wtorek, 11 listopada 2014

Rodział XI - "Wyznania i rozbieżne oczekiwania"



~*~*~


 Hermiona i Ginny przechadzały się korytarzem. Była piękna, słoneczna sobota, więc nie dziwiło ich, że zamek świecił pustkami. Raz na jakiś czas można było spotkać pojedynczych uczniów. Gryfonki jednak nie miały ochoty wychodzić na zewnątrz. Planowały dzisiejszy dzień spędzić razem. Szły pogrążone w rozmowie, gdy wpadły na kilku Ślizgonów.
-O, dziewczyny, co robicie w zamku? – uśmiechnął się na ich widok Blaise.
-Szwędamy się bez celu – wzruszyła ramionami Ginny.
-A my właśnie wybieramy się na błonia, idziecie? – zaproponował Teodor.
-Nie, dzięki, dziś odpuszczamy. Mamy taki nasz babski dzień – zaśmiała się szatynka, zerkając w stronę Malfoy’a, który najwyraźniej nie był zbyt zainteresowany rozmową. Stał na uboczu zupełnie ignorując Gryfonki.
-W takim razie my uciekamy. Ach, Hermiona, nasze dzisiejsze spotkanie nadal aktualne? – posłał w jej stronę zniewalający uśmiech, od którego zapewne niejednej dziewczynie miękły kolana.
-Jasne – Gryfonka odwzajemniła uśmiech.
-Widzę, że między wami świetnie się układa – powiedziała Ginny, gdy zostały same.
-Nie najgorzej – odparła.
-Co na dziś planujecie? – zapytała ruda po chwili.
-Nie mam zielonego pojęcia. Powiedział, że to będzie niespodzianka. Wiem tylko, że mam się ładnie ubrać.
-Uuu, urodzinowa niespodzianka? Ale z ciebie szczęściara – dziewczyna podekscytowana klasnęła w dłonie.
-Tak, Teodor jest świetny – uśmiechnęła się. Skierowały się w stronę Wieży Gryffindoru. Po kilkunastu minutach rozsiadły się w dormitorium Hermiony. Raz po raz wybuchały śmiechem. W końcu udało im się trochę uspokoić.
-A jak sprawy z Malfoy’em? Nadal się do ciebie nie odzywa? 
-Widziałaś, jak się zachował, gdy spotkałyśmy dziś chłopaków. Zupełnie mnie olał. Ignoruje mnie tak od czasu tego nieszczęsnego szlabanu – wzruszyła ramionami.
-Masz zamiar go przeprosić? – zapytała Ginny.
-Co prawda powiedziałam kilka słów za dużo, ale on też nie jest bez winy. Jeżeli już mamy się pogodzić, to on też musi wykazać chęci rozejmu – wyjaśniła. Po tych słowach nastało kilka minut ciszy, podczas których obie oddały się swoim myślom. Młoda Weasley widziała jednak, że coś ją dręczy.
-Hermiona, o co chodzi?
-Ja… nie, nieważne – powiedziała, unikając wzroku przyjaciółki.
-Hej, przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. Mów, o co chodzi – rozkazała.
-Myślę o tym, co powiedział Malfoy. Czy to prawda, że przeze mnie macie problemy? Naprawdę zachowuję się jak egoistka?
-Nawet tak nie myśl! Pomagamy ci, bo cię kochamy i w żadnym wypadku nie przysparza nam to problemów – Hermiona spojrzała na przyjaciółkę z wdzięcznością.


~*~*~


            Daphne, Astoria oraz Milicenta siedziały na błoniach obserwując trójkę Ślizgonów.
-Zauważyłyście, że ostatnio ta Granger kręci się wokół Teodora?  - zaczęła blondynka.
-Daf, nie mów, że teraz twoim celem jest Nott – zaśmiała się młodsza Greengrass.
-To, że sama go nie chcę, nie znaczy, że jakaś szlama może brać się za jednego z najprzystojniejszych Ślizgonów – blondynka zgromiła siostrę wzrokiem.
-To co masz zamiar z tym zrobić? – zapytała Milicenta.
-Zobaczycie – uśmiechnęła się wrednie i ruszyła w stronę chłopaków. Dziewczyny spojrzały się na siebie i ruszyły za Ślizgonką.
-Hej, czemu siedzicie tu tak sami? – Draco był pewien, że musiała ćwiczyć godzinami ten przesłodzony ton głosu.
-Siedzimy – rzucił krótko Nott.
-Mam nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzać, jeśli się dołączymy – uśmiechnęła się słodko. Stała w miejscu, patrząc wyczekująco na Milicentę. Ta w końcu się zreflektowała i wyczarowała niewielki koc dla Daphne. Draco widząc to, wywrócił oczami. Przez kilka minut słuchali bezsensownego monologu blondynki.
-A co wy na to, żeby się dziś wspólnie napić? Tak jak za dawnych czasów, co? – obrzuciła Teodora bacznym spojrzeniem.
-Dziś odpada. Mamy dziś imprezę urodzinową Hermio… - nie dokończył, bo został dośc mocno szturchnięty przez Malfoy’a. Spojrzał na niego z wyrzutem, rozmasowując sobie żebra.
-O, jest dziś jakaś impreza? Jak miło – zaszczebiotała.
-Impreza zamknięta, Greengrass – rzucił Draco. Daphne zgromiła go wzrokiem, po czym zgrabnie wstała i odwróciła się na pięcie.
-A to jeszcze zobaczymy, Malfoy – warknęła i ruszyła do zamku.


~*~*~


            Hermiona stała przed lustrem i wpatrywała się w swoje odbicie z niewyraźną miną. Nie miała pojęcia, co Teodor planował na dzisiejszy wieczór, więc nie wiedziała, co powinna na siebie włożyć. „Ubierz się ładnie”. Gryfonka prychnęła pod nosem.
-Też mi rada – powiedziała sama do siebie. Spojrzała na siebie raz jeszcze. Prosta w kroju czarna sukienka wydawała jej się bezpiecznym wyjściem. Stała w miejscu, raz po raz nerwowo wygładzając materiał kreacji. Założyła pukiel włosów, który wciąż jej przeszkadzał, smagając denerwująco twarz, za ucho i niepewnym krokiem opuściła swoje dormitorium. Pokój Wspólny był prawie pusty, nie licząc kilku pierwszorocznych, którzy spędziwszy cały dzień na błoniach, nie pragnęli bardziej niczego od zaznania odrobiny ciepła bijącego od kominka.  Przemaszerowała szybko przez pomieszczenie i już po chwili wyszła na korytarz, gdzie już czekał na nią pewien zabójczo przystojny szatyn, opierając się nonszalancko o ścianę. Uśmiechnęła się, zagryzając wargę i podeszła do chłopaka, który w geście przywitania skradł jej pocałunek.
-Długo czekałeś? – zapytała po chwili.
-Nie, jedynie kilka minut – machnął ręką, podając dziewczynie ramię, które ta natychmiastowo ujęła.
-To gdzie idziemy? – spojrzała na niego z zainteresowaniem. Wcześniej nie zwróciła uwagi na jego dzisiejszy wygląd, a musiała przyznać, że był on niesamowity. Idealnie dopasowany grafitowy garnitur, najpewniej szyty na miarę, świetnie kontrastował z białą jak  pierwszy śnieg koszulką. Odpuścił sobie krawat, natomiast postanowił nie zapinać kilku pierwszych guzików, co nadało mu lekko nonszalanckiego wyglądu niegrzecznego chłopca. W tej wersji wyglądał niezwykle korzystnie.
-Na początek porywam cię na spacer – uśmiechnął się szelmowsko. Kochała ten uśmiech w jego wydaniu.
-Och, a ja nie wzięłam nic na wierzch. Chodź, jeszcze nie odeszliśmy daleko, wezmę szybko jakiś płaszcz i możemy ruszać – zaproponowała.
-No nie wygłupiaj się. Masz – zdjął swoją marynarkę i zarzucił jej na ramiona. Pierwszym, co poczuła, był niesamowity zapach męskich perfum, którym była ona przesiąknięta. Przyjęła ten gest z wdzięcznością i po chwili znów byli w drodze na błonia. Szli przez kilkanaście minut w ciszy, która zupełnie nie przeszkadzała żadnemu z nich. Nawet nie wiedząc kiedy, znaleźli się obok jeziora. Hermiona pociągnęła Nott’a za rękę w jego kierunku. Odpowiedział jej pytającym spojrzeniem, lecz ta uśmiechnęła się uspokajająco. Usiadła w pobliżu jeziora. Ślizgon zajął miejsce obok, opatulając dziewczynę swoją marynarką, gdy ta delikatnie zadrżała od powiewu chłodnego wiatru. Objął ją ramieniem, na co ta ufnie się w niego wtuliła. Trwali tak przez dłuższy czas. Bez ruchu, w zupełnej ciszy przerywanej jedynie ich miarowymi oddechami. Nie wiedział, o czym w tej chwili myślała. Obserwował, jak w milczeniu patrzy na taflę jeziora, w której odbijały się gwiazdy. Nie było ono jednak niczym w porównaniu do dziewczyny, która właśnie tkwiła w jego ramionach. Była tak krucha, delikatna, a jednocześnie potrafiła tak działać na zmysły, że gubiło się samemu w swoich myślach. Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden uśmiech, by zupełnie zbić go z tropu.
-O czym myślisz? – zapytała cicho, odrywając swój wzrok od tafli jeziora.
-O tobie – również odpowiedział szeptem. Słysząc jego słowa, delikatnie się zarumieniła, na co Ślizgon zaśmiał się serdecznie.
-I jaki kierunek obrały te twoje myśli? – spojrzała na niego, nadal lekko różowa na policzkach.
-Doszedłem do wielu wniosków. I zrozumiałem, że muszę ci coś powiedzieć – powiedział, patrząc jej głęboko w oczy.
Hermiona odwzajemniła spojrzenie, rozmyślając nad tym, co Teodor chce jej przekazać. Czy miało to być wyznanie miłości? Zastanowiła się nad tym, czy była na to gotowa i odpowiedź napłynęła do jej głowy od razu. Tak. I nie tylko była na to gotowa, ona tego pragnęła. Sama doszła do wniosku, że on już nie jest tylko przyjacielem. Ale czy to możliwe, by zapomniała o Ronie tak szybko? Najwyraźniej tak, bo jedynym co chciała teraz usłyszeć, były te dwa słowa. Niby nic, a jednak tak wiele.
-Hermiono – zaczął. Wiedział, co chciał powiedzieć dalej, lecz patrząc na nią teraz, nagle przestraszył się odrzucenia. Przecież jeszcze zaledwie dwa tygodnie temu była narzeczoną Rona. Czy możliwe, aby w tak krótkim czasie mogła odwzajemnić jego uczucie? – Jest mi tu z tobą niesamowicie dobrze, ale już czas, by wrócić do zamku. Czeka tam na ciebie niespodzianka – stchórzył. Nie dał rady. Ale wiedziała. Wiedziała, że chciał powiedzieć coś innego, wyczytała to z jego oczu. Co go jednak przed tym zatrzymało?
-Och, jasne – złapała za rękę Ślizgona, którą jej podał, by pomóc jej wstać. Otrzepała delikatnie sukienkę i ruszyła wraz z Teodorem do zamku. Tym razem droga dłużyła im się niemiłosiernie. Cisza, która zapanowała między nimi, niesamowicie im przeszkadzała. W końcu po kilkunastu minutach, które trwały zupełnie jak długie godziny, znaleźli się pod Pokojem Życzeń. Nott przeszedł wzdłuż ściany trzykrotnie i ich oczom ukazały się wielkie drzwi. Pchnął je delikatnie, przepuszczając Hermionę pierwszą. Było tam zupełnie ciemno. Gryfonka przysunęła się w stronę szatyna i wyczuła, że ten wyciąga różdżkę. Machnął nią jednokrotnie i pochylił się nad dziewczyną. Gdy poczuła jego oddech na swojej szyi, przeszedł ją przyjemny dreszcz. Po kilku sekundach całe pomieszczenie zostało oświetlone, a jej oczom ukazał tłum ludzi, którzy klaskali i wykrzykiwali jej imię. Szatynka jednak nie zwracała na nich uwagi. Wszystkie jej myśli pochłonął Ślizgon, który właśnie szeptał w jej usta ciche „Wszystkiego najlepszego, Hermiono”.


~*~*~


            Ginny właśnie poprawiała ostatnie szczegóły. Kątem oka obserwowała jak Pansy i Blaise kończą wieszać dekoracje w postaci kolorowych balonów. Draco i Harry natomiast stali przy barku i zaopatrywali go w najróżniejsze alkohole. Obrzuciła cały Pokój Życzeń bacznym spojrzeniem i uśmiechnęła się zadowolona. Ściany w kolorze dojrzałego wina idealnie współgrały z czarnymi kanapami umiejscowionymi pod ścianami. Zostało również wygospodarowane miejsce na przekąski i bar. Znaczną część pomieszczenia zajmował parkiet. Spojrzała w stronę drzwi, które powoli się uchylały. Przeniosła swój wzrok na zegarek na ułamek sekundy i klasnęła z radością w dłonie. Wszystko szło idealnie. Goście właśnie się pojawili, a Hermiona wraz z Teodorem mieli przybyć za kilkanaście minut. Zmieniła jednak diametralnie swoje zdanie, gdy poza kilkoma zaproszonymi osobami, do pomieszczenia zaczął napływać tłum ludzi z ostatniego roku, z Daphne Greengrass na czele.
-Co ty tu robisz? – warknęła Ginny w stronę blondynki.
-Dowiedziałam się dziś o imprezie i pomyślałam, że fajnie będzie zaprosić jeszcze kilku ludzi – uśmiechnęła się niewinnie – To chyba nie problem, prawda?
-Co tu się dzieje? – po chwili obok młodej Weasley znalazł się Draco.
-Nie widzisz?! – krzyknęła zrezygnowana – Cały nasz plan diabli wzięli przez tę blond wywłokę.
-Ej, ej, spokojnie. Damy radę to jeszcze naprawić. Impreza po prostu będzie miała większy rozmach. Powiemy Potterowi żeby poprosił tego skrzata o dostarczenie większej ilości jedzenia i alkoholu i wszystko będzie w porządku – uspokajał ją Ślizgon.
-Tak, masz rację – ochłonęła szybko i rozejrzała się w poszukiwaniu bruneta – Pogadasz z Harry’m? Ja muszę teraz przekazać tym wszystkim ludziom, jak mamy przywitać Hermionę.
-Jasne – powiedział i poszedł w stronę Gryfona, jednak zatrzymał go głos Ginny.
-Draco – spojrzał na nią pytająco – Dlaczego to robisz? Pomagasz w przyjęciu dla Hermiony, pomimo, że jesteście pokłóceni – zapytała.
-Nie mam zielonego pojęcia – uśmiechnął się szelmowsko i wzruszył ramionami.


~*~*~


            Teodor wreszcie oderwał się od ust Gryfonki i obrzucił bacznym spojrzeniem tłum ludzi znajdujących się w pomieszczeniu. Z tego, co wiedział, zaproszonych było jedynie kilkanaście, a tu musiało być co najmniej kilkadziesiąt osób. Przeniósł swój wzrok na Draco, który widząc jego nieme pytanie, uśmiechnął się, kręcąc głową. Po chwili ludzie rozproszyli się, zajmując się sobą. Niektórzy od razy skierowali się w stronę barku, inni ruszyli na parkiet. Para również ruszyła w stronę tańczących, zatrzymywana przez osoby chcące złożyć szatynce życzenia urodzinowe. W końcu udało im się uwolnić od innych i oddali się muzyce. Przetańczyli kilkadziesiąt minut, świetnie się bawiąc. Nagle jednak obok nich znalazła się Daphne.
-Odbijany – wykrzyknęła radośnie i porwała Ślizgona w swoje ramiona. Hermiona od razu zeszła z parkietu i skierowała się w stronę barku. Porwała w rękę butelkę Ognistej Whisky i napełniła nią szklankę. Wypiła jej zawartość jednym haustem i ponownie uzupełniła zawartość brakującego naczynia.
-Hej, spokojnie. Chcesz się upić czy co? – niewiadomo skąd obok niej znalazła się Pansy.
-Mam powód, to piję – wzruszyła ramionami.
-Co się stało? – zapytała brunetka, patrząc bacznie na Gryfonkę.
-Sama spójrz – wskazała dwójkę tańczących Ślizgonów.
-Hermiona, nie martw się, oni tylko tańczą.
-Och, Pansy, proszę cię, sama w to nie wierzysz.
-Daphne taka jest, ale nie przejmuj się. A przede wszystkim nie upijaj się na własnej imprezie urodzinowej – delikatnie wyjęła szklankę i karafkę z rąk szatynki – Idź i baw się dobrze. Zawsze możesz potańczyć z kimś innym – uśmiechnęła się zachęcająco.
-Pansy, Teodor chyba chciał mi dziś wyznać miłość, ale stchórzył. Myślisz, że to przeze mnie? – zapytała, patrząc tęsknię na parę Ślizgonów na parkiecie.
-Przecież doskonale wiesz, że Teo nie jest zbyt wylewny w uczuciach. Pewnie boi się też twojej reakcji. W końcu sprawa z Ronem jest jeszcze tak jakby świeża. Weź sprawy w swoje ręce, pokaż mu, że ci zależy – poradziła brunetka. Nagle ich rozmowa została przerwana nadejściem kogoś, kogo Gryfonka tego wieczoru nie spodziewała się ujrzeć.
-O, Draco, nie zapomnij, że obiecałeś mi taniec – zaśmiała się Ślizgonka.
-Nie zapomnę, Pansy, ale tym razem musisz mi wybaczyć, bo właśnie miałem zamiar wyciągnąć na parkiet jubilatkę – zwrócił twarz w stronę Hermiony, która oniemiała. W końcu przez ostatni tydzień traktował ją jak powietrze, a tu jak gdyby nigdy nic prosi ją do tańca – To jak?
-Jasne – wydukała –Pansy, wielkie dzięki za rozmowę – uśmiechnęła się serdecznie w stronę Ślizgonki.
-Do usług – również wyszczerzyła zęby i odeszła, zostawiając parę prefektów samą.
Przez chwilę tkwili w niezręcznej ciszy, spoglądając na siebie z ukosa.
-To może jeszcze się napijemy, zanim zawojujemy parkietem – rzucił Draco, mając nadzieję, że to choć odrobinę rozluźni napiętą atmosferę. Gryfonka kiwnęła głową na znak zgody i po chwili trzymała w dłoni szklankę wypełnioną Ognistą Whisky. Poczuła nieprzyjemnie palenie w gardle, lecz wcale jej to nie obeszło. Miała nadzieję, że ta dawka alkoholu, którą wlała w siebie tego wieczoru, pozwoli jej się rozluźnić i dobrze bawić, nawet w towarzystwie Malfoy’a. Nawet nie zauważyła kiedy opróżniła naczynie. Draco odstawił obie szklanki na blat i wyciągnął rękę w jej stronę z niemym pytaniem w oczach. Po chwili zawahania Gryfonka podała mu swoją dłoń i oboje ruszyli w stronę bawiących się par. Blondyn bacznie obserwował ruchy Granger. Dało się zauważyć, że nie czuła się swobodnie. Domyślał się również, że było to spowodowane jego towarzystwem. Sam nie wiedział, co go podkusiło do proponowania jej tańca. Nie rozumiał też, dlaczego od początku szukał kontaktu z tą nieznośną Gryfonką. Tłumaczył to sobie tym, że stanowili teraz całkiem zgraną grupę. Musiał przyznać, że przez ten czas całkiem dobrze się z nią dogadywał. Mieli wiele wspólnych tematów, co nie zdarzało mu się często w przypadku dziewczyn. Hermiona w jakiś sposób go intrygowała i miał ochotę poznać ją bliżej. Uważał, że mogłaby połączyć ich całkiem niezła przyjaźń.


~*~*~


            Impreza chyliła się ku końcowi. W Pokoju Życzeń zostało już jedynie kilka par, które albo nie chciały, albo nie były w stanie wrócić do swoich dormitoriów. Jednak zajmowali się tym już Draco i Teodor. Harry i Ginny natomiast uważnie studiowali Mapę Huncwotów. Ich zadaniem było dopilnowanie, by żaden z uczniów nie wpadł na któregoś z nauczycieli, bo wtedy i oni mieli by niemałe nieprzyjemności. Hermiona siedziała na kanapie, czekając na przyjaciół, by w końcu razem wrócić do Wieży Gryffindoru. Bardzo chciała także pomóc w sprzątaniu, lecz nikt jej na to nie pozwolił, tłumacząc, że to jej urodziny i nie musi nic robić. Tak więc siedziała sama, obserwując poczynania reszty. Zauważyła, że Pansy i Blaise sprzątają stół z przekąskami oraz okolice barku.
-Zauważyłeś, że nie było dziś Tracey? – rzuciła na pozór obojętnie Ślizgonka.
-Nie widziałem dziś wielu ludzi. W tym tłumie mogłaś jej nie zauważyć – wzruszył ramionami –A w ogóle to czemu zwracałaś na to uwagę? Przecież już się nie przyjaźnicie – Blaise doskonale wiedział, że za jej słowami kryło się coś więcej.
-Nic, tak tylko mówię. Daphne i reszta były, więc zdziwiło mnie, że Tracey nie była z nimi – powiedziała, zgarniając puste butelki po Ognistej Whisky do worka.
-Tracey ostatnio rzadko można z nimi zauważyć. Chyba tak jak ty ma ich już dosyć – kątem oka dostrzegł, jak brunetka delikatnie unosi kąciki ust. Doskonale wiedział, że dawniej to właśnie Davis była najbliższa Pansy.
-Tak, chyba nikt normalny z nie da rady z nimi wytrzymać – zaśmiała się. Blaise odłożył wszystkie butelki na bok i podszedł do Ślizgonki. Ujął jej twarzy w dłonie i spojrzał jej głęboko w oczy.
-Ona też za tobą tęskni, Pans – powiedział cicho.
-Nie wiem, o czym mówisz. Ja nie – nie dane jej było dokończyć, gdyż Zabini jak zwykle musiał wciąć się w zdanie.
-Mi nie musisz mydlić oczu. Znam cię jak nikt inny i wiem, że jest ci ciężko bez Tracey, ale ona też za tobą tęskni. Myślisz, że dlaczego odłączyła się od Greengrass? Bez ciebie nie ma tam już czego szukać – Pansy uśmiechnęła się i przytuliła do bruneta.
-Dziękuję – wyszeptała cicho.
-Za co? – zdziwił się.
-Za to, że jesteś dla mnie tak dobry – odparła.
-Robię, co mogę – powiedział, co wywołało śmiech Ślizgonki.


~*~*~


-Uhg, aż jeść się odechciewa – powiedziała Hermiona, obserwując próby Daphne zwrócenia na siebie uwagi Teodora. Gryfonka natomiast raz po raz posyłała w ich stronę mściwe spojrzenia, grzebiąc widelcem w talerzu.
-No to zrób coś z tym. Wiesz, że ona nie odpuści. Broni terytorium – wzruszyła ramionami Ginny, nabierając pokaźną porcję jajecznicy. Widząc uniesione brwi przyjaciółki, zrezygnowała z jedzenia, kontynuując – Och, to przecież oczywiste. Ty, jako Gryfonka, teoretycznie nie masz prawa spotykać się ze Ślizgonem, w dodatku jednym z najprzystojniejszych. Greengrass nie może tego znieść i stara się ci go odbic. Nie żeby miało jej to wyjść – dodała, gdy na twarzy szatynki pojawił się nieprzyjemny dla oka grymas – Nott świata poza tobą nie widzi.
-Jak na razie ten świat przysłaniają mu tlenione kudły tej wywłoki – jęknęła, gdy zauważyła, że Daphne starała się zmniejszyć odległość dzielącą ją od Teodora. Co prawa robiła to nieudolnie, lecz same te próby działały Hermionie na nerwy – No spójrz na nią tylko.
Ginny zmierzyła wzrokiem sytuację przy stole Ślizgonów i parsknęła śmiechem, rozlewając przy tym sok dyniowy.
-Chyba nie myślisz, że jemu się to podoba. Nawet stąd mogę zauważyć jego zbolałą minę.
Hermiona musiała przyznać przyjaciółce rację. Widać było, że zarówno Teodorowi, jak i Malfoy’owi oraz Zabiniemu, którzy siedzieli obok, nie pasowało towarzystwo Daphne. Ta nierażona kontynuowała swoje jazgotanie.
-Jeśli tak bardzo ci to przeszkadza, to zrób coś – zaproponowała Ginny, nie mogąc już znieść widoku męczącej się Hermiony.
-Już wczoraj Pansy kazała mi wziąć sprawy w swoje ręce.
-I dobrze zrobiła. No chodź już, bo zaraz wywiercisz w nich dziurę wzrokiem – młoda Weasley złapała przyjaciółkę za rękę i chwilę potem obie opuściły Wielką Salę. Postanowiły wyjść na błonia, lecz przed tym skierowały się w stronę Wieży Gryffindoru, by założyć na siebie coś cieplejszego. Po drodze spotkały Harry’ego. We trójkę ustalili, że spotkają się w Pokoju Wspólnym za 15 minut, by później spędzić resztę dnia poza zamkiem. Hermiona weszła do swojego dormitorium i rozejrzała się wokoło w celu znalezienia swojego płaszcza. Przez chwilę rejestrowała wzrokiem strategiczne miejsca pomieszczenia, lecz w końcu rzuciła się jej w oczy beżowa jesionka przewieszona przez oparcie krzesła. Zarzuciła ją na siebie i zeszła do Pokoju Wspólnego, gdzie już czekali na nią jej przyjaciele. We trójkę ruszyli korytarzem, by opuścić mury zamku i spędzić czas na zewnątrz. Droga nie trwała długo, już po kilku minutach wyszli na dziedziniec, gdzie zauważyli grupę Ślizgonów z ostatniej klasy, w tym tak pożądanego przez Hermionę Teodora, tym razem bez towarzystwa jakichkolwiek dziewczyn. Gryfonka szybko dostrzegła w tym świetną okazję. Nott również spostrzegł pannę Prefekt, gdyż uśmiechnął się wesoło w jej stronę. Ta gestem dłoni przywołała go do siebie.
-Dacie nam chwilę? – zapytała przyjaciół, wymieniając z Ginny porozumiewawcze spojrzenia.
-Jasne – wyszczerzyła się młoda Weasley, łapiąc za rękę Harry’ego i ciągnąc go w sobie tylko znanym kierunku. Hermiona natomiast uśmiechnięta patrzyła na Teodora, który ruszył w jej stronę. Przystanął obok Gryfonki. Zauważyła, że chciał już coś powiedziec, lecz mu na to nie pozwoliła, chwytając go za brzegi kurtki i namiętnie wpijając się w jego wargi, czym wywołała gwizdy i pokrzykiwania reszty Ślizgonów stojących nieopodal. Na reakcję Nott’a nie musiała czekac. Szybko objął ją w tali i zaangażował się w pocałunek równie gorąco. W końcu Hermiona oderwała się od Teodora i uśmiechnęła się.
-Co powiesz na wypad do Hogsmeade? – zapytała, z rozbawieniem rejestrując, że policzki Ślizgona stały się lekko różowe. Nie wiedziała jednak czy powodem tego był pocałunek, czy jesienny chłód, który już można było odczuć.
-Jasne, 5 ci pasuje? – uśmiechnął się zniewalająco.

-Wyrób się na 4 i jestem cała twoja – nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę dwójki przyjaciół, zostawiając za sobą nadal szczerzącego zęby Teodora, który z niedowierzaniem kręcąc głową obserwował oddalającą się sylwetkę Hermiony. 


~*~*~


Rozdział wcześniej niż miał być, ale skoro skończony, to czemu mam go nie publikować. Jestem z niego w miarę zadowolona i myślę, że już na tyle opanowałam głównych bohaterów, że mogę zacząć wprowadzać wątki dotyczące tych pobocznych postaci. W końcu oni też przeżywają jakieś życiowe rozterki, a nie chcę, aby całe to opowiadanie dotyczyło jedynie Hermiony i jej kochasiów. ;) Koniecznie dajcie znać, co o tym myślicie. Ściskam, BlackCape.

piątek, 31 października 2014

Rozdział X - "Bolesna prawda"


~*~*~ 
  

Patrzył zrezygnowany w jej oczy. W myślach już wyobrażał sobie jej reakcję. Mogła go spoliczkować, uciec, spoliczkować i uciec. Uzupełniał właśnie swoją wyliczankę w coraz to nowe scenariusze, gdy Gryfonka przyciągnęła go do siebie i namiętnie oddała pocałunek. Objął ją, jeszcze bardziej zmniejszając dzielącą ich odległość. W jego ramionach Hermiona wydawała się być delikatna i krucha. Całował ją tak, jak jeszcze żadnej innej. Zwykle tego typu rzeczy to była po prostu gra wstępna, ale nie w przypadku Granger. Całowanie jej to była przyjemność. Niebywale niezwykła pieszczota, przez którą starał się przekazać jej wszystkie uczucia ulokowane w jej osobie. W końcu się od siebie oderwali. Twarz Hermiony rozjaśniał przepiękny uśmiech. Chyba nigdy nie widział nic bardziej doskonałego. Objął ją ramieniem, a ta ufnie się w niego wtuliła. Siedzieli tak jeszcze kilkadziesiąt minut, poświęcając cały ten czas rozmowie o wszystkim i o niczym.


~*~*~


      Draco siedział w Wielkiej Sali. Patrzył zdegustowany na czułości Pansy i Blaise’a. Salazarze, ile można?! Grzebał właśnie w talerzu, gdy w całym pomieszczeniu nastała cisza. Zdziwiony podniósł głowę, by dowiedzieć się, o co chodzi. W wejściu właśnie stali objęci Hermiona i Teodor. Najwidoczniej nie spodziewali się, że wzbudzą taką sensację, bo wciąż tkwili w osłupieniu. W końcu Gryfonka odzyskała rezon. Cmoknęła szybko Ślizgona w policzek i popędziła do swojego stołu. Po chwili Nott także zajął swoje miejsce. Draco spojrzał na swoich przyjaciół. Cóż, przynajmniej nowa para zdołała odkleić od siebie Pansy i Blaise’a. Brunetka od razu zaczęła strzelać pytaniami.
-Kiedy się zeszliście? – uśmiechnęła się promiennie.
-Nie jesteśmy razem. Można powiedzieć, że jesteśmy na etapie randkowania – odpowiedział zażenowany. Nie chciał opowiadać o relacjach z Hermioną.
-Och, ale to tylko kwestia czasu, aż będzie można was nazywać parą – machnęła ręką. Ślizgon spojrzał na nią z widocznym zirytowaniem. Po chwili świergotania Pansy wstał i wyszedł z Wielkiej Sali. Już woli sobie odpuścić kolację niż słuchać gadania rozentuzjazmowanej brunetki.
-Powiedziałam coś nie tak? – zrobiła zdziwioną minę, lecz chwilę później wraz z resztą wybuchła śmiechem. Wiedziała, że Teodor będzie się czuł trochę zażenowany, ale w końcu każdy musi przez to przejść.
-Nie myślałem, że tak szybko mu się uda zdobyć Granger – wtrącił Draco.
-Chyba to ona zdobyła jego. Od początku roku zachowuje się jak zakochany kundel – odpowiedział Blaise – Poza tym przyjaźnią się już od szóstej klasy. Wystarczyło, że powstała miedzy nimi chemia i mamy związek – wzruszył ramionami.
-Najwyższy czas, prawda? – uśmiechnęła się Pansy.


~*~*~


-Więc? – zapytała Ginny, unosząc brew.
-Co więc? – zdziwiła się Hermiona, na co ruda ze zrezygnowaniem pokręciła głową.
-Wchodzisz do sali w objęciach Ślizgona i siadasz przy stole jak gdyby nigdy nic. Nawet nic nie mówisz swojej najlepszej przyjaciółce! – oburzyła się młoda Weasley.
-Czego ci nie mówię? – odpowiedziała pytaniem szatynka.
-Na przykład tego, że jesteś z Nott’em – uśmiechnęła się wrednie.
-Och, to skomplikowane – westchnęła – My jeszcze nie jesteśmy razem.
-Jeszcze? – Harry uniósł pytająco brew. Słysząc uwagę przyjaciela, Gryfonka spłonęła rumieńcem. Widząc jednak ich zaciekawione spojrzenia, postanowiła ciągną ć dalej.
-No dobra, niech wam będzie – powiedziała, na co obydwoje uśmiechnęli się z satysfakcją – Muszę przyznać, że do tej pory uważałam Teodora tylko i wyłącznie jako przyjaciela. Przynajmniej do czasu, gdy mnie pocałował. Poczułam wtedy coś takiego… Nawet nie umiem tego dokładnie opisać. Wiem tylko, że mogłabym to czuć już zawsze – uśmiechnęła się.  
-No cóż. Wychodzi na to, że się zakochałaś – rzuciła Ginny, przez co została zgromiona wzrokiem przez szatynkę.


~*~*~


-Nie, nie tak! – krzyknęła Hermiona. Od dobrych dwóch godzin starała się wytłumaczyć Draco ostatni materiał z zakresu Transmutacji. Z każdą kolejną minutą była coraz bardziej poirytowana – Podjęłam się rzeczy niewykonalnej. Zachciało mi się pomagać – mruczała pod nosem, wertując książkę – Niestety, to jest najłatwiejsze z siódmej klasy. Musimy od tego zacząć – Draco spojrzał na nią z niewyraźną miną.
-A nie możemy zrobić krótkiej przerwy? – jęknął.
-Tobie z tymi umiejętnościami to już nic nie zaszkodzi.
-No o co Ci chodzi? – zdenerwował się.
-A o to, że jesteś półgłówkiem! – krzyknęła, wymachując w zabawny sposób rękami.
-Och, przepraszam pani PERFEKCYJNA! – sarknął.
-Chyba jednak dobrze nam zrobi ta przerwa – odetchnęła głośno i usiadła na kanapie. Draco natomiast wstał i zaczął przechadzać się po pokoju dziewczyny. Zatrzymał się przy półce pełnej zdjęć. Większość z nich przestawiała Złote Trio, inne Hermionę z Ginny oraz kilka z dwójką dorosłych, którzy, jak się domyślił, byli jej rodzicami. Znalazł też dwa zdjęcia, na których Gryfonka stała roześmiana w objęciach jakiegoś szatyna.
-A tak w ogóle to o co chodziło z tym twoim zniknięciem? – zapytał po kilku minutach ciszy.
-Czemu pytasz? – zdziwiła się.
-Z ciekawości – wzruszył ramionami – To jak?
-Ron potrzebował mojej pomocy… - zaczęła, lecz Ślizgon wciął jej się w pół zdania.
-A ty jako wzorowa Gryfonka pobiegłaś na ratunek?
-Ogólnie rzecz biorąc tak – przytaknęła.
-Jakżeby inaczej – zaśmiał się.
-Nie podoba mi się pański ton, panie Malfoy – powiedziała zaczepnie.
-Ale rozumiem, że cała reszta już tak, panno Granger? – odparł, uśmiechając się zawadiacko.
-Ma pan zdecydowanie zbyt wysokie mniemanie o sobie – zaśmiała się.
-Bo ma ku temu podstawy – wyszczerzył zęby, na co szatynka przewróciła oczami. Nastało kilka minut ciszy, którą nagle przerwał blondyn.
-To czego chciał od ciebie Weasley?
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – spojrzała na niego karcąco, lecz widząc jego nieugiętą twarz, opowiedziała całą historię.
-A więc mówisz, że złożyło się, że twój przyjaciel – Francuz został zaatakowany i odnalazł go Weasley – twój były. Coś zbyt zagmatwane to wszystko – skierował na nią swój wzrok – Co on w ogóle robi w Anglii?
-Przeniósł się tu w te wakacje. Miał dość apodyktycznego ojca, który zmuszał go do pracy w rodzinnej firmie. W końcu dał mu ultimatum. Albo zostaje z rodziną i pracuje u ojca, albo ma się wyprowadzić.
-I wybrał drugą opcję – dokończył, na co Hermiona przytaknęła – Ale nadal nie rozumiem, jak on znalazł się w tym samym miejscu i w tym samym czasie, co Ron. Niesamowity przypadek – spojrzał na Gryfonkę, która lekko się zaczerwieniła. Już wiedziała, że się domyślił. Może i nie szło mu z Transmutacji, ale był inteligentny i to sporo.
-Och, przecież musiałam wiedzieć, dlaczego Ron ze mną zerwał! – zrezygnowana załamała ręce.
-I poleciłaś swojemu przyjacielowi śledzenie swojego byłego? Co jak co, ale o to bym cię nie podejrzewał. Czyli to o to chodziło, gdy powiedziałaś, że musisz coś załatwić, kiedy byliśmy w Londynie? – zaśmiał się. Nie mógł uwierzyć, że ta dziewczyna uciekła się do tak absurdalnych czynów.
-To wcale nie jest śmieszne! – powiedziała, lecz chwilę później sama zaniosła się perlistym śmiechem.


~*~*~


            Kończyła już jeść śniadanie, gdy do Wielkiej Sali wszedł Harry. Już z daleka widać było jego niewyraźną minę. W końcu usiadł przy stole i nałożył sobie jajecznicę z bekonem.
-Co jest? – zapytała wesoło Hermiona.
-Dziś są kwalifikacje do drużyny – westchnął – Super, że zaczynają się mecze, ale to już nie będzie to samo. Nie bez Wooda, Alicji, a zwłaszcza bez bliźniaków – na wspomnienie o dwóch rudzielcach każdy nagle posmutniał.
-Kogo ci jeszcze brakuje? – zapytała szatynka chcąc szybko zmienić temat.
- Z poprzedniego składu mam dwie szukające, obydwóch pałkarzy, no i szukającego. Myślę, że wybór obrońcy to będzie tylko formalność… o ile Vicky się zgodzi – dodał po chwili namysłu.
-Vicky?
-No wiesz, ta dziewczyna z czwartej klasy. W zeszłym roku na kwalifikacjach była lepsza od Rona – wyszczerzył zęby.
-Znajomości wzięły górę? – zapytała, unosząc brew, czym wywołała śmiech Harry’ego.
-Okazało się, że treningi kolidują jej z Klubem Zaklęć. Mam nadzieję, że w tym roku zgodzi się grać.
-A trzeci ścigający? – wtrąciła Ginny.
-Może Fay się nada? Co prawda woli grac na pozycji pałkarza, ale myślę, że się zgodzi – zaproponowała Hermiona. Harry uniósł gwałtownie głowę, a w jego oczach pojawiły się iskierki.
-Hermiona, jesteś genialna – zerwał się z miejsca i zaczął biec w kierunku drzwi.
-Hej, a ty gdzie? – zawołała za nim Ginny.
-Znaleźć Fay. Muszę jej powiedzieć, żeby przyszła na kwalifikacje – odkrzyknął i po chwili już go nie było. Dziewczyny spojrzały się na siebie zdziwione, po czym wzruszyły ramionami i zabrały się za kończenie śniadania.


 ~*~*~


-Och, spójrzcie tylko na nich! Nie robią nic poza mizdrzeniem się do siebie. Już zaczyna mnie od tego wszystkiego mdlić – Daphne krytycznym wzrokiem obserwowała parę siedzącą na końcu stołu.
-Zazdrosna? – Astoria uśmiechnęła się wrednie.
-Och, Astorio, to nie ja wzdycham do Blaise’a od pierwszej klasy – blondynka zmierzyła siostrę wzrokiem.
-Ale za to nie ona wzdychała do Draco – wtrąciła Tracey.
-Co ma jedno do drugiego? – zdenerwowała się. Doskonale wiedziała, o co chodzi Ślizgonce.
-A może to, że Pansy była kiedyś z Draco – parsknęła śmiechem.
-Ja też, co z tego? – Daphne zdawała się być coraz bardziej wzburzona.
-Nie, nie, nie. Ty nie byłaś z Draco, Draco cię miał, a to wielka różnica – Tracey była coraz bardziej rozbawiona całą tą sytuacją.
-Teraz już mnie nie obchodzi, za to ta Pansy zaczyna działać mi na nerwy. Nikt tak po prostu nie zrywa ze mną znajomości – wycedziła.
-Aż tak boli fakt, że wzniosła się wyżej w hierarchii nie zabierając ze sobą ciebie? – Tracey nie przestawała drążyć tematu.
-O co ci chodzi? – zdenerwowała się Ślizgonka.
-Och, już nie mogę patrzeć na to, jak zabijasz ją wzrokiem. Mogłaś przeżyć to, że odłączyła się od naszej grupy, bo automatycznie awansowałaś na liderkę, ale nie przewidziałaś, że ona wzniesie się jeszcze wyżej. Teraz przyjaźni się z Draco i Teodorem, jest z Blaise’m – elitą zarówno Slytherinu, jak i całego Hogwartu. Boli, co? – powiedziała Davis, pochylając się nad blondynką, która była tak wzburzona, że gdyby to było możliwe, z jej nozdrzy buchałaby para.
-Lepiej uważaj na słowa, Tracey – wycedziła.
-Niestety, Daphne, już dawno przestałam się ciebie bać – po tych słowach wstała i opuściła Wielką Salę. Greengrass doskonale zdawała sobie sprawę, że była to prawda. Już dawno zauważyła, że jej autorytet liczy się już tylko dla Milicenty i Astorii, nie licząc młodszych dziewczyn z domu. Tracey po odejściu Pansy również zaczęła się stawiać, jednak nie zdobyła się na odejście z grupy. Daphne wiedziała, że to właśnie ją najbardziej zabolało nawrócenie Parkinson, były najbliżej.
-To co robimy, Daf? – zapytała Astoria, patrząc nieprzychylnie na parę Ślizgnów, a zwłaszcza na pewnego przystojnego bruneta.
-Widzę, że nie tylko mi działa na nerwy szczęśliwy związek naszych kochanych Prefektów – zironizowała –Na twoje nieszczęście muszę cię zawieść, siostrzyczko. Nigdy nie będziesz z Blaise’m.
-Skąd możesz to wiedzieć?
-Nie sprawisz, że ludzie cię pokochają, ale możesz sprawić, że zaczną się ciebie bać – powiedziała, wpatrując się w niczego nieświadomą Pansy.
-Mam wrażenie, że nie rozmawiamy już o Blaise’ie – Astoria badawczo spojrzała na siostrę.
-I się nie mylisz, siostrzyczko.
-To co robimy? – zapytała nagle ożywiona.
-Na razie nic. Może się jeszcze przydać. Niech sielanka trwa – podniosła się z miejsca – Idziemy. A i jeszcze jedno. Milicento, nie mów nic Tracey. Ostatnio jest jakaś nieswoja, lepiej jej niepotrzebnie nie denerwować. Jestem pewna, że do czasu wielkiego finału wróci do formy – dodała troskliwym głosem, po czym odwróciła się na pięcie i wymarszowała z Wielkiej Sali z zadartą głową.


~*~*~


            Lekcje minęły wszystkim bardzo szybko i bez żadnych wrażeń. Draco po wszystkich zajęciach zaszył się w swoim dormitorium, by nadrobić wszystkie zaległe prace, a także potrenować ostatni materiał z Transmutacji. Co jak co, ale nie miał zamiaru wyjść na głupka przed Hermioną po raz kolejny. Już i tak wywyższała się swoją wiedzą, nie chciał dawać jej więcej powodów do dumy. Jego rozmyślania przerwało nagłe wtargnięcie pewnego Ślizgona.
-Zbieraj się – bardzo zadowolony z czegoś Blaise rzucił kurtką w zdziwionego blondyna i najwyraźniej czekał, aż ten zbierze się do wyjścia.
-Gdzie? – uniósł brwi w geście zdziwienia – I co się tak szczerzysz?
-No jak to gdzie? Na boisko! – brunet zignorował drugie pytanie i chcąc popędzić przyjaciela, zamknął wszystkie książki znajdujące się przed nim na biurku.
-Oświeć mnie, bo nadal nie rozumiem.
-Gryfoni mają teraz kwalifikacje. Co ty na to, żeby trochę przeszkodzić naszemu Złotemu Chłopcu? – Draco spojrzał na niego zadowolony i szybko zebrał się do wyjścia.
-Prowadź – obydwaj uśmiechnęli się przebiegle, a w ich oczach pojawiły się niebezpieczne iskierki. W końcu nie bez powodu znajdowali się w Slytherinie.


~*~*~


            Hermiona szła korytarzem, gdy wpadła na dwójkę Ślizgonów.
-O, Hermiona! Gdzie tak pędzisz? – Blaise uśmiechnął się nerwowo.
-Wracam od Luny – wzruszyła ramionami.
-Och, a byłem pewien, że idziesz do lochów.
-Nie, w sumie myślałam, aby wyjść na błonia. Jakoś nie mam ochoty kisic się w zamku – uśmiechnęła się.
-Chyba jednak powinnaś iść do naszego Pokoju Wspólnego. Jestem pewien, że Teodor zdążył się stęsknić. Nawet go przed chwilą widziałem. Siedzi sam i czyta książkę. Może mu potowarzyszysz? – brunet paplał od rzeczy, do czasu, gdy Draco lekko szturchnął go w bok.
-Co wy knujecie? – Hermiona przyjrzała się im podejrzliwie.
-My? Nic – powiedział blondyn. Spojrzał przelotnie na zegarek i uśmiechnął się przepraszająco – Niestety musimy już uciekać. Wiesz, Pansy czeka – przesłał porozumiewawcze spojrzenie Blaise’owi.
-Ach, tak, Pansy. Do zobaczenia – powtórzył nerwowo brunet i chwilę później zniknął wraz ze swoim przyjacielem za rogiem. Hermiona jeszcze chwilę stała w miejscu, gdy nagle wszystko zrozumiała.
-No tak! Kwalifikacje! Jaka ja jestem naiwna – pokręciła ze zrezygnowaniem głową i popędziła w stronę boiska, uprzednio zahaczając o lochy.


~*~*~


-Dobrze, teraz Vicky. Zajmij swoją pozycję – powiedział zrozpaczony Harry. Miał już cały skład, oprócz obrońcy. Przesłuchał już kilka osób, ale każda próba kończyła się beznadziejnie. Ostatnią nadzieją była Vicky, której w zeszłym roku udało się wejść do drużyny, ale w ostatniej chwili zrezygnowała na rzecz Klubu Zaklęć – Ginny, możesz zaczynać – obserwował, jak Ginny łapie kafla i leci w stronę pętli. Młodej Gryfonce udało się obronić pierwszy rzut. Drugi też, choć z lekkimi trudnościami. Harry już ucieszył się, że jedna uda mu się wybrać całkiem dobry skład, gdy nagle dziewczyna zaczęła przepuszczać wszystkie kafle. Gdy Ginny oddawała rzut, ta odlatywała na drugi koniec pętli. Zrozpaczony chłopak ukrył twarz w rękach – Dzięki, Vicky, możesz zejść.
-Harry, ja nie rozumiem, co się stało. Miotła mnie zupełnie nie chciała słuchać. Obroniłabym wszystkie, ale nie mogłam nad nią zapanować – zaczęła tłumaczyć dziewczyna. Brunet przyjrzał jej się badawczo, a po chwili kiwnął głową na znak zrozumienia.
-Dobrze, i tak byłaś najlepsza. Jesteś w drużynie – uśmiechnął się niemrawo i już miał iść do zamku, gdy ktoś złapał go za ramię. Spojrzał zdziwiony na Ginny, a ta wskazała mu cztery postacie stojące nieopodal trybun. Rozpoznał je od razu. Zwłaszcza jedną. Nagle wszystko ułożyło się w jedną całość. Teraz w głowie miał już tylko jedno słowo.
-Malfoy!

~*~*~


-Haha, biedny Pottuś. Już chyba wie, że tegoroczny puchar jest nasz – zaśmiał się Draco. Ślizgoni spojrzeli na siebie wyraźnie zadowoleni.
-A może spróbujecie czegoś, co wykracza poza umiejętności pięciolatka? – usłyszawszy to, obaj zamarli. Powoli odwrócili się w stronę dziewczyn.
-Co ty tu robisz?
-Stoję, Mafoy. O i nawet po drodze wpadłam na Pansy. Chyba nie udało wam się spotkać, co?
-Blaise, nie daj się im – szepnął Draco tak cicho, by tylko Zabini go usłyszał.
-Mówiłeś coś? – zapytała Hermiona miłym głosem.
-Nic ważnego – rzucił niedbale.
-Och, rozumiem. I pewnie ty też zrozumiesz, że dostajecie dziś szlaban.
-Co?! Nie możesz tego zrobić!
-Owszem, Malfoy, mogę. W końcu jestem Prefektem Naczelnym. Ty jako drugi Prefekt powinieneś doskonale zdawać sobie sprawę z naszych przywilejów – uśmiechnęła się złośliwie, przez co została zgromiona wzrokiem przez obu Ślizgonów.
-Co mamy robić? – wtrącił się Blaise.
-Ty? Nie mam pojęcia. Twój szlaban będzie nadzorowała Pansy – Zabini gdyby mógł, to skoczyłby do nieba. Cały w skowronkach podszedł do swojej dziewczyny i porwał ją w ramiona. Po chwili obydwoje skierowali się w stronę zamku.
-A ja? – zapytał zdenerwowany Draco.
-A ty dziś zajmiesz się porządkami w bibliotece. Osobiście dopilnuję, abyś wykonał swoją pracę należycie dobrze – wiedziała, co za chwilę miało nastąpić.
-Co?! Ja mam sprzątać w bibliotece, podczas gdy Blaise’owi się upiecze?! Przecież doskonale wiesz, że Pansy anuluje mu szlaban.
-Wiem. Przynajmniej dostaniesz nauczkę, że cudzych treningów się nie sabotuje – uśmiechnęła się wrednie – Chętnie bym jeszcze pogawędziła, ale idzie tu Harry i po jego minie wnioskuję, że nie jest zbyt zadowolony. Idź już do biblioteki, bo musisz skończyć przed patrolem – każde jej słowo dobijało go coraz bardziej. No cóż, humor poprawiał mu fakt, że zapomniała o jednej, najważniejszej rzeczy. Zadowolony skierował się w stronę zamku, lecz zatrzymał go głos Hermiony – Malfoy, różdżka – te dwa słowa sprawiły, że uszło z niego całe powietrze.


~*~*~


-Hermiona, czemu pozwoliłaś im odejść? Sabotowali moje kwalifikacje!
-Spokojnie, Harry, wlepiłam im szlabany, no przynajmniej Malfoy’owi – Gryfon uniósł brwi w geście zdziwienia, ale przemilczał to, co usłyszał – Poza tym i tak wybrałeś najlepszych ze wszystkich, prawda?
-To nie znaczy, że jest dobrze – westchnął ciężko – To już nie to samo. Obawiam się, że w tym roku będziemy musieli oddać puchar – powoli ruszyli w stronę zamku.
-Och, przestań, nie może być tak źle. Mamy też kilku świetnych zawodników. Ty, Ginny, Demelza. A poza tym to sam dziś mówiłeś, że Vicky w poprzednim roku była lepsza od Rona. Mówię ci, damy radę – objęła go ramieniem w przyjacielskim geście.
-Mam nadzieję – uśmiechnął się lekko i pobiegł do zamku, ciągnąc za sobą Hermionę.

~*~*~


            Szlaban Malfoy’a trwał już godzinę. Do tej pory w ciszy segregował książki i odkładał je w odpowiednich działach. Przez cały czas jednak nurtowała go jedna sprawa. W końcu nie wytrzymał.
-Jak jest z tobą i Teodorem? – spojrzał uważnie na jej reakcję. Od razu zdradził ją krwisty rumieniec.
-A jak ma być? – zapytała niby obojętnie.
-Teodor nie bawi się w gierki. Jeżeli nie chodzi ci o coś poważnego, to odpuść, bo możesz go zranić – powiedział spokojnie, patrząc jej w oczy.
-Ja w przeciwieństwie do niektórych nie bawię się uczuciami innych.
-Sugerujesz coś? – podszedł bliżej, nadal nie zrywając kontaktu wzrokowego.
-Nie, ja stwierdzam. Legendy o twoich podbojach dotarły już chyba do każdego.
-Wiesz, co, Granger? Rozumiem, że jesteś wielce skrzywdzona. Wytrzymam też to, że chcąc uniknąć niewygodnych pytań, atakujesz mnie. Ale nie myśl, że jako jedyna masz złamane serce. Może gdybyś rozejrzała się wokół, to zobaczyłabyś coś więcej. Na przykład to, że Teodorowi cholernie na tobie zależy. I wyobraź sobie, że nie mam zamiaru sprzątać po tobie bałaganu.
-Problemy przyjaciela to dla ciebie bałagan? Świetnie to o tobie świadczy – wysyczała wściekle.

-Zapytaj swoich przyjaciół. Nie zauważyłaś, że Potter i Weasley skakali wokół ciebie jakbyś była jajkiem. Chwilami przepłacali to własnym związkiem. Myślisz, że to jest w porządku? Więc nie myśl, że ktoś taki jak ty może mnie uczyć przyjaźni – zmierzył ją wzrokiem i wyszedł. W tej samej chwili Hermiona zrozumiała, że przesadziła.


~*~*~


Tak, wiem, że zawaliłam. Ostatni rozdział był 2 miesiące temu, a ten też nie jest najwyższych lotów. Jest mi tak głupio, że nawet nie wiem, co napisać. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda. Postaram się, aby już nie było tak długich przerw między rozdziałami. Czy mi wyjdzie? Nie wiem. Ale mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca. Pozdrawiam, BlackCape.