piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział VI - "Życie wśród Ślizgonów"


~*~*~
   

Uniosła powoli powieki i spojrzała na zegarek stojący na stoliku obok. Dochodziła 9, więc postanowiła się zbierać. Cała poranna toaleta zajęła jej pół godziny. Uśmiechnęła się do siebie, ciesząc się w duchu, że jest czarownicą. Gdyby nie magiczne zdolności, każda wykonywana czynność trwałaby o wiele dłużej. Zeszła do pokoju wspólnego i rozejrzała się po nim. Niewiele osób siedziało na fotelu przy kominku. W dni takie jak te, uczniowie dzielili się na trzy grupy. Ci, którzy śpią do późna, korzystając z wolnych weekendów. Ci, którzy byli rannymi ptaszkami i już od rana spacerują ulicami Hogsmeade. Są jeszcze ci, którzy nie wybierają się do magicznej wioski i spędzają sobotę w zamku. Hermiona miała już na dzisiejszy dzień ścisłe plany, więc ruszyła na śniadanie, w nadziei, że znajdzie tam swoich przyjaciół. Weszła do Wielkiej Sali, w której znajdowało się wielu uczniów. Każdy korzystał z ostatniej chwili, by zjeść coś przed lunchem. W weekendy śniadanie trwało do 10, a zegar wskazywał 9:30. Szybko odnalazła wzrokiem znajome twarze i usiadła, uśmiechając się do nich.
-Cześć – powitała wszystkich.
-Hej, Hermiono – odpowiedziała Ginny – Wybierasz się dziś do Hogsmeade? – zapytała.
-Tak, a wy? – powiedziała, zerkając na Harry’ego.
-Pewnie posiedzimy trochę w Trzech Miotłach, zajrzymy do Miodowego Królestwa. Idziesz sama?
-Nie, z Malfoy’em – odparła szybko. Ginny, słysząc to, zrobiła wielkie oczy. Co prawda wiedziała, że Prefekci już nie warczą na siebie, gdy tylko znajdą się w zasięgu swojego pola widzenia, ale nie myślała, że łączą ich aż tak zażyłe kontakty.
-Wy coś ten tego? – zapytała, unosząc sugestywnie brwi.
-Nie, no coś ty – Gryfonka zaśmiała się, usłyszawszy słowa przyjaciółki – Po prostu mam dziś coś do zrobienia, a on zaoferował mi swoją pomoc – dodała.
-Na pewno? – do rozmowy włączył się Wybraniec. W końcu zastał Ślizgona nad ranem w dormitorium dziewczyny. Sam pozwolił mu tam zostać, ale gdyby tylko dowiedział się, że blondyn zrobił to, by uwieść jego przyjaciółkę, nie wahałby się przed obiciem mu twarzy starym, mugolskim sposobem.
-Na pewno – pokiwała głową – Poza tym… Ron. Nie umiem o nim tak po prostu zapomnieć. Tęsknię za nim. Ja… ja nadal go kocham – po jej policzku spłynęła jedna, samotna łza, którą szybko otarła. Nie chciała, by ktokolwiek zauważył jej chwilę słabości. Rozejrzała się po Sali, by sprawdzić, czy nikt ich nie słyszał, ale każdy wydawał się zajęty swoją rozmową. Nagle jej wzrok przyciągnął blond włosy Ślizgon, który aktualnie śmiał się w najlepsze. Najpewniej jego wybuch radości spowodowany był słowami siedzącego obok Blaise’a, bo miał równie wesoły wyraz twarzy, lecz  w jego oczach można było dostrzec triumf taki, jaki odczuwało się po opowiedzeniu świetnego żartu, który rozbawił wszystkich. Westchnęła cicho pod nosem, zastanawiając się, czy sama będzie w końcu wieść tak beztroskie życie. Chciałaby, by w jej oczach lśniły iskierki radości, a na twarzy zawsze widniał uśmiech. Najwyraźniej nie było jej to dane. Ale przecież nie prosiła o tak wiele. Być szczęśliwą choć przez chwilę. Bała się, że już nigdy nie wyleczy się z miłości do Rona, dlatego musiała dziś dowiedzieć się, na czym stoi. Tęsknota ją wyniszcza, nie radzi sobie z nią. Postawi sprawę jasno, zapyta wprost, czy chłopak darzy ją jeszcze uczuciem. Nie była jednak pewna, czy jeśli usłyszy przeczącą odpowiedź, jej serce nie rozpadnie się na milion kawałków. Potrząsnęła głową, chcąc odgonić niechciane myśli i włączyła się do rozmowy z przyjaciółmi, którzy zdawali się nie zauważyć jej chwilowego zawieszenia. Nie dostrzegła, że blondyn, w którego wpatrywała się jeszcze minutę temu, również skierował wzrok w jej stronę.


~*~*~


   Siedział przy stole, zaśmiewając się w najlepsze z żartu Blaise’a, który siedział obok niego. Nagle poczuł czyjś wzrok na sobie i rozejrzał się po Sali. Napotkał zamglone oczy pewnej brązowowłosej Gryfonki, w których błyszczały łzy. Pewnie zamyśliła się o Wieprzleju. Na myśl o rudowłosym chłopaku, na jego twarzy pojawił się grymas. Miał kolejny powód, aby go nienawidzić. Jak mógł ją tak potraktować? Sam też wielokrotnie zrywał z dziewczynami, ale nigdy nie wyznawał im miłości. Nigdy nie okazywał aż tak przesadnej czułości. I, co najważniejsze, nigdy się im nie oświadczał. Nawet Granger nie zasługiwała na coś takiego, chociaż była zwykłą… No właśnie, kim? W końcu w ostatnim czasie zbliżył się do niej trochę. Zaczął się o nią martwić, troszczyć. Musiał przyznać, że przy bliższym poznaniu Gryfonka wiele zyskiwała. Począł odczuwać do niej sympatię. A już na pewno nie myślał o niej, jako szlamie.
W pewnym momencie dobiegł go głos Blaise’a.
-Prawda, Malfoy?
-Co? – zapytał głupio – Ach, tak, jasne – odpowiedział pierwsze, co mu ślina na język przyniosła. Zabini pochylił się lekko ku niemu.
-O nic nie pytałem – szepnął konspiracyjnym głosem, zakrywając jedną dłonią usta – Upewniałem się, że mnie nie słuchasz. Zdałeś – dodał rozbawiony.


~*~*~


   Skończyła jeść śniadanie i spojrzała w stronę stołu Slytherinu. Chciała sprawdzić, czy Malfoy jest już gotowy. Ze zdziwieniem spostrzegła, że on również się jej przygląda. Posłała mu pytające spojrzenie, a ten odpowiedział lekkim skinięciem głowy. W tej samej chwili pożegnała się z Ginny i Harry’m i ruszyła w stronę drzwi. Blondyn już tam na nią czekał. Przywitali się przyjaznym „Cześć” i skierowali się do Hogsmeade.
Cała droga minęła im niezmiernie szybko. Spotkali kilka znajomych osób. Z niektórymi zamienili kilka słów, z niektórymi się jedynie przywitali, a niektórzy udawali, że ich nie widzą, a gdy tylko się minęli, zaczęli szeptać o dość nietypowej parze.
Pierwszym celem podróży był Pub pod Trzema Miotłami. Hermiona wybrała stolik i usiadła przy nim, czekając na Malfoy’a, który poszedł złożyć zamówienie. Po chwili wrócił z dwoma kremowymi piwami. Podał jedno szatynce, a sam zajął miejsce naprzeciw dziewczyny. Znów pogrążyli się w rozmowie o wszystkim i o niczym. Szybko opróżnili swoje kufle, więc Ślizgon zaproponował, że pójdzie po kolejne, lecz Gryfonka go zatrzymała.
-Wolałabym coś mocniejszego – powiedziała cicho – Stresuje się strasznie przez spotkaniem Rona. Muszę się trochę rozluźnić – dodała.
Draco spojrzał na nią zaskoczony, lecz nic nie odpowiedział. Uniósł jedynie rękę, chcąc zwrócić na siebie uwagę madame Rosmerty.
-Poprosimy jeszcze dwie Ogniste Whi… – nie dokończył jednak, bo przerwał mu głośny głos Hermiony.
-Dwa razy rum porzeczkowy.
Oczy Malfoy’a osiągnęły rozmiar spodków. Przecież był to niezwykle mocny trunek. Rum porzeczkowy posiadał bardzo wysoką zawartość alkoholu. Nie spodziewał się tego po pani Prefekt Naczelnej.
Szatynka, widząc zdumienie na twarzy Draco, parsknęła śmiechem, na co ten spojrzał na nią urażony. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, ponieważ do ich stolika podeszła uśmiechnięta zielonooka kobieta, podając im dwa kieliszki z rumem.
-Dziękujemy – Hermiona odwzajemniła uśmiech Rosmerty.
Draco sięgnął po trunek i upił łyk z kieliszka. Podniósł wzrok, by spojrzeć, jak sobie radzi Gryfonka. Był pewien, że gdy tylko alkohol dostanie się go gardła dziewczyny, ta zacznie się krztusić i kaszleć. Nie nastąpiło jednak nic podobnego. Szatynka jednym haustem opróżniła kieliszek i spojrzała na oniemiałego Ślizgona.
-Dopij i idziemy – oznajmiła, chichotając pod nosem.
Chwilę później kierowali się w stronę Miodowego Królestwa. Mieli zamiar kupić sobie trochę słodyczy na drogę. Gdy już znaleźli się w sklepie, zaczęli krążyć w poszukiwaniu ulubionych łakoci. W rękach Ślizgona znajdowały się musy-świstusy, a Hermiona w końcu odnalazła swoje ulubione kwachy. Zmierzali już do kasy, gdy ich oczom ukazała się półka z miętowymi ropuchami. W zasadzie, to aktualnie znajdowała się tam jedna ropucha. Wyciągnęli po nią ręce, a gdy spostrzegli, że oboje mają ochotę na ten sam przysmak, spojrzeli na siebie złowrogo.
-Zostaw to, Malfoy.
-Nie mam takiego zamiaru, Granger – wycedził.
-Dziewczynom się ustępuje – miała nadzieję, że coś takiego na niego podziała, lecz Ślizgon się nie dał.
-Niezła próba, ale nadal nie – zaśmiał się – To może niech starsze z nas ją weźmie? – zaproponował, gdy zorientował się, że zachowują się jak jakieś dzieci. Niech załatwią to jak na dorosłych przystało – Którego się urodziłaś? – zapytał.
-19 września… - zaczęła.
-Wygrałem, ja 5 czerwca – powiedział triumfalnie, lecz uśmiech znikł z jego twarzy, gdy do jego uszu dotarły słowa dziewczyny.
-79’ – dokończyła, uśmiechając się wrednie, sięgając po przysmak. Po chwili ruszyła do kasy, zostawiając za sobą kolejny raz już dziś oniemiałego Ślizgona.
-A-ale jak to możliwe, że jesteś na naszym roku, skoro jesteś starsza? – dociekał.
-Po prostu. Żeby iść do Hogwartu trzeba mieć ukończone jedenaście lat. Ja mam urodziny 19 września, a wtedy rok szkolny już trwa. Musiałam więc czekać rok, by w chwili przyjęcia do Hogwartu mieć już jedenaście lat – wyjaśniła.
Chłopak pomyślał nad tym chwilę, lecz moment później wzruszył ramionami i pogrążył się w rozmowie z Gryfonką.


~*~*~


-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – zapytał po raz kolejny.
-Tak – odpowiedziała, wdychając głośno powietrze, które chwilę potem ze świstem opuściło płuca dziewczyny.
Stali przed budynkiem Magicznych Dowcipów Weasley’ów dobre kilkanaście minut. Niektórzy przechodnie zaczęli się nawet na nich krzywo patrzeć. Lecz ich to nie obchodziło. Dla szatynki liczyła się tylko osoba, którą aktualnie widziała przez okno.
-Poczekasz tu? – spojrzała pytająco na Ślizgona.
-Tak, co innego mam do roboty? – odparł, uśmiechając się delikatnie.
-Możesz zawsze iść na kremowe piwo czy coś – zaproponowała – Nie wiem, ile to potrwa – dodała, kolejny raz spoglądając niepewnie przez szybę.
-Nie, poczekam tu – odpowiedział stanowczo i Gryfonka już wiedziała, że nie zdoła go do niczego przekonać. I tak postawi na swoim.
-No to idę – westchnęła cicho i uchyliła drzwi, przez co sklepowy dzwonek od razu zabrzęczał, dając znać o nowym kliencie.
Nagle to się stało. Pewien rudowłosy chłopak podniósł wzrok i napotkał czekoladowe tęczówki wpatrujące się w niego ze łzami.
-H-hermiono, co ty tu robisz? – zapytał, jąkając się.
-Stoję – odparła głupawo. Wtem ogarnęło ją uczucie, o które się dziś nie podejrzewała. Nieograniczona złość. Jak on mógł ją tak zostawić z dnia na dzień?!
-Ty – wycedziła, a w jej oczach błysnęły ogniki gniewu. Już wiedział, że nie będzie to miłe spotkanie.
-Może przejdziemy do gabinetu – zaproponował, wskazując dziewczynie drogę.
Wyminęła go bez słowa. Gdy już znaleźli się w pokoju, wybuchła płaczem.
-Jak mogłeś mi to zrobić? Dlaczego? Co zrobiłam? – pytania lały się z jej ust tak, jak łzy z oczu.
-Ja…ja naprawdę przepraszam, ale to jest jedyne dobre wyjście.
-Dlaczego? Czy ty już mnie nie kochasz? – bała się usłyszeć odpowiedz na to pytanie.
-Kocham, Hermiono, ale to jest trudniejsze niż myślisz. Tak będzie lepiej.
-Dla kogo? Może jeszcze powiesz, że dla mnie? – zaśmiała się, a jej głos wypełniony był sarkazmem, co wyglądało dość żałośnie, bo z oczy nadal płynęły jej łzy.
-Tak, dla ciebie – powiedział stanowczo, łapiąc ją za ramiona i spoglądając jej głęboko w oczy – Kochasz mnie? – zapytał, nadal nie odrywając wzroku.
Pokiwała delikatnie głową.
-To mi zaufaj. Zrób to, co mówię i zapomnij o mnie. Nie przychodź tu więcej. Uwierz mi, że już niedługo przestaniesz o mnie myśleć i w końcu będziesz szczęśliwa. Przy mnie nigdy byś nie była – wydukał, odwracając się do niej tyłem. Bał się. Bał się, że zobaczy w jego oczach ból. Ból, który spowodowany był jego własnymi słowami. Kochał ją prawdziwie, lecz wiedział, że życie razem nie jest im pisane.
-Ale ja byłam szczęśliwa! – wykrzyczała – Ty jesteś moim szczęściem, do cholery! – nie wytrzymała i upadła na kolana. Jej ciałem wstrząsnął szloch.
-Powinnaś już iść – powiedział, w końcu odwracając się w jej stronę. W jego oczach błyszczały łzy. Jemu też było trudno, dlatego musiał zakończyć tę rozmowę. Jeszcze chwila, a podbiegnie do niej, weźmie w ramiona i wyszepta do ucha, że już nigdy nie opuści. A nie mógł tego zrobić. Powinien pozwolić jej odejść. Nie, nie powinien. On MUSIAŁ pozwolić jej odejść.
Podeszła do niego i musnęła jego wargi swoimi. Wiedziała, że przez to będzie cierpiała dwa razy bardziej, ale w tej chwili to nie było ważne. Cieszyła się, że może to zrobić, choć wiedziała, że będzie to ostatni raz. Mogli to uznać za pożegnanie. Tak, pożegnanie, bo właśnie w tym momencie uświadomiła sobie, że już  nie odzyska ukochanego. Musiała się z tym uporać i jakoś żyć. Oderwała się od jego ust i spojrzała mu głęboko w oczy, w tej chwili tak przepełnione bezgraniczną miłością.
-To zawsze byłeś ty – wyszeptała, odsuwając się delikatnie – Żegnaj – dodała, gdy już była przy drzwiach.
-Kocham cię, Hermiono. I zawsze będę – powiedział, gdy myślał, że już go nie słyszy. Jednak słyszała, a słowa, które dotarły do jej uszu, sprawiły, że w jej oczach na nowo zaszkliły się łzy.
Prawie przebiegła przez sklep, chcąc jak najszybciej opuścić budynek. Nie zatrzymała się nawet, gdy usłyszała wesoły głos George’a. W końcu wydostała się na zewnątrz. W tej samej chwili z ławki znajdującej się obok zerwał się przystojny Ślizgon, którego twarz aktualnie wyrażała ciekawość i niepokój. Widząc łzy w oczach Gryfonki, podszedł i objął ją ramieniem. Ufnie wtuliła się w ciało Ślizgona.
-Wszystko w porządku? – zapytał cicho.
W odpowiedzi kiwnęła jedynie głową.
Nie wiedziała, że całą tę sytuację obserwował rudowłosy chłopak, a na jego twarzy błąkał się smutny uśmiech. Ktoś obserwujący z boku mógłby uznać go za idiotę. Pozwala odejść dziewczynie, którą szczerze kocha. Potem bezczynnie patrzy, jak ta wtula się w znienawidzonego przez niego Ślizgona. Rona jednak nie obchodził absurd całej tej sytuacji, bo wiedział, że postępuje właściwie.


~*~*~


-Możemy odwiedzić jeszcze jedno miejsce? – zapytała, spoglądając na blondyna.
-No niech ci będzie – westchnął ostentacyjnie, wywołując cichy chichot Gryfonki - Gdzie idziemy? – dociekał już z większym entuzjazmem.
-Ja idę – rzuciła.
-A ja? – burknął urażony.
-A ty poczekasz na mnie na tej miłej ławce w tym miłym parku – wskazała ręką niewielki sadek.
Spojrzał na nią spode łba, lecz ta nic sobie z tego nie robiła. Stała wpatrując się w blondyna z niemą prośbą. W końcu niechętnie skinął głową i ruszył w kierunku wskazanego przez Gryfonkę miejsca.
-Masz 20 minut – krzyknął, gdy już znajdowali się od siebie w sporej odległości.
Odwróciła się i uniosła wysoko kciuk w górę, na znak, że usłyszała i pasuje jej wyznaczony limit czasu.


~*~*~


-No, ale dlaczego nie powiesz mi, gdzie byłaś? – zapytał zirytowany.
-Bo nie – odpowiedziała mało elokwentnie.
Ta głupawa dyskusja ciągnęła się już od czasu powrotu dziewczyny, czyli jakieś 40 minut. W końcu ujrzała upragnioną bramę zamku i pociągnęła Ślizgona za rękę. Chciała jak najszybciej znaleźć się w zamku, by wreszcie pozbyć się upierdliwego blondyna. Już nie wiedziała, które jego wcielenie jest gorsze. Malfoy per arystokratyczny dupek, który gardzi wszystkimi i wszystkim, czy Malfoy per ośmioletni obrażalski, który jest już o wiele milszy i nie rzuca wyzwiskami na lewo i prawo, lecz nadal musi mieć to, czego akurat zapragnie. A teraz chciał się dowiedzieć, gdzie poszła Gryfonka. Jednak nie wszystko miało dziś pójść po jego myśli, bo chwilę później stali już przed wrotami Hogwartu. Weszli pospiesznie do środka. Ślizgon już chciał ponownie wypytać Gryfonkę, lecz ta wspięła się szybko na palce i dała mu buziaka w policzek. Wyszeptała ciche „dziękuję” i nim zdążył się zorientować, wbiegała już po schodach. Patrzył jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się szatynka, lecz moment później pokręcił głową i głośno westchnąwszy, poszedł w stronę lochów.


~*~*~


   Śniadanie w Wielkiej Sali już się rozpoczęło. Wysoki, niebieskooki chłopak właśnie kierował się w stronę swojego stołu. Kilka dziewczyn, które mijał, uśmiechnęło się do niego zalotnie, lecz on nic sobie z tego nie robił. Nigdy nie był kobieciarzem, a teraz tym bardziej nie miał ochoty na żadne końskie zaloty. Jego myśli wciąż zaprzątała pewna śliczna Gryfonka. Odruchowo spojrzał w kierunku stołu Domu Lwa. Od razu wypatrzył Hermionę. Ta, jakby czując na sobie czyjś wzrok, podniosła głowę i uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę, co sprawiło mu niemałą radość. Postanowił, że zawalczy o serce szatynki. Była niemalże idealna. Piękna, mądra, inteligentna. Nieśmiała, lecz czasem potrafiła być zadziorna i pokazać swe pazurki. Nie rozumiał, czemu kiedyś obrażał ją i wyzywał. Dziś te słowa nawet nie przeszłyby mu przez gardło. Zdał sobie sprawę, że poczuł coś do tej dziewczyny. I chociaż wiedział, że nadal cierpi po stracie rudzielca, to on poczeka. Poczeka, aż jej uczucie przeminie, a wtedy o nią zawalczy. Spojrzał na nią po raz kolejny. Kończyła już jeść. Wstał od swojego stołu i szybko ją dogonił.
-Hermiona, zaczekaj! – krzyknął.
-Hej – powiedziała, uśmiechając się serdecznie.
-Nasze plany nadal aktualne? – zapytał.
-Jasne. Może być 14?
-Świetnie! – wyszczerzył zęby – Spotkamy się przed główną bramą?
-Ok, do zobaczenia – pomachała na pożegnanie i pognała schodami wiodącymi do Wieży Gryffindoru.
Teodor uśmiechnął się z satysfakcją i wrócił do Wielkiej Sali. W końcu nie zdążył jeszcze nic zjeść. Gdy usiadł obok Zabiniego, ten posłał mu zdziwione spojrzenie.
-Co się tak szczerzysz? – zapytał.
-Po prostu ten dzień zapowiada się bardzo dobrze – odpowiedział, poszerzając uśmiech.


~*~*~


   Dochodziła 13. Hermiona nie miała już nic do roboty, więc zeszła do Pokoju Wspólnego w nadziei spotkania przyjaciół. Rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu i w końcu dostrzegła znajome twarze, które zajmowały swoje ulubione fotele przy kominku. Podeszła lekko się ociągając. Gdy tylko ją ujrzeli, przywitali się z wesołym uśmiechem. Przyjrzała się im uważnie. Ginny i Harry byli tacy szczęśliwi. Naprawdę się cieszyła, że po ich kłótni nie ma śladu. Miałaby niemałe wyrzuty sumienia, gdyby przez nią doszło do rozstania tej idealnej pary. Przerzuciła wzrok na Deana, który patrzył tęsknym wzrokiem w stronę rudowłosej dziewczyny, lecz ta zdawała się tego nie zauważać. Całą jej uwagę zajmował w tej chwili Wybraniec. Najwyraźniej Thomasowi jeszcze nie przeszło uczucie do panny Weasley. Z zamyślenia wyrwał ją głos Neville’a.
-Siadasz? – zapytał, przesuwając się, by zrobić trochę miejsca na kanapie.
Kiwnęła głową na znak podziękowania i usiadła obok szatyna.
-Wybierasz się gdzieś? No wiesz, na co dzień się tak nie ubierasz, więc pomyślałem, że z kimś umówiłaś – dodał, widząc pytający wzrok Gryfonki.
W tej chwili każdy spojrzał na Hermionę. Dopiero wtedy zauważyli zmianę w ubiorze dziewczyny. Miała na sobie czarne spodnie i koszulę. Na to narzuciła czerwony blezer. Wyglądała naprawdę ładnie, zwłaszcza, że na co dzień nosiła jeansy i zwykłe podkoszulki. Prawdę mówiąc, to czuła się mile połechtana. Cieszyła się, że ktoś dostrzegł zmianę.
-Tak właściwie, to tak, jestem umówiona – rzuciła, spuszczając wzrok. Wiedziała, że może ich zdenerwować jej znajomość ze Ślizgonem.
-Z kim? – dociekała Ginny.
-Z Teodo… - nie skończyła, bo przerwał jej Harry.
-Z Nottem? – zapytał spokojnie.
-Tak, skąd wiedziałeś? – zdziwiła się, bo przecież nikt nie wiedział, że utrzymuje bliższe kontakty z tym Ślizgonem.
-Widziałem was dziś pod Wielką Salą. Jesteś pewna, że wiesz, co robisz? – spojrzał na nią z troską.
-Tak, Teodor jest naprawdę w porządku. Zmienił się. Tak właściwie, to można powiedzieć, że się przyjaźnimy. Nikomu o tym nie mówiłam, bo mógłby mieć problemy za utrzymywanie kontaktów z mugolakami. Wszystko się zaczęło w szóstej klasie i jakoś tak od tamtej pory spotykamy się i rozmawiamy w bibliotece – wyjaśniła pokrótce.
Harry przyjrzał się jej uważnie i przez moment miał minę, jakby chciał coś powiedzieć, lecz po chwili pokręcił lekko głową. Ufał jej. Jeśli mówi, że Nott jest w porządku, to tak też musi być. Hermiona nie przyjaźniłaby się z byle kim. Nie ufa pierwszemu lepszemu człowiekowi. Skoro były Śmierciożerca zagarnął sobie sympatię dziewczyny, to oznaczało, że jest naprawdę dobrym człowiekiem.
Posiedzieli jeszcze chwilę, zatracając się w rozmowie, a gdy dochodziła 14, Hermiona pożegnała się z przyjaciółmi i poszła na spotkanie z Teodorem. Po kilku minutach dotarła na miejsce spotkania. Teodor już na nią czekał. Przywitał ją z uśmiechem.
-To gdzie idziemy? – zapytała.
-Wyjście do Hogsmeade był wczoraj, więc to odpada – odpowiedział, na co Gryfonka uśmiechnęła się wesoło.
-Niekoniecznie. Jestem Prefektem Naczelnym, więc mogę odwiedzać Hosgmeade, kiedy zechcę. Chyba, że się boisz – rzuciła, spoglądając na szatyna z radosnymi iskierkami w oczach. Przy nim odżywała. Nie wiedziała, czym to było spowodowane, ale przy Teodorze zapominała o Ronie.
-No, no – zacmokał – Nie poznaję cie. Musisz jednak wiedzieć, że ja się niczego nie boję – dodał, prostując się i dumnie wypinając pierś, na co Hermiona wybuchła śmiechem – To jak, idziemy? – zapytał, oferując Gryfonce ramię.

Przyjęła je z uroczym uśmiechem i chwilę później szli już w kierunku Hogsmeade.

4 komentarze:

  1. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award ! :*
    Więcej u mnie:
    http://marauders-time-history-ellie.blogspot.com/2014/06/nagroda-liebster-blog.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog! Pisz już kolejny rozdział bo nudno! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Panna Granger zrobiła się trochę niegrzeczna ;-) potajemne wymykanie się do Londynu, potem namawia Nott'a na Hogsmeade... Nonono cos czuje, ze bedzie sie działo w kolejnych rozdziałach ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Już coś czuję, że Nott zamota strasznie :D Leila

    OdpowiedzUsuń