~*~*~
Uniosła powoli powieki i spojrzała na
zegarek stojący na stoliku obok. Dochodziła 9, więc postanowiła się zbierać.
Cała poranna toaleta zajęła jej pół godziny. Uśmiechnęła się do siebie, ciesząc
się w duchu, że jest czarownicą. Gdyby nie magiczne zdolności, każda wykonywana
czynność trwałaby o wiele dłużej. Zeszła do pokoju wspólnego i rozejrzała się
po nim. Niewiele osób siedziało na fotelu przy kominku. W dni takie jak te,
uczniowie dzielili się na trzy grupy. Ci, którzy śpią do późna, korzystając z wolnych
weekendów. Ci, którzy byli rannymi ptaszkami i już od rana spacerują ulicami
Hogsmeade. Są jeszcze ci, którzy nie wybierają się do magicznej wioski i
spędzają sobotę w zamku. Hermiona miała już na dzisiejszy dzień ścisłe plany,
więc ruszyła na śniadanie, w nadziei, że znajdzie tam swoich przyjaciół. Weszła
do Wielkiej Sali, w której znajdowało się wielu uczniów. Każdy korzystał z
ostatniej chwili, by zjeść coś przed lunchem. W weekendy śniadanie trwało do
10, a zegar wskazywał 9:30. Szybko odnalazła wzrokiem znajome twarze i usiadła,
uśmiechając się do nich.
-Cześć
– powitała wszystkich.
-Hej,
Hermiono – odpowiedziała Ginny – Wybierasz się dziś do Hogsmeade? – zapytała.
-Tak,
a wy? – powiedziała, zerkając na Harry’ego.
-Pewnie
posiedzimy trochę w Trzech Miotłach, zajrzymy do Miodowego Królestwa. Idziesz
sama?
-Nie,
z Malfoy’em – odparła szybko. Ginny, słysząc to, zrobiła wielkie oczy. Co
prawda wiedziała, że Prefekci już nie warczą na siebie, gdy tylko znajdą się w
zasięgu swojego pola widzenia, ale nie myślała, że łączą ich aż tak zażyłe
kontakty.
-Wy
coś ten tego? – zapytała, unosząc sugestywnie brwi.
-Nie,
no coś ty – Gryfonka zaśmiała się, usłyszawszy słowa przyjaciółki – Po prostu
mam dziś coś do zrobienia, a on zaoferował mi swoją pomoc – dodała.
-Na
pewno? – do rozmowy włączył się Wybraniec. W końcu zastał Ślizgona nad ranem w
dormitorium dziewczyny. Sam pozwolił mu tam zostać, ale gdyby tylko dowiedział
się, że blondyn zrobił to, by uwieść jego przyjaciółkę, nie wahałby się przed
obiciem mu twarzy starym, mugolskim sposobem.
-Na
pewno – pokiwała głową – Poza tym… Ron. Nie umiem o nim tak po prostu
zapomnieć. Tęsknię za nim. Ja… ja nadal go kocham – po jej policzku spłynęła
jedna, samotna łza, którą szybko otarła. Nie chciała, by ktokolwiek zauważył
jej chwilę słabości. Rozejrzała się po Sali, by sprawdzić, czy nikt ich nie
słyszał, ale każdy wydawał się zajęty swoją rozmową. Nagle jej wzrok
przyciągnął blond włosy Ślizgon, który aktualnie śmiał się w najlepsze.
Najpewniej jego wybuch radości spowodowany był słowami siedzącego obok
Blaise’a, bo miał równie wesoły wyraz twarzy, lecz w jego oczach można było dostrzec triumf
taki, jaki odczuwało się po opowiedzeniu świetnego żartu, który rozbawił
wszystkich. Westchnęła cicho pod nosem, zastanawiając się, czy sama będzie w
końcu wieść tak beztroskie życie. Chciałaby, by w jej oczach lśniły iskierki
radości, a na twarzy zawsze widniał uśmiech. Najwyraźniej nie było jej to dane.
Ale przecież nie prosiła o tak wiele. Być szczęśliwą choć przez chwilę. Bała
się, że już nigdy nie wyleczy się z miłości do Rona, dlatego musiała dziś dowiedzieć
się, na czym stoi. Tęsknota ją wyniszcza, nie radzi sobie z nią. Postawi sprawę
jasno, zapyta wprost, czy chłopak darzy ją jeszcze uczuciem. Nie była jednak
pewna, czy jeśli usłyszy przeczącą odpowiedź, jej serce nie rozpadnie się na
milion kawałków. Potrząsnęła głową, chcąc odgonić niechciane myśli i włączyła
się do rozmowy z przyjaciółmi, którzy zdawali się nie zauważyć jej chwilowego
zawieszenia. Nie dostrzegła, że blondyn, w którego wpatrywała się jeszcze
minutę temu, również skierował wzrok w jej stronę.
~*~*~
Siedział przy stole, zaśmiewając się w
najlepsze z żartu Blaise’a, który siedział obok niego. Nagle poczuł czyjś wzrok
na sobie i rozejrzał się po Sali. Napotkał zamglone oczy pewnej brązowowłosej
Gryfonki, w których błyszczały łzy. Pewnie zamyśliła się o Wieprzleju. Na myśl
o rudowłosym chłopaku, na jego twarzy pojawił się grymas. Miał kolejny powód,
aby go nienawidzić. Jak mógł ją tak potraktować? Sam też wielokrotnie zrywał z
dziewczynami, ale nigdy nie wyznawał im miłości. Nigdy nie okazywał aż tak
przesadnej czułości. I, co najważniejsze, nigdy się im nie oświadczał. Nawet
Granger nie zasługiwała na coś takiego, chociaż była zwykłą… No właśnie, kim? W
końcu w ostatnim czasie zbliżył się do niej trochę. Zaczął się o nią martwić,
troszczyć. Musiał przyznać, że przy bliższym poznaniu Gryfonka wiele zyskiwała.
Począł odczuwać do niej sympatię. A już na pewno nie myślał o niej, jako
szlamie.
W
pewnym momencie dobiegł go głos Blaise’a.
-Prawda,
Malfoy?
-Co?
– zapytał głupio – Ach, tak, jasne – odpowiedział pierwsze, co mu ślina na
język przyniosła. Zabini pochylił się lekko ku niemu.
-O
nic nie pytałem – szepnął konspiracyjnym głosem, zakrywając jedną dłonią usta –
Upewniałem się, że mnie nie słuchasz. Zdałeś – dodał rozbawiony.
~*~*~
Skończyła jeść śniadanie i spojrzała w
stronę stołu Slytherinu. Chciała sprawdzić, czy Malfoy jest już gotowy. Ze
zdziwieniem spostrzegła, że on również się jej przygląda. Posłała mu pytające
spojrzenie, a ten odpowiedział lekkim skinięciem głowy. W tej samej chwili
pożegnała się z Ginny i Harry’m i ruszyła w stronę drzwi. Blondyn już tam na
nią czekał. Przywitali się przyjaznym „Cześć” i skierowali się do Hogsmeade.
Cała
droga minęła im niezmiernie szybko. Spotkali kilka znajomych osób. Z niektórymi
zamienili kilka słów, z niektórymi się jedynie przywitali, a niektórzy udawali,
że ich nie widzą, a gdy tylko się minęli, zaczęli szeptać o dość nietypowej
parze.
Pierwszym
celem podróży był Pub pod Trzema Miotłami. Hermiona wybrała stolik i usiadła
przy nim, czekając na Malfoy’a, który poszedł złożyć zamówienie. Po chwili
wrócił z dwoma kremowymi piwami. Podał jedno szatynce, a sam zajął miejsce
naprzeciw dziewczyny. Znów pogrążyli się w rozmowie o wszystkim i o niczym.
Szybko opróżnili swoje kufle, więc Ślizgon zaproponował, że pójdzie po kolejne,
lecz Gryfonka go zatrzymała.
-Wolałabym
coś mocniejszego – powiedziała cicho – Stresuje się strasznie przez spotkaniem
Rona. Muszę się trochę rozluźnić – dodała.
Draco
spojrzał na nią zaskoczony, lecz nic nie odpowiedział. Uniósł jedynie rękę,
chcąc zwrócić na siebie uwagę madame Rosmerty.
-Poprosimy
jeszcze dwie Ogniste Whi… – nie dokończył jednak, bo przerwał mu głośny głos
Hermiony.
-Dwa
razy rum porzeczkowy.
Oczy
Malfoy’a osiągnęły rozmiar spodków. Przecież był to niezwykle mocny trunek. Rum
porzeczkowy posiadał bardzo wysoką zawartość alkoholu. Nie spodziewał się tego
po pani Prefekt Naczelnej.
Szatynka,
widząc zdumienie na twarzy Draco, parsknęła śmiechem, na co ten spojrzał na nią
urażony. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, ponieważ do ich stolika podeszła
uśmiechnięta zielonooka kobieta, podając im dwa kieliszki z rumem.
-Dziękujemy
– Hermiona odwzajemniła uśmiech Rosmerty.
Draco
sięgnął po trunek i upił łyk z kieliszka. Podniósł wzrok, by spojrzeć, jak
sobie radzi Gryfonka. Był pewien, że gdy tylko alkohol dostanie się go gardła
dziewczyny, ta zacznie się krztusić i kaszleć. Nie nastąpiło jednak nic
podobnego. Szatynka jednym haustem opróżniła kieliszek i spojrzała na
oniemiałego Ślizgona.
-Dopij
i idziemy – oznajmiła, chichotając pod nosem.
Chwilę
później kierowali się w stronę Miodowego Królestwa. Mieli zamiar kupić sobie
trochę słodyczy na drogę. Gdy już znaleźli się w sklepie, zaczęli krążyć w
poszukiwaniu ulubionych łakoci. W rękach Ślizgona znajdowały się musy-świstusy,
a Hermiona w końcu odnalazła swoje ulubione kwachy. Zmierzali już do kasy, gdy
ich oczom ukazała się półka z miętowymi ropuchami. W zasadzie, to aktualnie
znajdowała się tam jedna ropucha. Wyciągnęli po nią ręce, a gdy spostrzegli, że
oboje mają ochotę na ten sam przysmak, spojrzeli na siebie złowrogo.
-Zostaw
to, Malfoy.
-Nie
mam takiego zamiaru, Granger – wycedził.
-Dziewczynom
się ustępuje – miała nadzieję, że coś takiego na niego podziała, lecz Ślizgon
się nie dał.
-Niezła
próba, ale nadal nie – zaśmiał się – To może niech starsze z nas ją weźmie? –
zaproponował, gdy zorientował się, że zachowują się jak jakieś dzieci. Niech
załatwią to jak na dorosłych przystało – Którego się urodziłaś? – zapytał.
-19
września… - zaczęła.
-Wygrałem,
ja 5 czerwca – powiedział triumfalnie, lecz uśmiech znikł z jego twarzy, gdy do
jego uszu dotarły słowa dziewczyny.
-79’
– dokończyła, uśmiechając się wrednie, sięgając po przysmak. Po chwili ruszyła
do kasy, zostawiając za sobą kolejny raz już dziś oniemiałego Ślizgona.
-A-ale
jak to możliwe, że jesteś na naszym roku, skoro jesteś starsza? – dociekał.
-Po
prostu. Żeby iść do Hogwartu trzeba mieć ukończone jedenaście lat. Ja mam
urodziny 19 września, a wtedy rok szkolny już trwa. Musiałam więc czekać rok,
by w chwili przyjęcia do Hogwartu mieć już jedenaście lat – wyjaśniła.
Chłopak
pomyślał nad tym chwilę, lecz moment później wzruszył ramionami i pogrążył się
w rozmowie z Gryfonką.
~*~*~
-Jesteś
pewna, że chcesz to zrobić? – zapytał po raz kolejny.
-Tak
– odpowiedziała, wdychając głośno powietrze, które chwilę potem ze świstem
opuściło płuca dziewczyny.
Stali
przed budynkiem Magicznych Dowcipów Weasley’ów dobre kilkanaście minut.
Niektórzy przechodnie zaczęli się nawet na nich krzywo patrzeć. Lecz ich to nie
obchodziło. Dla szatynki liczyła się tylko osoba, którą aktualnie widziała
przez okno.
-Poczekasz
tu? – spojrzała pytająco na Ślizgona.
-Tak,
co innego mam do roboty? – odparł, uśmiechając się delikatnie.
-Możesz
zawsze iść na kremowe piwo czy coś – zaproponowała – Nie wiem, ile to potrwa –
dodała, kolejny raz spoglądając niepewnie przez szybę.
-Nie,
poczekam tu – odpowiedział stanowczo i Gryfonka już wiedziała, że nie zdoła go
do niczego przekonać. I tak postawi na swoim.
-No
to idę – westchnęła cicho i uchyliła drzwi, przez co sklepowy dzwonek od razu
zabrzęczał, dając znać o nowym kliencie.
Nagle
to się stało. Pewien rudowłosy chłopak podniósł wzrok i napotkał czekoladowe
tęczówki wpatrujące się w niego ze łzami.
-H-hermiono,
co ty tu robisz? – zapytał, jąkając się.
-Stoję
– odparła głupawo. Wtem ogarnęło ją uczucie, o które się dziś nie podejrzewała.
Nieograniczona złość. Jak on mógł ją tak zostawić z dnia na dzień?!
-Ty
– wycedziła, a w jej oczach błysnęły ogniki gniewu. Już wiedział, że nie będzie
to miłe spotkanie.
-Może
przejdziemy do gabinetu – zaproponował, wskazując dziewczynie drogę.
Wyminęła
go bez słowa. Gdy już znaleźli się w pokoju, wybuchła płaczem.
-Jak
mogłeś mi to zrobić? Dlaczego? Co zrobiłam? – pytania lały się z jej ust tak,
jak łzy z oczu.
-Ja…ja
naprawdę przepraszam, ale to jest jedyne dobre wyjście.
-Dlaczego?
Czy ty już mnie nie kochasz? – bała się usłyszeć odpowiedz na to pytanie.
-Kocham,
Hermiono, ale to jest trudniejsze niż myślisz. Tak będzie lepiej.
-Dla
kogo? Może jeszcze powiesz, że dla mnie? – zaśmiała się, a jej głos wypełniony
był sarkazmem, co wyglądało dość żałośnie, bo z oczy nadal płynęły jej łzy.
-Tak,
dla ciebie – powiedział stanowczo, łapiąc ją za ramiona i spoglądając jej
głęboko w oczy – Kochasz mnie? – zapytał, nadal nie odrywając wzroku.
Pokiwała
delikatnie głową.
-To
mi zaufaj. Zrób to, co mówię i zapomnij o mnie. Nie przychodź tu więcej. Uwierz
mi, że już niedługo przestaniesz o mnie myśleć i w końcu będziesz szczęśliwa.
Przy mnie nigdy byś nie była – wydukał, odwracając się do niej tyłem. Bał się.
Bał się, że zobaczy w jego oczach ból. Ból, który spowodowany był jego własnymi
słowami. Kochał ją prawdziwie, lecz wiedział, że życie razem nie jest im
pisane.
-Ale
ja byłam szczęśliwa! – wykrzyczała – Ty jesteś moim szczęściem, do cholery! –
nie wytrzymała i upadła na kolana. Jej ciałem wstrząsnął szloch.
-Powinnaś
już iść – powiedział, w końcu odwracając się w jej stronę. W jego oczach
błyszczały łzy. Jemu też było trudno, dlatego musiał zakończyć tę rozmowę.
Jeszcze chwila, a podbiegnie do niej, weźmie w ramiona i wyszepta do ucha, że
już nigdy nie opuści. A nie mógł tego zrobić. Powinien pozwolić jej odejść.
Nie, nie powinien. On MUSIAŁ pozwolić jej odejść.
Podeszła
do niego i musnęła jego wargi swoimi. Wiedziała, że przez to będzie cierpiała
dwa razy bardziej, ale w tej chwili to nie było ważne. Cieszyła się, że może to
zrobić, choć wiedziała, że będzie to ostatni raz. Mogli to uznać za pożegnanie.
Tak, pożegnanie, bo właśnie w tym momencie uświadomiła sobie, że już nie odzyska ukochanego. Musiała się z tym
uporać i jakoś żyć. Oderwała się od jego ust i spojrzała mu głęboko w oczy, w
tej chwili tak przepełnione bezgraniczną miłością.
-To
zawsze byłeś ty – wyszeptała, odsuwając się delikatnie – Żegnaj – dodała, gdy
już była przy drzwiach.
-Kocham
cię, Hermiono. I zawsze będę – powiedział, gdy myślał, że już go nie słyszy.
Jednak słyszała, a słowa, które dotarły do jej uszu, sprawiły, że w jej oczach
na nowo zaszkliły się łzy.
Prawie
przebiegła przez sklep, chcąc jak najszybciej opuścić budynek. Nie zatrzymała
się nawet, gdy usłyszała wesoły głos George’a. W końcu wydostała się na
zewnątrz. W tej samej chwili z ławki znajdującej się obok zerwał się przystojny
Ślizgon, którego twarz aktualnie wyrażała ciekawość i niepokój. Widząc łzy w
oczach Gryfonki, podszedł i objął ją ramieniem. Ufnie wtuliła się w ciało
Ślizgona.
-Wszystko
w porządku? – zapytał cicho.
W
odpowiedzi kiwnęła jedynie głową.
Nie
wiedziała, że całą tę sytuację obserwował rudowłosy chłopak, a na jego twarzy
błąkał się smutny uśmiech. Ktoś obserwujący z boku mógłby uznać go za idiotę.
Pozwala odejść dziewczynie, którą szczerze kocha. Potem bezczynnie patrzy, jak
ta wtula się w znienawidzonego przez niego Ślizgona. Rona jednak nie obchodził absurd
całej tej sytuacji, bo wiedział, że postępuje właściwie.
~*~*~
-Możemy
odwiedzić jeszcze jedno miejsce? – zapytała, spoglądając na blondyna.
-No
niech ci będzie – westchnął ostentacyjnie, wywołując cichy chichot Gryfonki -
Gdzie idziemy? – dociekał już z większym entuzjazmem.
-Ja
idę – rzuciła.
-A
ja? – burknął urażony.
-A
ty poczekasz na mnie na tej miłej ławce w tym miłym parku – wskazała ręką
niewielki sadek.
Spojrzał
na nią spode łba, lecz ta nic sobie z tego nie robiła. Stała wpatrując się w
blondyna z niemą prośbą. W końcu niechętnie skinął głową i ruszył w kierunku
wskazanego przez Gryfonkę miejsca.
-Masz
20 minut – krzyknął, gdy już znajdowali się od siebie w sporej odległości.
Odwróciła
się i uniosła wysoko kciuk w górę, na znak, że usłyszała i pasuje jej
wyznaczony limit czasu.
~*~*~
-No,
ale dlaczego nie powiesz mi, gdzie byłaś? – zapytał zirytowany.
-Bo
nie – odpowiedziała mało elokwentnie.
Ta
głupawa dyskusja ciągnęła się już od czasu powrotu dziewczyny, czyli jakieś 40
minut. W końcu ujrzała upragnioną bramę zamku i pociągnęła Ślizgona za rękę.
Chciała jak najszybciej znaleźć się w zamku, by wreszcie pozbyć się
upierdliwego blondyna. Już nie wiedziała, które jego wcielenie jest gorsze.
Malfoy per arystokratyczny dupek, który gardzi wszystkimi i wszystkim, czy
Malfoy per ośmioletni obrażalski, który jest już o wiele milszy i nie rzuca
wyzwiskami na lewo i prawo, lecz nadal musi mieć to, czego akurat zapragnie. A
teraz chciał się dowiedzieć, gdzie poszła Gryfonka. Jednak nie wszystko miało
dziś pójść po jego myśli, bo chwilę później stali już przed wrotami Hogwartu.
Weszli pospiesznie do środka. Ślizgon już chciał ponownie wypytać Gryfonkę, lecz
ta wspięła się szybko na palce i dała mu buziaka w policzek. Wyszeptała ciche
„dziękuję” i nim zdążył się zorientować, wbiegała już po schodach. Patrzył
jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się
szatynka, lecz moment później pokręcił głową i głośno westchnąwszy, poszedł w
stronę lochów.
~*~*~
Śniadanie w Wielkiej Sali już się
rozpoczęło. Wysoki, niebieskooki chłopak właśnie kierował się w stronę swojego
stołu. Kilka dziewczyn, które mijał, uśmiechnęło się do niego zalotnie, lecz on
nic sobie z tego nie robił. Nigdy nie był kobieciarzem, a teraz tym bardziej
nie miał ochoty na żadne końskie zaloty. Jego myśli wciąż zaprzątała pewna
śliczna Gryfonka. Odruchowo spojrzał w kierunku stołu Domu Lwa. Od razu
wypatrzył Hermionę. Ta, jakby czując na sobie czyjś wzrok, podniosła głowę i
uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę, co sprawiło mu niemałą radość.
Postanowił, że zawalczy o serce szatynki. Była niemalże idealna. Piękna, mądra,
inteligentna. Nieśmiała, lecz czasem potrafiła być zadziorna i pokazać swe
pazurki. Nie rozumiał, czemu kiedyś obrażał ją i wyzywał. Dziś te słowa nawet
nie przeszłyby mu przez gardło. Zdał sobie sprawę, że poczuł coś do tej
dziewczyny. I chociaż wiedział, że nadal cierpi po stracie rudzielca, to on poczeka.
Poczeka, aż jej uczucie przeminie, a wtedy o nią zawalczy. Spojrzał na nią po
raz kolejny. Kończyła już jeść. Wstał od swojego stołu i szybko ją dogonił.
-Hermiona,
zaczekaj! – krzyknął.
-Hej
– powiedziała, uśmiechając się serdecznie.
-Nasze
plany nadal aktualne? – zapytał.
-Jasne.
Może być 14?
-Świetnie!
– wyszczerzył zęby – Spotkamy się przed główną bramą?
-Ok,
do zobaczenia – pomachała na pożegnanie i pognała schodami wiodącymi do Wieży
Gryffindoru.
Teodor
uśmiechnął się z satysfakcją i wrócił do Wielkiej Sali. W końcu nie zdążył
jeszcze nic zjeść. Gdy usiadł obok Zabiniego, ten posłał mu zdziwione
spojrzenie.
-Co
się tak szczerzysz? – zapytał.
-Po
prostu ten dzień zapowiada się bardzo dobrze – odpowiedział, poszerzając
uśmiech.
~*~*~
Dochodziła 13. Hermiona nie miała już nic do
roboty, więc zeszła do Pokoju Wspólnego w nadziei spotkania przyjaciół.
Rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu i w końcu dostrzegła znajome twarze,
które zajmowały swoje ulubione fotele przy kominku. Podeszła lekko się
ociągając. Gdy tylko ją ujrzeli, przywitali się z wesołym uśmiechem. Przyjrzała
się im uważnie. Ginny i Harry byli tacy szczęśliwi. Naprawdę się cieszyła, że po
ich kłótni nie ma śladu. Miałaby niemałe wyrzuty sumienia, gdyby przez nią doszło
do rozstania tej idealnej pary. Przerzuciła wzrok na Deana, który patrzył
tęsknym wzrokiem w stronę rudowłosej dziewczyny, lecz ta zdawała się tego nie zauważać.
Całą jej uwagę zajmował w tej chwili Wybraniec. Najwyraźniej Thomasowi jeszcze
nie przeszło uczucie do panny Weasley. Z zamyślenia wyrwał ją głos Neville’a.
-Siadasz?
– zapytał, przesuwając się, by zrobić trochę miejsca na kanapie.
Kiwnęła
głową na znak podziękowania i usiadła obok szatyna.
-Wybierasz
się gdzieś? No wiesz, na co dzień się tak nie ubierasz, więc pomyślałem, że z
kimś umówiłaś – dodał, widząc pytający wzrok Gryfonki.
W
tej chwili każdy spojrzał na Hermionę. Dopiero wtedy zauważyli zmianę w ubiorze
dziewczyny. Miała na sobie czarne spodnie i koszulę. Na to narzuciła czerwony
blezer. Wyglądała naprawdę ładnie, zwłaszcza, że na co dzień nosiła jeansy i
zwykłe podkoszulki. Prawdę mówiąc, to czuła się mile połechtana. Cieszyła się,
że ktoś dostrzegł zmianę.
-Tak
właściwie, to tak, jestem umówiona – rzuciła, spuszczając wzrok. Wiedziała, że
może ich zdenerwować jej znajomość ze Ślizgonem.
-Z
kim? – dociekała Ginny.
-Z
Teodo… - nie skończyła, bo przerwał jej Harry.
-Z
Nottem? – zapytał spokojnie.
-Tak,
skąd wiedziałeś? – zdziwiła się, bo przecież nikt nie wiedział, że utrzymuje
bliższe kontakty z tym Ślizgonem.
-Widziałem
was dziś pod Wielką Salą. Jesteś pewna, że wiesz, co robisz? – spojrzał na nią
z troską.
-Tak,
Teodor jest naprawdę w porządku. Zmienił się. Tak właściwie, to można powiedzieć,
że się przyjaźnimy. Nikomu o tym nie mówiłam, bo mógłby mieć problemy za
utrzymywanie kontaktów z mugolakami. Wszystko się zaczęło w szóstej klasie i
jakoś tak od tamtej pory spotykamy się i rozmawiamy w bibliotece – wyjaśniła pokrótce.
Harry
przyjrzał się jej uważnie i przez moment miał minę, jakby chciał coś powiedzieć,
lecz po chwili pokręcił lekko głową. Ufał jej. Jeśli mówi, że Nott jest w
porządku, to tak też musi być. Hermiona nie przyjaźniłaby się z byle kim. Nie
ufa pierwszemu lepszemu człowiekowi. Skoro były Śmierciożerca zagarnął sobie sympatię
dziewczyny, to oznaczało, że jest naprawdę dobrym człowiekiem.
Posiedzieli
jeszcze chwilę, zatracając się w rozmowie, a gdy dochodziła 14, Hermiona
pożegnała się z przyjaciółmi i poszła na spotkanie z Teodorem. Po kilku
minutach dotarła na miejsce spotkania. Teodor już na nią czekał. Przywitał ją z
uśmiechem.
-To
gdzie idziemy? – zapytała.
-Wyjście
do Hogsmeade był wczoraj, więc to odpada – odpowiedział, na co Gryfonka
uśmiechnęła się wesoło.
-Niekoniecznie.
Jestem Prefektem Naczelnym, więc mogę odwiedzać Hosgmeade, kiedy zechcę. Chyba,
że się boisz – rzuciła, spoglądając na szatyna z radosnymi iskierkami w oczach.
Przy nim odżywała. Nie wiedziała, czym to było spowodowane, ale przy Teodorze
zapominała o Ronie.
-No,
no – zacmokał – Nie poznaję cie. Musisz jednak wiedzieć, że ja się niczego nie
boję – dodał, prostując się i dumnie wypinając pierś, na co Hermiona wybuchła
śmiechem – To jak, idziemy? – zapytał, oferując Gryfonce ramię.
Przyjęła
je z uroczym uśmiechem i chwilę później szli już w kierunku Hogsmeade.
Nominowałam Cię do Liebster Blog Award ! :*
OdpowiedzUsuńWięcej u mnie:
http://marauders-time-history-ellie.blogspot.com/2014/06/nagroda-liebster-blog.html
Świetny blog! Pisz już kolejny rozdział bo nudno! :-)
OdpowiedzUsuńPanna Granger zrobiła się trochę niegrzeczna ;-) potajemne wymykanie się do Londynu, potem namawia Nott'a na Hogsmeade... Nonono cos czuje, ze bedzie sie działo w kolejnych rozdziałach ;-)
OdpowiedzUsuńJuż coś czuję, że Nott zamota strasznie :D Leila
OdpowiedzUsuń