czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział XXI - "Trudne chwile"



~*~*~


-Co się stało? – zapytała, gdy skończył czytać list – O co chodzi? – tym razem jej głos lekko zadrżał. Zaczynała się bać, bo skoro byłoby to coś mało ważnego, to chyba by się tak nie zachowywał, prawda? – Draco, powiedz coś, do cholery! – nie wytrzymała, gdy po raz kolejny nie otrzymała odpowiedzi.
-Zaraz wracam – rzucił nagle, rzucając list na biurko. Była zszokowana. Ona umiera ze Stachu, a on ma zamiar tak po prostu wyjść. Szybko jednak odetchnęła z ulgą, gdy Ślizgon skierował się do łazienki. Gdy tylko usłyszała trzask drzwi, jej wzrok znów padł na list. Nie myśląc dłużej wstała, biorąc kawałek pergaminu do ręki. Od zawsze była wścibska i ciekawska, a teraz sytuacja była zbyt dziwna, by mogła usiedzieć w spokoju. Omiotła spojrzeniem list, a jej serce zamarło. Nagle usłyszała głuchy dźwięk tłuczonego szkła i głośne przekleństwo Ślizgona.
Stał naprzeciwko lustra, pochylając się nad umywalką. Starał się ukoić swoje skołatane nerwy. Odkręcił zimną wodę i przemył twarz, mając nadzieję, że to pomoże. Wiedział, że Hermiona w tej chwili czyta list. Celowo nie zabierał go ze sobą. Chciał, żeby się dowiedziała, ale sam chyba nie potrafiłby jej tego powiedzieć. Nie był w stanie. W końcu nie każdego dnia dowiadujesz się o śmierci swojego ojca. Podniósł wzrok, napotykając swoje odbicie. Nie do końca wiedział, co czuł. Co powinno się czuć w takiej chwili? Na pewno nie powinno się tracić ojca w wieku osiemnastu lat. Znów odetchnął głęboko, ale to nie pomagało. Natłok myśli w jego głowie nie pozwalał mu na przemyślenie tego wszystkiego. W końcu nie wytrzymał i uderzył pięścią w lustro. Odłamki szkła rozproszyły się po całej łazience. Spojrzał na swoją rękę i spostrzegł, że obficie krwawi. Zaklął głośno i włożył ją pod kran, odkręcając zimną wodę. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
-Draco, wszystko w porządku? – głupie pytanie. Oczywistym było, że nie. Wytarł dłoń w ręcznik i wyszedł – Malfoy, ty krwawisz – omiotła spojrzeniem łazienkę i od razu przeklęła jego głupotę.
-Już nie Draco? – zapytał ponuro. Postanowiła zignorować jego uwagę i ruszyła do łazienki, omijając odłamki szkła. Później się nimi zajmie.
-Usiądź, trzeba cię opatrzyć – posłusznie wykonał jej polecenie, wiedząc, że Gryfonka ma rację. Po minucie wróciła, niosąc apteczkę. Przez chwilę obserwował, jak kolejno rzucała zaklęcia, by oczyścić i obandażować ranę.
-Już wiesz? – zapytał. W odpowiedzi kiwnęła jedynie głową. Co powinna powiedzieć w takiej chwili? Że współczuje? Że jest jej przykro? To wszystko było niepotrzebne. Wiedziała, że nie tego oczekiwał.
-Chcesz żebym przyszła na pogrzeb? – tego się zupełnie nie spodziewał. Nawet nie śmiał o tym myśleć. Wiedział, że Hermiona wiele wycierpiała w Malfoy Manor i nie sądził, by kiedykolwiek chciała tam wrócić. Poza tym miała tam być cała jego rodzina. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że naprawdę chciałby, żeby z nim tam była. Chociaż nigdy nie powiedziałby tego na głos, potrzebował w tej chwili wsparcia od przyjaciół, a Hermiona niewątpliwie nim była. Nie potrafiąc zdobyć się na słowa, kiwnął jedynie głową.
-A reszta? Powiesz im? – zapytała, kończąc bandażowanie jego dłoni.
-Jutro rano cała szkoła będzie wiedzieć. Chyba powinienem im dziś powiedzieć – powiedział ponuro – Będą chcieli przyjść na pogrzeb.
-To chyba dobrze, prawda? Nie powinieneś być sam – stwierdziła, naprawiając lustro machnięciem różdżki.
-Chyba tak – westchnął cicho. Nigdy nie podejrzewał, że znajdzie się w sytuacji, w której nie będzie wiedział, co zrobić. Nigdy nie czuł się tak bezradny.


~*~*~

            Blaise i Teodor siedzieli, grając w eksplodującego durnia. Zabini już dawno chciał zakończyć to bezproduktywne zajęcie, jednak szatyn upierał się, by zagrać jeszcze jedną rundę. Ta była już dwudziestą. Nie chciał wypytywać przyjaciela, czemu ma taki zły humor, ale domyślał się, że chodziło o Hermionę. Tylko ona potrafiła sprawić, że Nott uzewnętrzniał swoje emocje. W każdej sytuacji potrafił zachować stoicki spokój, ale nie wtedy, gdy w grę wchodziła Gryfonka. Blaise już wiele razy zastanawiał się, czy nie powinien powiedzieć Teodorowi o tym, że Hermiona i Draco się spotykają, ale zawsze dochodził do wniosku, że Malfoy to też jego przyjaciel i nie mógł mu tego zrobić. Tym bardziej, że wiedział o uczuciach, którymi darzył Granger. Miał tylko nadzieję, że zakończy się to z jak najmniejszymi szkodami. Nie chciał, by wieloletnia przyjaźń się zakończyła i to z pewnością miała być dla wszystkich duża próba.
            Nagle jego rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi. Wstał, ciesząc się w duchu, że chociaż na chwilę może oderwać się od gry, która najnormalniej w świecie już go nudziła. Pociągnął za klamkę i jego oczom ukazała się dwójka Prefektów. Musiał przyznać, że jedno wyglądało gorzej od drugiego. Obydwoje byli przeraźliwie bladzi, mieli nietęgie miny i zarejestrować bandaż na dłoni Draco. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie powinien ich ostrzec, że jest z Teodorem, w końcu nie znał ich zamiarów, ale od razu uznał to za głupie. Gdyby chcieli się przed nim ukryć, to nie przychodzili by do jego pokoju.
-Kto to? – do jego uszu dotarło pytanie Nott’a.
-Macie chwilę? – gdy tylko Teodor usłyszał głos Hermiony, zerwał się z łóżka. Podszedł do drzwi i lekko stracił rezon, gdy za progiem ujrzał nie tylko swoją dziewczynę, ale i Malfoy’a. Nie ukrywał, że miał nadzieję, że Gryfonka przyszła do niego, by się dogadać.
-Jasne, wejdźcie – odpowiedział. Dopiero po chwili zdołał zarejestrować okropny stan, w jakim znajduje się nowoprzybyła dwójka.
-Jest Pansy? – Draco po raz pierwszy zabrał głos. Zdziwieni Ślizgoni spojrzeli po sobie. Rzadko można było widzieć Malfoy’a w takim wydaniu. Był zupełnie bez życia, brakowało mu iskier, które zawsze w nim tkwiły. Od razu zrozumieli, że musiało stać się coś poważnego.
-Pójdę po nią – wtrąciła Hermiona, szybko opuszczając pokój. Chyba każdy chciałby zrobić to samo. Ponura aura użyczała się każdemu. W tym czasie Malfoy usiadł przy jednym z biurek.
-Co ci się stało w rękę? – zapytał Blaise, chcąc przerwać przygniatającą wszystkich ciszę.
-Stłukłem lustro – rzucił krótko. Dwójka Ślizgonów spojrzała po sobie, postanawiając nie zadawać więcej pytań. Znali Draco i wiedzieli, że jeżeli będzie chciał, to sam powie, co się stało, a jeśli nie, to nawet siłą z niego tego nie wyciągną. Zajęli miejsca na swoich łóżkach i postanowili czekać na dziewczyny. Kilka minut później drzwi znów się otworzyły. Zauważyli, że Hermiona zdążyła nabrać kolorów, za to twarz Pansy wyrażała zaniepokojenie. Ślizgonka usiadła obok Blaise’a, rzucając mu pytające spojrzenie, na co ten jedynie pokręcił głową. Gryfonka stała przez chwilę, wahając się, co zrobić. Wiedziała, że Draco potrzebował teraz wsparcia, ale nie mogła przy nim być. Powolnym krokiem ruszyła w stronę Teodora, zajmując miejsce obok niego.
-Ktoś wreszcie powie, co się stało? – zapytała Pansy.
-Mój ojciec umarł dziś w Azkabanie – głos Draco był pusty. Po jego słowach zapanowała głucha cisza.
-Wiadomo jak? – Blaise spojrzał na przyjaciela ze współczuciem.
-Nie wytrzymał. Dementorzy doprowadzili go do szaleństwa, był skrajnie wyczerpany – Ślizgon odwrócił wzrok. Nie chciał widzieć twarzy pełnych współczucia. Nie oczekiwał tego.
-Draco… Nie wiem, co powiedzieć – głos Pansy lekko zadrżał.
-Nie musisz nic mówić. Takie rzeczy są na porządku dziennym. Jeden więzień w tę czy we wtę. Co to za różnica? - powiedział, wstając z miejsca. Hermiona spojrzała na Teodora, który przez cały czas milczał. Była pewna, że myślał teraz o swoim ojcu, który też znajdował się w Azkabanie.
-Pogrzeb jest w piątek, pomyślałem, że chcielibyście wiedzieć – nie czekając na odpowiedź, wyszedł. Nikt za nim nie poszedł. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że teraz chciał być sam.
-Załatwię nam pozwolenie na wyjście u McGonnagall – powiedziała Hermiona. Reszta zdobyła się jedynie na kiwnięcie głową. Rzucając pokrzepiający uśmiech w stronę przyjaciół, opuściła pokój.



~*~*~


            Harry szedł powoli, słuchając wywodów Astorii. Co dziwne, naprawdę interesowało go to, co ma ona do powiedzenia. Po spędzeniu ponad godziny w jej towarzystwie, musiał przyznać, że pochopnie ją ocenił. Nie była jak stereotypowa Ślizgonka, której zależało tylko i wyłącznie na sobie. Udowodniła mu dziś, że jest równie mądra, co piękna. Ze smutkiem spostrzegł, że zbliżają się do wejścia do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Dawno nie rozmawiało mu się z kimś tak dobrze, jak dziś z Astorią. Nagle kamienna ściana się rozstąpiła i ze środka wyleciała jak strzała Hermiona. Mruknęła cicho coś, co miało być przywitaniem i ruszyła przed siebie szybkim krokiem. Spojrzeli po sobie zdziwieni, nie bardzo wiedząc, co przed chwilą miało miejsce.
-Chyba powinienem za nią pobiec – powiedział, rzucając jej przepraszający uśmiech.
-Jasne, do zobaczenia – odwzajemniła gest, rumieniąc się delikatnie.
-Do zobaczenia – odpowiedział i ruszył korytarzem, w którym znikła Hermiona. Dostrzegł ją po chwili. Szybko ją dogonił i złapał za ramię. Ta drgnęła i przestraszona odwróciła się w jego stronę.
-Wszystko w porządku? – zapytał, przyglądając się jej uważnie. Od razu mógł zauważyć, że coś było nie tak.
-Jasne – mruknęła i ruszyła dalej.
-Przecież widzę, że coś się stało – powiedział, dotrzymując jej kroku – Gdyby było inaczej, nie zignorowałabyś faktu, że stałem przed wejściem do Pokoju Wspólnego Ślizgonów z ASTORIĄ – dodał, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
-Możesz spotykać się z kim chcesz, nic mi do tego – wzruszyła ramionami.
-No teraz to jestem pewien, że coś jest nie tak – wywrócił oczami, stając przed Gryfonką. Ta spojrzała na niego zdziwiona – Dlaczego teraz każdy ma przede mną tajemnice? Najpierw Ron, teraz ty. Kiedyś mówiliśmy sobie wszystko.
-Tu nie chodzi o mnie – powiedziała, ignorując wzmiankę o Ronie. Od wielu tygodni sprawnie udawało jej się unikać myślenia o byłym narzeczonym, co było nie lada osiągnięciem. Komu jednak powinna być za to wdzięczna? Teodorowi czy Malfoy’owi? Na myśl o przystojnym blondynie coś zacisnęło jej się w żołądku.
-Przecież wiesz, że możesz mi ufać – zapewnił ją.
-Lucjusz Malfoy nie żyje – wyrzuciła z siebie. Musiała przyznać, że jej ulżyło. Dobrze było się wygadać przed kimś, kto nie był w to zamieszany emocjonalnie.
-Wiesz jak to się stało? – zapytał, marszcząc brwi.
-Na pewno to nie było samobójstwo czy morderstwo. Umarł z wykończenia, nie wytrzymał tego wszystkiego.
-Dlaczego mam wrażenie, że to nie wszystko? – spojrzał na nią uważnie – Hermiona, znam cię nie od dziś.
-Co? – zapytała głupio. Przygryzła nerwowo wargę. Czy aż tak było po niej widać każdą nękającą ją myśl?
-Na pewno zasmuciłaby cię śmierć Lucjusza, ale nie doprowadziłaby cię do takiego stanu przygnębienia – powiedział, patrząc jej prosto w oczy. Uśmiechnęła się smutno w jego stronę.
-Nie radzę sobie z tym wszystkim – powiedziała, a gdy odpowiedziała jej cisza, kontynuowała – W tej sytuacji powinnam być przy Draco, czuję, że jestem mu potrzebna, ale nie chcę, żeby Teodor dowiedział się o wszystkim. Cholernie się boję, Harry – westchnęła ciężko.
-Nie wiem, co ci powiedzieć. Chyba nie potrafię ci w tej sytuacji poradzić – brunet przygarnął do siebie przyjaciółkę, zamykając ją w niedźwiedzim uścisku.
-Nie musisz, po prostu potrzebuję przyjaciela – wyszeptała. Nie oczekiwała, że Harry będzie rozumiał jej położenie. Nigdy nie nadawał się do tego typu rozmów, jednak zawsze służył jej swoją pomocą, co doceniała. Znała jednak osobę, która ją doskonale zrozumie.


~*~*~


            Hermiona wracała z gabinetu dyrektorki, układając sobie w głowie plan dnia. Udało jej się uzyskać zgodę na opuszczenie murów Hogwartu na jeden dzień dla niej i czwórki Ślizgonów. McGonnagall obiecała dyskrecję co do nieobecności uczniów, ale i tak już prawie cała szkoła wiedziała o śmierci jednego z najbardziej znanych Śmierciożerców. Hermiona naprawdę współczuła Draco. Idąc korytarzem udawał, że nie dostrzega tych wszystkich spojrzeń i szeptów. Chwilami miała ochotę wszystkich za to zbesztać. Bo jak można robić widowisko z czyjegoś cierpienia? Nawet nie zauważyła, gdy dotarła do lochów. Szybkim krokiem przemierzyła Pokój Wspólny Ślizgonów i zapukała do drzwi pokoju Draco. W duchu błagała Godryka, by był w środku. Usłyszała ciężkie kroki i chwilę później ktoś pociągnął za klamkę.
-Hej, masz chwilę? – zapytała, obrzucając go spojrzeniem. Wyglądał zaskakująco dobrze, jednak wiedziała, że to tylko pozory. Starał się doprowadzić do porządku, żeby nie pozwolić innym gadać za jego plecami jak to on strasznie przeżywa śmierć ojca.
-Wejdź – powiedział cicho, otwierając szerzej drzwi. Usiadła na krześle przy biurku, obserwując jak ten kładzie się na łóżku, chowając twarz w rękach.
-Trzymasz się? – miała ochotę palnąć się w głowę za to pytanie. Oczywistym było, że nie pozbiera się po jednym dniu.
-Jak widać – wzruszył ramionami, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Jeśli potrzebowałbyś kogoś do rozmowy albo żeby chociaż pomyśleć, to pamiętaj, że zawsze jestem – powiedziała, mając nadzieję, że Draco skorzysta z jej pomocy. Widok jego cierpienia sprawiał jej ból.
-Dopóki nie ma Teodora w pobliżu – dodał zjadliwie. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. W jego słowach tkwiło ziarenko prawdy i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
-Draco, proszę, nie rób tego – powiedziała z bólem. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Czego? – zapytał, nie wiedząc, o co jej chodzi.
-Nie wyżywaj się na innych. Wiem, że cierpisz, ale musisz jakoś inaczej dać temu wszystkiemu upust – obserwowała, jak jego twarz ogarnia złość. Chyba go uraziła. Czyżby sam przed sobą nie chciał się przyznać, że śmierć ojca była dla niego ciosem?
-Chyba powinnaś już wyjść – powiedział, podchodząc do drzwi. Otworzył je szeroko i patrzył z wyczekiwaniem na Gryfonkę. Ta posłusznie wstała i skierowała się do wyjścia. Zatrzymała się w progu, by ostatni raz na niego spojrzeć.
-Jak będziesz chciał porozmawiać, to wiesz, gdzie mnie szukać – po tych słowach wyszła, nie czekając na odpowiedź.


~*~*~


            Fabien siedział na krześle, przeglądając Proroka Codziennego. W dni takie jak ten niewiele miał do roboty, co innego w weekendy. Wtedy w sklepie pojawiały się tłumy, a on sam nie wiedział, w co ręce włożyć. Dlatego właśnie zdziwił go dzwonek oznajmiający przybycie klienta. Spojrzał na zegarek – dochodziła dziesiąta rano. Podniósł wzrok i jego oczom ukazała się pewna doskonale znana mu szatynka.
-Co ty tu robisz? – zapytał, przyciągając do siebie Gryfonkę. Zamknął ją w niedźwiedzim uścisku, śmiejąc się przy tym głośno.
-Przyszłam po radę – powiedziała, gdy wreszcie ją puścił.
-W takim razie zapraszam na górę. Masz ochotę na herbatę? – uśmiechnął się radośnie.
-Jasne – odwzajemniła gest. Musiała przyznać, że Fabien był człowiekiem, który swoją pełnią życia potrafił rozweselić innych jednym uśmiechem. Taki był jego urok, któremu szybko ulegały dziewczyny.
-George jest? – zapytała, wchodząc po schodach.
-Z Tracey – poruszał sugestywnie brwiami – Widzisz, nie tylko ty zrywasz się z lekcji – zaśmiał się, gdy dziewczyna walnęła go w ramię.
-Mów, co ci leży na sercu – powiedział, przygotowując dwa kubki i wstawiając wodę. Hermiona przyglądała mu się przez chwilę, po czym westchnęła ciężko.
-Malfoy – schowała twarz w dłoniach.
-Czytałem o tym w Proroku. Jak się trzyma? – zapytał, obrzucając ją uważnym spojrzeniem.
-Jest mu ciężko, ale nie chce się do tego przyznać – odpowiedziała, bawiąc się palcami.
-Ale nie o tym chcesz rozmawiać? – zgadł Francuz. Hermiona spojrzała na niego z uśmiechem. Zawsze doskonale wszystko rozumiał, potrafił bezbłędnie odczytać jej nastrój i za każdym razem służył dobrą radę. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jaką była szczęściarą, mając takiego przyjaciela jak on.
-Nie potrafię tego wszystkiego pogodzić. Nigdy nie myślałam, że będę w takiej sytuacji. Chcę być oparciem dla Draco, a jednocześnie boję się, że Teodor się wszystkiego domyśli – przeczesała nerwowo włosy, patrząc na niego błagalnie.
-Wiesz, jakie mam o tym zdanie – powiedział, podając jej kubek.
-Tak, wiem, że wolisz Draco, ale postaraj się teraz spojrzeć na to obiektywnie. Co powinnam zrobić? – upiła łyk herbaty, rozkoszując się ciepłem, jakie rozeszło się po jej wnętrzu.
-Skoro chcesz zatrzymać Teodora, a jednocześnie pomóc Draco, to powinnaś to zrobić. Po prostu. Nigdy nie dałaś Teodorowi powodu do podejrzeń, a on sam jest przyjacielem Malfoy’a i wie, jak mu jest ciężko. Powinien chcieć jego dobra, więc na pewno zrozumie, że chcesz mu pomóc w trudnych chwilach. Poza tym nie sądzę, żeby Malfoy miał teraz głowę do romansów. On teraz naprawdę potrzebuje przyjaciela  – wzruszył ramionami, jakby mówił o pogodzie. Hermiona spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
-Jak ty to robisz? – zapytała, bawiąc się kubkiem herbaty.
-Umiem obserwować ludzi – jego twarz rozjaśnił uśmiech, który pozwolił Hermionie mieć nadzieję, na szczęśliwe zakończenie.


~*~*~


            Hermiona siedziała na łóżku, rozczesując włosy. Już przebrana w piżamę szykowała się do snu, gdyż zmęczenie wzięło górę. Kilka godzin spędziła w Hogsmeade, a resztę dnia poświęciła na studiowanie notatek z dzisiejszego dnia, które przygotował jej Teodor. Odłożyła szczotkę i już miała zgasić światło, gdy do jej uszu dotarło ciche pukanie. Zdziwiona podeszła do drzwi i uchyliła je lekko.
-Śpisz już? – zapytał, obrzucając ją spojrzeniem.
-Właśnie się kładłam – odpowiedziała, nie rozumiejąc, po co przyszedł.
-A znajdziesz dla mnie chwilę? Chyba jednak potrzebuję tej rozmowy – chociaż nadal wokół niego roztaczała się smutna aura, to w jego oczach pojawił się blask, który znikł, gdy dowiedział się o śmierci ojca. Hermiona zawiesiła się, przyglądając mu się w zamyśleniu. Z otępienia wyrwało ją ciche odchrząknięcie Ślizgona.
-Jasne, wejdź – uchyliła szerzej drzwi, zapraszając go do środka. Z lekkim uśmiechem obserwowała, jak zajmuje miejsce na jej łóżku. Może jednak wszystko będzie dobrze?


~*~*~


Jest i XXI. Już bliżej do końca niż do początku. Od jutra oficjalnie mamy wakacje i myślę, że teraz rozdziały będą się pojawiały z większą częstotliwością, z racji tego, że mam dużo wolnego czasu, by pisać. Jeśli nie w dzień, to w nocy ;) Poza tym chciałam Wam podziękować. Kolejny tysiąc wyświetleń w zaledwie tydzień, przeogromnie dziękuję! Nadal przybija mnie ilość komentarzy, więc znów apeluję: Komentujcie, błagam. Nie wiem, czy Wam się nie podoba, czy Wam się nie chce. Nie mam pojęcia, co Wami kieruje. Dla Was to jest dosłownie minuta, a dla mnie wielka radość, na którą, mam nadzieję, zasłużyłam. To chyba tyle na dziś, kolejny rozdział najpewniej w przyszłym tygodniu. 
Trzymajcie się!

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział XX - "Wewnętrzne rozterki"



~*~*~


Draco leżał, nie mogąc zmyć ze swojej twarzy głupiego uśmiechu. Patrzył na śpiącą w jego ramionach Hermionę i już nie mógł przed sobą udawać, że ta nieznośna Gryfonka nie jest mu obojętna. Uwielbiał ich długie rozmowy, gdy leżeli razem po kolejnej spędzonej razem nocy. Uwielbiał patrzeć, jak zasypia w jego ramionach, by wreszcie mógł obserwować jej zastygłą w półuśmiechu twarz i słuchać równomiernego oddechu szatynki. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ich niezobowiązujące spotkania do niczego nie prowadzą. Chciał czegoś więcej, jednak wiedział, że ona mu tego nie może dać. Zostały mu więc jedynie ich momenty sam na sam, które były ich dobrze skrywanym sekretem. Nie mógłby z tego zrezygnować, chociaż wiedział, że postępuje źle. Desperacko pragnął kontaktu z Hermioną i wiedział, że było to egoistyczne, ale już taki był, tego nie mógł zmienić. Jednak ile to mogło jeszcze trwać? Spotykają się od kilku tygodni, Teodor nadal o niczym nie wie, czy tak miało być już zawsze? Musiał przyznać, że nie pasowało mu bycie tym drugim, ale już nawet przestał o tym wspominać, bo zawsze kończyło się to kłótnią. Hermiona zapewniała, że to koniec ich spotkań, że to nie fair wobec Teodora, i że ich relacja nic nie znaczy.
-Witamy wśród żywych – uśmiechnął się, gdy zauważył, że powieki szatynki zaczynają się unosić.
-Długo spałam? – zapytała, przeciągając się.
-Dwie godziny – odpowiedział, zerkając na swój zegarek – Dochodzi 20.
-Muszę się zbierać. Nie napisałam jeszcze eseju dla Vector – wstała, zbierając z podłogi swoje ubrania, które kolejno zaczęła na siebie zakładać. Draco przez chwilę obserwował ją w milczeniu, myśląc o uczuciach, jakimi darzy Gryfonkę. Skoro sam zdołał przyznać się do tego, że coś do niej czuje, to wiedział, że nie może tego zepsuć i czekać, aż samo się rozwiąże.
-Masz czas w piątek? – zapytał nagle.
-Wieczorem jestem umówiona z Teodorem, ale wcześniej nic nie robię – odpowiedziała, zapinając guziki koszuli.
-Nie chodzi mi o sex – wywrócił oczami. Gryfonka na chwilę zaprzestała swojej czynności, patrząc na niego z niezrozumieniem – Chciałem wyciągnąć cię na randkę – powiedział najnormalniej jak tylko potrafił, nie dając po sobie poznać, jak bardzo stresuje się jej odpowiedzią.
-Draco… - zaczęła cichym głosem – Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Czyli z każdym przyjacielem chodzić do łóżka? – zapytał zjadliwie – W takim razie żałuję, że nie zaprzyjaźniliśmy się wcześniej. Wiele mnie ominęło – dodał, wstając i zakładając bokserki.
-Nie mów tak – powiedziała, nie patrząc na niego. Aktualnie miał gdzieś to, że sprawia jej przykrość.
-To przyznaj, że coś do mnie czujesz. Nie jestem ci obojętny, prawa? – zapytał, robiąc kilka kroków w jej stronę.
-Jestem z Teodorem – wreszcie zdobyła się na to, by spojrzeć mu w oczy, starając się brzmieć tak pewnie, jak tylko może.
-Jedno nie wyklucza drugiego – drążył.
-Muszę już iść – odwróciła się, kierując się do wyjścia. Wiedziała, że ucieka, ale bała się tej rozmowy, zwłaszcza dlatego, że Malfoy miał dużo racji.
-Do następnego razu – usłyszała za swoimi plecami. Oczy lekko jej się zaszkliły.
-Nie będzie następnego razu – nie wiedziała, czy mówi to do siebie, czy do niego.
-Zawsze to powtarzasz. I zawsze wracasz – postanowiła już nie odpowiadać. Szybko wyszła z Pokoju Życzeń. Gdy wreszcie znalazła się na korytarzu, oparła się o ścianę, powoli zsuwając się na ziemię. Pozwoliła kilku łzom spłynąć po jej policzkach, jednak chwilę później gwałtownym ruchem je otarła. Rozejrzała się dookoła i upewniwszy się, że nikt jej nie widział, ruszyła do swojego dormitorium. Wiedziała, że Malfoy ma rację. Zawsze do niego wracała. Nie potrafiła mu się postawić. Wiza nocy spędzonej w jego ramionach była zbyt kusząca, by mogła się temu oprzeć. Sama już nie wiedziała, co ma myśleć. Czy czuła coś do niego? Nawet jeśli, to panicznie bała się do tego przyznać. Nie miała odwagi powiedzieć, że za każdym razem wracała do niego nie dla tych upojnych chwil, ale dla długich rozmów, które przeprowadzali, będąc w swoich objęciach. To było chyba najbardziej nie w porządku. Miała Teodora, który był kochający i oddany, którego uczucie odwzajemniała. Miała zamiar spędzić z nim resztę życia. Zapewniała się, że Malfoy był jedynie odskocznią od codzienności, jednak czy już zawsze będzie tego potrzebowała?


~*~*~


            Siedziała w swoim pokoju, kończąc esej z numerologii, gdy do jej uszu dobiegło ciche pukanie. Wstała, przeciągając się i skierowała się do drzwi.
-Można? – usłyszała, gdy tylko pociągnęła za klamkę – Mam wejściowe – Ginny wskazała na stos łakoci, który spoczywał w jej rękach.
-Jasne, wejdź – zaprosiła przyjaciółkę do środka, szybko ogarniając pokój – Coś się stało? – zapytała, rzucając okiem na młodą Weasley, która sprawiała wrażenie nieco przybitej.
-Postanowiłam dać drugą szansę Dean’owi – westchnęła, rzucając się na łóżko.
-Nie wyglądasz na zbyt szczęśliwą – zauważyła Hermiona, siadając obok przyjaciółki.
-Rozmawiałam dziś z Harry’m – szatynka od razu zrozumiała, czemu Ginny ma taki ponury nastrój.
-I jak to przyjął? – zapytała. Wiedziała, że musiało mu być ciężko. Nadal kochał Ginny, która teraz była z Dean’em. Będzie musiał znosić ich widok razem przez najbliższy rok, co na pewno nie będzie przyjemne.
-Starał się tego nie okazywać, ale był zdenerwowany.
-Przejdzie mu – zapewniła przyjaciółkę.
-Poszedł spotkać się z Ronem – Hermiona wiedziała, co Ginny chciała przez to powiedzieć. Zawsze, gdy Harry miał jakiś problem, rozmawiał z Ronem. Musiało mu być ciężko, skoro pofatygował się aż do Londynu.
-Spotkałam dziś Teodora, szukał cię – powiedziała, chcąc zmienić temat.
-Nie znalazł – szatynka westchnęła, kładąc się obok przyjaciółki.
-Byłaś z nim, prawda? – Ginny nadal trudno było się uporać z myślą, że Hermionę i Malfoy’a może coś łączyć. Panna Granger kiwnęła głową, jednak chwilę później przytaknęła, wiedząc, że rudowłosa na nią nie patrzy.
-Co w nim takiego jest?
-Sama nie wiem, Ginny. Codziennie obiecuję sobie, że to zakończę, ale po prostu nie potrafię – powiedziała, chowając twarz w rękach.
-Czujesz coś do niego? – zapytała, odwracając głowę w jej stronę.
-Nie wiem – powtórzyła.
-Na pewno. Gdyby tak nie było, to nie oszukiwałabyś Teodora. Powinnaś wybrać, nie możesz mieć ich obu – powiedziała Ginny, łapiąc jedną z czekoladowych żab.
-Teodor jest cudowny, naprawdę go kocham… – zaczęła Hermiona, jednak nie dane jej było skończyć.
-Skoro on jest tak cudowny, to dlaczego zaczęłaś spotykać się z Malfoy’em? Gdybyś uważała to za pijacki błąd, to nie powtórzyłabyś tego tyle razy – drążyła Ginny.
-Wiem, Gin – westchnęła.
-Ja tylko chcę ci pomóc. Mając Teodora nie powinnaś poczuć czegoś do kogoś innego, a nagle pojawia się taki Malfoy i potrafi ci zawrócić w głowie. Może w takim razie to, co czujesz do Teodora wcale nie jest tak prawdziwe? – Hermiona zastanowiła się chwilę nad jej słowami. Czy to możliwe, żeby miała rację? Chcąc, nie chcąc musiała przyznać, że Malfoy nie był jej obojętny. Czy to oznaczało, że jej uczucie do Teodora wcale nie było tak silne, jak myślała?
-Muszę od tego wszystkiego odpocząć – powiedziała, podnosząc się z miejsca – Lepiej powiedz, co w domu. Jak się trzyma twoja mama?
-Nadal stara się ściągnąć Charlie’go, ale on się upiera, że nie potrzebuje wolnego – Ginny wzruszyła ramionami.
-I już coś wiadomo o jego wypadku? – zapytała Hermiona, spoglądając na przyjaciółkę.
-Charlie napisał, że to był jego błąd. Nie sprawdzał lin dostatecznie często i pewnego dnia nie zdołały utrzymać smoka, ale mama nie da sobie nic wytłumaczyć. Nadal uważa, że to był zamach na Charlie’go, i że ma natychmiast wrócić do domu – powiedziała, wywracając oczami. Szatynka spojrzała na nią z uśmiechem. Musiała przyznać, że tęskniła za całą rodziną Weasley’ów, których kochała jak własną rodzinę.


~*~*~


            Harry siedział w domu Rona, rozglądając się po pomieszczeniu. Siedział w salonie, czekając na przyjaciela, który poszedł na dół, by zamknąć sklep. Wstał, podchodząc do komody, na której stało kilka zdjęć. Większość z nich przedstawiała jego, Rona i Hermionę. Stał tak przez chwilę, zdając sobie sprawę z tego, jak tęsknił za tymi czasami. Chociaż wciąż żyli w strachu przed Voldemortem, to mieli siebie. Ich przyjaźń była niezniszczalna. Teraz Hermiona i Ron się do siebie, a on sam rzadko miał okazję porozmawiać z przyjacielem. Spojrzał na ostatnie ze zdjęć, na którym była cała rodzina Weasley’ów. Wojna zdecydowanie najbardziej odbiła się właśnie na nich. Wielką niesprawiedliwością było, że ludzi takich, jak oni, spotkały największe krzywdy. Pochłonięty myślami nie zauważył, gdy Ron pojawił się obok niego.
-Mama zaprasza cię na święta – powiedział, widząc, że Harry patrzy na jego rodzinne zdjęcie.
-Nie chcę niczego utrudniać Ginny. Hermiona zaproponowała, żebym pojechał z nią do Australii – spojrzał na przyjaciela przepraszająco.
-Nie ma sprawy. Co u niej? – zapytał, obrzucając bruneta uważnym wzrokiem.
-Dobrze układa jej się z Nott’em – odpowiedział wymijająco.
-Możesz mi powiedzieć prawdę, dam sobie radę – Ron usiadł na fotelu, upijając łyk soku dyniowego. Harry spojrzał na niego, najwyraźniej oceniając, czy faktycznie może mu o wszystkim opowiedzieć, jednak szybko zganił się za takie myślenie. W końcu byli przyjaciółmi i nic tego nie zmieni.
-Nie wiem, co się z nią ostatnio dzieje – wyrzucił z siebie – Zdradza Nott’a – dodał, patrząc badawczo na przyjaciela, by sprawdzić, jak zareaguje. Do tej pory nie wiedział, co nim kierowało, gdy postanowił zerwać z Hermioną i wyjechać.
-Z kim? – zapytał, odwracając wzrok, byle nie musieć patrzeć na Harry’ego.
-Z Malfoy’em – Gryfon ze zdziwieniem spostrzegł, że Rona nie ruszyła ta wiadomość.
-Cieszę się, że ruszyła naprzód – wstał, podchodząc do okna, stając plecami do przyjaciela. Przymknął oczy i odetchnął głęboko.
-I to tyle? Nic więcej nie masz na ten temat do powiedzenia? – zdenerwował się brunet.
-A co mam powiedzieć? Że za każdym razem, gdy myślę, że ona jest z innym, to mam ochotę go zabić? Że to ja chciałbym być teraz przy niej? Nadal ją kocham, Harry, ale tak jest lepiej – Ron ponownie zajął swoje miejsce w fotelu.
-Dlaczego wyjechałeś? – zapytał, chociaż doskonale wiedział, że mu nie odpowie. Wiele razy zadawał to pytanie i za każdym razem był zbywany w najprostszy sposób.
-Nie mogę ci powiedzieć – Ron odwrócił wzrok, umieszczając go na jednym ze zdjęć przestawiającym ich trójkę.
-Nigdy nie mieliśmy przed sobą sekretów – powiedział zbolałbym tonem.
-Tu nie chodzi o ciebie, a o Hermionę. Jeśli ona dowie się, że ty wiesz, to cię znienawidzi za to, że jej nie powiedziałeś, a tego chyba nie chcesz – zauważył. Harry już nic na to nie odpowiedział.
-Zaufaj mi, wszystko się ułoży – Ron uśmiechnął się pokrzepiająco do przyjaciela – Dlaczego chciałeś się dziś tak pilnie spotkać? – zapytał, chcąc zmienić temat.
-Ginny wróciła do Dean’a – westchnął ciężko.
-Nigdy go nie lubiłem – rudzielec wykrzywił twarz w grymasie – Jak sobie radzisz?
-Nie wiem, jak mam teraz reagować na ich dwójkę. Staram się ich unikać, ale jest coraz ciężej.
-Powinieneś zapomnieć, pójść naprzód. To minie, potrzebujesz tylko trochę czasu – powiedział Ron, patrząc na przyjaciela.
-Tak, jak ty? Łatwo tak wyjechać i uciec od wszystkiego – nie wiedział, czemu zaczął go atakować. Przecież o nic go nie obwiniał, nie powinien się na nim wyżywać.
-Nie oczekuję, że to zrozumiesz – rzucił sucho, obdarzając go niezbyt miłym spojrzeniem.
-Chyba nie chcę próbować – zaśmiał się ponuro, chcąc rozluźnić atmosferę.
-Jeśli oczekujesz jakiejś rady, to jedyne, co mogę ci powiedzieć, to żebyś ruszył dalej. Po prostu zapomnij.
Zapomnij. To brzmiało jednocześnie tak zachęcająco, jak i nierealnie, jednak wiedział, że zrobi wszystko, żeby mu się to udało.


~*~*~


            Fabien krzątał się po sklepie, robiąc ostatnie porządki przed zamknięciem, gdy do jego uszu dotarł dźwięk dzwonka, który sygnalizował nadejście klienta.
-Już zamknięte – zaczął, jednak, gdy zobaczył, kto wszedł, stracił rezon – Angelina? Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony. Ostatnio nie miał okazji jej widzieć, był pewien, że George zakończył związek z byłą dziewczyną.
-Przyszłam do George’a – zaśmiała się, widząc zdziwioną minę Francuza – O, chyba idzie.
-Już jesteś? Idź na górę, zaraz przyjdę, tylko pomogę Fabienowi zamknąć sklep – powiedział, rzucając przyjacielowi porozumiewawcze spojrzenie.
-Na pewno dobrze robisz? Byłem pewien, że z nią skończyłeś – zaczął szatyn, gdy tylko Angelina znikła na szczycie schodów.
-Nie wtrącaj się – odburknął w odpowiedzi.
-A Tracey? Wyglądacie na szczęśliwych – drążył temat.
-Zajmij się swoim życiem, okej? – George nie wytrzymał. Rzucił mu wzbudzone spojrzenie i odłożył karton, który trzymał w rękach – Chyba do ciebie – wskazał ręką na okno, przez które widać było grupę dziewczyn. Fabien westchnął jedynie i zrezygnowany ruszył w kierunku drzwi. Usłyszał kroki George’a i był pewien, że z tego nie wyniknie nic dobrego.
-Co jest z tymi ludźmi? Czy tak trudno dotrzymać wierności? – powiedział sam do siebie, kręcąc głową.
-Właśnie przechodziłyśmy tędy i postanowiłyśmy, że wpadniemy – zaczęła Dafne, gdy tylko Francuz przekroczył próg sklepu. Ten spojrzał na nie niewyraźnie. Nie wierzył im ani trochę, zwłaszcza, że Ślizgonki nachodziły go średnio trzy razy tygodniowo.
-Jest już trochę późno. W Hogwarcie nie obowiązuje jakaś cisza nocna? – zapytał, patrząc na zegarek. Dochodziła 22 i musiał przyznać, że był już dosyć zmęczony, nie miał ochoty po raz kolejny być ofiarą nieudolnych zalotów przemądrzałych Ślizgonek.
-Właśnie wracamy, wpadłyśmy tylko na chwilę – rzuciła Milicenta, która chyba jako jedyna wyczuła, że Fabien nie chciał spędzać z nimi czasu.
-Właśnie miałam to powiedzieć – powiedziała Dafne, gromiąc przyjaciółkę wzrokiem – Pewnie będziemy w Hogsmeade w sobotę, możemy wpaść jak chcesz – uśmiechnęła się zalotnie.
-Zapraszam – westchnął ciężko i wrócił do sklepu, marząc jedynie o ciepłym i wygodnym łóżku.
-Nie musiałaś robić ze mnie idiotki – warknęła blondynka, gdy tylko zostały same.
-Nie to miałam na myśli – powiedziała cicho Ślizgonka. Dafne zignorowała jej słowa, rozpoczynając swoją tyradę na temat Fabiena. Była pewna, że podoba się przystojnemu Francuzowi i przechwalała się, że z końcem listopada zapewne będą już najgorętszą parą w promieniu kilkuset kilometrów. Mijały właśnie Pub pod Trzema Miotłami, gdy Astoria zatrzymała się gwałtownie. Blondynka spojrzała na nią z uniesionymi brwiami.
-A tobie co się dzieje? – zapytała, chyba zła, że ktoś jej przerwał.
-Mamy jeszcze trochę czasu, możemy wpaść na kremowe piwo – uśmiechnęła się nerwowo.
-I z tym nie ma nic wspólnego fakt, że zauważyłaś Pottera przy jednym ze stolików? – powiedziała znudzona
-Co? O czym ty… Skąd wiesz? – Astoria nagle zrobiła się cała czerwona. Była pewna, że dobrze skrywa fakt, że podoba jej się jeden z najsławniejszych Gryfonów. Co za wstyd!
-Chociaż ty nie rób ze mnie idiotki. Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny, przede mną nic nie ukryjesz. Już dawno zauważyłam, jak wodzisz za nim wzrokiem, ale miałam nadzieję, że ci to minie – wzruszyła ramionami, oglądając swoje idealnie wypielęgnowane paznokcie.
-I mówisz to tak spokojnie? – zdziwiła się. Myślała, że gdy tylko jej siostra się o tym dowie, to będzie wściekła, jednak nie spodziewała się, że przyjmie to ze stoickim spokojem.
-A co mogę zrobić? No na co czekasz? Idź, bo jeszcze ci ucieknie ten nasz Wybraniec – uśmiechnęła się, gdy z twarzy Astorii nie znikał szok – My z Milicentą sobie poradzimy, tylko nie wracaj sama. Mam nadzieję, że Potter jest choć trochę wychowany i cię odprowadzi – dodała, zamykając siostrę w mocnym uścisku – Powodzenia – szepnęła tak cicho, by tylko ona mogła to usłyszeć.
Astoria stała jeszcze przez chwilę w miejscu, nie dowierzając w scenę, która przed chwilą miała tu miejsce. Czy jej siostra właśnie zaakceptowała fakt, że podobał jej się jeden z najbardziej znienawidzonych przez Ślizgonów Gryfon? Starając się trochę opanować, ruszyła w stronę pubu. Szybko odszukała wzrokiem samotnie siedzącego chłopaka i podeszła cicho. Chyba jej nie usłyszał, bo nadal wpatrywał się w swój do połowy opróżniony kufel piwa.
-Można? – zapytała, wskazując na wolne miejsce obok niego. Ten drgnął zdziwiony, a jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy zorientował się, kto chce się do niego przysiąść. Wpatrywał się w dziewczynę, która obdarzyła go nieśmiałym uśmiechem. Od razu pomyślał o Ginny. Westchnął cicho, chcąc odgonić niechciane myśli. Astoria przygryzła niepewnie wargę, nie zdając sobie sprawy z tego, co aktualnie działo się w głowie siedzącego przed nią Gryfona. W końcu kiwnął głową i podniósł rękę, by złożyć kolejne zamówienie. Zerknął na Ślizgonka, która spoglądała na niego niepewnie. Nadal nie docierał do niego absurd tej sytuacji, ale ciekaw był też, jak to może się potoczyć. Postanowił spróbować zapomnieć.


~*~*~


-Łap tę – rzucił jej jedną z fasolek. Spojrzała na jej niezbyt zachęcający zgniłozielony kolor i postanowiła cisnąć nią w stronę kominka, czym wywołała śmiech Ślizgona.
-Bardzo śmieszne – rzuciła mu wzrok pełen politowania, gdy nadal rechotał, siedząc na dywanie. Położyła się na łóżku, wzdychając ciężko. Przymknęła powieki, mając nadzieję, że głęboki stan przygnębienia, w którym się aktualnie znajdowała, minie.
-Może powiesz, o co tak dokładnie chodzi? – zapytał, mając nadzieję, że przynajmniej teraz Gryfonka powie mu, o co poszło. Godzinę temu wpadła do jego dormitorium zalana łzami i stwierdziła, że Teodor to kretyn. Nie pytając, o co chodzi, wyciągnął swoje zapasy słodyczy i postanowił pleść głupoty, by poprawić jej humor. Swoją drogą ucieszył się, że postanowiła skierować się właśnie do niego, a nie do Ginny czy Pottera.  
-Poszłam do niego, bo ostatnio rzadko się widujemy. Miałam nadzieję, że znajdzie dla mnie czas, zwłaszcza, że mnie szukał, kiedy my…no wiesz – ukryła twarz w dłoniach – Chyba się przeliczyłam, bo odprawił mnie z kwitkiem. Stwierdził, że teraz to on nie ma dla mnie czasu, bo właśnie z chłopakami mieli zamiar pograć w eksplodującego durnia. Wyrzucił mnie ze swojego pokoju, bo wolał grać w karty, rozumiesz? – dodała, płaczliwym głosem. Spojrzał na nią i postanowił, że przemówi Teodorowi do rozumu. Miał przy sobie skarb i mógł go stracić przez swoje fochy. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że to mogłaby być jego okazja. Wreszcie to on miałby szanse u Gryfonki, ale chyba nie potrafił tego zrobić. To jednak był jego przyjaciel i jeśli ma być z Hermioną, to tylko dlatego, że sama go wybierze. Żadnych podstępów i intryg.
-Myślisz, że on wie? – zapytała nagle – O nas.
-Gdyby wiedział, to moja twarz nie byłaby tak piękna – Gryfonka cicho zaśmiała się, słysząc jego słowa. Może jednak uda mu się wyciągnąć ją z dołka? Nagle do ich uszu dobiegło głośne pukanie w szybę. Zdziwieni zwrócili swoje głowy w stronę okna i zauważyli zadbaną sowę. Draco wstał, wpuszczając ją do środka.
-To od mojej matki – powiedział, marszcząc brwi. Od razu rozpoznał ich puchacza. Zręcznie odpiął list i sowa natychmiast wyleciała z pokoju. Przez chwilę przyglądał się wiadomości od matki, jednak rzucił ją na biurko, stwierdzając, że nie ma ochoty na czytanie ckliwych słów napisanych przez Narcyzę.
-Przeczytaj, może to coś ważnego – ponagliła go. Ten wywrócił oczami i złapał za kopertę, wyjmując z niej niezbyt długi list. Dla świętego spokoju postanowił zobaczyć, co jego matka miała do przekazania. Przejechał wzrokiem po kilku pierwszych linijkach, opierając się o biurko. Hermiona w ciszy obserwowała, jak wyraz jego twarzy diametralnie zmienia się z każdą chwilą. Od razu zrozumiała, że musiało stać się coś złego.


~*~*~


Jest i 20 rozdział. Całą historię planuję rozłożyć na 40, tak więc możemy powiedzieć, że jesteśmy na półmetku. Lekko pisało mi się ten rozdział i myślę, że jest całkiem dobry, ale czekam na Wasze opinie. Z dumą chcę napisać, że blog przekroczył 12 tysięcy wyświetleń, co jest dla mnie niesamowitym wynikiem. Naprawdę wszystkim, którzy tu zaglądają, dziękuję. Jak niektórzy zdążyli zauważyć, na bloga wróciła zakładka z datą publikacji kolejnego rozdziału, jednak teraz nie będzie to konkretny dzień, a termin, do którego rozdział powinien się ukazać. To mi da większą swobodę i mam nadzieję, że pomoże mi dotrzymać wszystkich terminów. Gorąco zachęcam Was do komentowania, bo muszę przyznać, że w stosunku do wyświetleń, komentarzy jest naprawdę niewiele, co mnie skłania do myślenia, że coś jest z opowiadaniem nie tak. Zachęcam do dawania mi wskazówek, wtedy z pewnością zarówno Wy, jak i ja będziemy usatysfakcjonowani i myślę, że opowiadanie wiele na tym zyska. 
Pozdrawiam ciepło, BlackCape. :)