niedziela, 24 maja 2015

Rozdział XIX - "Błędy lubią się powtarzać"




~*~*~


Uczniowie Hogwartu nawet nie zauważali, jak szybko mijają im kolejne dni, pozwalając rutynie wkraść się do ich żyć. Także Hermiona popadła w ciąg nauki, umiejętnie dzieląc czas pomiędzy lekcje, obowiązki prefekta, przyjaciół i chłopaka. Od kilku tygodni zręcznie unikała Malfoy’a, ograniczając kontakty z nim do zajęć i patrolowania korytarzy. Ślizgon również ostatnio przestał zabiegać o jej uwagę, pozwalając, by w życiu Gryfonki zapanował spokój. Ludzie przestali wypytywać i szeptać między sobą o nagłe ochłodzenie relacji dwójki prefektów i Hermiona musiała przyznać, że taki stan rzeczy jej zupełnie odpowiadał. Jedynie Pansy czasem rzuciła jakąś uwagę, na którą szatynka zwykle odpowiadała wymijająco. W sumie to dziwiła się, że Ślizgonka o niczym nie wie, bo domyślała się, że Malfoy wygadał wszystko Blaise’owi. Sama też nie była święta, w końcu wyjawiła sekret Harry’emu, Fabianowi i nawet Ginny, co nie było zbyt mądrym posunięciem, bo ta przez tydzień gadała jej nad głową jak nieodpowiedzialnie i głupio postąpiła. Tak jakby sama o tym nie wiedziała. 
            Dzisiejszy poranek niczym nie różnił się od reszty. Hermiona wstała, wzięła prysznic, przebrała się i podkreśliła twarz delikatnym makijażem. Skończywszy poranną toaletę postanowiła pójść na śniadanie. Po drodze mijała wielu uczniów, co lekko ją dziwiło, bo zwykle w weekendy ludzie lubią sobie pospać dłużej, zamiast zrywać się skoro świt. Gdy jednak przekroczyła próg Wielkiej Sali, zrozumiała, czym dzisiejsza frekwencja była spowodowana. Do jej uszu dotarły głośne krzyki od dwóch stołów. Jak mogła zapomnieć o meczu Gryfonów ze Ślizgonami? Skierowała się na koniec, nie chcąc być w centrum całego tego harmidru, jednak jej plany pokrzyżował Harry, który szczerzył się do niej, ręką przywołując ją do siebie. Chcąc nie chcąc zajęła miejsce obok przyjaciół, dzielnie znosząc kolejne osoby podchodzące do członków drużyny, które pragnęły życzyć im zwycięstwa w dzisiejszym meczu. W końcu wszyscy zaczęli kolejno opuszczać Wielką Salę, chcąc zająć sobie dobre miejsca na trybunach. Także trójka Gryfonów skierowała się w kierunku drzwi.
-Nie życzysz mi wygranej? – do uszu Hermiony dotarł znajomy głos. Odwróciła się uśmiechnięta i zauważyła Teodora, Blaise’a, Pansy i Malfoy’a.
-Nie dziś – dała mu pstryczka w nos – Dziś kibicuję Gryfonom.
-Łamiesz mi serce – Zabini teatralnie złapał się za pierś, na co Pansy wywróciła oczami.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś za drużyną przegranych – do rozmowy wtrącił się Draco.
-Nie bądź taki pewny siebie, Malfoy. Puchar zostaje z nami – Harry wyprostował się dumnie, na co Ślizgon prychnął po nosem.
-Możemy się założyć, skoro jesteś taki pewien swojej wygranej – twarz blondyna ozdobił ironiczny uśmiech.
-Czemu nie. Jak dziś wygramy, to przez następny tydzień piszesz za mnie eseje – Harry wyciągnął rękę, by przyjąć zakład.
-A jak wygrają Ślizgoni, to Granger da mi dziś korki z Transmutacji – zaproponował Malfoy, poszerzając uśmiech. Wiedział, że wyjdzie na jego, zawsze tak było. Harry spojrzał niepewnie na Hermionę.
-Dlaczego mnie w to mieszacie? – zapytała na pozór oburzona Gryfonka, mając nadzieję, że reszta nie zauważy jej zdenerwowania.
-W poniedziałek mamy kolejny egzamin, a ja prawie się nie uczyłem, bo miałem na głowie treningi. Wiem, że dwie godziny z tobą dadzą mi więcej niż cały dzień nauki z książek. No nie daj się prosić – posłał jej zniewalający uśmiech.
Hermiona nie miała pojęcia, co zrobić. Spojrzenia wszystkich były zebrane w jej osobie. Ostatnim, czego chciała, było przystanie na ten układ, ale wiedziała też, że jeśli by odmówiła, to wzbudziłoby to podejrzenia Teodora. Bo niby dlaczego miałaby się nie zgodzić? Przecież już nie raz dawała mu korepetycje. Odwróciła głowę w stronę Malfoy’a i ledwo zauważalnie kiwnęła głową.
-Blaise, przetnij – polecił mu Ślizgon.
-Zaraz, zaraz, a co my będziemy z tego mieli? Jakby nie było my też gramy w tym meczu – Zabini skrzyżował ręce na piersi i patrzył z wyczekiwaniem na przyjaciela.
-Jestem pewien, że Pansy ci dostatecznie dobrze pogratuluje wygranej – powiedział zniecierpliwiony – I Nott też pewnie zbierze laury od Granger. Zaraz po moich korkach – ostatnią uwagę rzucił, obdarzając Gryfonkę szelmowskim uśmiechem. Blaise wzruszył ramionami i przeciął zakład. Hermiona z niezbyt dobrym przeczuciem obserwowała wyraz satysfakcji wymalowany na twarzy Malfoy’a. Wiedziała, że jeśli Ślizgoni dziś wygrają, to porządek, który starannie budowała przez ostatnie tygodnie zostanie brutalnie zniszczony.


~*~*~


            Chyba po raz pierwszy w całym swoim życiu Hermiona tak uważnie oglądała cały mecz. Krzyczała najgłośniej ze wszystkich przy każdym zdobytym przez Gryfonów golu, jednocześnie z całej siły trzymając kciuki za Harry’ego. Błagała Godryka, by w końcu złapał tego cholernego znicza. Dwie dziewczyny z piątego roku, które siedziały obok niej, przeniosły się na miejsca niżej, kiedy po raz kolejny zawyła z radości, gdy komentator donośnym głosem oznajmił wynik 150:130 dla Gryfonów. Obserwowała jak Ginny zręcznie wymija ścigających i po raz kolejny oddaje celny rzut do obręczy. Nagle wszyscy wokół podnieśli się z miejsc, a na boisku wszechobecna była wrzawa. Rozejrzała się dookoła i szybko zrozumiała, o co chodzi. Malfoy dostrzegł znicza. Z bólem serca musiała przyznać, że Harry był sporo za nim. Przymknęła oczy, mając nadzieje, że to zły sen, jednak gdy do jej uszu dotarły zwycięskie okrzyki Ślizgonów, wiedziała, że to dzieje się naprawdę.
            Po kilku minutach znalazła się przy szatni Gryfonów. Kilka osób podeszło, by pocieszyć drużynę, jednak większość wychowanków Domu Lwa opuściła już boisko. Zobaczyła Harry’ego idącego w jej stronę i uśmiechnęła się blado.
-Przepraszam, nawet nie wiem, jak to się stało, że znalazł go pierwszy – zaczął, jednak Hermiona pokręciła głową, dając mu znak, by przestał.
-No co ty, to nie twoja wina. Graliście dziś naprawdę świetnie, najważniejsze, że nadal możecie walczyć o puchar  - poklepała go przyjacielsko po ramieniu i skierowała się w kierunku zamku. Pozwoliła sobie rzucić ostatnie spojrzenie w stronę wiwatującego Slytherinu. Cała drużyna niosła na rękach Malfoy’a, który jak na zawołanie odwrócił się do szatynki. Puścił jej oczko, szczerząc zęby i unosząc w górę złoty znicz. Hermiona wzięła głęboki oddech i pomaszerowała do zamku.


~*~*~


            Tracey siedziała przy stole, obserwując jak George krząta się po kuchni, przygotowując obiad. Uśmiechnęła się szeroko, gdy podskoczył w miejscu, puszczając garnek i łapiąc się za ucho. Spojrzał na nią na pozór złowrogo, jednak wybuchł śmiechem, gdy zrobiła minę niewiniątka. Nagle do ich uszu dotarło głośne pukanie w szybę. Chłopak podszedł do okna, wpuszczając do domu sowę.
-To od mamy – powiedział, od razu rozpoznając domowego puchacza. Rozwinął list i przeleciał wzrokiem po linijkach tekstu, marszcząc brwi z każdym kolejnym słowem.
-Coś się stało? – zapytała, bezbłędnie odczytując z jego twarzy zmartwienie.
-Charlie miał wypadek. To mój starszy brat, który mieszka w Rumunii, opowiadałem ci o nim – spojrzał na nią, myśląc intensywnie.
-Coś poważnego? – zaniepokoiła się.
-Zaatakował go smok – odpowiedział, opierając się o stół.
-Ale żyje, tak? – zapytała, przykładając dłonie do ust.
-Tak, jego stan jest bardzo dobry, w przyszłym tygodniu wyjdzie ze szpitala – powiedział, jeszcze raz zaglądając do treści listu.
-To czym się tak martwisz? Wszystko skończyło się dobrze – Tracey spojrzała na niego ze zdziwieniem.
-Mama napisała, że to nie miało prawa się wydarzyć. Wszyscy tam zachowują wiele środków ostrożności, smoki są trzymane nie tylko w klatkach, ale także utrzymują je grube liny, by na pewno nie zrobiły nikomu krzywdy. Rzecz w tym, że ktoś je przeciął. I na pewno zrobił to celowo – powiedział, zgniatając list w kulkę.


~*~*~


            Hermiona siedziała w Wielkiej Sali, grzebiąc widelcem w talerzu i słuchając trajkotania Ginny, jednak nie mogła się skupić, gdyż jej myśli wciąż zajmował pewien przystojny Ślizgon.
-Umówiłam się dziś z Dean’em – powiedziała Gryfonka, gdy Harry pożegnał się i wrócił do Pokoju Wspólnego.
-Jesteś pewna, że dobrze robisz? – zapytała, patrząc badawczo na przyjaciółkę.
-Daj spokój, przecież nie będziemy robić niewiadomo czego – oczy wielu skierowały się w ich stronę, gdy Hermiona upuściła widelec i głośne brzdęknięcie poniosło się po pomieszczeniu.
-Przepraszam, ciągle zapominam o…, no wiesz – wyszeptała Ginny, patrząc przepraszająco na szatynkę.
-Nie ma sprawy – uśmiechnęła się blado – A więc, ty i Dean to coś na poważnie? – zapytała, chcąc zmienić temat.
-Sama nie wiem. Chyba chcę dać mu szansę. O nie, zupełnie zapomniałam, miałam przepisać dziś esej dla Slughorna. Jutro nie mam czasu, obiecałam Lunie, że poszukam z nią ględatków, cokolwiek ma to znaczyć – wywróciła oczami, uśmiechając się szeroko.
-Jasne, leć – Hermiona zaśmiała się, również wstając ze swojego miejsca. Postanowiła wrócić do swojego dormitorium, w nadziei, że jakimś cudem Malfoy zapomni o zakładzie. Jej oczekiwania okazały się być złudnymi, po ledwie wyszła z Wielkiej Sali, do jej uszu dotarł znajomy głos.
-To o której masz dziś czas? – zapytał Ślizgon, opierając się o ścianę przy Gryfonce.
-Och, tak mi przykro, akurat dziś coś mi wypadło, może innym razem – wiedziała, że to nie przejdzie, ale jak to mówią, tonący brzytwy się chwyta.
-Chcesz mi powiedzieć, że ty jako honorowa Gryfonka masz zamiar nie dotrzymać słowa? – uniósł brwi, w duchu śmiejąc się z miny szatynki. Gdyby tylko mógł to uwiecznić. Chyba czas zainwestować w myślodsiewnię.
-Nienawidzę cię – wycedziła pod nosem, przymykając oczy, by ochłonąć. Resztkami sił powstrzymywała się przed rzuceniem na niego czegoś paskudnego.
-Za godzinę w Pokoju Życzeń – rzucił, z radością obserwując, jak Gryfonce coraz trudniej jest się opanować. Skoro już teraz mu tak dobrze idzie, to jak nic osiągnie dziś swój cel.
-Czemu akurat tam? – zapytała zdziwiona.
-Ślizgoni będą dziś świętować, więc u mnie nie będzie warunków do nauki – uśmiechnął się szelmowsko – A do Gryffindoru dziś nie wejdę, no chyba, że miałbym myśli samobójcze.
-Nie wierzę, że się na to zgodziłam – powiedziała do siebie. Rzuciła mu ostatnie spojrzenie i wyminęła go, idąc do Pokoju Wspólnego. Potrzebuje zimnej kąpieli, natychmiast.
-Jak można być takim dupkiem – mówiła do siebie.
-Słyszałem – do jej uszu dotarł krzyk Ślizgona.
-I dobrze – odkrzyknęła, kręcąc z politowaniem głową, gdy usłyszała jego śmiech. Wiedziała, że to będzie długi wieczór.


~*~*~


           Hermiona szła pod Pokój Życzeń z duszą na ramieniu. Przez całą drogę pluła sobie w brodę, że się na to zgodziła. Czy jej już do reszty odbiło? Poprawiła torbę i wzięła głęboki oddech. Ale skoro tak bardzo jej zależy na tym, żeby Malfoy się odczepił, to dlaczego założyła dziś swoje najlepsze dżinsy? Dlaczego przewróciła całą szafę do góry nogami, żeby znaleźć cokolwiek, w czym prezentowała się co najmniej dobrze? I dlaczego przez kilkadziesiąt minut męczyła się ze zrobieniem idealnego makijażu, skoro wcale nie powinno jej zależeć na tym, by mu się podobać? To dlatego, żeby wiedział, czego nie może mieć, tak, na pewno. Mogła oszukiwać wszystkich dookoła, ale siebie nie oszuka. Nieraz wracała myślami do tamtej nocy, często przyłapywała się na wodzeniem wzrokiem za Ślizgonem, gdy była pewna, że nie patrzy. I przede wszystkim przez ostatnie tygodnie unikała go nie dlatego, żeby zapomnieć, wręcz przeciwnie, po prostu nie chciała kusić losu.
            Nawet nie zauważyła, jak dotarła pod wyznaczone miejsce. Podeszła do ściany, zastanawiając się, czy Malfoy jest już w środku. Jeśli tak, to o czym miała pomyśleć? Patrzyła bezproduktywnie w jedno miejsce, gdy do jej uszu dotarł cichy gwizd.
-Nie wiem, czy uda mi się skupić na nauce przy takiej nauczycielce – pokiwał z aprobatą głową, taksując ją wzrokiem.
-Będziesz musiał – rzuciła krótko, starając się nie dać po sobie poznać, że ucieszyła się, że ją skomplementował.
-Pozwolisz? – zapytał, posyłając jej piękny uśmiech. Kiwnęła głową i zrobiła kilka kroków w tył. W tym czasie Draco otworzył drzwi do Pokoju Życzeń. Gdy weszła do środka, oniemiała. Przecież była w swoim dormitorium.
-Mam z tym pokojem całkiem miłe wspomnienia – wyszeptał do jej ucha, stojąc niebezpiecznie blisko. Wiedziała, że nawiązuje do ich wspólnej nocy. Spłonęła rumieńcem i podeszła do biurka, wypakowując książki z torby. Wzięła kilka oddechów, by się uspokoić i odwróciła się w jego stronę. Siedział na łóżku i wpatrywał się w nią, na twarz przybierając typowy dla Ślizgonów ironiczny uśmiech. Musiała przyznać, że wyglądał bardzo dobrze.
-Na egzaminie ma być sama teoria, więc może najpierw cię przepytam i sprawdzę, co umiesz, a potem powtórzymy to, czego nie umiesz – zaproponowała, starając się, by nie zdradzić swojego zdenerwowania.
-Wolałbym poćwiczyć praktykę – spojrzał na nią, świdrując ją wzrokiem.
-Przecież ma być sama teoria – powtórzyła.
-A kto tu mówi o Transmutacji? – zapytał, podnosząc się z miejsca. Hermionie coraz mniej się to podobało.
-Jeśli nie chcesz się uczyć, to chyba nic tu po mnie – zgarnęła książki do ręki i wyprostowała się, starając się na niego nie patrzeć. Odwróciła się, by ruszyć w stronę drzwi, jednak trafiła na przeszkodę w postaci samego Malfoy’a. Wszystkie podręczniki wypadły jej z rąk, a ją przed upadkiem uratował Ślizgon, mocno łapiąc w talii. Nie minęła sekunda, a gwałtownie wpił się w jej wargi. Na początku starała się go odepchnąć, jednak nie potrafiła poluźnić jego stalowego uścisku. Pokręciła głową, chcąc się uwolnić.
-Przestań się oszukiwać, chcesz tego tak samo jak ja.
Wiedziała, że miał rację i chyba właśnie to było w tym wszystkim najbardziej bolesne. Nie myśląc dłużej ujęła jego twarz w dłonie i wycisnęła na jego ustach kolejny pocałunek. Poczuła, jak unosi ją do góry i sadza na biurku. W ferworze chwili złapała za jego koszulę i mocno ją rozerwała. Po całym pokoju roznosiły się dźwięku turlających się guzików i stłumionych oddechów pary.


~*~*~


            Teodor krążył po Pokoju Wspólnym, rozglądając się dookoła. Pomieszczenie było wypełnione ludźmi, nie tylko ze Slytherinu. Udało mu się nawet zauważyć kilku Gryfonów. W końcu nie od dziś wiadomo, że to Ślizgoni urządzają najlepsze imprezy. Nagle poczuł, jak ktoś chwyta go za ramię. Odwrócił się, uśmiechając się, jednak wyraz jego twarzy szybko się zmienił, gdy zobaczył przed sobą Daphne.
-O co chodzi? – zapytał zniecierpliwiony. Nie miał ani czasu, ani ochoty na rozmowę z nią.
-Zauważyłam, że bez przerwy chodzisz w kółko. Może usiądziesz i się napijesz? – w jej mniemaniu ton, którym się posługiwała był uwodzicielski. Szkoda, że tylko ona tak uważała. Spojrzał na nią jak na idiotkę i ruszył dalej, jednak dziewczyna nie dawała za wygraną.
-To może chociaż spożytkujesz tę energię na parkiecie? – uśmiechnęła się, nie tracąc rezonu.
-Nie obchodzisz mnie ani ty, ani te twoje podrywy, rozumiesz? Daj spokój – nie czekając na odpowiedź, ruszył przed siebie.
-Jej tu nie ma, nie masz czego szukać – puścił jej uwagę mimo uszu. Szedł dalej, coraz bardziej zniecierpliwiony.
-Hej, widziałeś Hermionę? Obiecała, że przyjdzie – zapytał, przysiadając się do Blaise’a.
-Nie, ale Malfoy’a też tu nie ma. Może jeszcze się uczą? –powiedział, wzruszając ramionami. Z niepewną miną obserwował, jak Teodor wstaje i rusza do swojego pokoju. Miał nadzieję, że Malfoy znów nie odwali jakiegoś numeru.


~*~*~

           
            Hermiona leżała na łóżku, patrząc tępo w sufit. Przygryzła wargę, zastanawiając się, co zrobić. Po prostu wstać i wyjść czy zagaić jakoś temat. Odwróciła się w stronę leżącego obok chłopaka i ze speszeniem zorientowała się, że on także jej się przygląda.
-Jeśli nie dostaniesz co najmniej powyżej oczekiwań z tego egzaminu, to będziemy mieli mały problem – palnęła pierwsze, co przyszło jej na myśl. W odpowiedzi Malfoy wybuchł śmiechem.
-Już dawno umiem cały materiał. W dzień trenowałem, a w nocy się uczyłem – powiedział, szczerząc zęby.
-Nie wierzę, że wymyśliłeś to wszystko specjalnie – oburzyła się. Nie mieściło jej się to w głowie. Dlaczego miałby to wszystko robić?
-A jak inaczej pozwoliłabyś mi spędzić ze sobą czas? – podniósł się do pozycji siedzącej, na co Hermiona zrobiła to samo. Tylko on wiedział, jak bardzo powstrzymywał się, by znów się na nią nie rzucić.
-Ale dlaczego? – zapytała – Przeleciałeś mnie już dwa razy. Do trzech razy sztuka czy masz w tym jakiś większy cel? – sama była zdziwiona bezpośredniością swoich słów.
-Chcę, żebyś była moja – powiedział, patrząc na nią z powagą. Na chwilę zaniemówiła.
-Po co? Aż tak bawi cię odbijanie dziewczyn przyjaciołom? Pansy jest następna? Zawsze musisz mieć wszystko, czego chcesz? – zaczęła wykrzykiwać, ubierając się.
-Myślisz, że tak  po prostu chcę odbić dziewczynę kumplowi? Nie robiłbym tego, gdyby nie było warto, do cholery!

-Nigdy nie będę twoja! – krzyknęła, trzaskając drzwiami. Draco jeszcze przez chwilę patrzył na miejsce, w którym znikła, po czym znów położył się na łóżku, zastanawiając się, co powinien zrobić. 


~*~*~


Hej! Wiem, że znów wracam po dłuższej przerwie, ale wena przychodzi nieoczekiwanie. Jest środek nocy, a ja dodaję rozdział i muszę przyznać, że chociaż kończyłam go na wpół przytomna, to jestem z niego zadowolona. Co Wy sądzicie? 
Poza tym chciałam Wam bardzo podziękować, blog ma już 10 tys. wyświetleń! Naprawdę się cieszę, że mimo nieregularnych rozdziałów, wciąż tu zaglądacie. Jesteście cudowne, serio. To chyba tyle na dziś, wypadałoby się położyć, w końcu za 3 godziny muszę wstać. ;) Dajcie znać, co myślicie w komentarzach, wtedy byłabym już ogólnie przeszczęśliwa. :)