~*~*~
Hermiona
siedziała w bibliotece, kończąc esej dla profesor McGonnagall. Ślęczała nad nim
już od ponad dwóch godzin. Zapewne skończyłaby go szybciej, gdyby nie musiała
wysłuchiwać trajkotania Ginny, która uparła się, że akurat to piątkowe
popołudnie spędzą razem.
-Skończyłam – odetchnęła, zwijając
pergamin.
-No wreszcie. Wracamy do ciebie? Chętnie
napiłabym się kremowego piwa – zaproponowała rudowłosa. Hermiona już miała się
zgodzić, gdy przed nimi jakby spod ziemi wyrosła Luna.
-Ginny, musisz szybko iść pod portret
Grubej Damy – wydukała, łapczywie wdychając powietrze. Najwyraźniej musiała
biec.
-Po co? Co się stało? – zaczęła strzelać
pytaniami.
-Harry i Dean…oni…nie jest zbyt ciekawie –
to wystarczyło Ginny, by natychmiastowo wybiegła z biblioteki. Hermiona od razu
popędziła za nią. Gdy wreszcie dotarła na miejsce, nie mogła uwierzyć własnym
oczom. Od razu zauważyła znane jej postacie, jednak dopiero gdy zobaczyła
Harry’ego i Dean’a mierzących w siebie różdżkami i Ginny nieudolnie próbującą
ich rozdzielić, zrozumiała, że sprawa jest poważna.
-Nie waż się jej tknąć – wycedził Potter,
mierząc chłopaka wzrokiem.
-To chyba nie ty o tym decydujesz –
odwarknął w odpowiedzi.
-Ginny, chodź tu – Wybraniec nie dawał za
wygraną.
-Harry, proszę, przestań. Daj spokój, wróć
do siebie – Ginny mówiła roztrzęsionym głosem.
-Wolisz jego? – zapytał beznamiętnie,
jednak jego oczy zdradzały, jak bardzo ta sytuacja go boli.
-Harry, ja nikogo nie wybieram. Proszę,
przestań.
-Zapytałem czy wolisz jego. Odpowiedz –
powtórzył. Zszokowana Ginny wpatrywała się w niego, nie mogąc zrozumieć, co
kieruje chłopakiem, który zawładnął jej sercem.
-Jak możesz się tak zachowywać? Przecież
nie jesteśmy już razem, a tym bardziej nie jestem twoją własnością. Nie masz
prawa celować różdżką w każdego, kto zamieni ze mną kilka zdań – Hermiona
wiedziała, że ten ton głosu młodej Weasley nie wróży nic dobrego.
-Nie bądź głupia! Oboje wiemy, że on chce
do ciebie wrócić! – wykrzyczał zdenerwowany.
-Nawet jeśli, to nic ci do tego! Dlaczego
nie rozumiesz, że mam prawo ułożyć sobie życie bez ciebie? Każdy dookoła
widział, że nam się nie układa. Na Godryka, nawet Hermiona radziła mi dać sobie
z tobą spokój!- do Ginny dopiero po chwili dotarło, co powiedziała. Zszokowana
zakryła sobie usta ręką i spojrzała w stronę bladej jak ściana Gryfonki. W tej
chwili każdy miał wzrok utkwiony właśnie w jej osobie.
-Hermiona, czy to prawda? – Potter
wreszcie opuścił różdżkę, patrząc na szatynkę.
-Harry, to nie tak. Ja po prostu
pomyślałam, że trochę czasu osobno dobrze wam zrobi – wydukała.
-Byłem z tobą zawsze. Zawsze, rozumiesz?
Wspierałem cię, gdy tego potrzebowałaś, oferowałem ci swoje ramię, swoją pomoc,
a ty za moimi plecami rujnujesz mój związek?
-Harry, zrozum…- głos Gryfonki się
załamał.
-Rozumiem. Uważam tylko, że przyjaźń
powinna działać w dwie strony – powiedział i nie oglądając się za siebie ruszył
korytarzem.
~*~*~
-Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł? –
zaśmiała się Tracey, patrząc jak George wspina się na wielkie drzewo.
-No jasne, inne nie przychodzą mi do głowy
– wyszczerzył zęby i podał dziewczynie rękę. Chwilę później siedziała obok
niego na grubej gałęzi. Przez kilka minut siedzieli w ciszy, patrząc w niebo.
-Często myślisz o Fredzie? – zapytała
nagle. Zdziwiony spojrzał w jej stronę.
-Codziennie. Nie ma dnia, w którym nie
myślałbym co mogłem zrobić inaczej. Jak go ocalić – westchnął ciężko.
-To przecież nie twoja wina, nie mogłeś
nic zrobić – powiedziała, ściskając jego dłoń. Odpowiedział jej smutnym
uśmiechem, jednak w oczach miał łzy – Nie możemy ocalić osób, które kochamy,
chociaż nie wiem jak byśmy tego chcieli – dodała, zwieszając głowę. Spojrzał na
nią ze zdziwieniem.
-Kto…- urwał, zdając sobie sprawę, że może
nie powinien pytać. Może nie chce powracać do tych wydarzeń.
-Moja mama była mugolem. Z tego, co
opowiadał mi ojciec, to była dość krótka znajomość. Nawet nie wiem, czy
początkowo wiedział o moim istnieniu – mówiła, a z jej oczu płynęły łzy – Jak
miałam 11 lat ojciec przyszedł po mnie i zabrał do siebie. Miałam zacząć naukę
w Hogwarcie. Mama błagała go, żeby pozwolił mi zostać, ale nic sobie z tego nie
robił. Od tamtej pory spędzałam z nią miesiąc wakacji, resztę czasu albo byłam
w szkole, albo u ojca. Chciał, żebym wyrosła na prawdziwą arystokratkę, pomimo
tego, że jestem półkrwi – uśmiechnęła się gorzko.
-Gdzie jest teraz twoja mama? – zapytał,
chociaż już domyślał się odpowiedzi.
-Mój ojciec od zawsze był oddanym sługą
Czarnego Pana. Pewnego dnia ojciec zabrał mnie do jego twierdzy. Nie
rozumiałam, co się dzieje, bałam się, że mam zostać Śmierciożerczynią. Byłam
tak przerażona – George przygarnął ją do siebie ramieniem, gdy wstrząsnął nią
kolejny szloch – Weszliśmy do wielkiej sali, gdzie był Czarny Pan i tłum
Śmierciożerców. Pośrodku pokoju leżała moja mama. Gdy Czarny Pan rozkazał mojemu
ojcu ją torturować, on nawet się nie zawahał. Moja mama krzyczała tak okropnie,
a jemu nawet nie drgnęła ręka. Gdy już skończył, moja mama błagała go, żeby
pozwolił jej ze mną porozmawiać. Ten ostatni raz. Powiedział jej, że nie jestem
jej córką. Stwierdził, że ktoś taki jak ona nie urodziłby mu córki, że nigdy by
jej nie tknął. Wszyscy dookoła obleśnie rechotali i rzucali obelgami, a moja
mama jedynie cicho szeptała moje imię – Tracey starła łzy z policzków i
spojrzała hardo przed siebie – Potem ją zabił. Tak po prostu, na moich oczach.
W tamtej chwili zrozumiałam, że nie mam ojca. Nigdy nie myślałam, że mogę kogoś
tak znienawidzić.
~*~*~
-Siemasz, Draco – uśmiechnięty Blaise
wszedł do pokoju i usiadł na kanapie, wcześniej kładąc butelkę ognistej whisky na
stoliku.
-Wiesz, że istnieje coś takiego jak
kultura? To może być dla ciebie nowość, ale nakazuje ona, abyś pukał, zanim
wejdziesz mi nieproszony do pokoju – podsumował zjadliwie Ślizgon.
-Ej, przecież przychodzę z pustymi rękami
– wykrzyknął oburzony, wskazując na butelkę mocnego trunku. Draco w odpowiedzi
jedynie przewrócił oczami, wyciągając z barku dwie szklanki.
-No więc? Po co tu przylazłeś? Pansy w
końcu przejrzała na oczy? – uśmiechnął się wrednie.
-Nie, poszła spotkać się z Tracey. Ponoć mają
dużo do obgadania – powiedział, kręcąc ze zrezygnowaniem głową.
-Wydaje mi się, że Davis kogoś ma.
Ostatnio chodzi jakaś taka uśmiechnięta. Czasem to jest tak dziwne, że czuję
jak mnie ciarki przechodzą – wzdrygnął się – Więc przyszedłeś, bo nie miałeś co
ze sobą zrobić? – uniósł brew, spoglądając na przyjaciela.
-No można powiedzieć, że jesteś takim moim
kołem zapasowym – wyszczerzył zęby, wypijając zawartość swojej szklanki.
-W sumie to jest coś, o czym chciałbym z
tobą pogadać – powiedział, nerwowo przeczesując włosy. Lekko się zawahał, ale
przecież zna Blaise’a od dzieciństwa, na pewno się przed nikim nie wygada –
Chodzi o Nott’a… - urwał i ciężko wzdychając, dokończył – i o Granger.
-Przecież przyjaźnimy się z Nott’em,
wiesz, że możesz z nim o wszystkim porozmawiać – wzruszył ramionami Blaise.
-Nie byłbym tego taki pewien – powiedział
cicho, dolewając sobie trunku.
-A to coś poważnego? Na pewno się nie
wkurzy. No chyba, że lecisz na Granger, wtedy urwie ci łeb – zaśmiał się, upijając
whisky. Nie doczekawszy się odpowiedzi, spojrzał na przyjaciela, który miał
teraz bardzo niemrawą minę. Zrozumienie przyszło od razu – O kurwa, ty serio
lecisz na Granger.
-Brawo, należy ci się nagroda, geniuszu –
zironizował, jednak wcale nie było mu do śmiechu. Wiedział, że Teodorowi
naprawdę zależy na Gryfonce. Nawet nie wiedział, kiedy to się stało. To pewnie
przez te korepetycje i patrole, spędzali ze sobą sporo czasu, co zaowocowało
niezdrową sympatią do obiektu westchnień własnego przyjaciela.
-I co chcesz z tym zrobić? Masz zamiar
powiedzieć wszystko Teodorowi? – zapytał Zabini, spoglądając na Draco.
-Nie, on nie może się dowiedzieć. Nie
możesz mu nic powiedzieć, rozumiesz? Ufam Ci, Blaise, jesteś dla mnie jak
rodzina, wiesz o tym.
-Ej, mnie w tę patologię Malfoy’ów nie
mieszaj! – oburzył się, szczerząc zęby. Blondyn mimowolnie uniósł kąciki ust.
-Co teraz, Blaise? Mam tak po prostu
przestać się z nią spotykać? – zapytał, nerwowo przeczesując włosy.
-Wtedy domyśli się, że coś jest nie tak i
zacznie pytać. Powinieneś zostawić to w spokoju, pozwolić żeby umarło śmiercią
naturalną – wzruszył ramionami, wlewając w siebie kolejną szklankę whisky.
-A co jeśli mi się nie uda? – spojrzał na
przyjaciela z powątpiewaniem.
-To wtedy Draco Malfoy po raz pierwszy
dowie się, co to miłość.
~*~*~
Fabien
siedział na kanapie i czytał najnowszego Proroka Codziennego. Powoli nużyły go
kolejne nudne artykuły i ogłoszenia matrymonialne. Rzucił gazetę na stół i
zszedł na dół, by zorientować się, czy nie trzeba pomóc w sklepie. Gdy znalazł
się na miejscu, zauważył George’a, który przeglądał jakieś papiery.
-Już po randce? Udana chociaż? –
zaskoczony rudzielec drgnął i uniósł szybko głowę
-Tak, pospacerowaliśmy trochę po okolicy –
rzucił w odpowiedzi.
-Całkiem romantycznie – wzruszył ramionami
i usiadł na biurku – A wiesz, co jest jeszcze romantyczniejsze? Świadomość, że
jest się tą jedyną, a nie jedną z wielu.
-Chyba nie rozumiem, o co ci chodzi –
George spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
-O Angelinę – odpowiedział krótko. Z
niemałą satysfakcją obserwował, jak na twarz chłopaka wypływa rumieniec wstydu.
-Ja i Angelina to nic poważnego – wzruszył
ramionami.
-A ona o tym wie?
-Tak, chyba tak – zająkał się.
-A Tracey? – zapytał.
-Co Tracey?
-Po spotkaniach z nią zawsze jesteś inny.
Naprawdę ci się podoba, to widać, nie musisz zaprzeczać.
-Nie zaprzeczam. To prawda, Tracey jest
wyjątkowa – przytaknął Georgie.
-Więc nie uważasz, że zasługuje na to, byś
zerwał z Angeliną, zwłaszcza, że, jak to ująłeś, to nic poważnego? – zapytał i
nie czekając na odpowiedź wyszedł.
~*~*~
Harry szedł ciemnym korytarzem, mając nadzieję, że jego
przyjaciel zjawi się na miejscu. Naprawdę potrzebował rozmowy z nim, choć
nikomu tego nie powiedział, bardzo za nim tęsknił. Wiedział, że może liczyć na
szczerość i wsparcie, a to chyba było mu w tej chwili najbardziej potrzebne. Nawet
nie zauważył kiedy znalazł się we Wrzeszczącej Chacie. Rozejrzał się dookoła,
jednak nigdzie nie dostrzegł upragnionej rudej czupryny. Usiadł na starym
skórzanym fotelu w nadziei, że chłopak się zjawi. Po kilku minutach usłyszał
ciche skrzypienie. Wyciągnął różdżkę na wszelki wypadek. Wkrótce drzwi do
pokoju, w którym się znajdował się otworzyły, a na widok postaci, która się w
nich ukazała, wyszczerzył zęby.
-Harry! – zdążył usłyszeć nim zamknął
przyjaciela w niedźwiedzim uścisku – Dobrze cię widzieć, stary.
-Tak, ciebie też – uśmiechnął się w
odpowiedzi, jednak jego radość nie trwała długo – Nudno w tej szkole bez
ciebie.
-Nie mogę wrócić, Harry – Ron pokręcił
głową, słysząc słowa Wybrańca.
-Dlaczego? Masz zamiar pracować u George’a
do końca życia? Nie wydaje ci się to śmieszne?
-Po prostu nie mogę, nie oczekuję, że
zrozumiesz. Poza tym właśnie wróciłem z Ministerstwa. Rozmawiałem z Kingsley’em
i powiedział, że nie muszę kończyć szkoły, żeby zostać aurorem. Mam rozpocząć
szkolenie, zaczynam w listopadzie – wytłumaczył, patrząc uważnie na
przyjaciela.
-Jej, stary, gratulacje – odpowiedział bez
entuzjazmu.
-Nie udałoby się, gdyby nie ty. Kingsley
stwierdził, że podczas wojny, gdy byłem z wami, wykazałem się niezłymi
zdolnościami. Ponoć mam potencjał – uśmiechnął się blado.
-Zasłużyłeś na to – po tych słowach
zapadła cisza. Żaden z nich nie wiedział, co powiedzieć. Ron wiedział, że Harry
chce wiedzieć, dlaczego opuścił szkołę, ale nie mógł mu powiedzieć. Po prostu
nie. I nie chodziło tu już tylko o zaufanie, bo tego mu nie brakowało. Chodziło
o Hermionę. To ona nie mogła się dowiedzieć.
-Czemu tak nagle chciałeś się spotkać.
Kingsley nieźle się zdziwił, jak w jego gabinecie pojawił się wielki jeleń – ta
uwaga wywołała śmiech Pottera, jednak gdy przypomniał sobie cel tego spotkania,
uśmiech spełzł mu z twarzy.
-Ginny – westchnął cicho – Rozstaliśmy
się.
-Dlaczego? – zdziwił się Ron. Nigdy nie przypuszczał,
że akurat ta para z siebie zrezygnuje.
-Nie układało nam się – schował twarz w
dłoniach – A teraz przyplątał się jeszcze ten Dean.
-Dean? Dean Thomas? – upewnił się.
-Tak, on. Jak zerwaliśmy, to myślałem, że
to będzie przejściowe. Damy sobie czas i za kilka tygodni wszystko będzie jak
dawniej, ale teraz nie jestem już tego taki pewien. Zawiodłem się, Ron.
Zawiodłem się na Ginny. Pocieszyła się bardzo szybko – każde kolejne słowo
Harry’ego wywoływało u rudzielca coraz większy szok – Dziś wpadłem na Dean’a.
Nie mogłem sobie darować, musiałem rzucić niewybredny komentarz. Skończyło się
na tym, że mierzyliśmy do siebie różdżkami. Ja naprawdę chciałem mu cos zrobić,
zwłaszcza jak pojawiła się Ginny. I wiesz co zrobiła? Podeszła do niego, Ron.
Do niego. I prosiła mnie, żebym dał sobie spokój. Teraz nie jestem pewien,
dlaczego chciałem załatwić Dean’a. Dlatego, że chcę wrócić do Gin, czy dlatego,
że chcę żeby cierpiała. Przeraziłem się własnymi myślami, rozumiesz?
-Kochasz ją, na pewno nie chcesz jej cierpienia
– stwierdził Ron.
-Tak, jak ty kochasz Hermionę? – zapytał,
wkładając w to tyle ironii, ile tylko mógł.
-To nie to samo, beze mnie jest
szczęśliwsza – wstał, odwracając się plecami do przyjaciela, by ten nie mógł
odczytać bólu wymalowanego na jego twarzy.
-Nie widziałeś, jak cierpiała, gdy
odszedłeś – powiedział cicho.
-Ale teraz jest szczęśliwa. Z Nott’em –
dodał zjadliwie.
-Ostatnio im się nie układa – rzucił niby
od niechcenia, jednak uważnie obserwował reakcję przyjaciela. Ten uśmiechnął
się smutno.
-Jestem pewien, że w końcu znajdzie kogoś,
kto da jej prawdziwe szczęście.
~*~*~
Draco
szedł korytarzem. Od rozmowy z Blaise’m nie mógł przestań zadręczać się
myślami, więc postanowił się przejść. Szybko dotarł na błonia. Skręcił w stronę
jeziora, gdy jego uwagę przykuła samotna postać siedząca na pomoście. Wrodzona
ciekawość wygrała i podszedł w jej stronę. Rozpoznanie dziewczyny nie zajęło mu
zbyt długo. No świetnie, gorzej być nie mogło – pomyślał.
-Można? – zapytał, dosiadając się. Parsknął
śmiechem, gdy zaskoczona drgnęła.
-Och, to ty, przestraszyłeś mnie –
wyraźnie odetchnęła z ulgą.
-Czemu siedzisz tu sama? – szturchnął ją
lekko w ramię.
-Przecież też tu jesteś – pokazała mu
język. Zaśmiała się cicho, gdy blondyn przewrócił oczami – Harry się do mnie
nie odzywa – te słowa wywołały niemałe zdziwienie u Draco. Przecież oni nigdy
się nie kłócili. Ich przyjaźń można było nazwać idealną.
-Czemu? – w tej chwili tylko to głupie
pytanie przychodziło mu do głowy.
-Dowiedział się, że powiedziałam Ginny, że
może powinna się z nim rozstać. Teraz mnie obwinia o zerwanie.
-Idiota – podsumował, wzruszając
ramionami. Gryfonka w odpowiedzi posłała mu zgorszone spojrzenie.
-Ma rację. Nie powinnam była się w to
wtrącać – zadrżała, gdy powiew zimnego wiatru otarł się o jej ciało. Nie uszło
to uwadze Ślizgona.
-Chodź, nie myśl o tym zamarzając na
zewnątrz, równie dobrze możesz dobijać się tymi myślami w zamku – uśmiechnął
się szelmowsko, na co ta wywróciła oczami, jednak posłusznie się podniosła. Po
kilku minutach dotarli do środka. Draco odprowadził ją pod schody i odwrócił
się, by wrócić do lochów, jednak zatrzymał go głos Gryfonki.
-Masz ochotę się napić? To był okropny
dzień – zaproponowała. Chociaż blondyn z całego serca pragnął odmówić, nie
potrafił. Wiedział, że powinien ograniczyć kontakty z Hermioną ze wylęgu na
Teodora, jednak nie mógł z tego zrezygnować.
-Jasne, prowadź.
-Siadaj, zaraz poszukam czegoś do picia –
powiedziała, gdy znaleźli się w jej dormitorium. Draco posłusznie zajął
miejsce, starając się ignorować niechciany głos w głowie, który kazał mu
natychmiast opuścić pokój.
-Na dzisiejszy wieczór powinno wystarczyć
– rzuciła, kładąc butelkę whisky i szklanki na stole. Za pomocą różdżki wyczarowała kilka świeczek o zapachu karmelu. Kolejnym ruchem je zapaliła. Nie miała pojęcia, dlaczego wybrała ten zapach, prawdę mówiąc karmel wąchała zaledwie kilka razy w życiu i specjalnie za nim nie przepadała, ale w tej chwili akurat miała ochotę na ten przesłodzony zapach. Ignorując uwagę Ślizgona o nastroju, jaki stworzyła, rozpalając świeczki, rozlała trunek do
szklanek, które chwilę potem zgodnie opróżnili. Po godzinie byli już trochę
wstawieni.
-Nie rozumiem, dlaczego Teodor się tak
zachowuje – powiedziała Hermiona, szukając kolejnej butelki whisky.
-Co masz na myśli? – Draco spokojnie
obserwował jak dziewczyna wyciąga z szafki karafkę wyśmienitego trunku. Czuł,
że jego umysł jest już mocno przyćmiony.
-Stał się oziębły. Jeśli naprawdę chodzi o
Fabiena, to musi być idiotą, żeby być o niego zazdrosnym – pijacka mowa Hermiony
lekko bawiła Ślizgona.
-Może to właśnie ty jesteś oziębła? Nott
czuje się niepewnie. To on zaczął się za tobą uganiać, więc ty jesteś pewna
jego uczuć. Skąd on ma wiedzieć, że myślisz o nim poważnie? Boi się, że nadal
kochasz Weasley’a – Draco doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien
tego mówić, ale było już za późno.
-Staram się zapomnieć o Ronie. Wiem, że to
już przeszłość, ale wymazanie uczuć nie jest takie łatwe – powiedziała,
siadając na fotelu ze szklanką z dłoni.
-Jeśli naprawdę kochasz Teodora, to mu to
pokaż. Udowodnij, że nie musi czuć się zagrożony – podniósł się z kanapy, by rozprostować
kości. Dolał sobie trunku i oparł o biurko, patrząc na Gryfonkę.
-A może teraz pomówmy o tobie, co? Ciągle
tylko mówisz mi, jak powinnam się obchodzić z Teo, aż tak cię kręci życie
życiem innych? – Hermiona wiedziała, że wiele ryzykuje, jednak wcale jej to nie
obchodziło. Wypiła tak dużo, że nie miała żadnych granic.
-Sama nie robisz nic innego, tylko
chodzisz dookoła i narzekasz. Raz przeżywasz rozstanie z Weasley’em, innym
razem pokłócisz się z Potterem. Muszę cię zadziwić, Granger, ale wcale nie
jesteś tak uciśniona, jak ci się wydaje – powiedział, z satysfakcją obserwując,
jak Gryfonkę ogarnia złość.
-A co ty możesz o tym wiedzieć? Znalazł
się wielki znawca. Udajesz, że przejmujesz się ludźmi, ale tak naprawdę masz
nas wszystkich głęboko w dupie – zdenerwowana Hermiona podniosła się z miejsca
i podeszła do Draco, dźgając go palcem w klatkę piersiową.
-Lepiej się zamknij, Granger – zagroził
Draco, łapiąc szatynkę za rękę. Wiedział, że dziewczyna mówi to, bo jest
pijana, ale powoli przesadzała.
-Bo co? Po prostu przyznaj, że nie masz
serca. Nie zasługujesz na takich przyjaciół jak Pansy, Blaise czy Teo, bo oni
się o ciebie martwią, przejmują, a ty po prostu nie masz uczuć – przesadziła.
Wściekły Draco unieruchomił Gryfonkę, przyciskając ją do ściany. Przez chwilę
dostrzegł w jej oczach strach.
-Nic. Nie wiesz o mnie dokładnie nic,
Granger – powiedział, po czym wycisnął na jej ustach namiętny pocałunek.
Zdziwiona Gryfonka oddała go, wkładając w
niego tyle samo pasji, co Ślizgon. Wściekłość i zdenerwowanie, jakie ich
ogarniały, odnalazły swoje ujście. Gdy wplotła ręce w jego włosy, pogłębił pocałunek,
błądząc rękami po jej plecach. Zjechał niżej, ściskając pośladki dziewczyny, co
zaowocowało pomrukiem zadowolenia szatynki. Podniósł ją lekko, co nie spotkało
się z jej odmową. Mocno objęła go udami, gdy znów przycisnął ją do ściany. Szybko
zabrała się za rozpinanie jego koszuli, co trochę utrudniał wypity alkohol. W
końcu zdarła z niego zbędną odzież i natychmiastowo zaczęła majstrować przy
jego spodniach. Draco nie pozostał dłużny, pozbywając się jej bluzki. Odczuwał
już niemałe podniecenie, co spotęgował widok piersi Gryfonki uwięzionych
jedynie w skąpym kawałku koronki. Wiedziony pożądaniem rzucił dziewczynę na
łóżko, pochylając się nad nią, by po raz kolejny skosztować je ust. Hermionie
wreszcie udało się rozpiąć jego spodnie. Z niewielką pomocą Ślizgona pozbyła
się ich. Draco w tym czasie przygryzł jej ucho, na co ta zamruczała rozkosznie.
Po chwili zszedł niżej, namiętnie całując jej szyję. Gryfonka wiła się pod jego
dotykiem. Czuła, jego usta na swoich piersiach i brzuchu. W końcu Ślizgon
napotkał przeszkodę w postaci obcisłych jeans’ów dziewczyny. Uniosła lekko
biodra, by mógł je zsunąć. Po chwili wylądowały one na podłodze, zaraz obok jej
bluzki. Wrócił do jej ust, wpijając się w nie namiętnie. W tym samym czasie
sprawnie poradził sobie ze stanikiem Gryfonki. Ta, niesiona podnieceniem,
przewróciła go na plecy. Teraz to ona była górą. Zębami kąsała jego wargi i
płatki uszu. Namiętnymi pocałunkami zaznaczyła linię jego żuchwy i klatkę
piersiową. W pewnym momencie poczuła jego bardzo odznaczającą się męskość. Przygryzając
usta, pozbyła go bokserek. Draco jęknął. Wiedział, że nie wytrzyma już długo.
Tym razem to on przewrócił ją na plecy, zrywając z niej ostatnią część
garderoby.
-Zrób to – zamruczała mu cicho do ucha,
oplatając go udami w pasie. Dwa razy nie musiała powtarzać. Oboje wiedzieli, że
tego chcieli. Pieprzyć się dziko i namiętnie. Wszedł w nią gwałtownym ruchem.
Bał się, że może ją trochę zaboleć, jednak jego obawy zupełnie znikły, gdy
poczuł jak bardzo jest podniecona i gotowa. Zaczął szybko się w niej poruszać.
Ich jęki i okrzyki rozkoszy wypełniły cały pokój. Pochylił się, by wpić się w
jej usta, łapiąc jedną z jej piersi w dłoń. Zaczął ją ściskać, na co Gryfonka
lekko przygryzła jego wargę. Wiedział, że nie już nie wytrzyma zbyt długo.
Drugą ręką zaczął masować jej kobiecość, by doszła razem z nim. Jej jęki stały
się jeszcze głośniejsze, przez co przyspieszył swoje ruchy. Wreszcie poczuł, jak
mięśnie Gryfonki się na nim zaciskają, co sprawiło, że i on osiągnął orgazm, z głośnym
okrzykiem wlewając się w jej wnętrze. Z ogromnym poczuciem satysfakcji patrzył,
jak Hermiona dochodzi z jego imieniem na swoich ustach.
Opadł na jej mokre ciało, chowając twarz w
jej włosach. Ich oddechy były nierówne, jednak oboje szeroko uśmiechnięci
leżeli obok siebie. W tej chwili żadne z nich nie myślało o Teodorze, swoich
przyjaciołach, czy o tym, co oni pomyślą, jeśli się dowiedzą. Był tylko ten
moment, ta noc, a jej konsekwencje zupełnie ich nie obchodziły, pożądanie
wzięło górę.
~*~*~
Pierwszym,
co zarejestrowała Gryfonka po obudzeniu był ogromny ból głowy. Kac –
pomyślała. Odrzuciła kołdrę i z niemałym szokiem spostrzegła, że jest zupełnie
naga. Kątem oka dostrzegła na podłodze męskie bokserki. Przygryzła wargę i z
ciężkim wdechem odwróciła się. To, co zobaczyła, nią wstrząsnęło. W jej łóżku
leżał zupełnie nagi Malfoy. Draco Malfoy. Wzrokiem ogarnęła cały pokój i
zauważyła porozrzucane ubrania i kilka pustych butelek po whisky. Wreszcie
wspomnienia z poprzedniej nocy zaczęły do niej wracać. Zaklęła głośno. Bolesna
prawda uderzyła w nią jak grom. Na znalezionym kawałku pergaminu nabazgrała
kilka słów i wysłała kartkę za pomocą różdżki. Szybko się ubrała i związała
poczochrane włosy w kucyk. Jeszcze raz spojrzała na śpiącego Malfoy’a i z
ciężkim sercem opuściła swój pokój.
Od kilku minut siedziała na kanapie,
dręczona własnymi myślami. Czekała na przyjaciela, martwiąc się, że ten się nie
pojawi. Nie miałaby mu tego za złe. Nie po tym, co wydarzyło się wczoraj.
Drgnęła zaskoczona, gdy na ścianie pojawiły się drzwi, w których chwilę później
ukazał się Harry.
-Przyszedłeś! – krzyknęła z ulgą, rzucając
mu się na szyję.
-No jasne, że tak – odpowiedział,
zdziwiony reakcją Gryfonki.
-Bałam się, że po tym wszystkim nie
będziesz chciał mieć ze mną do czynienia – rozpłakała się, wtulając w jego
tors.
-No coś ty, nie bądź głupia. Jestem twoim
przyjacielem. Możesz mnie ranić setki razy, a ja i tak będę trwał przy twym
boku z uśmiechem na twarzy – powiedział, siadając z Gryfonką na kanapie. Objął
ją ramieniem i przez chwilę uspokajał.
-Hermiona, co się stało? Dlaczego chciałaś
się tu spotkać? Przecież o tej porze Pokój Wspólny jest pusty, moglibyśmy
spokojnie porozmawiać.
-Harry, zrobiłam coś strasznego – szloch
dziewczyny rozniósł się po całym Pokoju Życzeń.
-Co się stało? – ponowił pytanie,
przymykając oczy. Nienawidził oglądać jej w tym stanie, a ostatnio zdarzało mu
się to bardzo często.
-J-ja zdradziłam Teodora – szok, jaki
ogarnął Gryfonka był ogromny.
-Z kim? – zadał to pytanie z duszą na
ramieniu, jednak nikt nie przychodził mu do głowy. Przecież wczorajszy wieczór to
on spędził z Ronem, więc ten odpadał. Z kim jeszcze mogłaby to zrobić Hermiona?
-Obiecujesz, że mimo wszystko ze mną
zostaniesz? Nie chcę być teraz sama – otarła policzek, patrząc smutno na
przyjaciela.
-Nie bądź głupia, nie zostawię cię tu
samej – zapewnił ją.
-Malfoy. Przespałam się z Malfoy’em, Harry
– powiedziała, obserwując jak wyraz twarzy Gryfona diametralnie się zmienia.
~*~*~
Witam Was z nowym rozdziałem. Dawno mnie tu nie było, ale lepiej późno niż wcale, prawda? Nie chcę mydlić Wam oczu nieprawdziwymi historyjkami, tłumaczącymi moją nieobecność. Co prawda momentami ogrom nauki delikatnie mówiąc mnie przerastał, ale dałam radę. Nie owijając w bawełnę powiem po prostu, że nie chciało mi się pisać nowego rozdziału. Jak już kiedyś pisałam z poprzedniego byłam niezadowolona, tak więc pomyślałam, że nie ma sensu zmuszać się do czegoś, co powinno sprawiać radość. Zaowocowało to miesiącem bez rozdziału, ale powracam z kolejnym, z którego przyznaję, że jestem zadowolona. Jest i scena +18! Bardzo się jej bałam, nigdy czegoś takiego nie pisałam i martwiłam się, że ją najzwyczajniej w świecie spieprzę, ale myślę, że nie jest tak źle, prawda? Koniecznie dajcie znać, co Wy o tym myślicie. Liczę na Wasze komentarze, bo muszę przyznać, że liczba wyświetleń przez cały czas rośnie i codziennie po kilkadziesiąt osób tu zaglądało, co pozwala mi myśleć, że tu jesteście i czytacie. Tak wiec dajcie znać, czy Wam się podoba. ;) Jak zapewne zdążyliście zauważyć dodaję piosenki na początku rozdziałów i uważam, że śmiało możecie używać ich jako podkładów do czytania. :)
Pozdrawiam i ściskam, BlackCape.
Kocham to. Jezu! Po takim rozdziale nie mam pojęcia co napisać. Choć myślałam, że jeśli by poszła z Malfoyem do łóżka, to stałoby się to podczas ich związku. Czuję się....AJDBHDHD!
OdpowiedzUsuńOoo ho ho :D pierwszy raz piszesz taką scenę ? Wyszła Ci ee.. BOSKO !! :D
OdpowiedzUsuń