piątek, 30 maja 2014

Rozdział V - "Teodor Nott"


~*~*~


-Malfoy?
Cisza.
-Malfoy.
Nadal brak reakcji.
-Malfoy, do cholery! – krzyknęła zdenerwowana już Gryfonka. Patrolowali korytarze od ponad godziny, a on od czasu przywitania nie odezwał się nawet słowem.
-Co? – zapytał mało elokwentnie rozbawiony blondyn.
-Czemu się do mnie nie odzywasz?
-Byłem ciekaw, ile wytrzymasz bez mówienia – spojrzał na zegarek i gwizdnął cicho – Godzina i jeden kwadrans. To i tak niezły sukces, jak na ciebie.
-Kretyn – mruknęła pod nosem i nieco przyspieszyła.
-A co? Aż tak bardzo zależy ci na rozmowie ze mną? – złapał ją za ramię i obrócił w swoją stronę, unosząc lewą brew.
-Pff, nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Po prostu mi się nudzi – prychnęła pod nosem – Na szczęście jeszcze tylko 45 minut męki.
-Męki? Każda sekunda ze mną jest cudowna – powiedział oburzony.
-Usłyszałeś to od swojego fanklubu? – zapytała rozbawiona, uśmiechając się wrednie.
-Oj, grabisz sobie, Granger – spojrzał na pozór groźnie na Gryfonkę, która wyrwała swoje ramię z jego uścisku.
-I co mi zrobisz? – zapytała zaczepnie, stawiając małe kroki w tył.
-Nad tym jeszcze pomyślę – odpowiedział, gładząc brodę i udając zamyślenie, na co szatynka wybuchła śmiechem.
-Rzucasz mi wyzwanie?
-Kto pierwszy pod Wielką Salą – rzuciła tylko przez ramię i zniknęła za rogiem.
Draco, niewiele myśląc, puścił się za nią biegiem. Szybko ją dogonił. W końcu musi trzymać formę. Już miał ją wyprzedzić, gdy naglę usłyszał głośne odchrząknięcie.
-Mogę wiedzieć, co robicie panno Granger i panie Malfoy? – zapytała dyrektorka surowym tonem.
-Yyy…patrolujemy korytarze – odparł głupawo Ślizgon, na co Gryfonka przewróciła oczami. 

-Bardzo panią przepraszamy. Zachowaliśmy się nieodpowiedzialnie. Obiecuję, że to się nigdy nie powtórzy – powiedziała szatynka w nadziei, że profesorka nie da im szlabanu.

-Z pewnością, panno Granger. Nie odejmę wam punktów, ale za karę będziecie pilnować dwóch trzecioklasistów, którzy będą odrabiać swój szlaban – Prefekci odetchnęli z ulgą – Jutro o 18 w Izbie Pamięci – rzuciła na odchodne, co spotkało się z grymasem na twarzy Ślizgona. Wychodzi na to, że piątkowy wieczór spędzi na pilnowaniu jakiś ograniczonych gówniarzy.
Spojrzał na zegarek. Zostało im jeszcze 20 minut. Akurat tyle zajmie im droga do Wieży Gryffindoru, jeżeli się nie będą spieszyli. Zaoferował szatynce swoje ramię i skierował się w stronę schodów.


~*~*~


   Weszła do Pokoju Wspólnego. Nie zdziwiło jej wcale, że w pomieszczeniu nadal znajduje się tyle osób. Gryfoni byli raczej nocnymi markami. Szła w stronę dormitoriów. Gdy podążała przez pokój, jej uwagę przykuł Harry, który najwyraźniej nie był w zbyt dobrym humorze. Zapisała sobie w pamięci, aby z nim jutro porozmawiać. Kątem oka dostrzegła tablice ogłoszeń, na której znajdowała się ulotka o sobotnim wyjściu do Hogsmeade. Zdziwiło ją to trochę, bo zwykle wycieczki te były organizowane trochę później, a nie w pierwszy weekend po przyjeździe, ale zbyt długo nad tym nie rozmyślała, bo gdy tylko weszła do swojego dormitorium, dostrzegła w nim zapłakaną przyjaciółką. Niewiele myśląc, podeszła do niej i mocno przytuliła. Po kilkunastu minutach rudowłosa się trochę uspokoiła, więc Gryfonka zaczęła rozmowę.
-Co się stało, Ginny? – zapytała, a w jej głosie dało się usłyszeć troskę.
-Po..pokłóciłam się z Harry’m – wyrzuciła z siebie.
-Jak to? O co? – ta wiadomość ją zszokowała, bo akurat oni byli idealną parą. Przetrwali wszystkie trudne czasy i teraz świetnie im się układało. Nie to, co ona i Ron.
-O ciebie i o Rona – wyszeptała z bólem.
-Co? – zrobiło jej się głupio. Nie chciała, by przez jej problemy, jej przyjaciele byli nieszczęśliwi.
-Bo Harry mówił, że nie może uwierzyć, że Ron cię zostawił i wyjechał. Ja powiedziałam, że skoro podjął taką decyzję, to najwyraźniej musiał mieć jakiś powód. Harry się zdenerwował i powiedział, że bronię go, bo jest moim bratem. Wiesz przecież, że to nieprawda. Zawsze byłam, jestem i będę po twojej stronie, Hermiono – mówiła, szlochając.
Szatynka wiedziała już, że poszło o niezwykłą głupotę. Tylko utwierdziła się w postanowieniu, że musi porozmawiać z Wybrańcem. Uświadomi mu, że nie powinien się aż tak bardzo o nią troszczyć. Zawsze był jak nadopiekuńczy brat, ale teraz musiał myśleć przede wszystkim o szczęściu swoim i Ginny. I ona o to zadba.


~*~*~


   Wstała o 6 i szybko poszła się ogarnąć. Zajęło jej to 30 minut. Wyszła z pokoju z zamiarem rozmowy z Harry’m. Z tym postanowieniem skierowała się w stronę dormitorium chłopaków. Gdy już dotarła, zapukała kilkukrotnie.
-Kimkolwiek jesteś, odejdź – usłyszała zaspany głos Neville’a.
-Neville, obudzisz Harry’ego? Przekaż mu proszę, że czekam na niego w Pokoju Wspólnym – nie czekając na odpowiedź, zeszła po schodach i usiadła na swoim ulubionym fotelu przy kominku.
Po jakiś 20 minutach drugi fotel ugiął się pod ciężarem jej najlepszego przyjaciela. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się smutno.
-O co chodzi? – zapytał zdezorientowany, lecz w jego głosie dało się wyczuć troskę.
-To ja powinnam o to zapytać – odparła, odwracając wzrok w stronę ognia, który tlił się w kominku. Wybraniec jedynie na nią spojrzał z niemym pytaniem w oczach. Gryfonka cicho westchnęła.
-Harry, kocham cię, jesteś jedną z najbliższych osób w moim życiu. Już na zawsze pozostaniesz moim najlepszym przyjacielem. Zrobiłabym dla ciebie wszystko i wiem, że działa to w dwie strony – spojrzała na niego z bladym uśmiechem i dostrzegła, że brunet kiwa potakująco głową – Proszę cię jednak o jedno. Nie zaprzepaszczaj swojego szczęścia, nie martw się o mnie. Ja sobie poradzę. Proszę, nie mów nic, pozwól mi dokończyć – dodała, gdy zauważyła, że Harry zamierza coś powiedzieć – Zadbaj o swoje szczęście. A wiem, że wiąże się ono bezpośrednio z Ginny. Nie kłóć się z nią o mnie, czy o Rona. Nie zasługujemy na to. Sami nie potrafimy poradzić sobie w życiu, ale nadzieję dają mi tacy ludzie, jak ty, czy Ginny. Udowadniacie, że mimo wszystko, można być szczęśliwym – otarła jedną łzę, leniwie spływającą po jej policzku – Wiem, że Ginny wydaje się być silną dziewczyną, lecz wewnątrz bardzo cierpi. Potrzebuje cie. To jest właśnie ten moment, kiedy musisz przy niej być, by udowodnić, że kochasz ją prawdziwie. A wiem, że kochasz – powiedziała pewnie, hardo patrząc mu w oczy – Bądź z nią i w chwilach zarówno dobrych, jak i tych złych. Nie zostawiaj w momencie, gdy robi się ciężko. Walcz.
Wszystkie te słowa mogłaby skierować do Rona. On sobie odpuścił. Nie wiedziała dlaczego, lecz musiała się dowiedzieć. Nie wierzyła, że jeśli ją kochał, to mógłby odejść. Chyba, że nie kochał. Wtedy to wszystko zmienia. Nie zauważyła nawet, że Harry wstał i wyciągnął w jej stronę rękę. Podała mu swoją dłoń, a ten pociągnął ją w swoją stronę i mocno przytulił. 

-Dziękuję ci, Hermiono. Za wszystko. Za to, że zawsze byłaś. Za to, że nigdy nie zwątpiłaś. Za to, że zawsze wierzyłaś. Za to, że zawsze wspierałaś. Za to, że zawsze pomagałaś. Kocham cię – wyszeptał, wtulając głowę w jej włosy.

Z jej oczu płynęły łzy. To samo mogła powiedzieć Harry’emu. On też zawsze był, zawsze wierzył i wspierał. Był jak starszy brat, którego nigdy nie miała. Jej dobro stawiał ponad swoje.
-Ja ciebie też, Harry – wiedziała, że z tą chwilą trochę się zmieni. Wybraniec więcej czasu przeznaczy dla Ginny, ale to właśnie tego pragnęła. By choć raz pomyślał o sobie i o swoim szczęściu. A szczęściem tym była Ginny. Widziała to w jego oczach. Widziała iskierki, które pojawiały się, gdy tylko zauważył swoją ukochaną. Iskierki, które niegdyś można było dostrzec w oczach Rona.


~*~*~


   Skończyła jeść śniadanie. Popędziła w stronę drzwi, aby szybko znaleźć się w dormitorium. Chciała skończyć dziś pracę domową z Mugoloznawstwa, a polecenie profesor McGonnagall pokrzyżowało jej plany, więc musiała zrobić to przed szkołą, skoro po nie miała czasu. Robiła wszystko, by mieć wolny weekend, zwłaszcza sobotę, dlatego wszystkie wypracowanie i inne prace, już dawno skończyła. Zostało jej już tylko Mugoloznawstwo. Miała plany, których w żadnym wypadku nie chciała zmienić. W jej mniemaniu była to sprawa życia i śmierci.
Tak więc to było jej wyjaśnienie na bieganie po zamku z językiem na brodzie. Gdy była już przy schodach wiodących do Wieży Gryffondoru, usłyszała głośne wołanie.
-Hermiona, hej, Hermiona! Zaczekaj! – krzyk był coraz głośniejszy, lecz Gryfonka szła dalej zupełnie niewzruszona. Miała nadzieję, że gdy poudaje, że nie słyszy, to przyjaciółka zaprzestanie pościgu. Niestety, zupełnie się pomyliła.
-Czemu nie zaczekałaś? – zapytała oburzona Ginny.
-Nie słyszałam – odpowiedziała, niemrawo się uśmiechając. Rudowłosa przyjrzała jej się podejrzliwie, lecz nie miała zamiaru roztrząsać się nad zachowaniem przyjaciółki – Stało się coś?
-Chciałam ci podziękować – powiedziała, na co szatynka uniosła wysoko brwi.
-Za co? – zapytała zaskoczona.
-Wiem, że ktoś rozmawiał z Harry’m. Przeprosił mnie dziś przed śniadaniem, znów wszystko jest okay – uśmiechnęła się szeroko – Wiem też, że musiała być to osoba, która coś dla niego znaczy, bo inaczej nigdy by nie posłuchał. Niewiele osób wiedziało o naszej kłótni, a tak się składa, że ty znasz każdy szczegół. Tak więc dziękuję.
-Do usług – zaśmiała się szatynka, przytulając przyjaciółkę – Nie obraź się, ale muszę iść.
-Do zobaczenia – pomachała rudowłosa i odwróciła się na pięcie.


~*~*~


   Biegła najszybciej, jak potrafiła. Torba wypełniona książkami lekko jej to utrudniała, lecz dawała sobie radę. Jak mogła nie zauważyć, że jest już tak późno?! Spojrzała na zegarek. Miała już dziesięć minut spóźnienia. Na szczęście dobiegała już do Sali profesora Slughorna. W końcu znalazła się pod drzwiami. Odetchnęła głęboko, zapukała i weszła do środka. Od razu wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę. Przeprosiła nauczyciela i usiadła obok Malfoy’a, który już kroił składniki. Spojrzała szybko na wszystkie ingrediencje i już wiedziała, co jest ich dzisiejszym zadaniem.
-Cześć – przywitała się, na co odpowiedział jej skinięciem głowy – Eliksir Rozdymający? – zapytała.
- Tak – odpowiedział. Widząc, że zamierza coś powiedzieć, dodał szybko – Nawet nie myśl o tym, żeby to skomentować.
Wiedziała o co mu chodzi. Miał na myśli lekcję eliksirów w drugiej klasie, gdy Harry spowodował wybuch kociołka Goyle’a, by mogła zakraść się do gabinetu Snape’a, aby zdobyć składniki potrzebne do uwarzenia Eliksiru Wielosokowego. Eksplozja sprawiła, że zawartość kociołka jednego z goryli Malfoy’a obryzgała osoby znajdujące się w jej pobliżu. Jedną z nich był właśnie Draco, przez co głowa uginała mu się pod ciężarem olbrzymiego nosa. Była to niezwykła sensacja, a uczniowie jeszcze długo nie pozwolili mu zapomnieć o poniżającej sytuacji.
Ślizgon, widząc, że szatynka ledwo tłumi śmiech, postanowił się bronić.
-To wcale nie było aż tak śmieszne – oburzył się, lecz na wspomnienie Goyla, który machał rękoma wielkości talerzy, sam miał ochotę się roześmiać.
Gryfonka, nie mogąc już wytrzymać, wybuchła śmiechem. Blondyn chwilę później jej zawtórował, przez co profesor Slughorn musiał interweniować. Podszedł do ich stolika i mruknął, że jeśli za chwilę się nie uspokoją, to wlepi im szlaban. Prefekci kiwnęli głowami, na znak, że zrozumieli, a nauczyciel oddalił się, mówiąc pod nosem coś w stylu: „Prefekci Naczelni, kto by pomyślał?!”
Oczywiście uwarzyli najlepszy eliksir, więc profesor, chcąc nie chcąc, musiał nagrodzić ich punktami, co dało im niezmierną satysfakcję.
-Stanowimy niezły duet, Granger – powiedział, przybijając Gryfonce piątkę.
-Z grzeczności nie zaprzeczę – odpowiedziała, zabawnie zadzierając brodę, co poskutkowało lekkim kuksańcem w bok od Ślizgona.


~*~*~


   Po lunchu i Starożytnych Runach przyszedł czas na Numerologię. Usiadła obok Nott’a. Musiała przyznać, że cieszyła się z faktu, że na tych zajęciach dzieliła ławkę z szatynem. Mogła porozmawiać z nim na bardzo interesujące tematy, bo Ślizgon dorównywał jej inteligencją. W szóstej klasie zostali zmuszeni, aby razem usiąść, bo chłopak się spóźnił, a wszystkie inne miejsce były zajęte. Z początku zupełnie się ignorowali. Odnosili się do siebie chłodno i obojętnie, lecz wewnątrz każde z nich wypełnione było obrzydzeniem. Hermiona, bo wiedziała, że Nott został Śmierciożercą na miejsce swego ojca, a Ślizgon, bo Granger była szlamą, które on zwykł tępić i nienawidzić. Wszystko się zmieniło, gdy mieli wykonać pracę w parach z ławek. Chcąc nie chcąc, musieli to zrobić. Spotykali się w najodleglejszym kącie biblioteki i tłumaczyli runy. Później zaczęli ze sobą rozmawiać i zrozumieli, że naprawdę wiele ich łączy. W końcu połączyła ich dziwna relacja, którą można było nazwać przyjaźnią, lecz sami nie chcieli tego przyznać. Nie rozmawiali już tylko o nauce, lecz zwierzali się sobie ze swoich przeżyć i osobistych przemyśleń. Hermiona opowiedziała Ślizgonowi o swoich przygodach, które odbyła wraz z przyjaciółmi, a Nott zwierzył się, jak trudne jest bycie Śmierciożercą. Wyznał, że czasami napawała go myśl, że nie ma po co żyć. Czarny Pan i tak zabiłby go, gdyby nie był już potrzebny, a wcześniejszą śmiercią może oszczędziłby cierpienia ludziom, których przetrzymywałby Voldemort. Jego mama nie żyła, był świadkiem jej śmierci. Ojciec napawał go obrzydzeniem. W czasach zwątpienia Hermiona niezwykle mu pomogła.
-Hej – przywitała się, lekko się uśmiechając. Obrzuciła go uważnym spojrzeniem. Musiała przyznać, że bardzo się zmienił.* Dawniej był cherlawym chłopakiem, który ledwo trzymał się na nogach. Teraz stał się umięśniony i postawny. Pobyt w szeregach Czarnego Pana sprawił, że zmężniał. Nareszcie sylwetka była adekwatna do wzrostu, bo do niskich, to on na pewno nie należał. Teodor również bardzo wyprzystojniał. Męski zarys szczęki i czujne niebieskie oczy sprawiały, że nie można było oderwać wzroku od jego twarzy. Krótkie, falowane brązowe włosy dodawały mu uroku. Jedyne co się nie zmieniło, to jego charakter. Nadal był bardzo cichy i tajemniczy. Zawsze trzymał się na uboczu, co nie znaczyło, że nie był stanowczy. Nigdy nie należał do świty Malfoy’a. Można by pokusić się o stwierdzenie, że gdyby był trochę bardziej otwarty i przebojowy, to miano Księcia Slytherinu przypadło by właśnie jemu.
-Cześć – odpowiedział – Co słychać? – zapytał z pięknym uśmiechem, na co Gryfonka lekko się zaczerwieniła.
-Wszystko w porządku – skłamała gładko. W końcu nic nie było okay. Wolała jednak przemilczeć swoje problemy.
Teodor spojrzał na nią uważnie. Od razu domyślił się, że coś jest nie tak. Poza tym już chyba cała szkoła wie, że Złote Trio powoli się rozpadało. Rudzielec odszedł, zostawiając Gryfonkę ze złamanym sercem. Zabolało go jednak, że nie chciała mu nic powiedzieć. Był pewien, że mogą sobie zaufać, lecz jeśli wolała zachować to dla siebie, to on to uszanuje.
Profesor Vector rozpoczęła lekcję. Trochę poopowiadała, trochę objaśniła i wytłumaczyła i już miała przydzielać uczniom zadania, gdy do sali weszła niewielka blondynka. Mogła mieć nie więcej niż 12 lat.
-Pani profesor, dyrektor McGonnagall prosi panią do siebie – wytłumaczyła szybko powód swojej wizyty.
-Tak, oczywiście, już idę – powiedziała szybko – Przeczytajcie rozdział w podręczniku, a następnie zanalizujcie imiona swoich przodków od strony matki. Postaram się wrócić jak najszybciej.
Gdy tylko nauczycielka opuściła klasę, Hermiona wzięła się do roboty. Poszło jej bardzo szybko i po kilkunastu minutach miała już wszystko rozpisane. Wzięła oczywiście pod uwagę tych przodków, których znała osobiście lub chociaż z opowieści. Spojrzała w stronę Nott’a, który pisał coś od niechcenia. Wyprostowała się i zaczęła przeglądać podręcznik. W końcu nie miała już nic do roboty, zrobiła to, co musiała i teraz zupełnie nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Po kilku minutach usłyszała głos kolegi z ławki.
-Skończyłem – powiedział z triumfem, po czym zatrzasnął książkę i rzucił pióro na blat. Spojrzał na Gryfonkę i uśmiechnął się delikatnie, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Hermiona zwracała uwagę na uzębienie. W końcu jej rodzice byli dentystami. Musiała przyznać, że Teodor miał bardzo piękny i zadbany uśmiech.
Chwilę później zupełnie zatracili się w rozmowie. Poruszali najróżniejsze tematy. Opowiedzieli sobie, jak minęły im wakacje oraz kim mają zamiar zostać w przyszłości. Nawet nie zauważyli, kiedy zadzwonił dzwonek sygnalizujący koniec lekcji. Zgarnęli swoje rzeczy z ławki i ruszyli korytarzem. Gdy doszli do schodów, którymi Gryfonka miała ruszyć do swojego dormitorium, Ślizgon ją zatrzymał.
-Hermiono, wiem, że jest ci trudno, ale nie izoluj się od ludzi.
-Sam tak robisz – powiedziała, hardo patrząc mu w oczy.
-Tak, ale ja już taki jestem. Zawsze byłem. Nie odpychaj przyjaciół. Oni chcą ci pomóc – szepnął prawie bezgłośnie. Zdążył się przywiązać do szatynki i bolał go widok przyjaciółki w takim stanie.
-Och, Teodor, nawet nie wiesz, jak beznadziejnie się czuję – rzuciła mu się na szyję, pozwalając kilku łzom spłynąć po policzkach.
-Coś czuję, że powinniśmy porozmawiać – zaśmiał się cicho – Jutro w Hogsmeade. Co ty na to?
-Przepraszam, ale jutro jestem naprawdę zajęta. Pasuje ci niedziela? – zapytała, lekko się uśmiechając.
-W takim razie jesteśmy umówieni – wyszczerzył zęby i pożegnał się, po czym ruszył korytarzem.


~*~*~


   Po obiedzie Gryfonka cały czas wolny spędziła w swoim dormitorium, planując jutrzejszy dzień. Wszystko musiało być idealnie. Nagle, nie wiadomo kiedy, zegar wskazywał 17:50. Szybko zerwała się z łóżka i opuściła pokój. Kilka minut później znajdowała się już pod Izbą Pamięci. Zastała tam już profesor McGonnagall, Malfoy’a oraz dwóch trzecioklasistów z Ravenclaw.
-Waszym zadaniem będzie wyczyszczenie wszystkich pucharów, medali i innych odznaczeń – dyrektorka wytłumaczyła młodym nicponiom – A waszym – pilnowanie ich – te słowa skierowała do Prefektów – Wszystko jasne?
-Tak, jak najbardziej – zabrała głos Gryfonka.
-Świetnie – powiedziała na odchodnym starsza kobieta.
-Oddajcie różdżki – rozkazała szatynka, patrząc na Krukonów, co spotkało się z grymasem na ich twarzach, jednak widząc srogie spojrzenie Draco, wykonali polecenie.
Gryfonka machnęła jeszcze różdżką, by wyczarować potrzebne im rzeczy. Po chwili obaj mieli w rękach wiadra z wodą, płyny i ściereczki. Od razu zabrali się do roboty. Ślizgon natomiast wyczarował dwa fotele i chwilę potem Prefekci rozsiedli się wygodnie, obserwując pracę Krukonów. Szatynka zaczęła rozmyślać. W Izbie Pamięci brak już było odznaczeń za zasługi dla Toma Riddla. Teraz otrzymywał je ten, kto na to zasługiwał. W centrum pomieszczenia była półka z trzema wielkimi pucharami. Jeden posiadał tabliczkę z nazwiskiem Wybrańca, drugi – Hermiony, a trzeci – Rona. Według Gryfonki były one zupełnie zbędne, ale minister uparł się, by upamiętnić ich „wielki” wyczyn. Nagle poczuła lekkie szturchnięcie w ramię. Spojrzała zirytowana na Ślizgona, na co ten uśmiechnął się wrednie.
-Idziesz jutro do Hogsmeade? – rozpoczął rozmowę.
-Przelotnie – odpowiedziała tajemniczo.
-Przelotnie? – powtórzył.
-Przelotnie – potwierdziła.
-Możesz przestać to powtarzać i rozwinąć? – irytowało go, że nie może uzyskać pełniej odpowiedzi o zamiarach szatynki.
-Mogę – odpowiedziała krótko. Bawiło ją to, że Ślizgon tak się denerwuje. Niech choć raz nie ma wszystkiego od razu.
-Granger – jęknął.
-Słucham – zaśmiała się z reakcji blondyna.
-No weź.
-No niech ci będzie. Będę tam tylko na chwilę. Pewnie wpadnę do Trzech Mioteł na kremowe piwo, ale moim planem na sobotę jest wyjazd do Londynu. Z Hogsmeade można się teleportować, a jutro będą tam tłumy, więc moje zniknięcie aż tak nie rzuci się w oczy. A nie chcę przecież, by ktoś zauważył moją nieobecność – wytłumaczyła spokojnie.
-Po co jedziesz do Londynu? – zapytał dociekliwie.
-Bo… - zaczęła niepewnie Gryfonka.
-Bo? – ponaglił.
-Chcę porozmawiać z Ronem – powiedziała na jednym wydechu.
-Po co?
-Nie wierzę, że tak z dnia na dzień przestał mnie kochać. Jestem pewna, że coś jest na rzeczy, a ja chcę się dowiedzieć co.
-Jechać z tobą? – zapytał, na co szatynka spojrzała na niego zaskoczona. Pomyślała chwilę nad jego propozycją. W sumie to chyba nie był najgorszy pomysł. Byłoby miło mieć kogoś obok siebie.
-Jeżeli masz ochotę – odparła z delikatnym uśmiechem.
-No to jesteśmy umówieni – rzucił, również ukazując zęby, na co Gryfonka cicho się zaśmiała. W końcu usłyszała już dziś te słowa od pewnego Ślizgona.


~*~*~


Witam po dłuższej przerwie. Muszę Wam przyznać, że w mojej głowie zrodził się zupełnie inny pomysł na tego bloga i planuję go zrealizować, bo myślę, że jest inny niż wszystkie inne. Przynajmniej ja czegoś takiego jeszcze nie czytałam. A i przepraszam, za tzw. "samotne literki" na końcu zdań, ale nie mam już sił robić tego dziś, więc odłożyłam to na niedzielę. Jeśli bardzo Wam to przeszkadza, to przepraszam, ale na serio jestem już wykończona.

*Nott znajduje się już w zakładce "Bohaterowie"

piątek, 16 maja 2014

Rozdział IV - "Inne oblicze węża"


~*~*~
  

 Hermiona niepewnie szła z Gryfonem, a raczej była przez niego wleczona za rękę. W Pokoju Wspólnym zatrzymało ich kilka osób, ale chłopak szybko ich zbył. W końcu znaleźli się w jej dormitorium.
-A więc o co chodzi? – zapytała. Nie mogła dłużej znieść tej niepewności. Bo jeśli nie chodziło o Malfoy’a, to o co?
-Usiądź – powiedział cicho. Posłusznie wykonała polecenie, w nadziei, że szybko dowie się co Gryfon ma jej do powiedzenia.
-Hermiono – zaczął powoli – nie uważasz, że to, co nami było, wygasło? – szatynka zamarła. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Czyżby on chciał ją zostawić?
-Ron, no coś ty. Przecież się kochamy. Jest nam dobrze razem – zaczęła szybko powtarzać dziewczyna.
-Nie, Hermiono, nie masz racji. Tobie się wydaje, że mnie kochasz. Od dawna żyliśmy w iluzji. Jesteśmy razem tylko dlatego, że połączyły nas wydarzenia podczas wojny. Znaleźliśmy oparcie w swoich ramionach. Trudne czasy nas do siebie zbliżyły, tyle. Nie przerywaj mi – powiedział, gdy zauważył, że Gryfonka już otwiera usta, by zabrać głos, a w jej oczach zaszkliły się łzy – Proszę, nie utrudniaj tego. Ostatnie wydarzenia utwierdziły mnie w moim postanowieniu. Po kłótni w Pokoju Życzeń cieszyłem się, że byłaś na mnie tak wściekła, bo myślałem, że mnie zostawisz, ale na drugi dzień przyszłaś 
i przeprosiłaś. Wtedy nie mogłeś cię zostawić. A dziś nawet mnie nie ruszyło, gdy dowiedziałem się, że jesteś gdzieś z Malfoy’em. Dawniej pewnie byłbym do bólu zazdrosny i znów byśmy się do siebie nie odzywali.
-I co teraz będzie? – zapytała zapłakana.
-Wyjeżdżam. Postanowiłem nie kończyć szkoły. George do mnie pisał. Nie radzi sobie sam w sklepie. Pomogę mu. Przepraszam, Hermiono. Kiedyś to zrozumiesz, nie pasujemy do siebie – podszedł do szlochającej Gryfonki 
i pogładził ją po policzku – Byłaś pierwszą dziewczyną, którą pokochałem. Przepraszam, że muszę to kończyć w ten sposób – powiedział, skradając jej już ostatni pocałunek, a potem wyszedł, odwracając się przez ramię, gdy znalazł się przy drzwiach. Przesłał jej smutne spojrzenie i ruszył przed siebie.
Zdruzgotana szatynka opadła na łóżko. Płakała przez kilka godzin, aż wreszcie wstała i skierowała się do łazienki. Spojrzała w lustro i przeraziła się swoim odbiciem. Czerwone, opuchnięte oczy i potargane włosy. Szybko przemyła twarz zimną wodą, a potem wykonała lekki makijaż, który ukrywał ślady ostatnich godzin. Zaklęciem ogarnęła włosy i ponownie spojrzała w lustro. Wyglądała o niebo lepiej, lecz nadal miała podkrążone oczy, w których krył się smutek i ból. Spojrzała na zegarek. Była 23:30. 
O północy miała astronomię, więc szybko wróciła do pokoju, spakowała potrzebne książki i przybory i wyszła. Skierowała się w stronę Wieży Astronomicznej. Gdy już prawie trafiła do celu, zza rogu wyłoniła się trójka Ślizgonów. Westchnęła cicho pod nosem. Nie miała ochoty na towarzystwo szczęśliwej i zakochanej pary. Ten widok sprawiał jej ból.
-Hermiona, Hermiona! – dobiegł ją krzyk Blaise’a. 
-Cześć wszystkim – powiedziała z wymuszonym uśmiechem, co nie uszło uwadze przyjaciół.

-Co się stało? – zapytała z troską Pansy, lecz Gryfonka nie zdążyła odpowiedzieć, bo do grupy uczniów podbiegli Ginny i Harry.
-Hermiona, jak się czujesz? – zapytała Ruda.
-A co jej się stało? – zapytał niecierpliwie Zabini.
-Ron ją zostawił i wyjechał – powiedział Harry.
-Co? Jak to? – dociekała Ślizgonka.
-Myślę, że Hermiona sama nam wszystko wyjaśni, gdy będzie gotowa – powiedział Wybraniec, otaczając szatynkę ramieniem, za co ta była mu dozgonnie wdzięczna. Wszystkie te pytania tylko ją dobijały.
-Może chodźmy, bo się spóźnimy? – końcu głos zabrał Draco. Hermiona spojrzała na niego z podziękowaniem wypisanym w oczach. Chłopak niezauważalnie skinął głową. Widział, jak towarzystwo źle na nią działa 
i postanowił, że przerwie całą tę armatę pytań.
Na lekcji Hermiona zajęła miejsce w najodleglejszym kącie. Wszystko, czego teraz potrzebowała to spokój i samotność.


~*~*~


   Uczniowie wylewali się z Wieży Astronomicznej. Grupa przyjaciół niepewnie na siebie spoglądała. Nie chcieli zostawiać załamanej Gryfonki samej, ale ona wcale nie potrzebowała ich towarzystwa. Szła wolniej od reszty, by zostać w tyle. W końcu jej się to udało i straciła z oczu przyjaciół. Nagle usłyszała swoje burczenie w brzuchu. „No pięknie, jeszcze się zagłodzę przez tego dupka” – pomyślała, lecz na myśl o ukochanym poczuła ucisk w sercu. Przeszła jeszcze parę kroków i nagle poczuła lekkie zawroty głowy. Po chwili nastąpił ból, który ciągle narastał. Zamrugała szybko w nadziei, że wszystko ustanie, lecz koniec nie nastąpił. Oparła się o ścianę i osunęła się po niej. Jedynym, co zapamiętała, był huk jej torby, która spadła z ramienia dziewczyny i uderzyła o podłogę.


~*~*~


   Piątka przyjaciół szła uśmiechnięta i rozgadana. Mimo późnej pory, wcale nie czuli zmęczenia, wręcz przeciwnie. Draco czuł się jak piąte koło u wozu, ponieważ Ginny i Harry szli objęci i wciąż coś do siebie szeptali. Pansy i Blaise podobnie. Już miał powiedzieć, że idzie do swojego dormitorium, gdy usłyszeli głuchy odgłos upadającego ciała. Nagle Ginny krzyknęła.
-Gdzie jest Hermiona?! – zawołała głośno.
Dopiero wtedy pozostali zdali sobie sprawę, że nie ma z nimi Gryfonki. Harry już miał iśc w stronę odgłosu, gdy zatrzymał go Draco.
-Ja jej poszukam. Wy zabierzcie dziewczyny – spojrzał znacząco na chłopaków. Dziewczyny były przerażone. Nie wiedziały, co się dzieje 
z szatynką.
Harry spojrzał na niego czujnie, lecz po chwili niezauważalnie skinął głową. Blondyn odesłał swoje książki do dormitorium i popędził w stronę korytarza wiodącego na Wieżę Astronomiczną. Chwilę później zauważył leżącą Gryfonkę. Podszedł do niej i złapał ją za ramiona.
-Granger! Hej, Granger!
Nie odpowiedziała, więc wziął ją na ręce i poszedł w stronę Wieży Gryffindoru. Jego dormitorium znajdowało się w lochach, a Ślizgon nie chciał tracić czasu na szwędanie się po zamku. Miał nadzieję, że spotka jeszcze Pottera. Nie pomylił się.  Brunet czekał na niego pod portretem, jakby wiedział, że blondyn będzie chciał wejść do Wieży.
-Gdzie jest jej dormitorium? – zapytał.
-Daj, ja ją zaniosę – powiedział Harry.
Draco zignorował jego słowa i poszedł w stronę pokoi. Miał nadzieję, że dormitorium dziewczyny jest umiejscowione tak samo, jak jego. Nie pomylił się. Na końcu korytarza znajdowały się drzwi. Otworzył je szybko i ujrzał pokój, który wyglądał dokładnie tak, jak jego, lecz panowała tu zupełnie inna kolorystyka. Położył ją delikatnie na łóżku. Odwrócił się w stronę Pottera, który stał w drzwiach i patrzył na poczynania Ślizgona.
-Możesz iść, nie bój się, zajmę się nią – powiedział blondyn, na co brunet uniósł wysoko brwi i spojrzał na niego z niedowierzaniem.
Draco zaśmiał się cicho na jego reakcję. Po chwili Wybraniec skinął lekko głową i opuścił pokój, rzucając jeszcze przez ramię:
-Ufam ci, Malfoy, ale wiedz, że jeśli ją skrzywdzisz, to cię zabiję.
Ślizgon wiedział, że Potter nie żartował. Hermiona była jego przyjaciółką 
i oczkiem w głowie, zaraz po Ginny.
Szybko się otrząsnął i spojrzał na leżącą na łóżku szatynkę. Postanowił ją obudzić.
-Granger – krzyknął, szturchając ją w ramię, lecz to nie dawało rezultatów. Wziął różdżkę i rzucił zaklęcie.
-Aquamenti – powiedział, a na twarz Gryfonki polał się strumień zimnej wody. Poskutkowało.
-Co się dzieje?! Malfoy?! Co ty tu robisz?! – wykrzykiwała zdezorientowana szatynka.
-Ciszej, Granger, bo już po ciszy nocnej. Chyba nie chcesz kogoś obudzić, prawda? – powiedział z rozbawieniem, która chwilę potem zniknęło, ponieważ brzuch dziewczyny zaczął wydawać dziwne odgłosy.
-Jadłaś dziś coś? – zapytał.
-Tak, ale odpuściłam sobie kolację – odpowiedziała zawstydzona.
-I pewnie całe popołudnie ryczałaś w poduszkę? – dopytywał, choć znał już odpowiedź.
Pokiwała twierdząco głową.
-No, to wiemy chociaż dlaczego zemdlałaś. Idź i weź zimny prysznic, a ja pójdę do kuchni i przyniosę ci coś do jedzenia. Wyglądasz jak wrak człowieka – podsumował Ślizgon.
-Dzięki za słowa otuchy – sarknęła – A znasz hasło, by potem wrócić? – zapytała szybko, widząc, że blondyn już opuszcza jej pokój.
Odwrócił się, a na jego twarzy widniał grymas niezadowolenia. O tym nie pomyślał.
-No podasz mi je w końcu? – powiedział, gdy Gryfonka zbyt długo milczała.
-Równość, honor i odwaga – wyrecytowała dziewczyna, uśmiechając się pod nosem.
Ślizgon cicho prychnął i wyszedł. Idąc wzdłuż korytarzy zastanawiał się, dlaczego opiekuje się tą nieznośną Gryfonką. Przecież mógł ją oddać Potterowi i już by nie była jego zmartwieniem. Czuł jednak, że powinien się nią zająć. „Mięknę na starość” – pomyślał z rozbawieniem. Gdy już został obsłużony przez skrzaty i wrócił do Wieży Gryffindoru, zapukał cicho do drzwi dormitorium Hermiony i usłyszawszy stłumione „Proszę”, wszedł. Szatynka siedziała na łóżku w piżamie, w której skład wchodziły czarne bawełniane szorty i bluzka do kompletu. Dziewczyna pochylała się nad książką. „No jakżeby inaczej” – pomyślał. Postawił przed nią tacę z herbatą 
i kanapkami. 
-Co najmniej trzy kanapki mają zniknąć – powiedział rozkazującym tonem. Hermiona spojrzała na niego butnie, lecz widząc jego ostre spojrzenie, zaprzestała się sprzeciwiać.

-Ty nie jesz? – zapytała, kończąc pierwszą kanapkę i upijając łyk ciepłej herbaty.
-Nie, dzięki – odpowiedział.
Przez chwilę trwała niezręczna cisza, którą zakłócały jedynie odgłosy zwierząt z zakazanego lasu. W końcu Gryfonka zabrała głos.
-Malfoy… - zaczęła powoli.
-Hm?
-Dziękuję – powiedziała cicho.
Ślizgon spojrzał na nią zaskoczony.
-Za to, że się mną zająłeś.
-Oj, dobra, bo się rozkleję. Tylko nic nikomu nie mów – pogroził jej palcem, lecz rozbawione ogniki w jego oczach zepsuły wszystko.
-Czemu? Nie chcesz, by ktoś wiedział, że jednak masz serce? – zapytała.
-Dokładnie tak – odpowiedział, dumnie się prostując – Muszę dbać 
o reputację – dodał, strzepując niewidzialny kurz z koszuli, na co dziewczyna wybuchła śmiechem.
-Taa, ciekawe jaką reputację – powiedziała zaczepnie, rzucając w nic nie spodziewającego się Ślizgona, który spojrzał na nią z głupią miną. Gryfonka roześmiała się jeszcze bardziej.
Przez chwilę trwała wojna na poduszki, która zakończyła się remisem. Znów nastała cisza. Draco odchrząknął i wstał.
-No, to ja już pójdę. Pewnie chcesz być teraz sama.
-Nie, zostań. Przez chwilę zapomniałam o Ro…, o nim – powiedziała cicho – Możesz spać na kanapie, ale nie zostawiaj mnie dziś samej.
W duchu ucieszył się na te słowa. Sam nie chciał odchodzić, bo czuł się 
w towarzystwie szatynki bardzo dobrze. Mogli razem porozmawiać na wiele ciekawych tematów, mogli pomilczeć lub pośmiać się do łez.  „To może być początek naprawdę świetnej przyjaźni” – pomyślał, uśmiechając się 
w duchu.


~*~*~


   Rano obudziło go głośne pukanie do drzwi. Chociaż nie, wróć, było to raczej walenie. Spojrzał w stronę łóżka. Granger jeszcze spała, więc poszedł otworzyć. Ledwo uchylił drzwi, a do dormitorium wpadł Potter.
-Malfoy?! Co ty tu robisz?! Gdzie jest Hermiona?! – zaczął wykrzykiwać.
-Jak widać stoję, na łóżku, śpi, więc raczyłbyś się nie wydzierać, bo za chwilę ją obudzisz – odpowiedział poirytowany.
Harry spojrzał na niego podejrzliwie, a potem odwrócił wzrok w stronę Hermiony. Musiał się upewnić, że nic jej nie jest, zwłaszcza, że blondyn został u niej na noc.
-I tak trzeba ją obudzić, dochodzi siódma – rzucił w stronę Draco.
Podszedł w stronę śpiącej Gryfonki i lekko nią potrząsnął.
-Hermiono, obudź się – powiedział cicho.
Szatynka powoli uniosła powieki.
-Harry? Co ty tu robisz – zdziwiła się.
-Rozumiem, że to nie mnie spodziewałaś się zobaczyć po przebudzeniu – zaśmiał się, unosząc zabawnie brew.
Na początku nie zrozumiała o co mu chodzi, lecz gdy ujrzała Malfoy’a stojącego za Harry’m, wróciły do niej wspomnienia ostatniej nocy. Zaczerwieniła się lekko.
-Która godzina? – zapytała szybko, chcąc zmienić temat.
Draco zrozumiał o co jej chodziło.
-Prawie siódma. Chyba powinnaś iść się ogarnąć, bo teraz to możesz tylko straszyć małe dzieci – uśmiechnął się złośliwie.
-To spotkamy się w Wielkiej Sali, ok? – zapytał Harry.
-Ok, do zobaczenia – pożegnała się.
Gdy Wybraniec opuścił dormitorium, nastała chwila ciszy.
-To ja też będę się zbierać – zaczął Ślizgon.
Hermiona skinęła głową. Blondyn już chwytał za klamkę, gdy usłyszał głos Gryfonki.
-Malfoy…
Odwrócił się w jej stronę. Ona była już przy nim. Wspięła się na palce, pocałowała go w policzek i wyszeptała ciche „Dziękuję”. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało. Odwzajemnił gest i wyszedł. Wracając do swojego dormitorium, myślami ciągle był przy szatynce.


~*~*~


   Weszła do Wielkiej Sali i usiadła obok przyjaciół.
-I jak? – zapytała Ginny.
-Ok – skłamała.
Nie chciała, by wszyscy się nad nią użalali. Już i tak widziała wszystkie te spojrzenia kierowane w jej stronę. „Plotki szybko się rozchodzą” – pomyślała 
i westchnęła cicho pod nosem. Złapała za tosta i wyciągnęła swój plan. Dzisiejsze lekcje rozpoczynała mugoloznawstwem. Uśmiechnęła się pod nosem, bo na tych zajęciach siedziała z Ernie’m, który nie wypytywał ciągle o jej samopoczucie. Gdy nie była zbyt rozmowna, sam milczał. Nie narzucał się, co bardzo pasowało Gryfonce.
Nie miała ochoty jeść, więc zjadłszy jednego tosta, skierowała się w stronę swojego dormitorium. Miała ochotę jeszcze chwilę odpocząć przed lekcjami. Poleżała chwilę na łóżku, a gdy zegar wskazywał 8:45, postanowiła, że pójdzie pod salę. Zebrała szybko potrzebne książki 
i opuściła Wieżę Gryffindoru.


~*~*~


-Cześć – przywitał ją ciepły głos Puchona. Odpowiedziała mu wymuszonym uśmiechem. Od razu zrozumiał, że na dzisiejszej lekcji zbyt wiele nie porozmawiają.
Przez całą lekcję słuchali profesor Shinner i robili notatki. Raz na jakiś czas Ernie rzucał Hermionie ukradkowe spojrzenia, na co ta reagowała lekkim uśmiechem. Gdy wreszcie zadzwonił dzwonek, skierowali się razem na Historię Magii. Czekała ich godzina nudnych opowiadań profesora Binnsa. Chyba tylko Gryfonka nie zasypiała na tych zajęciach. Szybko doszli pod salę i weszli do środka, gdzie było już parę osób. Wśród nich zauważyła Pansy. Pożegnała się z Puchonem i usiadła obok wychowanki Domu Węża. Ślizgonka uśmiechnęła się do niej. Hermiona nie musiała nic mówić, brunetka widziała w jakim jest stanie. Wiedziała, że stwarza jedynie pozory normalności. Wiedziała, że jest jej niezwykle trudno. Wiedziała, że wewnątrz tak naprawdę umiera z tęsknoty za Ronem, jednak musiała wziąć się 
w garść i funkcjonować w normalny sposób. Pansy przysunęła się do Hermiony 
i przytuliła ją. Był to prosty gest, który dla szatynki znaczył bardzo wiele. Zrozumiała, że w ten sposób Ślizgonka chciała jej przekazać, że jest z nią 
w każdej chwili, że ją wspiera mimo wszystko, i że pragnie dodać jej otuchy. Nagle usłyszały donośny głos Blaise’a.
-Mam się czuć zdradzony? -  zapytał z udawanym przejęciem, lecz odpowiedział mu jedynie śmiech dziewczyn i zaskoczone spojrzenia reszty klasy.
-Świetnie! W takim razie chciałbym ci coś oznajmić, Pansy. Teraz już nie muszę się martwic, że będziesz zraniona, ponieważ widzę, co się dzieje pomiędzy tobą a Hermioną. Chcę, abyś wiedziała, że tak naprawdę mam romans z Draco. Kochamy się, lecz potrzebowałem przykrywki – powiedział śmiertelnie poważnie, obejmując zaskoczonego blondyna, który w pierwszej chwili trwał w osłupieniu. Dopiero po chwili zrozumiał, co powiedział jego przyjaciel i gwałtownie od niego odskoczył, co wyglądało niezwykle komicznie. Wszyscy wybuchli śmiechem.
 Chwilę później uciszył ich profesor Binns, który rozpoczął lekcję. Hemiona zaczęła robić notatki, lecz myślami błądziła wokół Ślizgonów. Wiedziała, że Blaise żartami starał się poprawić jej humor, co mu się z resztą udawało. Draco i Pansy mu w tym pomagali. Chcieli, by szybko doszła do siebie.  Nagle wróciły do niej wydarzenia z ostatniej nocy. Przypomniała sobie, jak prosiła blondyna, by z nią został, by jej nie zostawiał. Na to wspomnienie na jej twarz wdarł się szkarłatny rumieniec. Na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi, bo każdy prawie spał. Nie wiedziała, dlaczego chciała, by Ślizgon był z nią tej nocy. Obecność innych osób denerwowała ją, lecz 
w przypadku Malfoy’a było zupełnie inaczej. W jego towarzystwie czuła się naprawdę dobrze. Ceniła jego inteligencje, uwielbiała z nim rozmawiać. Dawniej nie podejrzewałaby się o takie myśli. Ona rozmawiająca z tym Ślizgonem? Niemożliwe, a jednak. Odwróciła się lekko w jego stronę i ze zmieszaniem spostrzegła, że blondyn też spogląda w jej kierunku. Nie wiedząc, co zrobić, uśmiechnęła się do niego delikatnie, lecz ten nadal się w nią intensywnie wpatrywał. W końcu w jego oczach dostrzegła nieme pytanie o to, jak się czuje. Kiwnęła głową na znak, że wszystko jest okay. Dopiero wtedy Ślizgon odwzajemnił uśmiech. Nie rozumiała jego zachowania. Wszystko wyglądało tak, jakby się o nią troszczył. Czy to jest prawda? Czy jest możliwe, że jemu, księciu Slytherinu i dumnemu arystokracie, zależało na dobru mugolaczki z Gryffindoru?


~*~*~


   Po długiej przerwie, lunchu i Zielarstwie Hermiona miała Zaklęcia. Usiadła w ostatniej ławce, a chwilę później dosiadł się do niej Blaise. Miejsca przed nimi zajęli Draco i Pansy. Musiała przyznać, że świetnie się czuła 
w towarzystwie Ślizgonów, a czasem nawet udawało jej się zapomnieć 
o bolesnej stracie. W połowie lekcji brunet szturchnął Gryfonkę. Spojrzała na niego pytająco, lecz w jej oczach dostrzegł lekkie poirytowanie. No tak, pani Prefekt nie znosiła, gdy ktoś jej przeszkadzał w nauce.
-Gdy wykrzyknę „teraz”, rzucisz na nas zaklęcie tarczy – powiedział, spoglądając porozumiewawczo na blondyna.
Pansy zmarszczyła brwi, lecz chwilę później na jej twarzy pojawiło się zrozumienie, ponieważ Draco pochylił się ku niej i zaczął jej coś tłumaczyć. Jedynie Hermiona nie wiedziała, o co chodzi, lecz postanowiła nie ryzykować i wykonać polecenie Blaise’a.
-Teraz – powiedział dosyć głośno. Od razu rzuciła zaklęcie i kątem oka zauważyła, że Pansy robi to samo, co ona, natomiast pozostała dwójka Ślizgonów wznosi różdżki ku górze i szepce niezrozumiałą dla niej formułkę. Po chwili z sufitu zaczęły spadać różnego rodzaju robaki i inne ohydztwa. Pająki, karaluchy, gąsienice i inne. „Ron dostałby zawału” – pomyślała, lecz na wspomnienie o ukochanym posmutniała. Wszyscy uczniowie zaczęli krzyczeć, zwłaszcza dziewczyny, których piski było chyba słychać aż 
w Hogsmeade. Jedynie czwórka osób znajdująca się w kącie sali, była „bezpieczna”. Trójka Ślizgonów ledwo hamowała śmiech, lecz Gryfonka była średnio zadowolona z tego sabotażu. Profesor Flitwick powoli oczyszczał pomieszczenie. Nagle dało się usłyszeć czyjś głośny śmiech. Wszyscy obecni spojrzeli w kierunku, z którego dochodził niepohamowany rechot. Z szokiem spostrzegli, że tą osobą był nie kto inny, jak Hermiona Granger. Gryfonka była zgięta w pół i trzymała się za brzuch, nie mogąc już wytrzymać. Z początku nie wiedzieli, co tak ją tak rozbawiło, lecz gdy odnaleźli przyczynę jej zachowania, szybko do niej dołączyli. Blaise różdżką lewitował wielkiego pająka, który aktualnie znajdował się na twarzy Draco Malfoy’a, który bezskutecznie próbował zrzucić go z siebie. W końcu mu się to udało i zwrócił się w stronę bruneta, który również ledwo tłumił śmiech.
-Już nie żyjesz – wycedził.
-Och, bo się przestraszę – powiedział Ślizgon z udawanym przerażeniem.
Nawet profesor Flitwick lekko uśmiechnął się pod nosem.


~*~*~


   Przed obiadem już wszyscy wiedzieli o wydarzeniach na Zaklęciach siódmego rocznika. Malfoy wzrokiem ciskał błyskawice na każdego, kogo mijał na korytarzu. Również na Transmutacji był niezwykle markotny, choć Gryfonka wielokrotnie do niego zagadywała. Zbywał ją jedynie krótkimi odpowiedziami. Na obiedzie siedział naprzeciw Blaise’a, który ciągle rozpowiadał o przerażeniu na twarzy blondyna, gdy ujrzał przed sobą pająka. Ciekawe, czy sam byłby odważny, gdyby na jego nosie siedziało stworzenie wielkości pięści z czterema parami nóg. Resztę dnia spędził 
w swoim dormitorium. Starał się napisać wypracowanie na Transmutację, choć szło mu to niezbyt dobrze. Odetchnął z ulgą, gdy spostrzegł, że wybiła 21. Za godzinę miał rozpocząć patrol wraz z Granger. Szybko się przebrał w ciemne zwężane jeansy i czarny podkoszulek. Na to zarzucił szkolną szatę i przypiął odznakę Prefekta Naczelnego. Był z niej niezwykle dumny. Postanowił, że się jeszcze trochę odświeży. Czuł już lekkie zmęczenie, więc przemył twarz zimną wodą. Pozwolił sobie jeszcze dopisać parę słów do swojego wypracowania i skierował się do Wieży Gryffindoru. Szatynka już na niego czekała. Przywitali się i wymienili kilka zdań.
-To jak, idziemy? – zapytała.
-Idziemy – westchnął cicho. Co jak co, ale teraz najchętniej by poczytał książkę albo poszedł spać, a nie łaził po szkolnych korytarzach. Ale cóż zrobić, obowiązki wzywają. 

sobota, 10 maja 2014

Rozdział III - "Zamknięci w czterech ścianach"


~*~*~


   Hermiona zaczęła się lekko przebudzać. Gdy już otworzyła oczy, z jej piersi wydarł się przeraźliwie głośny krzyk. Zareagowała tak, ponieważ nie spodziewała się obudzić w ramionach Malfoy’a. Dopiero po chwili zaczęły docierać do niej fakty z poprzedniego wieczoru, a raczej nocy.
-Na Salazara, Granger, czemu się tak wydzierasz? – najwidoczniej krzyk dziewczyny obudził Ślizgona. Gryfonce zrobiło się trochę głupio. Oblała się rumieńcem i nic nie odpowiedziała.
-Zwykle, gdy dziewczyny budzą się obok mnie, to nie piszczą. A jeśli już, to
 z radości – poruszył sugestywnie brwiami, na co Hermiona parsknęła śmiechem. Draco się podniósł i podał rękę Gryfonce. Ta szybko przejrzała się w lustrze i uznała, że nie wygląda najgorzej, więc może pokazać się przyjaciołom. Gdy tylko weszli do pokoju, gdzie znajdowała się reszta, Blaise zabrał głos.
-I jak się spało, gołąbeczki? – powiedział z iście ślizgońskim uśmiechem.
-Spałoby się lepiej, gdybym nie musiała znosić jego towarzystwa – tu Hermiona znacząco spojrzała na Malfoy’a.
-Gdy w nocy byłem do was zajrzeć, to nie wyglądało, jakbyś miała jakieś większe opory przed Draco – powiedział, unosząc zabawnie brew.
-A, to stąd zmiana łazienki – zauważył blondyn.
-Brawo, geniuszu – powiedziała Gryfonka, nie szczędząc sobie przy tym sarkazmu – A tak w ogóle, to która godzina?
-Prawie 7 – w końcu do rozmowy wtrącił się Harry.
-No to wypadałoby się zbierać – mruknęła pod nosem Hermiona, pragnąc jedynie opuścić towarzystwo dwóch Ślizgonów – Marzę o kawie – westchnęła.
-Stworek – krzyknął Wybraniec w przestrzeń. Nagle znikąd pojawił się skrzat.
-Nawet Potter ma własnego skrzata w Hogwarcie, a ja nie! – wykrzyknął oburzony Draco.
-To złóż petycję – zironizował Harry, następnie zwracając się do skrzata – Stworku, przynieś nam proszę 6 kaw.
-Oczywiście, paniczu Potter – odpowiedział szybko i znikł. Po chwili znów się pojawił, niosąc tacę z napojami – Coś jeszcze, panie?
-Nie, dziękuję, Stworku.
Gdy skończyli pic kawę, było kilka minut po 7, więc postanowili szybko wrócić do dormitoriów, aby się trochę ogarnąć i zdążyć na śniadanie. Wyszli z Pokoju Życzeń, pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę.


~*~*~


   Hermiona miała jeszcze jedną rzecz do zrobienia przed śniadaniem, mianowicie porozmawiać z Ronem. Wczoraj poniosło ich oboje i miała nadzieję, że o tym zapomną i się pogodzą. W rekordowym czasie wzięła prysznic, ubrała się i umalowała tak, by zakryć ślady przebojowej nocy. Była już 7:20, więc do śniadania miała jeszcze 10 minut. Była pewna, że Ron jest już w Pokoju Wspólnym i nie pomyliła się. Podeszła do chłopaka i poprosiła 
o rozmowę. Aby uciec od ciekawskich spojrzeń, zaproponowała swoje dormitorium.
-Może usiądziesz? – zapytała.
-Tak, dzięki.
-Ron, ja naprawdę przepraszam, nie chciałam żeby to tak wyszło, ale wiesz przecież, że ja nie znoszę, gdy ktoś mi rozkazuje.
-Tak, wiem i masz rację, niepotrzebnie tak zareagowałem, przepraszam – uśmiechnął się do niej przepraszająco.
Hermionie od razu poprawił się humor. Nie lubiła, gdy się kłócili, darzyła go zbyt wielkim uczuciem. Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. Ten objął ją mechanicznie. Wpiła się w jego wargi. Trwali tak przez chwilę, gdy wreszcie Gryfon przerwał pocałunek i odsunął od siebie narzeczoną.
-Lepiej chodźmy, bo spóźnimy się na śniadanie – powiedział.
-Co? A, tak, masz rację – odpowiedziała uśmiechnięta Hermiona.
Wstali i skierowali się do wyjścia. Szatynka złapała Rona za rękę 
i wyszczerzyła do niego zęby, na co ten odpowiedział niemrawym uśmiechem. Dziewczyna zdawała się tego nie zauważać i szła przepełniona szczęściem do Wielkiej Sali.


~*~*~


   Draco Malfoy siedział przy stole Ślizgonów i patrzył z grymasem na twarzy na parę jego przyjaciół, którzy migdalili się na jego oczach. Cieszył się, że są szczęśliwi, ale to już była przesada. Wreszcie stało się coś, co skutecznie odwróciło jego uwagę.
-Zabini, od tej chwili wisisz mi 10 galeonów – powiedział.
-C..co? – odpowiedział, odrywając się od swojej dziewczyny.
-Spójrz – wskazał palcem na wchodzącą do Wielkiej Sali parę. Szeroko uśmiechnięta Hermiona i nieco mniej szczęśliwy Ron – Mówiłem, że do śniadania się pogodzą – powiedział z wrednym uśmiechem – Wyskakuj 
z galeonów.
-Okej, już, chwila – mruknął, sięgając do kieszeni. Po chwili rzucił w stronę blondyna kilka monet. Pansy patrzyła rozbawiona na całą sytuację.
-Nie rozumiem, co ona w nim widzi. Przecież Granger nie jest aż tak zła. Już lepszy byłby chociażby McLaggen, który ślini się na jej widok. On przynajmniej wygląda w miarę, nie to, co Wieprzlej, który nie ma nawet złamanego knuta przy duszy.
-Jak widać ona go kocha. Poza tym on nie jest aż tak zły, jak twierdzisz. Przy rozmowie wydaje się być w miarę sympatyczny – powiedziała Ślizgonka.
Rozmowę przerwał im Slughorn, który podszedł do uczniów Domu Węża 
i rozdał im ich plany. Spojrzeli na nie, a z ich ust wydobyły się ciszy jęk.
-Mamy zawalony cały tydzień. Do tego dochodzą jeszcze egzaminy 
i treningi quidditcha. Przerąbane – podsumował Blaise.
-Nie przesadzaj, nie jest aż tak źle. Damy sobie radę – odparł Draco.
Prawda jest taka, że przyjaciół czekało naprawdę dużo nauki, ponieważ zrezygnowali jedynie z Mugoloznawstwa, Wróżbiarstwa i Opieki nad magicznymi stworzeniami.
-Mamy tylko – spojrzał na plan – 9 przedmiotów – ponownie zerknął na pergamin trzymany w ręku – co nam daje 22h lekcji w tygodniu. To naprawdę nie tak wiele. Na przykład taka Granger chodzi dodatkowo na Mugoloznawstwo, co daje jej już 24h.
-Nie próbuj porównać się do jakiegoś robota – mruknął Blaise.
-Robo-czego? – zapytał głupawo blondyn.
-Ech, nie ważne – westchnął cicho – Ale taki Potter, poza Mugoloznawstwem, Wróżbiarstwem i Opieką,  nie chodzi na Starożytne Runy i Numerologię. Odchodzą mu 4h. 4, rozumiesz?! 16h w tygodniu, brzmi jak jakiś raj – ponowne westchnięcie wydostało się z jego ust.
-Potter już wie, że jak tylko zaliczy Eliksiry, Zaklęcia, Transmutację, OPCM 
i Zielarstwo, to dostanie pracę Aurora. Do pracy w Ministerstwie potrzeba czegoś więcej, a poza tym jeszcze nie wiemy, co tak naprawdę będziemy robić – powiedział Draco. Do tej pory nie miał pomysłu na swoją przyszłość, więc wybrał wszystkie przedmioty, które mogą mu się przydać do znalezienia poważnej i dobrze płatnej pracy.
-Może i masz rację – mruknął brunet.
-Ej, chłopaki, no co wy?! – w końcu wtrąciła się Pansy – powinniśmy się cieszyć, że mamy TYLKO tyle przedmiotów. Pamiętacie jeszcze Opiekę nad magicznymi stworzeniami, która w trzeciej klasie była jeszcze OBOWIĄZKOWA? Teraz mamy wiele możliwości, więc powinniśmy się z tego cieszyć – powiedziała rozentuzjazmowana – Poza tym w mugolskich szkołach mają siedem lekcji dziennie, co daje 35 godzin tygodniowo. Wy macie 22 i już płaczecie – dodała tonem znawcy.
Chłopcy spojrzeli na nią ze zdziwieniem w oczach. Ta dziewczyna chyba miała rację. Poza tym to już ostatni rok nauki w Hogwarcie, więc muszą uzyskać dobre wyniki na egzaminach. Sami wzięli tyle na swoje barki, więc sami teraz muszą to udźwignąć. Przecież nikt nie kazał im wstępować do drużyny, nikt nie kazał im zostać Prefektami, sami się na to zgodzili i teraz się nie wycofają. Na ich twarzach pojawiły się uśmiechy, a dobre myśli miały towarzyszyć im już do końca dnia. Miały…, lecz czy towarzyszyły?


~*~*~


   Hermiona szła pod salę. Dzisiejszy dzień rozpoczynała Starożytnymi Runami. Pod salą siedziała sama, ponieważ Harry i Ron nie uczęszczali na te zajęcia. Nagle usłyszała swoje imię.
-Hermiona, hej, Hermiona! – dobiegł ją znajomy głos. Odwróciła się 
z uśmiechem na ustach.
-Cześć, Pansy – odpowiedziała, gdy Ślizgonka była już wystarczająco blisko – Blaise, Malfoy – skinęła głową – Od kiedy wy chodzicie na Starożytne Runy?
-Postanowiliśmy dodać parę przedmiotów do naszych planów, nigdy nie wiadomo, który z nic się przyda – powiedział brunet i złapał pergamin, który trzymała Gryfonka – Mamy te same plany! No, może poza Mugoloznawstwem – spojrzał znacząco na Draco. Nie mieściło im się to 
w głowie, jak mugolaczka może chodzić na takie lekcje?
-Czyli spędzimy razem spoooro czasu, Granger, cały rok przed nami – blondyn sugestywnie poruszył brwiami.
-Ja tam powodów do radości nie dostrzegam – mruknęła pod nosem. Ślizgon zdawał się tego nie usłyszeć.
Chwilę potem przyszła profesor Buckland i wpuściła uczniów do sali. Pansy zajęła z Blaisem miejsca w przedostatniej ławce w ostatnim rzędzie, a za nimi siedział Malfoy. Reszta uczniów już zdążyła dobrać się w pary. Gryfonka jeszcze raz rozejrzała się po klasie i jej wzrok zatrzymał się na Pansy, która również patrzyła w jej stronę. Hermiona przesłała jej błagalne spojrzenie, na co dziewczyna, cicho wzdychając, pochyliła się ku Blaise’owi, który po chwili zerwał się z miejsca i usiadł obok blondyna.
-Dziękuję – powiedziała Gryfonka.
-Spoko, nie ma za co, choć nie wiem, dlaczego nie chcesz siedzieć z Draco.
-Pansy, to nie tak. Ja po prostu czuję się jeszcze trochę głupio w jego towarzystwie. Niby się pogodziliśmy, ale wiesz, że potrzebuję czasu, aby się przyzwyczaić do tej sytuacji.
-Ale ze mną i Blaise’em rozmawiasz normalnie.
-To nie to samo. Zabini tak naprawdę nigdy mi nie dokuczał, a ty dogryzałaś mi bardzo rzadko. On rzucał we mnie wyzwiskami na każdym kroku, rozumiesz?
-Tak, w sumie to jest trochę zrozumiałe.
Reszta lekcji minęła Hermionie nadzwyczaj szybko, nawet eliksiry, na których siedziała z Malfoy’em. Całe zajęcia profesor Slughorn przegadał, 
a mianowicie prowadził swój monolog na temat owutemów. Draco siedział znudzony, co chwila zerkając na Hermionę, która uważnie słuchała nauczyciela. Miał wielką ochotę ją zaczepić, ale wiedział, że nic nie osiągnie, Gryfonka się na niego wydrze, a on nie chciał jej podpadać już drugi raz w tak krótkim czasie.


~*~*~


   Po obiedzie Hermiona poszła do swojego dormitorium z zamiarem odrobienia lekcji. Był to dopiero początek roku, więc uporała się ze wszystkim w godzinę. Nie wiedziała, na co przeznaczyć wolny czas. Ginny jest pewnie z Harry’m, a Ron wcześniej powiedział jej, że umówił się
z Dean’em i Seamus’em. Z braku planów postanowiła, że się przejdzie po błoniach, może pójdzie nad jezioro. Albo wpadnie do Hagrida. Tak, to jest dobry pomysł. Właśnie mijała niewielki budynek przy jeziorze, gdy usłyszała czyjś śpiew. Było to raczej nucenie pod nosem. Zainteresowana podeszła bliżej. Złapała za klamkę w celu otwarcia drzwi, lecz nie chciały ustąpić. „Ktoś tam jest zamknięty” – pomyślała. Dostrzegła otwarte okno, a obok drzewo. Niewiele myśląc wspięła się na nie, uprzednio dokładnie się rozglądając, bo miała na sobie spódniczkę od mundurku. Wślizgnęła się do pomieszczenia i jej oczom ukazał się dziwny widok. Ślizgon siedział w łódce
 i głośno nucił sobie pod nosem. Gryfonka cicho odchrząknęła, czym zwróciła na siebie uwagę blondyna.
-Granger?! Co ty tu robisz?!


~*~*~


   Draco siedział w Pokoju Wspólnym i już nie mógł wytrzymać. Nauki nie miał, nie miał z kim spędzić czasu, bo do tej pory siedział z Nott’em, który niestety nagle musiał się zmyć. Za resztą ludzi z domu nie przepadał, chociaż oni uważali go za księcia Slytherinu i każdy chciał się z nim kolegować, lecz on nic sobie z tego nie robił. Zostało mu towarzystwo Blaise’a i Pansy, którzy już doprowadzali go do szału. No, bo ileż można się obściskiwać?! W końcu, jak to Ślizgon, wpadł na iście genialny pomysł. Podszedł do kilku dziewczyn i poprosił je, aby zajęły czymś Pansy.
-Ale co mamy jej powiedzieć? – zapytała głupio niska blondynka.
-Nie wiem, powiedz jej, że masz jakiś problem, a ona jest Prefektem, więc ma obowiązek ci pomóc – odpowiedział. Wiedział, że jego plan wypali, bo pod ich nogami znajdowała się już kałuża, tak się śliniły na jego widok. Wystarczył jeden uśmiech, a dziewczyny jadły z jego ręki.
-Ok, dla ciebie wszystko – powiedziała, obdarzając blondyna uśmiechem, który, w jej mniemaniu, miał być kuszący, ale niewiele z tego wyszło.
Draco wrócił na kanapę obok przyjaciół. Nagle podbiegła do nich jakaś niebieskooka dziewczyna, która od razu wyszczerzyła zęby do arystokraty.
-Ymm, Pansy, możemy porozmawiać? Mam pewien problem – mruknęła niepewnie.
-O co chodzi?
-No, bo chodzi o to, że jesteś przecież Prefektem i powinnaś mi pomóc – blondyn miał ochotę walnąć się w czoło. Nie mógł uwierzyć, że ona to powiedziała. Na Salazara, przecież należy do Slytherinu, podstępy i intrygi powinna mieć we krwi! Jak na  świetnego aktora przystało, zachował kamienną twarz, lecz wewnątrz się w nim gotowało.
-Idź do Draco, on jest Prefektem Naczelnym, może więcej – powiedziała zdenerwowana, że ktoś śmiał jej przerwać chwile z Blaise’m. W oczach blondynki dostrzegalna była panika, lecz jakimś cudem uratowała sytuację.
-Ale tu chodzi o kobiece sprawy – spojrzała Pansy znacząco w oczy. Ta niechętnie się podniosła i podążyła za młodszą koleżanką z domu. Draco chciał sam sobie pogratulować.
-Nudzi mi się – powiedział w nadziei, że brunet w końcu przeznaczy dla niego trochę czasu.
-W sumie to mi też. Pansy pewnie nie wróci zbyt szybko. Idziemy na błonia? – zaproponował.
-Może być – rzucił niby od niechcenia.
Na dworze nadal panowała letnia pogoda. Chłopcy postanowili pójść nad jezioro.
-Kobiece sprawy – prychnął pod nosem Blaise.
-Czemu tak się o to burzysz? W końcu odkleiłeś się od Pansy. W pewnym momencie zacząłem się martwic, że was już nigdy nie rozdzielą, coś jak bliźniaki syjamskie.
Zabini przyjrzał się uważnie blondynowi. W jego głowie coś zaświtało.
-Mam świetny pomysł! Popływajmy! – powiedział z entuzjazmem.
Draco spojrzał na niego krzywo.
-Niby jest ciepło, ale nie przesadzajmy. Nie mam zamiaru zachorować na samym początku.
-Miałem na myśli pływanie łodzią, kretynie – rzucił, kręcąc głową 
z niedowierzaniem. 
-Sam jesteś kretynem, kretynie – odparł lekko zażenowany swoją głupotą.
Skierowali się do niewielkiego budynku przy jeziorze, gdzie znajdowały się łodzie.
Nagle blondyna dobiegł głos przyjaciela.
-Expelliarmus!
-Zabini, co ty…? – nie skończył, ponieważ brunet wybiegł z budynku, uprzednio zamykając drzwi.
-Wiem, że to ty nakłoniłeś tę dziewczynę do zajęcia Pansy. Jeśli jesteś zazdrosny, wystarczyło powiedzieć, Blaise’a starczy dla was dwojga.
-Zabini, otwieraj to w tej chwili – blondyn używał nazwiska przyjaciela, tylko wtedy, gdy był na niego zdenerwowany – Otwórz to!
Wiedział, że już przepadło. Nie słyszał śmiechu bruneta, więc pewnie już wrócił do zamku. Czuł, że utknął tu co najmniej do wieczora. Znając charakter Ślizgona, pewnie wróci tu tuż przed ciszą nocną. Spojrzał na zegarek. Wskazywał 18:15. Do 22 zostały jeszcze niecałe 4 godziny. Nie mógł uwierzyć, że dał się tak wykiwać. Pokręcił głową nad swoją głupotą. No cóż, przecież nie będzie tak stał przez cały czas. Spojrzał w stronę jednej 
z łodzi i usadowił w niej swój zgrabny tyłek. Po chwili, z braku lepszego zajęcia, zaczął nucić. Nie zauważył nawet dziewczyny, która weszła do budynku, zwróciła ona jego uwagę dopiero wtedy, gdy odchrząknęła dosyć głośno
-Granger?! Co ty tu robisz?! – zaczerwienił się lekko nie dlatego, że zastała go w zamkniętej kanciapie, lecz dlatego, że słyszała jego śpiew. Rumieniec na jego twarzy powiększył się jeszcze bardziej, gdy dostrzegł na jest twarzy uśmiech, a do jego uszu dostał się nieudolnie tłumiony chichot.


~*~*~


   Patrzyła na Ślizgona, ledwie powstrzymując wybuch śmiechu. Jego mina, gdy ją ujrzał, była bezcenna.
-Pomyślałam, że dotrzymam ci towarzystwa – powiedziała zaczepnie.
-Ha, ha, ha, słaby żart. A tak na serio?
-Usłyszałam czyjś głos i zauważyłam, że drzwi są zamknięte, więc weszłam przez okno.
-Nie mogłaś po prostu otworzyć tych drzwi?! – zdenerwował się Draco.
-Nie mam przy sobie różdżki, kretynie! – spojrzał na nią z niedowierzaniem. Sam nigdzie się bez swojego magicznego patyka nie ruszał – A tak w ogóle to jak ty się tu znalazłeś?
-Blaise mnie tu zamknął, bo raczyłem odkleić go od Pansy – mruknął niezadowolony.
-A więc utknęliśmy – westchnęła niepocieszona Gryfonka.
-Przecież weszłaś przez okno, równie dobrze mogę cię podsadzić i wrócisz do zamku po różdżkę, a potem mnie wypuścisz – zaproponował blondyn.
-Nie ma mowy – obruszyła się szatynka.
-A mogę wiedzieć dlaczego?
-Bo mam na sobie spódnicę – ryknęła w stronę Ślizgona, który odpuścił. Wiedział, że nie wygra z upartą Gryfonką.
-Nie martw się, zaraz pewnie Ron zacznie mnie szukać – spróbowała załagodzić sytuację dziewczyna.
-Ale pocieszenie! Nie znajdzie nas tu do jutra. Kto normalny szukałby w tym miejscu?
-Harry ma mapę, kretynie.
Spojrzał na nią urażony. Po prostu zapomniał o magicznym przedmiocie Pottera, a ona go już wyzywa od kretynów. Nastąpiła chwila ciszy. Hermiona zaczęła rozmyślać o tym, co ją czeka w tym roku, lecz nie trwało to długo, ponieważ Malfoy postanowił jej przerwać.
-A tak w ogóle to co ty widzisz w tym Rudzielcu? Szczerzysz się do niego jak jakaś idiotka, chociaż parę godzin wcześniej traktował cię tak przedmiotowo.
Gryfonkę lekko to uraziło, lecz musiała mu przyznać rację.
-Kocham go, po prostu. Staram się wybaczać mu tego typu rzeczy, bo wiem, że gdybym nie ustąpiła jako pierwsza, to mogłabym go stracić, 
a tego nie chcę, bo jest dla mnie niezwykle ważny.
Blondyn zastanowił się nad tymi słowami. Trochę go zakuło w sercu, bo wiedział, że jego nikt nie darzy takim uczuciem i zapewnie nikt nie obdarzy. Były też te idiotki, które wpatrywały się w niego jak w obrazek, ale wątpił, by dostrzegały w nim cokolwiek więcej niż urodę i pieniądze. Hermiona darzy Weasley’a uczuciem prawdziwym, kocha go za charakter, za to, że jest tym, kim jest. Nie wierzył, że na niego czeka osoba, która poczuje do niego coś takiego.
Dziewczyna zauważyła zmianę nastroju blondyna.
-Co się stało? – zapytała.
-Nic – odpowiedział krótko.
-Przecież widzę.
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku, ok? Więc z łaski swojej skończ ten pokaz udawanej troski – uciął szybko rozmowę i odwrócił twarz w drugą stronę. Nie chciał, by ktokolwiek widział jego słabości, a zwłaszcza, by była to osoba, z którą rozmawia od zaledwie kilku dni.
Hermiona nie dała po sobie poznać, że trochę ją uraziło zachowanie blondyna. Nic z tego nie rozumiała. Dopiero co sam zaczynał rozmowę, 
a teraz odwraca się od niej i zaczyna milczeć.  W sumie było jej to na rękę, bo chciała trochę pomyśleć o tym wszystkim. Miała tylko nadzieję, że Ron szybko ją odnajdzie, bo już nie mogła wytrzymać w towarzystwie nadętego arystokraty.


~*~*~


  Ron pożegnał się z Dean’em i Seamus’em i skierował się do dormitorium Hermiony. Miał nadzieję, że ją tam znajdzie, bo chciał z nią poważnie porozmawiać. Cicho zapukał do jej drzwi, a gdy nie odpowiedziała, zapukał głośniej. Ponownie odpowiedziała mu cisza, więc wszedł do środka, ale nikogo tam nie zastał. Na pewno nie było jej w Pokoju Wspólnym, bo przecież dopiero co tam był. Może jest w bibliotece? Z taką myślą skierował się do królestwa pani Pince, jednak tam również nie znalazł Gryfonki. Westchnął cicho pod nosem i poszedł poszukać Harry’ego. Wybraniec siedział na kanapie przy kominku wraz z Ginny.
-Hej – przywitał się Ron.
-O, cześć – powiedzieli jednocześnie Harry i Ginny, jednak rudzielec nie pozwolił im dokończyć.
-Wiecie może gdzie jest Hermiona?
-Nie, może jest w swoim dormitorium?
-Sprawdzałem – odpowiedział szybko.
-A w bibliotece? – zapytała Ginny.
-Tam też jej nie ma.
-A może jest na błoniach? Idź, sprawdź na mapie, będzie szybciej – zaproponował Harry.
-Ok, dzięki.
Skierował się w stronę dormitorium chłopaków. Otworzył kufer Harry’ego
 i odnalazł mapę. Stuknął różdżką w pergamin i wyszeptał formułkę. Chwilę potem pojawiła się mapa Hogwartu. Rozpoczął poszukiwania. Po dwóch minutach odnalazł imię i nazwisko Hermiony.
-Koniec psot – powiedział i odłożył mapę.
Wyszedł na błonia i skierował się w stronę jeziora. Podszedł do niewielkiego domku.
-Alohomora .
Drzwi ustąpiły i wszedł do środka.
-Ron! – wykrzyczała Hermiona i rzuciła mu się na szyję. Odruchowo ją objął 
i przytulił do siebie.
-No nareszcie – dobiegł go głos Ślizgona. Spojrzał na niego krzywo, a ten jak gdyby nigdy nic go po prostu wyminął, nie obdarzając nawet spojrzeniem.
-Hermiono, możemy porozmawiać?
-Nie martw się, to Zabini zamknął tu Malfoy’a, a ja weszłam przez okno. Nie wiedziałam, że to on jest w środku. Nic mnie z nim nie łączy, naprawdę – zaczęła się tłumaczyć Gryfonka.
-Nie, nie chodzi o to – odpowiedział szybko.
-A o co? – zapytała zaskoczona.
-Chodź – westchnął cicho i złapał ją za rękę z zamiarem pójścia do jej dormitorium.


~*~*~


   Siedzieli w milczeniu. Już nie mógł tego znieść. Poza tym było mu trochę głupio, bo niepotrzebnie naskoczył na Granger, ale nie ma zamiaru jej przepraszać. Jest przecież ponad to. Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stał Weasley. Szatynka od razu rzuciła mu się na szyję, jak jakiemuś bohaterowi. Prychnął cicho pod nosem, ale chyba tego nie usłyszeli.
-No nareszcie – powiedział chłodno i skierował się w stronę drzwi.
Widział, że Wieprzlej zabija go wzrokiem, lecz nic sobie z tego nie robił. 
W sumie trochę go to nawet bawiło. Wyminął przytulającą się parę i wrócił do zamku. Teraz pozostało mu jeż tylko ukatrupić Blaise’a.


~*~*~


   Szli w milczeniu w stronę zamku. Po chwili znaleźli się w Pokoju Wspólnym. Tam przywitała się z kilkoma osobami i odmachała Parvati. Nagle podeszli do nich Harry i Ginny.
-Hermiona, gdzie byłaś? – zapytała od razu przyjaciółka.
Już miała odpowiedzieć, lecz ubiegł ją Ron.
-Na błoniach. Przepraszam, ale chciałem z nią porozmawiać – pożegnali się i skierowali w stronę dormitorium Gryfonki.
Trochę ją zdziwiło zachowanie rudzielca i zaczynała się obawiać tej rozmowy. Nie wiedziała, co narzeczony ma jej do powiedzenia.
-A więc o co chodzi? – zapytała, zamykając za sobą drzwi.
-Usiądź – powiedział cicho.


~*~*~


Oto i nadchodzę z nowym rozdziałem!! Pewnie się cieszycie, co? Nie no, ale tak na serio, to bardzo się cieszę, bo liczba wyświetleń ciągle rośnie. Nie są to może miliony, ale dla mnie to i tak dużo. Pozdrawiam Was mocno i zapraszam do komentowania.