czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział VII - "Żałosna iluzja życia przeplatana tęsknotą i żalem"



~*~*~


Z niemałą ulgą spostrzegła, że minęli kawiarnię pani Puddifoot. Nie znosiła tego miejsca. Nawet wtedy, gdy była z Ronem, szerokim łukiem omijali podobne sklepy. Zakochane pary, które afiszują się swoją miłością wszem i wobec, przyprawiały ją o mdłości. Nim zdążyła się obejrzeć, Teodor otwierał jej drzwi do pubu pod Trzema Miotłami. Mijając Ślizgona, obdarzyła go pogodnym uśmiechem, który ten nieśmiało odwzajemnił. Chwilę później podeszła do nich madame Rosmerta, pytając o zamówienie.
-Znów tu, kochanie? – zapytała, ukazując rząd białych zębów.
-Tak, nie mogę się oprzeć pokusie, jaką jest kremowe piwo – odpowiedziała ze śmiechem.
-To dwa razy, tak? – kobieta spojrzała pytająco na Teodora, który do tej pory milczał. Napotkał wzrok Rosmerty i kiwnął głową.
-Byłaś tu wczoraj? – zapytał, gdy już zostali sami.
-Tak, wpadliśmy tu na chwilę – potwierdziła szatynka.
-Śmy?
-Ja z Malfoy’em – spojrzał na nią zdziwiony, lecz nic powiedział. Nie wiedział, że Draco i Hermiona są w aż tak zażyłych stosunkach.
-Proszę, kremowe piwo razy dwa – znienacka obok ich stolika pojawiła się Rosmerta, niosąc dwa kufle pysznego napoju. Podziękowali jej i zabrali się za konsumowanie niezbyt mocnego trunku.
-A więc?
-Co więc? – zaskoczona Gryfonka podniosła głowę, spoglądając na Nott’a.
-Jaka jest twoja historia – wywrócił oczami Ślizgon.
-Aaa, to – westchnęła – Ron i ja rozstaliśmy się, ale to zapewne już wiesz – kiwnął potwierdzająco głową, a szatynka kontynuowała – Chociaż chyba nie mogę powiedzieć, że się rozstaliśmy. To on mnie zostawił. Nadal nie wiem dlaczego. Używa chyba najbardziej banalnego wyjaśnienia. „Tak będzie dla ciebie lepiej, zależy mi jedynie na twoim szczęściu”. Chyba nie widział w jakim stanie byłam po zerwaniu. Trudno to nazwać szczęściem – uśmiechnęła się gorzko – Ale jest już lepiej. Pogodziłam się z tym, że już nie będziemy razem. Nadal boli, ale jakoś muszę wytrzymać. Byłam wczoraj u niego i zrozumiałam, że on już nie da nam szansy. To koniec. Tak po prostu – spojrzała na szatyna, by sprawdzić, czy słucha, bo podczas jej opowieści nie wydał żadnego dźwięku. Przypatrywał się jej uważnie, więc mówiła dalej – To jest chore. Jednego dnia jest cudownie, jesteśmy szczęśliwi, a  następnego przychodzi i zrywa, mówiąc, że nadal mnie kocha, rozumiesz? Skoro nadal mnie kocha, to czemu się ze mną rozstał? Gdy tylko dowiedziałam się, że ma zamiar wyjechać, miałam wrażenie, że moje płuca się kurczą, a ja za moment się uduszę. Najgorsze jest to, że ja nadal coś do niego czuję. Z całego serca chciałabym go nienawidzić, ale po prostu nie potrafię – spojrzała na Ślizgona oczami pełnymi łez, lecz nie potrafiła im popłynąć. Musiała być silna. Teodor kiwnął delikatnie głową i złapał ją za rękę. Ten niewielki gest znaczył dla niej bardzo wiele. Nott zawsze był bardzo oszczędny w okazywaniu uczuć, więc wiedziała, że coś takiego było równoznaczne z wyznaniem, że będzie przy niej. Uśmiechnęła się i odwzajemniła uścisk.
Posiedzieli w pubie jeszcze godzinę rozmawiając o wszystkim i o niczym.  Pytali o to, jak mijały im wakacje, zręcznie omijając temat Rona. Teodor wyznał, jak przebiegła jego rozprawa oraz opowiedział o swoich odczuciach, gdy dowiedział się, że został uniewinniony. Gdy w końcu dotarli do zamku, Ślizgon zaproponował, że ją odprowadzi.
-Nie, mam do załatwienia jeszcze jedną sprawę – odpowiedziała.
-Jesteś pewna?
-Tak – uśmiechnęła się i zrobiła kilka kroków w stronę chłopaka. Gdy znalazła się już bardzo blisko, wspięła się na palce i musnęła delikatnie ustami policzek szatyna. Wyszeptała mu jeszcze do ucha ciche „Dziękuję” i wbiegła po schodach.
Nie zdążyła zauważyć, że Teodor tkwił w osłupieniu jeszcze przez parę chwil, a jego głowę zaprzątały myśli o idealnie miękkim dotyku ust Gryfonki, jej zapachu i zmysłowym głosie.


 ~*~*~


   Siedział znudzony w swoim prywatnym dormitorium od jakiś 20 minut. Ruda Weasley go tu przywlokła i powiedziała, żeby na nią tu czekał, bo ma ponoć jakąś ważną sprawę. Skoro jest taka ważna, to czemu od razu mu nie wyjaśniła, o co chodzi? Nigdy nie zrozumie toku myślenia dziewczyn. Westchnął cicho pod nosem i już miał się podnosić, by opuścić pokój, gdy nagle drzwi otworzyły się z impetem, a w nich pojawiło się kilkoro ludzi. Blaise, Pansy, Harry i Ginny zaczęli kolejno wchodzić, a gdy już wszyscy wygodnie siedzieli, głos zabrała Ruda.
-Ściągnęłam was wszystkich – zaczęła, lecz ktoś bezczelnie jej przerwał.
-Do MOJEGO pokoju – wtrącił się zirytowany Draco.
-Aby przygotować bardzo ważne wydarzenie, jakim są urodziny Hermiony – ciągnęła niezrażona, ignorując wypowiedź Ślizgona - W tym roku 19 września wypada w sobotę. Idealnie się składa, bo mamy zamiar – tu spojrzała znacząco na Harry’ego – zorganizować przyjęcie niespodziankę – dokończyła, a w jej oczach można było dostrzec szalone iskierki.
-Masz już coś konkretnego w planach? – zapytała Pansy.
-Myślę, że Hermiona lepiej czułaby się w gronie kilkunastu bliższych znajomych. Nie lubi być w centrum uwagi, więc uważamy, że lepszym wyjściem jest zorganizowanie kameralnego przyjęcia.
-Ile osób miałoby być na liście gości?
-My – obszernym ruchem ręki wskazała wszystkich znajdujących się w pokoju – to jest już 5 osób, z Hermioną 6. Myślałam o Deanie, Seamusie, Lunie, Parvati i Neville’u – powiedziała, po czym szybko policzywszy na palcach, dodała – 11 osób.
-I jeszcze Nott – wtrącił się Harry, a jego słowa zdziwiły Ślizgonów.
-Teodor? – upewniła się Pansy.
-Tak, z tego co mi powiedziała, można wywnioskować, że się przyjaźnią. A właśnie w tym momencie są razem w Hogsmeade – westchnął.
-Niezła jest ta nasza Gryfoneczka – zaśmiał się Blaise.
-Tak więc 12 osób. Ktoś jeszcze, czy możemy już zamknąć listę gości? – zapytała Ginny.
-Rudzielca raczej nie chciałaby widzieć – wtrącił się Draco.
-Może udałoby nam się jakoś ściągnąć McLagenna, gdyby czuła się trochę samotna – zaśmiała się Ginny – Myślę, że nie wstrzymywałby się przed przyjazdem.
-Tak więc listę gości mamy już z głowy – powiedziała Pansy – Musimy wybrać miejsce.
-Pokoje Wspólne odpadają, jeśli ludzie dowiedzieliby się o przyjęciu, to zaczęliby się wpraszać. Dormitoria są za małe. Może Pokój  Życzeń? – zaproponował Harry.
-Wow, nasz Wybraniec zabłysnął. Oczekujesz oklasków, czy możemy kontynuować? – Zabiniego najwyraźniej nie opuszczał dziś dobry humor. Potter puścił tę uwagę mimo uszu.
-Tak, Pokój Życzeń będzie okay – Ginny starała się mówić spokojnie, lecz każdy widział, że ledwie tłumiła głupi chichot.
-Zostają zaproszenia, dekoracje i jedzenie.
-Ja zajmę się zaproszeniami –wtrąciła się ruda.
-Ja załatwię jedzenie. Mam skrzata w Hogwarcie, więc mogę się z nim dogadać w sprawie przekąsek – Harry zaproponował, a każdy przyjął tę wiadomość z zadowoleniem.
-W takim razie ja i Blaise zajmiemy się dekoracjami. Ostatnio wystrój Pokoju Życzeń chyba każdemu przypadł do gustu – uśmiechnęła się Pansy.
-A co ja mam robić? – Draco spojrzał na pozostałych.
Jako jedyny nie otrzymał żadnego zadania, więc czuł się trochę głupio. Nie czekał długo na odpowiedz, bo po chwili Zabini pojawił się obok niego, kładąc mu rękę na ramieniu.
-Ty, mój drogi, otrzymałeś najważniejszą funkcję – powiedział śmiertelnie poważnym głosem, na co reszta się delikatnie zaśmiała.
-A konkretniej? – warknął zirytowany.
-Organizujesz alkohol – odparł Ślizgon, a jego oczy zaświeciły się radosnym blaskiem.


~*~*~


   Szedł powolnym krokiem wzdłuż korytarza wiodącego do wejścia głównego. Gdy wyłonił się zza rogu, jego oczom ukazał się Nott, który tępo wpatrywał się w schody. Podszedł do niego i lekko klepnął w ramie.
-Spetryfikował cię ktoś czy co?
-C-co? Aa, nie, zapatrzyłem się – odpowiedział głupio.
-Domyślam się – mruknął blondyn, lecz po chwili dodał – Widziałeś Granger?
-Poszła tędy – wskazał ręką schody.
-Dzięki. A i nie stój tak, bo wyglądasz jak gumochłon – zaśmiał się i wbiegł szybko po schodach, nim Nott zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
Po kilku minutach w końcu dostrzegł znajomą sylwetkę.
-Granger!
Gryfonka usłyszała za pierwszym razem i odwróciła się zdziwiona.
-O co chodzi?
-Napisałaś już wypracowanie na zielarstwo, prawda? – zapytał.
-Tak – odpowiedziała, patrząc na niego podejrzliwie – Jeżeli chcesz je spisać, to nie, nie ma mowy – dodała.
-C-co? Niee, ja chciałem jedynie, abyś mi pokazała, z których książek korzystałaś. Byłem w bibliotece, ale nie mogę nic znaleźć.
-No dobrze – westchnęła – A nie może to chwilę poczekać? Właśnie miałam zamiar wysłać list.
Spojrzał na nią i szybko spostrzegł, że nie ma w ręku żadnego zwitka pergaminu.
-A napisałaś go już? – zapytał, uśmiechając się po ślizgońsku.
Hermiona już wiedziała, że wygrał. Westchnęła po raz kolejny i zawróciła, kierując się w stronę biblioteki. Chwilę później dołączył do niej Draco, przybierając na twarz triumfalny uśmiech.
-Samoużyźniające się krzewy? – zapytała, chcąc się upewnić. W odpowiedzi kiwnął jedynie głową.
Po chwili już siedzieli przy stoliku w bibliotece. Hermiona pisała coś na pergaminie, a on wyszukiwał informacje w książkach wybranych przez szatynkę, by chwilę później notować to w swoim wypracowaniu. Na początku chciał znaleźć Gryfonkę, by lekko wypytać o to, co chciałaby dostać na urodziny, a esej dla profesor Sprout był jedynie wymówką. W sumie, to i tak musiał go napisać, a jeżeli będzie korzystał z tych pomocy, z których korzystała Granger, to miał gwarantowaną dobrą ocenę. Gdy miał już ponad połowę wypracowania, postanowił zabrać się za swój pierwotny cel. Spojrzał na Gryfonkę, a jego uwagę przykuł srebrny pierścionek.
-Nosisz srebro? – zagaił rozmowę.
Szatynka zaskoczona podniosła wzrok. Na początku nie zrozumiała, o co mu chodzi, lecz gdy podążyła za spojrzeniem Ślizgona, zrozumiała.
-Tak, co w tym dziwnego? – odpowiedziała.
-Nic, po prostu myślałem, że jako Gryfonka nosisz tylko złoto. Pansy do niedawna też nosiła tylko srebro.
-Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób – odparła po namyśleniu – Ale chyba nie potrafiłabym nosić tylko złota do końca życia.
Po tych słowach nastąpiła cisza. Przez kilka minut każde było zajęte swoją czynnością.
-Ładny – powiedział nagle Ślizgon.
Spojrzała na niego pytająco, lecz on jedynie wskazał palcem na jej srebrny pierścionek z diamentem.
-J-ja już chyba nie powinnam go nosić – powiedziała, a widząc jego niezrozumienie wymalowane na twarzy, dodała – To jest pierścionek zaręczynowy od Rona – spuściła wzrok, a Draco już nic więcej nie powiedział. Wiedział, że Weasley to dla niej ciężki temat.

~*~*~


   Szedł bocznymi ścieżkami Pokątnej. Niebo było szare, jak zwykle o świcie. Ale jemu to pasowało. Oddawało jego nastrój. Poza tym o tej godzinie ludzie zwykle nie szwendają się po ulicach, a to było mu bardzo na rękę, bo w tej chwili pragnął być sam. Jego złe samopoczucie było spowodowane listem, który otrzymał wczorajszego wieczoru. Listu od niej. Listu, który właśnie ściskał w swojej dłoni. Usiadł na ławce, by po raz kolejny go przeczytać, lecz znał go już chyba na pamięć. Omiótł spojrzeniem kawałek pergaminu. Idealnie równe pismo. Prawie jak kaligrafia. Ale nie miał się czemu dziwić, w końcu to była jego Hermiona. Nie, już nie jego. Uśmiechnął się gorzko i zaczął przesuwać wzrokiem po liście. Powoli docierała do niego jego treść, a w głowie słyszał jej głos, który wypowiada słowa zawarte w wiadomości. Wiedział, że było jej trudno pisać. Wiedział to, bo na pergaminie można było dostrzec kilka śladów po łzach. Przełknął głośno ślinę na myśl, że po raz kolejny doprowadził ją do płaczu.

Drogi Ronaldzie,

Zaśmiał się. Zawsze używała jego pełnego imienia, gdy była na niego zła. Znał ją na wylot.

Piszę do Ciebie, aby omówić sprawę naszego domu. Myślę, że najlepszym wyjściem byłoby go sprzedać. Z tego, co wiem, to mieszkasz razem z George’m w jego domu nad Magicznymi Dowcipami Weasley’ów.

Zawsze wszystko wie. Niczego nie da się przed nią ukryć.

Jeśli chcesz jednak zatrzymać nasze mieszkanie, to zawsze możesz oddać mi połowę jego wartości. Jeśli nie, to proszę, abyś załatwił wszystkie procedury związane ze sprzedażą. Meble i wyposażenie również możesz sprzedać. Dom wtedy na pewno zyska na wartości. Co do moich rzeczy, to mam do Ciebie przeogromną prośbę. Mógłbyś je spakować i wysłać do moich rodziców. Znasz adres. Zostały tam tylko książki, pamiątki rodzinne i różne pierdoły. Ciuchy i większość rzeczy mam tu, w Hogwarcie. Jeśli to stanowi dla Ciebie problem, to nie ma sprawy, napiszę do znajomego, a on się do Ciebie odezwie.
   Byłabym zadowolona, gdybyś szybko odpisał.
Pozdrawiam,
Hermiona

PS. Myślę, że nie mam już prawa go nosić, więc odsyłam go razem z listem.

Nie mogła tego napisać bardziej chłodno. Wiedział, że w treści starała się zachować dystans. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął kopertę. Po raz pierwszy zdecydował się rozpakować całą jej zawartość, lecz doskonale wiedział, co jeszcze się tam znajduje. Niewielki srebrny pierścionek z diamentem. Pamiętał, gdy go wybierał. Tak bardzo obawiał się, że jej się nie spodoba. Pamiętał, gdy zapytał Hermionę, czy za niego wyjdzie. Pamiętał, gdy otworzył niewielkie czarne pudełeczko. Pamiętał to uczucie, które mu wtedy towarzyszyło. Pamiętał wyraz jej twarzy, gdy ujrzała pierścionek. I pamiętał, gdy rzuciła mu się na szyję z płaczem, raz po raz wypowiadając „tak” łamanym głosem. Przełknął gorzkie łzy. Już nie było odwrotu. Już nie było szans, by do niego wróciła, więc jedyne, co mu zostało, to dalsze trwanie w tej iluzji, którą musiał nazywać swoim życiem.


~*~*~

  
 Rozpoczęła się kolacja. Hermiona już siedziała w na swoim stałym miejscu i zaśmiewała się z opowieści Seamusa. Gdy już wszyscy mieli się zabierać do jedzenia, usłyszeli donośny głos dyrektorki.
-Zanim zaczniecie jeść, proszę, abyście mnie wysłuchali. Jako, że pan Ronald Weasley postanowił opuścić Hogwart i nie kończyć nauki, zwalnia się stanowisko Prefekta Gryffindoru. Od dziś funkcję tę pełnić będzie pan Dean Thomas. To tyle na dziś, dziękuję, możecie jeść.
Wszystkie oczy zwróciły się na czarnoskórego Gryfona, który był po prostu wniebowzięty. Z uśmiechem odpowiadał na gratulacje kierowane w jego stronę. W końcu każdy skończył swój posiłek i uczniowie zaczęli wylewać się z Wielkiej Sali. Draco, Pansy, Blaise i Teodor również postanowili wrócić do Pokoju Wspólnego.
-W sumie, to idźcie beze mnie – powiedział Nott.
-Nie wracasz do lochów? – zdziwiła się brunetka.
-Niee, mam jeszcze ochotę na spacer po błoniach – odparł.
-Jak wolisz – wzruszył ramionami Zabini.
Teodor odmachał przyjaciołom na pożegnanie i pogrążył się w poszukiwaniu pewniej brązowowłosej Gryfonki. W końcu ją dostrzegł. Wchodziła po schodach.
-Hermiona! – krzyknął.
Odwróciła się zdziwiona, lecz gdy zobaczyła, przez kogo jest wołana, uśmiechnęła się przyjaźnie. Chwilę później szatyn do niej podbiegł, odwzajemniając uśmiech.
-O co chodzi? – zapytała.
-Masz może ochotę na spacer? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
-W sumie to czemu nie – odparła, a Ślizgon od razu zaoferował jej swoje ramie, na co ta zareagowała cichym śmiechem i teatralnie je ujęła. Po chwili zniknęli z Sali Wejściowej.
-Potter chyba nie żartował o tej ich przyjaźni – stwierdziła Pansy. Od początku śledzili poczynania przyjaciela.
-Jemu zależy chyba nie tylko na przyjaźni – Blaise poruszył sugestywnie brwiami.
-Myślisz, że podoba mu się Hermiona? – zdziwiła się.
-To chyba widać – wtrącił się blondyn – Na wszystkich posiłkach wpatruje się jak opętany w stół Gryffindoru. Na Numerologię biegnie z językiem na brodzie, a wraca z niej cały w skowronkach. Dodam, że na tej lekcji siedzi z Granger – zaśmiał się.
-Uhuhu, ostro go wzięło – zaśmiał się brunet – Myślicie, że będą razem?
-Ja tam nie widzę przeszkód. Nie musieliby się kryć ze swoim związkiem. Poza tym Nott stał się taki jakby bardziej otwarty i radosny. Zawsze trochę mnie irytowała cała ta jego tajemniczość. Mają moje błogosławieństwo – stwierdziła Pansy.
Chłopcy już nic więcej nie powiedzieli. Im też nie przeszkadzałby związek Teodora i Hermiony. Szli w stronę lochów. Draco został lekko w tyle, a w jego głowie kotłowały się myśli. Czy Granger i Nott serio mają się ku sobie? On też zauważał dziwne zachowanie przyjaciela w ostatnich dniach. Wszystko ułożyło się w jedną całość, gdy dowiedział się, że oni się przyjaźnią. W dodatku byli dziś razem w Hogsmeade. Widać było, że jego Teodor totalnie wpadł. Gryfonka ewidentnie mu się podobała. Jednak, czy ona odwzajemnia jego uczucie? Przecież dopiero co rozstała się z Rudzielcem. Nie, to niemożliwe, by tak szybko o nim zapomniała. W końcu jeszcze wczoraj była w rozsypce po spotkaniu z nim. W takim wypadku mógł martwic się o przyjaciela. Będzie się uganiał za Granger, ale ta nie będzie chciała z nim być. Ale może uda mu się ją jakoś zdobyć. „Pożyjemy, zobaczymy” – pomyślał i westchnął cicho pod nosem.


~*~*~  


   Weszła do Pokoju Wspólnego. Wzrokiem odszukała znajome twarze. Jak zwykle zajmowali swoje ulubione miejsca przy kominku. Zaśmiała się pod nosem i pokręciła z rozbawieniem głową.
-O, Hermiona ,gdzie byłaś? – zapytała Ginny.
-Na spacerze z Teodorem – odparła, wzruszając ramionami.
-Znów? – uniosła brew w zabawnym geście – Czy ja nie powinnam o czymś wiedzieć?
-Nie, dlaczego? Przecież się tylko przyjaźnimy. Poza tym ja, Ron, rozumiecie, prawda?
-Hermiono, nie możesz się całe życie zasłaniać Ronem – wtrącił się Harry – Rozumiem, że minęło niewiele czasu, ale to on cię zostawił, więc masz prawo znaleźć sobie kogoś nowego – dodał.
-Nie przeszkadzałoby wam, gdybym była z Teodor? – zapytała z niedowierzaniem.
-Jeśli byłabyś przy nim szczęśliwa, to nie, droga wolna – uśmiechnął się, a Ginny mu żywo przytaknęła – Najwyższy czas zacząć żyć.
Pomyślała chwilę nad słowami przyjaciela. Może i miał rację. W końcu czemu miałaby tracić swoje szczęście przez Rona? To on ją zastawił, a ona ma prawo być szczęśliwa. Uśmiechnęła się lekko do przyjaciół. Nagle przypomniało się jej ostatnie spotkanie z byłym narzeczonym. Opowiedziała im o zarówno o tym dniu, jak i o liście, który wysłała przed kolacją.
-Hermiono, tym bardziej musisz o nim zapomnieć. Mówi, że cię kocha, ale odchodzi. Zawsze wiedziałam, że ma nie po kolei w głowie, ale żeby aż tak?! – zirytowała się Ginny.
-Dziękuję – uśmiechnęła się do przyjaciółki. Po chwili pożegnała się i pognała do swojego dormitorium.


~*~*~


   Obudził ją głośny dźwięk budzika. Oznaczało to to, że jest już 7. Jęknęła cicho. Nie miała ochoty wstawać, ale niestety weekend minął i znów czekał ją tydzień lekcji. Uniosła powieki i powolnymi ruchami wynurzyła się spod cieplutkiej pościeli. Wstała i podeszła do szafy, by wyciągnąć z niej komplet szkolnego mundurku. Składały się na niego biała koszula, czarna spódniczka, szare kamizelka i podkolanówki oraz krawat w barwach domu.  Gdy już wyciągnęła cały zestaw, skierowała się w stronę łazienki, lecz w oczy rzuciła się jej sowa, która spokojnie czekała na parapecie i czekała, aż zostanie wpuszczona. Lekko ją to zdziwiło, bo sowy zwykle pukają w szybę, by dać znać o swojej obecności. Wzruszyła jednak ramionami i otworzyła okno, by ptak mógł wlecieć. Pozwolił, by Hermiona odwiązał list od jego nóżki i wyleciał nie czekając na odpowiedź. Wystarczyło spojrzenie na kopertę, by wiedziała, że list był od Rona. Odłożyła go na biurko i postanowiła, że przeczyta go po śniadaniu. Zrobi tak, jak doradzali jej przyjaciele. Zapomni o nim całkowicie i otworzy swoje serce. Miała nadzieję, że tym razem się nie zawiedzie. Westchnęła i weszła do łazienki, w której spędziła niecałe 20 minut. Po wyjściu złapała jeszcze swoją szkolną szatę z naszywką swojego domu i  opuściła dormitorium. W Pokoju Wspólnym zastała swoich przyjaciół, którzy, tak jak zwykle, na nią czekali, by pójść razem na śniadanie. Nie wiedziała jednak, że to, co zastanie przed Wielką Salą, rozmyje jej dotychczasowy dobry humor.

-Co tu się dzieje?! – krzyknęła.


~*~*~


Rozdział VII jest wcześniej niż miał być. Jest to spowodowane tym, że jutro jest zakończenie roku, więc zapewne nie miałabym czasu, by wrzucić notkę. Nie wiem, kiedy będzie kolejna. Wyjeżdżam na wakacje i nie chcę nic obiecywać. Postaram się dodać jak najszybciej, ale nie będzie to wcześniej niż za dwa tygodnie. Przepraszam za wszelkie błędy, ale rozdział był pisany na szybko. Ciepło pozdrawiam. 

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział VI - "Życie wśród Ślizgonów"


~*~*~
   

Uniosła powoli powieki i spojrzała na zegarek stojący na stoliku obok. Dochodziła 9, więc postanowiła się zbierać. Cała poranna toaleta zajęła jej pół godziny. Uśmiechnęła się do siebie, ciesząc się w duchu, że jest czarownicą. Gdyby nie magiczne zdolności, każda wykonywana czynność trwałaby o wiele dłużej. Zeszła do pokoju wspólnego i rozejrzała się po nim. Niewiele osób siedziało na fotelu przy kominku. W dni takie jak te, uczniowie dzielili się na trzy grupy. Ci, którzy śpią do późna, korzystając z wolnych weekendów. Ci, którzy byli rannymi ptaszkami i już od rana spacerują ulicami Hogsmeade. Są jeszcze ci, którzy nie wybierają się do magicznej wioski i spędzają sobotę w zamku. Hermiona miała już na dzisiejszy dzień ścisłe plany, więc ruszyła na śniadanie, w nadziei, że znajdzie tam swoich przyjaciół. Weszła do Wielkiej Sali, w której znajdowało się wielu uczniów. Każdy korzystał z ostatniej chwili, by zjeść coś przed lunchem. W weekendy śniadanie trwało do 10, a zegar wskazywał 9:30. Szybko odnalazła wzrokiem znajome twarze i usiadła, uśmiechając się do nich.
-Cześć – powitała wszystkich.
-Hej, Hermiono – odpowiedziała Ginny – Wybierasz się dziś do Hogsmeade? – zapytała.
-Tak, a wy? – powiedziała, zerkając na Harry’ego.
-Pewnie posiedzimy trochę w Trzech Miotłach, zajrzymy do Miodowego Królestwa. Idziesz sama?
-Nie, z Malfoy’em – odparła szybko. Ginny, słysząc to, zrobiła wielkie oczy. Co prawda wiedziała, że Prefekci już nie warczą na siebie, gdy tylko znajdą się w zasięgu swojego pola widzenia, ale nie myślała, że łączą ich aż tak zażyłe kontakty.
-Wy coś ten tego? – zapytała, unosząc sugestywnie brwi.
-Nie, no coś ty – Gryfonka zaśmiała się, usłyszawszy słowa przyjaciółki – Po prostu mam dziś coś do zrobienia, a on zaoferował mi swoją pomoc – dodała.
-Na pewno? – do rozmowy włączył się Wybraniec. W końcu zastał Ślizgona nad ranem w dormitorium dziewczyny. Sam pozwolił mu tam zostać, ale gdyby tylko dowiedział się, że blondyn zrobił to, by uwieść jego przyjaciółkę, nie wahałby się przed obiciem mu twarzy starym, mugolskim sposobem.
-Na pewno – pokiwała głową – Poza tym… Ron. Nie umiem o nim tak po prostu zapomnieć. Tęsknię za nim. Ja… ja nadal go kocham – po jej policzku spłynęła jedna, samotna łza, którą szybko otarła. Nie chciała, by ktokolwiek zauważył jej chwilę słabości. Rozejrzała się po Sali, by sprawdzić, czy nikt ich nie słyszał, ale każdy wydawał się zajęty swoją rozmową. Nagle jej wzrok przyciągnął blond włosy Ślizgon, który aktualnie śmiał się w najlepsze. Najpewniej jego wybuch radości spowodowany był słowami siedzącego obok Blaise’a, bo miał równie wesoły wyraz twarzy, lecz  w jego oczach można było dostrzec triumf taki, jaki odczuwało się po opowiedzeniu świetnego żartu, który rozbawił wszystkich. Westchnęła cicho pod nosem, zastanawiając się, czy sama będzie w końcu wieść tak beztroskie życie. Chciałaby, by w jej oczach lśniły iskierki radości, a na twarzy zawsze widniał uśmiech. Najwyraźniej nie było jej to dane. Ale przecież nie prosiła o tak wiele. Być szczęśliwą choć przez chwilę. Bała się, że już nigdy nie wyleczy się z miłości do Rona, dlatego musiała dziś dowiedzieć się, na czym stoi. Tęsknota ją wyniszcza, nie radzi sobie z nią. Postawi sprawę jasno, zapyta wprost, czy chłopak darzy ją jeszcze uczuciem. Nie była jednak pewna, czy jeśli usłyszy przeczącą odpowiedź, jej serce nie rozpadnie się na milion kawałków. Potrząsnęła głową, chcąc odgonić niechciane myśli i włączyła się do rozmowy z przyjaciółmi, którzy zdawali się nie zauważyć jej chwilowego zawieszenia. Nie dostrzegła, że blondyn, w którego wpatrywała się jeszcze minutę temu, również skierował wzrok w jej stronę.


~*~*~


   Siedział przy stole, zaśmiewając się w najlepsze z żartu Blaise’a, który siedział obok niego. Nagle poczuł czyjś wzrok na sobie i rozejrzał się po Sali. Napotkał zamglone oczy pewnej brązowowłosej Gryfonki, w których błyszczały łzy. Pewnie zamyśliła się o Wieprzleju. Na myśl o rudowłosym chłopaku, na jego twarzy pojawił się grymas. Miał kolejny powód, aby go nienawidzić. Jak mógł ją tak potraktować? Sam też wielokrotnie zrywał z dziewczynami, ale nigdy nie wyznawał im miłości. Nigdy nie okazywał aż tak przesadnej czułości. I, co najważniejsze, nigdy się im nie oświadczał. Nawet Granger nie zasługiwała na coś takiego, chociaż była zwykłą… No właśnie, kim? W końcu w ostatnim czasie zbliżył się do niej trochę. Zaczął się o nią martwić, troszczyć. Musiał przyznać, że przy bliższym poznaniu Gryfonka wiele zyskiwała. Począł odczuwać do niej sympatię. A już na pewno nie myślał o niej, jako szlamie.
W pewnym momencie dobiegł go głos Blaise’a.
-Prawda, Malfoy?
-Co? – zapytał głupio – Ach, tak, jasne – odpowiedział pierwsze, co mu ślina na język przyniosła. Zabini pochylił się lekko ku niemu.
-O nic nie pytałem – szepnął konspiracyjnym głosem, zakrywając jedną dłonią usta – Upewniałem się, że mnie nie słuchasz. Zdałeś – dodał rozbawiony.


~*~*~


   Skończyła jeść śniadanie i spojrzała w stronę stołu Slytherinu. Chciała sprawdzić, czy Malfoy jest już gotowy. Ze zdziwieniem spostrzegła, że on również się jej przygląda. Posłała mu pytające spojrzenie, a ten odpowiedział lekkim skinięciem głowy. W tej samej chwili pożegnała się z Ginny i Harry’m i ruszyła w stronę drzwi. Blondyn już tam na nią czekał. Przywitali się przyjaznym „Cześć” i skierowali się do Hogsmeade.
Cała droga minęła im niezmiernie szybko. Spotkali kilka znajomych osób. Z niektórymi zamienili kilka słów, z niektórymi się jedynie przywitali, a niektórzy udawali, że ich nie widzą, a gdy tylko się minęli, zaczęli szeptać o dość nietypowej parze.
Pierwszym celem podróży był Pub pod Trzema Miotłami. Hermiona wybrała stolik i usiadła przy nim, czekając na Malfoy’a, który poszedł złożyć zamówienie. Po chwili wrócił z dwoma kremowymi piwami. Podał jedno szatynce, a sam zajął miejsce naprzeciw dziewczyny. Znów pogrążyli się w rozmowie o wszystkim i o niczym. Szybko opróżnili swoje kufle, więc Ślizgon zaproponował, że pójdzie po kolejne, lecz Gryfonka go zatrzymała.
-Wolałabym coś mocniejszego – powiedziała cicho – Stresuje się strasznie przez spotkaniem Rona. Muszę się trochę rozluźnić – dodała.
Draco spojrzał na nią zaskoczony, lecz nic nie odpowiedział. Uniósł jedynie rękę, chcąc zwrócić na siebie uwagę madame Rosmerty.
-Poprosimy jeszcze dwie Ogniste Whi… – nie dokończył jednak, bo przerwał mu głośny głos Hermiony.
-Dwa razy rum porzeczkowy.
Oczy Malfoy’a osiągnęły rozmiar spodków. Przecież był to niezwykle mocny trunek. Rum porzeczkowy posiadał bardzo wysoką zawartość alkoholu. Nie spodziewał się tego po pani Prefekt Naczelnej.
Szatynka, widząc zdumienie na twarzy Draco, parsknęła śmiechem, na co ten spojrzał na nią urażony. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, ponieważ do ich stolika podeszła uśmiechnięta zielonooka kobieta, podając im dwa kieliszki z rumem.
-Dziękujemy – Hermiona odwzajemniła uśmiech Rosmerty.
Draco sięgnął po trunek i upił łyk z kieliszka. Podniósł wzrok, by spojrzeć, jak sobie radzi Gryfonka. Był pewien, że gdy tylko alkohol dostanie się go gardła dziewczyny, ta zacznie się krztusić i kaszleć. Nie nastąpiło jednak nic podobnego. Szatynka jednym haustem opróżniła kieliszek i spojrzała na oniemiałego Ślizgona.
-Dopij i idziemy – oznajmiła, chichotając pod nosem.
Chwilę później kierowali się w stronę Miodowego Królestwa. Mieli zamiar kupić sobie trochę słodyczy na drogę. Gdy już znaleźli się w sklepie, zaczęli krążyć w poszukiwaniu ulubionych łakoci. W rękach Ślizgona znajdowały się musy-świstusy, a Hermiona w końcu odnalazła swoje ulubione kwachy. Zmierzali już do kasy, gdy ich oczom ukazała się półka z miętowymi ropuchami. W zasadzie, to aktualnie znajdowała się tam jedna ropucha. Wyciągnęli po nią ręce, a gdy spostrzegli, że oboje mają ochotę na ten sam przysmak, spojrzeli na siebie złowrogo.
-Zostaw to, Malfoy.
-Nie mam takiego zamiaru, Granger – wycedził.
-Dziewczynom się ustępuje – miała nadzieję, że coś takiego na niego podziała, lecz Ślizgon się nie dał.
-Niezła próba, ale nadal nie – zaśmiał się – To może niech starsze z nas ją weźmie? – zaproponował, gdy zorientował się, że zachowują się jak jakieś dzieci. Niech załatwią to jak na dorosłych przystało – Którego się urodziłaś? – zapytał.
-19 września… - zaczęła.
-Wygrałem, ja 5 czerwca – powiedział triumfalnie, lecz uśmiech znikł z jego twarzy, gdy do jego uszu dotarły słowa dziewczyny.
-79’ – dokończyła, uśmiechając się wrednie, sięgając po przysmak. Po chwili ruszyła do kasy, zostawiając za sobą kolejny raz już dziś oniemiałego Ślizgona.
-A-ale jak to możliwe, że jesteś na naszym roku, skoro jesteś starsza? – dociekał.
-Po prostu. Żeby iść do Hogwartu trzeba mieć ukończone jedenaście lat. Ja mam urodziny 19 września, a wtedy rok szkolny już trwa. Musiałam więc czekać rok, by w chwili przyjęcia do Hogwartu mieć już jedenaście lat – wyjaśniła.
Chłopak pomyślał nad tym chwilę, lecz moment później wzruszył ramionami i pogrążył się w rozmowie z Gryfonką.


~*~*~


-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – zapytał po raz kolejny.
-Tak – odpowiedziała, wdychając głośno powietrze, które chwilę potem ze świstem opuściło płuca dziewczyny.
Stali przed budynkiem Magicznych Dowcipów Weasley’ów dobre kilkanaście minut. Niektórzy przechodnie zaczęli się nawet na nich krzywo patrzeć. Lecz ich to nie obchodziło. Dla szatynki liczyła się tylko osoba, którą aktualnie widziała przez okno.
-Poczekasz tu? – spojrzała pytająco na Ślizgona.
-Tak, co innego mam do roboty? – odparł, uśmiechając się delikatnie.
-Możesz zawsze iść na kremowe piwo czy coś – zaproponowała – Nie wiem, ile to potrwa – dodała, kolejny raz spoglądając niepewnie przez szybę.
-Nie, poczekam tu – odpowiedział stanowczo i Gryfonka już wiedziała, że nie zdoła go do niczego przekonać. I tak postawi na swoim.
-No to idę – westchnęła cicho i uchyliła drzwi, przez co sklepowy dzwonek od razu zabrzęczał, dając znać o nowym kliencie.
Nagle to się stało. Pewien rudowłosy chłopak podniósł wzrok i napotkał czekoladowe tęczówki wpatrujące się w niego ze łzami.
-H-hermiono, co ty tu robisz? – zapytał, jąkając się.
-Stoję – odparła głupawo. Wtem ogarnęło ją uczucie, o które się dziś nie podejrzewała. Nieograniczona złość. Jak on mógł ją tak zostawić z dnia na dzień?!
-Ty – wycedziła, a w jej oczach błysnęły ogniki gniewu. Już wiedział, że nie będzie to miłe spotkanie.
-Może przejdziemy do gabinetu – zaproponował, wskazując dziewczynie drogę.
Wyminęła go bez słowa. Gdy już znaleźli się w pokoju, wybuchła płaczem.
-Jak mogłeś mi to zrobić? Dlaczego? Co zrobiłam? – pytania lały się z jej ust tak, jak łzy z oczu.
-Ja…ja naprawdę przepraszam, ale to jest jedyne dobre wyjście.
-Dlaczego? Czy ty już mnie nie kochasz? – bała się usłyszeć odpowiedz na to pytanie.
-Kocham, Hermiono, ale to jest trudniejsze niż myślisz. Tak będzie lepiej.
-Dla kogo? Może jeszcze powiesz, że dla mnie? – zaśmiała się, a jej głos wypełniony był sarkazmem, co wyglądało dość żałośnie, bo z oczy nadal płynęły jej łzy.
-Tak, dla ciebie – powiedział stanowczo, łapiąc ją za ramiona i spoglądając jej głęboko w oczy – Kochasz mnie? – zapytał, nadal nie odrywając wzroku.
Pokiwała delikatnie głową.
-To mi zaufaj. Zrób to, co mówię i zapomnij o mnie. Nie przychodź tu więcej. Uwierz mi, że już niedługo przestaniesz o mnie myśleć i w końcu będziesz szczęśliwa. Przy mnie nigdy byś nie była – wydukał, odwracając się do niej tyłem. Bał się. Bał się, że zobaczy w jego oczach ból. Ból, który spowodowany był jego własnymi słowami. Kochał ją prawdziwie, lecz wiedział, że życie razem nie jest im pisane.
-Ale ja byłam szczęśliwa! – wykrzyczała – Ty jesteś moim szczęściem, do cholery! – nie wytrzymała i upadła na kolana. Jej ciałem wstrząsnął szloch.
-Powinnaś już iść – powiedział, w końcu odwracając się w jej stronę. W jego oczach błyszczały łzy. Jemu też było trudno, dlatego musiał zakończyć tę rozmowę. Jeszcze chwila, a podbiegnie do niej, weźmie w ramiona i wyszepta do ucha, że już nigdy nie opuści. A nie mógł tego zrobić. Powinien pozwolić jej odejść. Nie, nie powinien. On MUSIAŁ pozwolić jej odejść.
Podeszła do niego i musnęła jego wargi swoimi. Wiedziała, że przez to będzie cierpiała dwa razy bardziej, ale w tej chwili to nie było ważne. Cieszyła się, że może to zrobić, choć wiedziała, że będzie to ostatni raz. Mogli to uznać za pożegnanie. Tak, pożegnanie, bo właśnie w tym momencie uświadomiła sobie, że już  nie odzyska ukochanego. Musiała się z tym uporać i jakoś żyć. Oderwała się od jego ust i spojrzała mu głęboko w oczy, w tej chwili tak przepełnione bezgraniczną miłością.
-To zawsze byłeś ty – wyszeptała, odsuwając się delikatnie – Żegnaj – dodała, gdy już była przy drzwiach.
-Kocham cię, Hermiono. I zawsze będę – powiedział, gdy myślał, że już go nie słyszy. Jednak słyszała, a słowa, które dotarły do jej uszu, sprawiły, że w jej oczach na nowo zaszkliły się łzy.
Prawie przebiegła przez sklep, chcąc jak najszybciej opuścić budynek. Nie zatrzymała się nawet, gdy usłyszała wesoły głos George’a. W końcu wydostała się na zewnątrz. W tej samej chwili z ławki znajdującej się obok zerwał się przystojny Ślizgon, którego twarz aktualnie wyrażała ciekawość i niepokój. Widząc łzy w oczach Gryfonki, podszedł i objął ją ramieniem. Ufnie wtuliła się w ciało Ślizgona.
-Wszystko w porządku? – zapytał cicho.
W odpowiedzi kiwnęła jedynie głową.
Nie wiedziała, że całą tę sytuację obserwował rudowłosy chłopak, a na jego twarzy błąkał się smutny uśmiech. Ktoś obserwujący z boku mógłby uznać go za idiotę. Pozwala odejść dziewczynie, którą szczerze kocha. Potem bezczynnie patrzy, jak ta wtula się w znienawidzonego przez niego Ślizgona. Rona jednak nie obchodził absurd całej tej sytuacji, bo wiedział, że postępuje właściwie.


~*~*~


-Możemy odwiedzić jeszcze jedno miejsce? – zapytała, spoglądając na blondyna.
-No niech ci będzie – westchnął ostentacyjnie, wywołując cichy chichot Gryfonki - Gdzie idziemy? – dociekał już z większym entuzjazmem.
-Ja idę – rzuciła.
-A ja? – burknął urażony.
-A ty poczekasz na mnie na tej miłej ławce w tym miłym parku – wskazała ręką niewielki sadek.
Spojrzał na nią spode łba, lecz ta nic sobie z tego nie robiła. Stała wpatrując się w blondyna z niemą prośbą. W końcu niechętnie skinął głową i ruszył w kierunku wskazanego przez Gryfonkę miejsca.
-Masz 20 minut – krzyknął, gdy już znajdowali się od siebie w sporej odległości.
Odwróciła się i uniosła wysoko kciuk w górę, na znak, że usłyszała i pasuje jej wyznaczony limit czasu.


~*~*~


-No, ale dlaczego nie powiesz mi, gdzie byłaś? – zapytał zirytowany.
-Bo nie – odpowiedziała mało elokwentnie.
Ta głupawa dyskusja ciągnęła się już od czasu powrotu dziewczyny, czyli jakieś 40 minut. W końcu ujrzała upragnioną bramę zamku i pociągnęła Ślizgona za rękę. Chciała jak najszybciej znaleźć się w zamku, by wreszcie pozbyć się upierdliwego blondyna. Już nie wiedziała, które jego wcielenie jest gorsze. Malfoy per arystokratyczny dupek, który gardzi wszystkimi i wszystkim, czy Malfoy per ośmioletni obrażalski, który jest już o wiele milszy i nie rzuca wyzwiskami na lewo i prawo, lecz nadal musi mieć to, czego akurat zapragnie. A teraz chciał się dowiedzieć, gdzie poszła Gryfonka. Jednak nie wszystko miało dziś pójść po jego myśli, bo chwilę później stali już przed wrotami Hogwartu. Weszli pospiesznie do środka. Ślizgon już chciał ponownie wypytać Gryfonkę, lecz ta wspięła się szybko na palce i dała mu buziaka w policzek. Wyszeptała ciche „dziękuję” i nim zdążył się zorientować, wbiegała już po schodach. Patrzył jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się szatynka, lecz moment później pokręcił głową i głośno westchnąwszy, poszedł w stronę lochów.


~*~*~


   Śniadanie w Wielkiej Sali już się rozpoczęło. Wysoki, niebieskooki chłopak właśnie kierował się w stronę swojego stołu. Kilka dziewczyn, które mijał, uśmiechnęło się do niego zalotnie, lecz on nic sobie z tego nie robił. Nigdy nie był kobieciarzem, a teraz tym bardziej nie miał ochoty na żadne końskie zaloty. Jego myśli wciąż zaprzątała pewna śliczna Gryfonka. Odruchowo spojrzał w kierunku stołu Domu Lwa. Od razu wypatrzył Hermionę. Ta, jakby czując na sobie czyjś wzrok, podniosła głowę i uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę, co sprawiło mu niemałą radość. Postanowił, że zawalczy o serce szatynki. Była niemalże idealna. Piękna, mądra, inteligentna. Nieśmiała, lecz czasem potrafiła być zadziorna i pokazać swe pazurki. Nie rozumiał, czemu kiedyś obrażał ją i wyzywał. Dziś te słowa nawet nie przeszłyby mu przez gardło. Zdał sobie sprawę, że poczuł coś do tej dziewczyny. I chociaż wiedział, że nadal cierpi po stracie rudzielca, to on poczeka. Poczeka, aż jej uczucie przeminie, a wtedy o nią zawalczy. Spojrzał na nią po raz kolejny. Kończyła już jeść. Wstał od swojego stołu i szybko ją dogonił.
-Hermiona, zaczekaj! – krzyknął.
-Hej – powiedziała, uśmiechając się serdecznie.
-Nasze plany nadal aktualne? – zapytał.
-Jasne. Może być 14?
-Świetnie! – wyszczerzył zęby – Spotkamy się przed główną bramą?
-Ok, do zobaczenia – pomachała na pożegnanie i pognała schodami wiodącymi do Wieży Gryffindoru.
Teodor uśmiechnął się z satysfakcją i wrócił do Wielkiej Sali. W końcu nie zdążył jeszcze nic zjeść. Gdy usiadł obok Zabiniego, ten posłał mu zdziwione spojrzenie.
-Co się tak szczerzysz? – zapytał.
-Po prostu ten dzień zapowiada się bardzo dobrze – odpowiedział, poszerzając uśmiech.


~*~*~


   Dochodziła 13. Hermiona nie miała już nic do roboty, więc zeszła do Pokoju Wspólnego w nadziei spotkania przyjaciół. Rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu i w końcu dostrzegła znajome twarze, które zajmowały swoje ulubione fotele przy kominku. Podeszła lekko się ociągając. Gdy tylko ją ujrzeli, przywitali się z wesołym uśmiechem. Przyjrzała się im uważnie. Ginny i Harry byli tacy szczęśliwi. Naprawdę się cieszyła, że po ich kłótni nie ma śladu. Miałaby niemałe wyrzuty sumienia, gdyby przez nią doszło do rozstania tej idealnej pary. Przerzuciła wzrok na Deana, który patrzył tęsknym wzrokiem w stronę rudowłosej dziewczyny, lecz ta zdawała się tego nie zauważać. Całą jej uwagę zajmował w tej chwili Wybraniec. Najwyraźniej Thomasowi jeszcze nie przeszło uczucie do panny Weasley. Z zamyślenia wyrwał ją głos Neville’a.
-Siadasz? – zapytał, przesuwając się, by zrobić trochę miejsca na kanapie.
Kiwnęła głową na znak podziękowania i usiadła obok szatyna.
-Wybierasz się gdzieś? No wiesz, na co dzień się tak nie ubierasz, więc pomyślałem, że z kimś umówiłaś – dodał, widząc pytający wzrok Gryfonki.
W tej chwili każdy spojrzał na Hermionę. Dopiero wtedy zauważyli zmianę w ubiorze dziewczyny. Miała na sobie czarne spodnie i koszulę. Na to narzuciła czerwony blezer. Wyglądała naprawdę ładnie, zwłaszcza, że na co dzień nosiła jeansy i zwykłe podkoszulki. Prawdę mówiąc, to czuła się mile połechtana. Cieszyła się, że ktoś dostrzegł zmianę.
-Tak właściwie, to tak, jestem umówiona – rzuciła, spuszczając wzrok. Wiedziała, że może ich zdenerwować jej znajomość ze Ślizgonem.
-Z kim? – dociekała Ginny.
-Z Teodo… - nie skończyła, bo przerwał jej Harry.
-Z Nottem? – zapytał spokojnie.
-Tak, skąd wiedziałeś? – zdziwiła się, bo przecież nikt nie wiedział, że utrzymuje bliższe kontakty z tym Ślizgonem.
-Widziałem was dziś pod Wielką Salą. Jesteś pewna, że wiesz, co robisz? – spojrzał na nią z troską.
-Tak, Teodor jest naprawdę w porządku. Zmienił się. Tak właściwie, to można powiedzieć, że się przyjaźnimy. Nikomu o tym nie mówiłam, bo mógłby mieć problemy za utrzymywanie kontaktów z mugolakami. Wszystko się zaczęło w szóstej klasie i jakoś tak od tamtej pory spotykamy się i rozmawiamy w bibliotece – wyjaśniła pokrótce.
Harry przyjrzał się jej uważnie i przez moment miał minę, jakby chciał coś powiedzieć, lecz po chwili pokręcił lekko głową. Ufał jej. Jeśli mówi, że Nott jest w porządku, to tak też musi być. Hermiona nie przyjaźniłaby się z byle kim. Nie ufa pierwszemu lepszemu człowiekowi. Skoro były Śmierciożerca zagarnął sobie sympatię dziewczyny, to oznaczało, że jest naprawdę dobrym człowiekiem.
Posiedzieli jeszcze chwilę, zatracając się w rozmowie, a gdy dochodziła 14, Hermiona pożegnała się z przyjaciółmi i poszła na spotkanie z Teodorem. Po kilku minutach dotarła na miejsce spotkania. Teodor już na nią czekał. Przywitał ją z uśmiechem.
-To gdzie idziemy? – zapytała.
-Wyjście do Hogsmeade był wczoraj, więc to odpada – odpowiedział, na co Gryfonka uśmiechnęła się wesoło.
-Niekoniecznie. Jestem Prefektem Naczelnym, więc mogę odwiedzać Hosgmeade, kiedy zechcę. Chyba, że się boisz – rzuciła, spoglądając na szatyna z radosnymi iskierkami w oczach. Przy nim odżywała. Nie wiedziała, czym to było spowodowane, ale przy Teodorze zapominała o Ronie.
-No, no – zacmokał – Nie poznaję cie. Musisz jednak wiedzieć, że ja się niczego nie boję – dodał, prostując się i dumnie wypinając pierś, na co Hermiona wybuchła śmiechem – To jak, idziemy? – zapytał, oferując Gryfonce ramię.

Przyjęła je z uroczym uśmiechem i chwilę później szli już w kierunku Hogsmeade.