywać, że ojciec był dla ciebie ważny – podeszła do niego, kładąc rękę na jego ramieniu, którą natychmiast strząsnął. Poczuła się tak, jakby dostała policzek. Odsunęła się od niego jak oparzona i patrzyła zszokowana, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.
- Gdyby on był dla mnie ważny, to żyłbym tak, jak on tego chce. Wyznawałbym jego wartości. Wiesz, co to oznacza? – spojrzał na nią wyraźnie zły – Tępiłbym ludzi takich jak ty. Ale nie jestem taki. Nie mam z nim nic wspólnego – wycedził, odwracając się w stronę okna. Spojrzała na niego zbolałym wzrokiem.
-Teo – wyszeptała, a po jej policzku popłynęła samotna łza.
- Robi się ciężko i trudno to znieść, prawda? Jak chcesz to uciekaj. Wy w Gryffindorze chyba tak macie, co? Na pozór odważni, a jak pojawi się jakakolwiek przeszkoda, to tchórzycie. Jasne, odejdź, po co tu tkwić ze zwykłym Śmierciożercą – Hermiona wiedziała, że nie miał tego na myśli, targały nim wielkie emocje, jednak i tak zabolało. Nie mogła pozwolić na to, by być popychadłem czy workiem treningowym. Nie pozwoli się atakować tylko dlatego, że jemu ma to przynieść ulgę.
- Ja za to nie dziwię się, że jesteś w Slytherinie. Pasujecie tu doskonale. Ty i twój wężowy charakter – powiedziała i łapiąc torbę w biegu opuściła pokój. Dopiero gdy usłyszał trzask drzwi dotarło do niego, co zrobił. Przed ludźmi nie pozwalał sobie na okazywanie jakichkolwiek emocji, a przy Hermionie ukazywał swoje nawet najgorsze oblicze. Już wolałby być jak zwykle oziębły i beznamiętny, jednak ta dziewczyna działała na niego jak narkotyk i wiedział, że prędzej czy później to będzie dla niego zgubne.

~*~*~

            Pansy zauważyła, jak Hermiona przebiega przez Pokój Wspólny i wychodzi. Dostrzegła na jej policzku kilka łez. Postanowiła podążyć za nią. Złapała ją dopiero przy schodach.
- Myślałam, że cię nie dogonię – wysapała, gdy wreszcie stanęła ramię w ramię z Gryfonką.
- Przepraszam, Pansy, ale ja naprawdę nie mam teraz ochoty na rozmowę – powiedziała, ocierając policzek.
- Byłaś u Teodora? – zapytała, zupełnie ignorując wypowiedź Hermiony. Gdy szatynka wreszcie skinęła głową, Ślizgonka szeroko otworzyła oczy – Chyba mu nie powiedziałaś o tobie i Malfoy’u? – te słowa podziałały na Gryfonkę jak kubeł zimnej wody.
- Skąd o tym wiesz? – zapytała, ciągnąc za sobą Pansy w stronę mniej uczęszczanego korytarza.
- Od Blaise’a – Hermionę oblał zimny pot – Kto jeszcze wie?
- Spokojnie, tylko ja i Blaise.
- Pansy, obiecaj mi, że nie powiesz Teodorowi. Obiecaj – Gryfonka spojrzała na nią błagalnym wzrokiem.
- Wiesz, że to nie w porządku go okłamywać? – wiedziała, że zabrzmiało to karcąco, ale tak właśnie miało zabrzmieć.
- Wiem. Codziennie czuję z tego powodu wyrzuty sumienia, ale wszystko między mną i Malfoy’em jest skończone. Powiem Teodorowi, ale w swoim czasie. Teraz to jest jeszcze zbyt świeże. On jest ostatnio drażliwy, boję się, że nie zrozumie. Nie powiesz mu?
- Jeśli sama masz zamiar to zrobić, to mogę się wstrzymać na jakiś czas, ale powiedz mi jedno. Czujesz coś do Malfoy’a? – zapytała, obrzucając ją uważnym spojrzeniem.
- Nie. Niczego bardziej nie żałuję niż tego, że kiedyś do tego wszystkiego dopuściłam – powiedziała smutno – Przepraszam, ale muszę już iść – i nie czekając na odpowiedź, odeszła. Pansy patrzyła na oddalającą się sylwetkę Gryfonki i myślała o tym, co zaszło przed chwilą. Z tej rozmowy wywnioskowała tylko jedno – Hermiona była cholernie słabym kłamcą.

~*~*~

            Fabien sprzątał sklep, gdy usłyszał dzwonek oznaczający nadejście klienta. Spojrzał w stronę drzwi i jego oczom ukazała się drobna dziewczyna wyglądająca jak siedem nieszczęść. Była zziębnięta, a makijaż składał się głównie z czarnych smug na policzkach. Musiała dużo płakać.
-Zaoferujesz najbardziej nieszczęśliwej dziewczynie na Ziemi swoje ramię, by mogła wreszcie jak normalny człowiek się wypłakać? Mam słodycze i kremowe piwo – powiedziała, na dowód unosząc kilka butelek wyśmienitego trunku i torbę z Miodowego Królestwa.

-Chodź tu – przygarnął ją do siebie i ścisnął mocniej, gdy wstrząsnął nią pierwszy szloch. W tej chwili Hermiona zrozumiała, że nawet jeśli wszystko w życiu jej się nie układało, to nadal miała najcudowniejszych przyjaciół na świecie. 

~*~*~

Wracam jak błyskawica z kolejnym rozdziałem. Cieszę się, że w komentarzach jesteście coraz bardziej aktywni, jak widać dodaje mi to energii i weny. Przede mną wizja całego wieczoru z książkami i nauką, ale mam nadzieję, że Wasz wieczór choć trochę umili nowy rozdział. ;)
Pozdrawiam cieplutko, BlackCape.

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział XXIII - "Zasady gry"


~*~*~           

 Draco szybkim krokiem przemierzał korytarz, w biegu narzucając na siebie kurtkę. Listopad w tym roku był naprawdę chłodny i miał nadzieję, że odnalezienie Hermiony nie zajmie mu dużo czasu. Koniecznie musiał z nią porozmawiać, a od Ginny dowiedział się, że poszła na błonia. Od kilku dni męczyły go myśli o tym wszystkim. O Hermionie, Teodorze i o całym tym zamieszaniu. Nieustannie przypominał sobie słowa swojej matki, aby zawalczył, a także Blaise’a, aby odpuścił. Doskonale wiedział, że trzeba coś z tym zrobić, bo to dalej nie mogło tak wyglądać. Nie chciał spotykać się z Hermioną w ukryciu, za każdym razem martwiąc się, czy ktoś ich nie nakryje. Zdawał sobie sprawę z tego, że to nie zależy tylko od niego, jednak im szybciej coś z tym zrobią, tym lepiej.
            Na szczęście poszukiwania nie trwały długo, gdyż Hermiona zajmowała jedną z ławek na dziedzińcu. Pogrążona w lekturze, nie zauważyła nadejścia Ślizgona.
- Hej, przeszkadzam? – zapytał, dosiadając się.
- Nie, siadaj – powiedziała, odkładając książkę na bok. Wiedziała, że nie jest to przypadkowe spotkanie. Od kilku dni nie zamienili nawet słowa, nie chciała się narzucać, rozumiejąc jego sytuację, a teraz pojawia się znikąd, ewidentnie chcąc o czymś porozmawiać.
- Co czytasz? – wskazał na książkę, uśmiechając się lekko.
- Malfoy, o co chodzi? – zapytała wprost, nie mając ochoty na głupie gry.
- Chciałem pogadać o nas – słysząc to, na chwilę zamarła. W tym momencie zrozumiała, jak bardzo bała się tej rozmowy.
- Długo o tym myślałem i to nie może wyglądać w ten sposób – widział, jak unika jego spojrzenia.
- Oboje wiemy, że nie jestem ci obojętny – dodał, nie uzyskując od Gryfonki odpowiedzi.
- Dlaczego to mówisz? – zapytała, wreszcie zabierając głos.
- Ja też coś do ciebie czuję – dodał, ignorując jej pytanie – Nie musimy niczego kończyć.
- Nie chcę tego słuchać – wstała, łapiąc książkę i kierując się w stronę wejścia. Bała się dalszego ciągu tej rozmowy, a najbardziej przerażało ją to, że Malfoy miał rację. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że idzie za nią. Nagle poczuła lekkie szarpnięcie i stała twarzą w twarz ze Ślizgonem.
- Powiedz mi, że nic do mnie nie czujesz, a dam ci spokój – powiedział cicho. Nie był zdenerwowany, zły czy zirytowany, a nawet jeśli, to nie dawał tego po sobie poznać. Za wszelką cenę starała się uniknąć jego wzroku. Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że jest jej zupełnie obojętny, ale nie potrafiła.
- Jestem z Teodorem – wydukała. Nie minęła sekunda, a poczuła jego wargi na swoich, jednak nie zamierzała się tak łatwo podejść. Nie tym razem. Odsunęła go od siebie i posłała mu harde spojrzenie.
- Oszalałeś? Ktoś może nas zobaczyć – powiedziała.
- Wszyscy są na obiedzie – wzruszył ramionami. Nie zastanawiając się dłużej przyciągnął ją do siebie, tym razem nie pozwalając jej go odepchnąć. Uśmiechnął się szelmowsko, gdy poczuł, że oddaje pocałunek.
- Jesteś dla mnie naprawdę ważna, Granger – powiedział, wreszcie będąc w 100% pewnym swojego uczucia.
- Malfoy, proszę, nie – znów się odsunęła, spuszczając wzrok.
- Nie będę kłamał, że to nie jest prawda. Czuję coś do ciebie i jeśli ty chociaż trochę to odwzajemniasz, to będę najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Możemy być razem, tylko daj nam szansę.
- Ja… nie wiem. Jestem z Teodorem, przecież wiesz – wydukała, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć. Z jednej strony chciała wykrzyczeć, że to wszystko odwzajemnia, ale z drugiej kochała Teodora i wiedziała, że to wszystko jest złe.
- Muszę to wszystko przemyśleć, Draco. Przepraszam – złożyła na jego policzku pocałunek i szybkim krokiem ruszyła w stronę zamku, mając nadzieję, że Ślizgon nie pójdzie za nią.

~*~*~

            Ginny szła korytarzem, wracając z Wielkiej Sali, w której nadal odbywał się obiad. Nie znalazła przy stole Hermiony, więc wyszła z zamiarem odnalezienia przyjaciółki. Ostatnio paskudny humor jej nie opuszczał i miała nadzieję, że obecność panny Prefekt choć trochę ją rozweseli. Niestety ktoś raczył pokrzyżować jej plany.
- Cześć, Harry – uznała, że głupio byłoby przejść bez słowa.
- Hej, Gin. Nie jesteś na obiedzie? – zapytał, przeczesując ręką włosy. Najwidoczniej dla obojga ta sytuacja była niezręczna.
- Nie, szukam Hermiony. A ty czemu nie jesteś w Wielkiej Sali? – gdy zrozumiała, dokąd prowadzi korytarz, z którego wyszedł Harry, od razu pożałowała swojego pytania – Ach, racja, byłeś u Astorii – dodała, starając się, by jej ton głosu nie dał znać, jak teraz się czuje – W każdym razie, muszę lecieć, pa – nie czekając na odpowiedź, odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę schodów. Jedyne czego chciała, to uciec.
- Ginny, czekaj – usłyszała za plecami, jednak nie miała zamiaru się zatrzymać. Nagle poczuła lekkie szarpnięcie i zirytowana spojrzała na Harry’ego.
- Co? – warknęła, wyszarpując rękę z uścisku.
- Przepraszam, że nie powiedziałem ci o Astorii – twarz Ginny lekko złagodniała, jednak nadal widać było, że jest nieźle wkurzona.
- Przestań, Harry, to nie moja sprawa.
- Dobrze wiemy, że to nieprawda. Już zawsze cokolwiek związanego z tobą będzie moją sprawą i na odwrót i nie próbuj zaprzeczyć – powiedział, patrząc jej prosto w oczy. Ginny prychnęła, odpowiadając hardym spojrzeniem.
- Już nie jesteśmy razem, każde z nas ma swój związek i swoje życie – doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak desperacko brzmi, jednak nie wiedziała, co jeszcze może powiedzieć.
- Sama nie wierzysz w to, co mówisz. Dlaczego tak zareagowałaś na widok mnie i Astorii? To ty chciałaś się rozstać.
- Ale ty się na to zgodziłeś! – wykrzyczała, a jej oczy wypełniły się łzami.
- Wiem i to był największy błąd mojego życia - pozwolić ci odejść – rzucił jej zbolałe spojrzenie i ruszył w swoją stronę. Ginny leniwym gestem otarła łzy z policzków i skierowała się do wieży Gryffindoru, wiedząc, że w tej chwili już nic nie było w stanie poprawić jej humoru.

~*~*~

- Myślisz, że Harry z Astorią to coś poważnego? – zapytała, wzdychając ciężko.
- Serio mnie o to pytasz? – Teodor posłał jej rozbawione spojrzenie.
- Ja znam Harry’ego i wiem, że on mocno przeżywa każdy związek, ale Astoria nadal pozostaje dla mnie zagadką, a ty ją przecież znasz.
- Uwierz mi, że wolałbym nie – parsknęła śmiechem, wywracając oczami.
- Przecież nie może być aż tak zła, skoro Harry się nią zainteresował.
- No przyznam, że on też nigdy inteligencją nie grzeszył. Ała! – syknął, gdy sprzedała mu kuksańca w bok – No dobra, przepraszam, żartowałem – uniósł ręce w przepraszającym geście.
- Cieszę się, że wrócił ci humor – powiedziała, znów kładąc się na jego piersi.
- Co masz na myśli? – zmarszczył brwi, spoglądając na nią pytająco.
- No wiesz, od czasu śmierci ojca Malfoy’a chodziłeś jakiś struty. Martwiłam się o ciebie – westchnęła ciężko, bawiąc się jego włosami.
- Niepotrzebnie. Po prostu znałem pana Malfoy’a od dzieciństwa i jego nagła śmierć trochę mnie zdziwiła – wzruszył ramionami. Hermiona zdążyła go już poznać i doskonale wiedziała kiedy kłamie lub kiedy nie wyjawia całej prawdy.
- A nie chodziło o twojego ojca? – zapytała, przygryzając wargę. Miała nadzieję, że poruszając ten temat go nie zdenerwuje. Teodor spojrzał na nią dziwnie, jednak postanowił zabrać głos.
- Kto ci to powiedział?
- Malfoy. Uważa, że się boisz o swojego ojca – dodała, zerkając w jego stronę. Na szczęście jego wyraz twarzy pozostawał łagodny, co pozwoliło Hermionie odetchnąć z ulgą.
- Malfoy jak zwykle myśli więcej niż powinien. Mój ojciec jest Śmierciożercą i pozostanie nim do końca życia. Nie obchodzi mnie jak skończy, nigdy mnie nie obchodził, tak jak ja jego – Gryfonka zrozumiała, że ma nie drążyć tematu, jednak doskonale wiedziała, że Teodor kłamał.

~*~*~

            Harry w ciszy obserwował jak Astoria wertuje książki, szukając potrzebnych jej informacji. Obiecał jej pomoc w napisaniu eseju, jednak Ślizgonka nie pozwoliła mu wtrącić nawet słowa, co poskutkowało tym, że od dwóch godzin siedział i wpatrywał się w nią, od czasu do czasu łapiąc jej spojrzenie. W końcu nuda dała mu się we znaki i postanowił coś z tym zrobić.
- Rozmawiałem dziś z Ginny – podziałało. Astoria jak na zawołanie zaprzestała szukania informacji w starych księgach i obrzuciła go ciekawskim spojrzeniem.
- O czym? – zapytała niepewnie.
- O nas – odparł krótko, wzruszając ramionami, jednak widząc, że ta odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała, kontynuował – Wtedy, gdy ją spotkaliśmy, była zdziwiona, widząc nas razem, ale teraz już wie jak się mają sprawy między nami.
- I co ona na to?
- Każdy z nas ma swoje życie i nie ma potrzeby, żeby się wtrącać w życie innych. Ona jest z Dean’em, a ja mam ciebie. To mi w zupełności wystarcza – pochylił się nad stolikiem, składając na jej ustach lekki pocałunek. Astoria nie pozostała bierna, jednak chwilę później odsunęła się, krzywiąc się pod nosem.
- Muszę skończyć ten esej, bo inaczej McGonnagall mnie zabije, ale jeszcze tylko godzina i jestem cała twoja – posłała mu znaczący uśmiech i wróciła do pracy.

~*~*~

            Blaise i Pansy od kilkudziesięciu minut spacerowali po błoniach, co jakiś czas wybuchając śmiechem czy tworząc przeróżne tematy do rozmów, jednak Ślizgon cały czas odnosił wrażenie, iż brunetka jest jakaś nieobecna. Widział, że jakieś myśli chodziły po jej głowie i za cel postawił sobie dowiedzenie się, o co chodzi. W końcu postanowił zapytać wprost.
- Pansy, co dziś z tobą? – wiedział, że nie ujął tego zbyt delikatnie, jednak nigdy nie był dobry w doborze słów.
- Ile lat znasz Draco? – pierwszą reakcją Blaise’a było ogromne zdziwienie. Przyłożył rękę do czoła brunetki, by sprawdzić, czy nie ma gorączki, jednak nie wykrył niczego niepokojącego. Spojrzał na nią z niepokojem, marszcząc brwi.
- Dobrze się czujesz? – zapytał, nie spuszczając z niej wzroku.
- Pewnie, czemu pytasz? – wzruszyła ramionami, uśmiechając się szeroko.
- Pytam się co z tobą, a ty pytasz o Draco.
- Jakby nie było też zadałam ci pytanie – zaśmiała się głupio i pociągnęła go za sobą na pomost.
- Już będzie jakieś piętnaście lat – powiedział, kręcąc głową, jednak pozwolił się zaciągnąć nad jezioro.
- A ile lat ty i Draco znacie mnie? – zapytała, siadając na moście i klepiąc miejsce obok siebie, dając mu do zrozumienia, by zrobił to samo. Wywrócił oczami, jednak posłusznie zajął miejsce obok.
- Tyle samo. Tak jak i Teo i w sumie większość Ślizgonów z naszego roku. Co to ma do rzeczy? – wydawał się już być lekko zirytowany. Nie wiedział w co pogrywa Pansy i bardzo mu się to nie podobało.
- To teraz mi wyjaśnij, dlaczego mi nie powiedziałeś, że coś łączy Draco i Hermionę? – wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił. Z łagodnej, uśmiechniętej dziewczyny zmieniła się w rodowitą Ślizgonkę z krwi i kości.
- Ale skąd wiesz? – to pytanie jako jedyne przyszło mu do głowy. Bo kto mógł jej powiedzieć? Na pewno nie Draco, on by mu powiedział. Nie sądził też, żeby Granger na prawo i lewo rozpowiadała, że zdradziła Teodora z jego najlepszym przyjacielem.
- Domyśliłam się. Dziewczyny widzą więcej, samo to, jak Draco na nią patrzy, daje do myślenia. Poza tym ostatnio ich relacje są jakieś dziwne. Raz normalnie rozmawiają, a następnego dnia unikają się jak woda i ogień. Draco ci powiedział co między nimi zaszło? – wiedział, że został przyparty do muru. Już nie miał innego wyjścia, niż wyjawić wszystko, co wie. Pansy i tak doskonale będzie wiedziała, jeśli spróbuje ją okłamać.
- Raz przespali się po pijaku – słysząc to Ślizgonka skrzywiła się paskudnie – I potem to już samo się zaczęło.
- I nie przeszkadza im to, że oszukują Teodora?
- To jest ciężka sprawa. Jak rozmawiam o tym z Draco, to odnoszę wrażenie, że on… - uciął, odwracając wzrok.
- On co? – ponagliła go.
- On się chyba zakochał – na tę informację Pansy zaklęła szpetnie.
- Ktoś musi powiedzieć Teodorowi – powiedziała, wstając z miejsca. Blaise zerwał się zaraz za nią.
- Oszalałaś? I co mu powiesz? – złapał ją za rękę, nie pozwalając, by poszła dalej.
- Nie wiem, cokolwiek, do cholery. Nie rozumiesz, że jak on się dowie od kogoś, to nas znienawidzi?! – musiał przyznać, że tak zdenerwowanej Pansy nie widział nigdy w życiu.
- A Draco nas znienawidzi jak powiemy Teodorowi. Z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia i dobrze o tym wiesz. Najlepsze, co możemy zrobić, to trzymać się z dala od tego wszystkiego i się nie wtrącać – przygarnął ją do siebie, chowając w swoim niedźwiedzim uścisku.
- Teo się załamie – mruknęła, wtulając twarz w jego pierś.
- Wiem, dlatego trzeba przemówić Draco do rozumu.

~*~*~

            Hermiona szła korytarzem, w pośpiechu owijając się szalikiem. Listopadowe wieczory potrafiły być niesamowicie zimne. Sama nie rozumiała, dlaczego zgodziła się na spacer o tej godzinie. Zwłaszcza, że obiecała sobie, że będzie unikać Malfoy’a, jednak nie mogła nic poradzić, gdy do jej okna zapukała urocza sówka, której słodycz minęła, gdy tylko wzięła liścik do ręki. Puchacz od razu zaczął wydawać dziwne dźwięki, latając dookoła. Zrozumiała wszystko, gdy przeczytała krótką notkę od Malfoy’a, w której wyjaśnił, że ptak nie uspokoi się, dopóki nie wyjdzie na umówione spotkanie. Chcąc nie chcąc wyszła z dormitorium, kierując się w stronę wyjścia.
- A jednak przyszłaś – usłyszała, gdy tylko otworzyła wrota zamku.
- A miałam inny wybór? – mruknęła, mocniej opatulając się szalikiem.
- Chodź – podał jej ramię, które ujęła. Lubiła takie gesty i wbrew rozumowi naprawdę lubiła Malfoy’a. Gorzej trafić nie mogła.
- Czemu chciałeś się spotkać? – zapytała, obrzucając go uważnym spojrzeniem. Wydawał się być z czegoś zadowolony. Zaczynała się bać, co takiego mogło przyjść mu do głowy. Bo chyba nie miał zamiaru jej porwać czy coś.
- Porozmawiać – słysząc to, wywróciła oczami.
- Mogliśmy porozmawiać w ciepłym zamku, a nie tu – prychnęła.
- Ale w zamku ściany mają uszy – powiedział, uśmiechając się głupio.
- No to dalej, mów co masz do powiedzenia – stanęła przed nim zniecierpliwiona.
- Powiedzmy o wszystkim Teodorowi – rzucił, uśmiechając się jeszcze szerzej. I z tego tak się cieszył?
- Oszalałeś, prawda? – spojrzała na niego jak na wariata.
- Nie rozumiesz? – wydawał się być lekko urażony, a szeroki uśmiech zmył się z jego twarzy.
- Nie, nie rozumiem. Oświeć mnie, bo naprawdę nie wiem, do czego zmierzasz. Chcesz mi zniszczyć związek? – zapytała poirytowana.
- Powiedzmy mu prawdę o nas. Wiem, że będzie cierpiał, ale to mu kiedyś minie. To nie musi być dla nas koniec – ujął jej twarz w dłonie i znów wyszczerzył zęby.
- Ty do reszty zwariowałeś! „Wiem, że będzie cierpiał, ale to mu kiedyś minie”. Naprawdę? Jeszcze nigdy nie spotkałam tak wielkiego egoisty. Pomyślałeś o nim? Co on będzie czuł? A o mnie? W ogóle pomyślałeś, czego ja chcę? Kocham Teodora i nie mam zamiaru go zostawiać, bo tobie się coś ubzdurało – Ślizgon postanowił cofnąć się o krok, bo szatynka zaczęła niebezpiecznie gestykulować, gromiąc go wzrokiem, jednak odpowiedział jej szelmowskim uśmiechem – Nie będę z tobą. Nie kosztem kogoś innego.
- Czyli nie mówisz, że nigdy – spojrzał na nią z rozbawieniem, gdyż doskonale wiedział, że to rozjuszy ją jeszcze bardziej.
- Czy ty serio wyłapujesz tylko to, co cię obchodzi? Chcesz poznać prawdę? Tak, nie jesteś mi obojętny, ale to Teodora kocham i nie mam zamiaru go zostawić dla ciebie. Szczęśliwy? Bo ja bardzo – posłała mu ostatnie roziskrzone spojrzenie i ruszyła w stronę zamku.
- I tak nie odpuszczę! – parsknął śmiechem, gdy odwróciła się przez ramię i zwęziła oczy, patrząc w jego stronę. Chwilę później znikła za murami zamku. Uśmiechnął się pod nosem i ruszył przed siebie – Od teraz gramy po mojemu, Granger.

~*~*~

Nie wiem, co napisać. Jest mi głupio, że tyle to trwało, ale ostatnie miesiące były dla mnie dość burzliwe, jednak wracam, mam głowę pełną pomysłów, a sama ja jestem przepełniona weną. Świadczy o tym ten rozdział, który dzisiejszego poranka został całkowicie usunięty i napisany od nowa. Mam nadzieję, że się Wam spodoba, liczę na Wasze opinie ;)
Pozdrawiam ciepło, BlackCape.