W tym samym czasie Draco i
Blaise przytrzymywali Teodora, który się im wyrywał z żądzą mordu wymalowaną na
twarzy. Jego oczy rzucały wściekłe ogniki na chłopaka, który aktualnie leżał
cały obolały na podłodze. Już z daleka można było dostrzec, że ma kilka rozcięć
na wardze i łuku brwiowym oraz pokaźnego siniaka pod okiem. Nie mogła
zrozumieć, co tu zaszło. A przecież do głupich nie należała. Myślała, że cały
ten dzień będzie spokojny, a już od samego rana spotykają ją niemiłe
niespodzianki. Spojrzała po wszystkich i podbiegła do leżącego na ziemi
chłopaka. Gdy przyjrzała się mu lepiej, poznała go. Był to Terence Higgs. Bardzo się zdziwiła, bo
zrozumiała, że Teodor pobił Ślizgona ze swojego roku. Przecież on zawsze
trzymał się na uboczu, starał się nie wychylać. Nie lubił zwracać na siebie
uwagi. Jest pewne, że jeszcze dziś
stanie się obiektem plotek w całym zamku. Teraz już musiała się dowiedzieć, o
co chodzi. Swoje przemyślenia odłożyła jednak na bok, bo chłopak nadal krwawił.
Poleciła dwóch chłopcom z Domu Węża zabrać go do Skrzydła Szpitalnego.
Odwróciła się w stronę pozostałych Ślizgonów. Teodor zmierzył ją wzrokiem i z
kwaśną minę ruszył do Wielkiej Sali. Draco posłał jej spojrzenie pełne wyrzutu
i ruszył za przyjacielem.
-O co im chodzi? – zapytała
Blaise’a, który został z nią jako jedyny. Ten jedynie pokręcił przecząco głową,
posłał jej przepraszający uśmiech i dołączył do reszty.
~*~*~
Draco, Teodor, Blaise i Pansy
opuścili lochy, by skierować się na śniadanie. Przed Wielką Salą dostrzegli
grupkę Ślizgonów. Malfoy rozpoznał jedynie Higgs’a, Crabbe’a i dziewczyny z
jego roku. Resztę znał z widzenia. Pewnie byli to szóstoroczni. Gdy już byli
prawie przy wejściu, gdy usłyszeli strzępek rozmowy.
-Szlama Granger ostatnio się
wyrobiła. Poza tym Weasley ją zostawił, więc teraz jest pewnie smutna i
samotna. Myślę, że mogłaby mi umilić kilka wieczorów, a nawet nocy. Czego się
nie robi dla szlam – odpowiedział mu donośny rechot Crabbe’a. Blaise spojrzał
na Teodora, lecz na reakcję przyjaciela nie musiał długo czekać. Szatyn od razu
znalazł się przy chłopaku i odwrócił go w swoją stronę.
-O, cześc, Teodo…-nie
dokończył bo chwilę później leżał na kamiennej posadzce, a jego lewy policzek
pulsował niewiarygodnym bólem. Nie zdążył zareagować, gdy został brutalnie
podniesiony i przyparty do ściany.
-Nie waż się tak mówić o
Hermionie – wysyczał wściekle i oddał kolejny cios. Wokół zdążyła się już
zebrać całkiem pokaźna grupka obserwatorów. Draco spojrzał na Blaise, który
porozumiewawczo kiwnął głową. Obaj ruszyli w stronę przyjaciela, który teraz
pochylał się nad leżącym Higgs’em i co chwilę uderzał w jego twarz. Musieli coś
zrobić, bo on zatłucze go na miejscu. Złapali Teodora za ramiona i odsunęli na
bezpieczną odległość. Nieudolnie starał się im wyrwać. Nagle dobiegł ich głośny
krzyk.
-Co tu się dzieje?!
Tłum rozstąpił się i obok
nich pojawiła się Hermiona. Draco odetchnął z ulgą. „Lepiej ona niż jakiś
nauczyciel” – pomyślał. Gryfonka obrzuciła uważnym spojrzeniem zebranych i
podeszła do chłopaka leżącego na ziemi. Gdy dowiedziała się, w jakim jest
stanie, kazała zabrać go do Skrzydła Szpitalnego i odwróciła się w strony
trójki Ślizgonów. Obrzuciła ich pytającym spojrzeniem, lecz ci jedynie
zmierzyli ją wzrokiem i weszli do Wielkiej Sali.
~*~*~
-Odbiło Ci? – zaczął Draco, gdy
już usiedli przy swoim stole, z dala od innych. Wiele osób widziało bójkę przed
Wielką Salą i chcieli się dowiedzieć, o co poszło. W końcu rzadko dochodziło do
bijatyk między uczniami tego samego domu, a zwłaszcza jeśli chodziło o
Slytherin. Zwykle wychowankowie Domu Węża trzymali się razem, bo reszta szkoły
niezbyt za nimi przepadała, jednak ich to nie obchodziło, bo nie potrzebowali
innych. Znajomi z domu zupełnie im wystarczali.
-Zasłużył – odburknął szatyn.
Blondyn wzniósł ręce ku górze
w bezradnym geście.
-No to co! Nie musiałeś
obijać mu twarzy na oczach całej szkoły! – podniósł głos, przez co ściągnął na
siebie wiele ciekawskich spojrzeń.
-A co niby miałem zrobić? –
odwarknął poirytowany Nott, jednak nie doczekał się odpowiedzi.
W tym samym czasie do Wielkiej
Sali wkroczyła Hermiona wraz z Potter’em i Ginny. Od razu wbiła wzrok w stół
Slytherinu, lecz chłopcy nieudolnie starali się unikać jej spojrzenia. Teodor
westchnął cicho pod nosem. Wiedział, że nie uniknie rozmowy z Gryfonką. Jest
zbyt uparta i było pewne, że mu nie odpuści. Draco nieustannie zezował w stronę
przyjaciela. W sumie to go ta sytuacja trochę bawiła. No i przede wszystkim w
końcu dowiedział się, że Nott też odczuwa jakieś emocje. Zawsze zachowywał
stoicki spokój, nigdy nie działał impulsywnie. Aż do dziś. Przypomniał sobie
sytuację, która wydarzyła się zaledwie kilka minut temu. Parsknął śmiechem na
wspomnienie strachu wymalowanego na twarzy Higgs’a, gdy Teodor z żądzą mordu
zadał mu pierwszy cios, po którym upadł na kamienna posadzkę, boleśnie obijając
plecy. Swoją drogą i tak nie oberwał zbyt mocno. Gdyby z Blaise’m w porę nie
zareagowali, teraz pewnie leżałby nieprzytomny w Skrzydle Szpitalnym.
-Co ci tak wesoło? – zapytał
szatyn.
-Przypomniał mi się twój
prawy sierpowy – odpowiedział, tłumiąc głupawy chichot. Ślizgon skrzywił się na
tę uwagę.
-Nie wiem, co by z niego
zostało, gdybyście – urwał, gdy zobaczył Terence’a wchodzącego do Wielkiej
Sali. Gdy już znalazł się przy stole, nie zajął swojego dotychczasowego miejsca
przy kolegach z roku, lecz usiadł trochę dalej. Widać było, że jest wzburzony,
lecz mogło to wynikać z faktu, że dostał na oczach całej szkoły, a sam nie
oddał nawet jednego ciosu. Draco obrzucił wzrokiem Teodora. Pozostał
niewzruszony, jedynie jego oczy zdradzały lekkie zdenerwowanie. Po chwili
zerwał się z miejsca i skierował się do wyjścia. Po drodze zatrzymał się jednak
przy Higgs’ie.
-Jeszcze raz usłyszę coś
takiego, a już nic cię nie uratuje – syknął tak cicho, aby tylko adresat mógł
usłyszeć. Terence starał się udawać niewzruszonego słowami Ślizgona, ale
zdradzała go drgająca szczęka. Gdy spostrzegł, że Nott opuścił Wielką Salę,
przysiadł się bliżej znajomych z roku. Ci, na szczęście, nie zadawali żadnych
pytań. Nie wiedział czy to dlatego, że nie chcieli go denerwować, czy dlatego,
że obserwowali całą sytuację rozgrywającą się na korytarzu. Kątem oka Draco
zauważył Prefekt Naczelną wybiegającą na korytarz.
~*~*~
-Teodor, poczekaj! – usłyszał
wołanie. Odwrócił się powoli w stronę dziewczyny. Ucieszył się, że wybiegła za
nim, lecz nie dał tego po sobie poznać. Gdy już znalazła się przy nim,
obrzuciła go uważnym spojrzeniem.
-Co się tam wydarzyło?
-Pobiłem Higgs’a – powiedział
tak, jakby było to najnormalniejsze na świecie.
-Z jakiegoś powodu, czy po
prostu poczułeś taką potrzebę? – dociekała.
-Z sarkazmem ci nie do twarzy
– uśmiechnął się delikatnie. Puściła tę uwagę mimo uszu, więc kontynuował.
-Z powodu jego niewyparzonej
gęby – rzucił w końcu. Nie rozumiała o co w tym wszystkim chodziło. Przez
chwilę szli w milczeniu. Po chwili znaleźli się na dziedzińcu. Usiedli na
kamiennej ławce.
-Opowiesz mi o co poszło? –
zapytała cicho.
-O ciebie – osłupiała. Czemu
dwóch Ślizgonów miałoby się bić o nią?
-J-jak to? – wyjąkała.
-Obrażał cię. Po prostu –
odpowiedział krótko. Spojrzała na niego zaskoczona.
-Nie musiałeś się na niego rzucać
z pięściami. Już się przyzwyczaiłam do tych wszystkich obelg. Ślizgon wyzywa
mugolaczkę - żadna nowość – zaśmiała się gorzko.
-Obiecuję ci, że w tej szkole
nie usłyszysz już nic przykrego. Już ja się o to postaram.
Spojrzała na niego z
delikatnym uśmiechem Wiedziała, że były to słowa rzucone na wiatr. W końcu nie
może poręczyć za całą szkołę, jednak sam fakt, że chciał jej to zapewnić,
sprawił, że zrobiło jej się cieplej na sercu. Wstała i wyciągnęła do niego
rękę. Napotkała jego zdziwiony wzrok.
-Chodź, śniadanie jeszcze
trwa, a widziałam, że nie zdążyłeś nic przegryźć – powiedziała z szerokim
uśmiechem i chwilę później byli już w drodze do Wielkiej Sali.
~*~*~
Wróciła do swojego
dormitorium po potrzebne książki. Gdy już myślała, że zabrała wszystko,
spojrzała na biurko. List od Rona. Westchnęła cicho pod nosem, odłożyła torbę
na krzesło i z ciężkim sercem sięgnęła po kopertę. Rozpakowywała ją powoli, aby
odroczyć moment przeczytania zawartości. Usiadła na łóżku i przeleciała
wzrokiem po pergaminie, uważnie wczytując się w zapisane na nim słowa.
Droga Hermiono,
Wraz z Twoim zyczeniem sprzedam nasz dom.
Postaram sie zrobic to jak najszybciej, bo pewnie zalezy ci na czasie. Twoje
rzeczy juz sa u rodzicow. Dostarczylem je osobiscie. Nic im nie
mowilem. Pomyslalem, ze Ty chcesz ich powiadomic o rozstaniu. Przesylaja Ci
pozdrowienia.
Chcialem jeszcze zapytac co u Ciebie? Jak
sie czujesz? Trzymasz sie? Mi tez jest bardzo trudno w tej sytuacji.
Przeslij prosze moje pozdrowienia dla Ginny
i Harry’ego. Obiecuje, ze napisze jak tylko bedzie cos wiadomo w zwiazku z
domem.
P.S. Zrozumiem,
jesli nie bedziesz chciala odpisac.
Odrzuciła
list w kąt. Jemu też jest ciężko w tej sytuacji? Roześmiała się głośno. Tak, z
pewnością było mu ciężko, gdy mówił, że odchodzi. Nie miała zamiaru mu
odpisywać. Jeszcze nie była na to wszystko gotowa. Nie chciała rozdrapywać ran,
które są zbyt świeże. Zerwała się szybko z miejsca, złapała torbę i wybiegła z
dormitorium, spiesząc się na lekcje. Tak, nauka to najlepszy sposób, by oderwać
myśli od Rona.
~*~*~
Siedziała
zamyślona na parapecie. Jej włosy lekko rozwiewały się z powodu wiatru
wpadającego przez otwarte okno. Myśli tak ją pochłonęły, że nawet nie usłyszała
zbliżających się kroków. Ocknęła się dopiero wtedy, gdy na swoim policzku
poczuła delikatne muśnięcie ust. Drgnęła zaskoczona.
-Och,
to ty, przestraszyłeś mnie – uśmiechnęła się wesoło.
-Aż
taki jestem straszny? – droczył się, zmniejszając dzielącą ich odległość.
-Nawet
nie wiesz jak bardzo – szepnęła cicho i zarzuciła mu ręce na szyję. Uśmiechnął
się figlarnie i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Oboje jęknęli, gdy
usłyszeli dzwonek.
-Wyobraź
sobie, co mogłoby się wydarzyć, gdybyśmy mieli jeszcze kilka minut – zamruczał.
Zaśmiała się dźwięcznie i zeskoczyła z parapetu. Złapała go za rękę i ruszyła w
stronę sali. Już widziała profesor Spall wpuszczającą uczniów do klasy.
-Och,
Blaise, no rusz się, bo się spóźnimy.
Weszli jako ostatni, ale na szczęście
nauczycielka jeszcze nie rozpoczęła lekcji.
-Zapraszam
wszystkich na środek sali.
Gdy
już wszyscy wykonali polecenie, kobieta machnęła różdżką i wszystkie ławki
zostały odsunięte pod ściany. Uczniowie spojrzeli po sobie zdziwieni.
-Dziś
potrzebne wam będę jedynie różdżki i wasza wiedza – uśmiechnęła się – Urządzimy
sobie małe pojedynki. To będzie dobry sposób na sprawdzenie, czego nauczyliście
się przez ostatnie lata. Dziewczyny kontra chłopaki, co wy na to?
Pomysł
nauczycielki spotkał się z żywą reakcją. Wszyscy wydawali się być
podekscytowani.
-W
takim razie proszę dobrać się w pary Slytherin - Gryffindor, Hufflepuff –
Ravenclaw, ok? Za pięć minut zaczynamy – powiedziała i usiadła za biurkiem, aby
dać chwilę czasu uczniom. Gdy już wszyscy się podzielili, zaprosiła na środek
dwie pary. Zaczęła od domów borsuka i orła. Pojedynki tych domów nie były
zbytnio ekscytujące. Zwykłe, przeciętne umiejętności. W końcu nadszedł czas na Gryfonów
i Ślizgonów. Jako pierwsi wyszli Harry i Pansy oraz Blaise i Fay.
-Potter,
uważaj sobie, bo jeśli spadnie jej choć włos z głowy, to osobiście się z tobą
policzę – powiedział Ślizgon.
Wybraniec
nie brał tych słów na poważnie, bo widział rozbawione spojrzenia pary rzucane w
jego stronę. Odwzajemnił uśmiech i chwilę później rozpoczęły się pojedynki.
Blaise wygrał po zaledwie dwóch zaklęciach rzuconych w stronę Gryfonki. Walka
Harry’ego i Pansy trwała nieco dłużej, ale i tu męska płeć odniosła zwycięstwo.
Potem przyszła kolej na Neville’a i Milicentę. Gryfon szybko zdobył różdżkę
dziewczyny. Podobnie było w przypadku Dean’a i Tracey. Pojedynek Seamus’a i
Daphne zakończył się niezidentyfikowanym wybuchem, po którym Ślizgonka
odleciała parę metrów do tyłu. Walka pomiędzy Draco i Parvati trwała trochę
dłużej niż poprzednie. Najwidoczniej przynależność do Gwardii Dumbledore’a nie
poszła na marne. Po chwili jednak wygrał blondyn. W końcu nadszedł czas na
Hermionę i Teodora.
-Gotowa?
– uśmiechnął się w stronę dziewczyny. Ta jedynie kiwnęła głową i również
wyszczerzyła zęby.
Ten
pojedynek był zdecydowanie najbardziej ekscytujący. Oboje posługiwali się magią
niewerbalną, więc reszta nawet nie wiedziała, jakich zaklęć używają. Po klasie
latały różnokolorowe promienie. Walka trwała już kilkanaście minut, gdy w
klasie rozbrzmiał dzwonek. Na środek wyszła profesor Spall.
-Ta
rozgrywka pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Obiecuję, że kiedyś schemat
lekcji się powtórzy, a wtedy nastąpi rewanż. Dziewczyny będą mogły się
zrehabilitować – uśmiechnęła się delikatnie – Na dziś dziękuję.
~*~*~
-Co teraz mamy? – zapytał
Draco.
-Eliksiry – usłyszał w
odpowiedzi. Uśmiechnął się pod nosem. Zapowiadają się leniwe dwie godziny.
Slughorn postanowił, że w siódmej klasie przerobi z nimi materiał z poprzednich
lat. Pewnie znów każe im uwarzyć coś na poziomie drugiej klasy. Przynajmniej
będzie mógł trochę odetchnąć po Obronie przed Czarną Magią. Swoją drogą ciekaw
był rewanżu pomiędzy Granger i Teodorem. Było oczywiste, że brał stronę
przyjaciela i miał nadzieję na jego wygraną, ale nie mógł lekceważyć Gryfonki.
Chwilę później rozbrzmiał dzwonek oznajmiający rozpoczęcie lekcji. Przed salą
czekali już wszyscy uczniowie siódmego rocznika, którzy uczęszczali na
Eliksiry. Po dwóch minutach zza rogu wyłonił się profesor Slughorn i wpuścił
zebranych do sali. Draco szybko zajął swoje stałe miejsce. Hermiona już
siedziała w ławce, a miejsce jej pracy było nienagannie przygotowane. Książki
równo ułożone w rogu, idealnie wyczyszczony kociołek umieszczony był na środku,
a zaraz obok leżała chochla. Było też miejsce przeznaczone na składniki
potrzebne do uwarzenia wywaru. Blondyn pokręcił rozbawiony głową. Zawsze
śmieszył go tak przesadny perfekcjonizm. Jego rozmyślenia przerwał głos
nauczyciela.
-Dziś zajmiemy się Eliksirem
Zapomnienia. Wiem, że już go przerabialiście, ale myślę, że warto go powtórzyć.
Przepis i spis ingrediencji znajdziecie w podręczniku. Macie dwie godziny. Pod
koniec lekcji sprawdzę wasze eliksiry, a najlepszy nagrodzę 15 punktami. Życzę
powodzenia – uśmiechnął się i zajął miejsce za biurkiem, wyciągając z jednej z
szuflad Proroka Codziennego.
-Eliksir Zapomnienia –
prychnęła głośno Hermiona.
-Jakiś problem, Granger? –
zapytał, unosząc zabawnie brew.
-Przecież to jest na poziomie
pierwszej klasy. Przecież nie jesteśmy niedorozwinięci. No, przynajmniej ja –
dodała, mierząc wzrokiem blondyna.
-Udam, że tego nie słyszałem
– warknął.
-O, i w dodatku głuchy –
rzuciła rozbawiona, na co Ślizgon jedynie pokręcił głową, w duchu prosząc o cierpliwość.
-Idę po składniki, przynieść
też dla ciebie? – zdziwiła się chęcią jego pomocy, ale kiwnęła potakująco
głową. Po kilku minutach znów pojawił się przy ławce, rozdzielając wszystkie
ingrediencje na pół.
-Dzięki – powiedziała. Skinął
głową i zabrał się za przygotowywanie eliksiru. Przez kilka minut pracowali w ciszy, lecz w końcu Draco zabrał
głos.
-Nie potrzebujesz przepisu? –
zapytał, gdy zauważył, że dziewczyna wykonuje wszystkie czynności z pamięci.
-Nie, to bardzo łatwy
eliksir. Znam cały sposób przygotowywania na pamięć.
-Udowodnij – rzucił
zaczepnie.
-Jak dziecko – westchnęła –
No dobrze. A więc dodać 2 krople z rzeki Lete do kociołka, podgrzewać przez 20
sekund, dodać 2 gałązki waleriany, pomieszać 3 razy zgodnie z ruchem wskazówek
zegara, machnąć różdżką, pozostawić do zaparzenia i wrócić po 45-60 minutach –
recytowała i nawet nie zauważyła, że Ślizgon wyciągnął swoją różdżkę i stał
teraz niezwykle z siebie zadowolony. Gdy już skończyła wymieniać kolejne kroki,
spojrzała na niego i zauważyła, że ledwie tłumi śmiech – O co ci chodzi?
-Chyba jednak nie taki łatwy
ten przepis, Granger – wybuchł śmiechem. Zdezorientowana odwróciła się w stronę
swojego wywaru i ze zdziwieniem spostrzegła, że eliksir w jej kociołku
dosłownie wrzał i wylewał się z naczynia. Opanowała sytuację i spojrzała na
Ślizgona morderczym wzrokiem.
-To wszystko przez ciebie –
wysyczała.
-A co ja niby takiego
zrobiłem – udawał głupiego. Wewnątrz już nie mógł wytrzymać ze śmiechu.
-Zwiększyłeś ogień, gdy nie
patrzyłam.
-Wcale nie!
-Wcale tak!
-Trzeba było bardziej uważać.
-Pożałujesz – ucięła dyskusję
i zabrała się za ponownie warzenie eliksiru.
Przez resztę lekcji już się
do siebie nie odzywali. Gdy profesor Slughorn sprawdzał efekty pracy uczniów,
bez zastanowienia uznał, że to właśnie Hermiona uwarzyła najlepszy Eliksir
Zapomnienia. To trochę poprawiło humor Gryfonce. Zabrała się za pakowanie
swoich rzeczy, lecz kątem oka zauważyła, że do Harry’ego podchodzi nauczyciel.
Wyszła przez salę, z której chwilę później wyszedł brunet.
-Czego chciał od ciebie
Slughorn? – zapytała. Wybraniec spojrzał na nią z dziwną miną.
-Powiedział, że ostatnio
gorzej mi idą Eliksiry i, że jeśli ktoś mi dokucza z powodu moim niebywałych
zdolności, to on może w tej sprawie interweniować – powiedział zawstydzony, na
co Hermiona wybuchła śmiechem.
-I co mu odpowiedziałeś?
-Że tobie bardziej zależy na
tytule klasowego prymusa – wyszczerzył zęby, przez co oberwał kuksańca w bok.
Spojrzał na przyjaciółkę z wyrzutem, co znów zaowocowało śmiechem Gryfonki.
~*~*~
Siedziała w swoim dormitorium
patrząc na niewielki tekturowy karton. Kilka razy wstawała, lecz znów zajmowała
miejsce na łóżku. W końcu się zebrała i podeszła do wielkiego, szkolnego kufra.
Uchyliła delikatnie wieko i wzięła głęboki wdech. W końcu popchnęła klapę do
końca, a jej oczom ukazał niewielki stosik przeróżnych przedmiotów. Wszystkie
ubrania, książki i przybory szkolne już dawno wypakowała, więc zostały tam
jedynie pamiątki, stare pióra i pergaminy oraz kilka mugolskich lektur. Wyjęła
małe drewniane pudełeczko. Po chwili wysypała na podłogę jego zawartość. Jej oczom
ukazało się mnóstwo zdjęć i kilka listów, które napisał do niej Ron, gdy w
wakacje przebywała u rodziców w Australii. Uwielbiała je czytać, bo były one
wręcz przepełnione uczuciem. Nigdy nie podejrzewałaby rudzielca o listy
miłosne, a jednak. Zebrała je wszystkie w kupkę i wrzuciła do tekturowego
kartonu. Przyszła kolej na zdjęcia, które obejrzała i posegregowała. Te, które
uwieczniły jedynie ją i Rona, odłożyła na łóżko, a resztę zgarnęła i z powrotem
wrzuciła do drewnianego pudełeczka. Odstawiła je do kufra i podeszła do biurka.
Sięgnęła po pergamin, pióro oraz atrament i rozpoczęła pisanie listu do
rodziców. Opisała w nim wszystko. Począwszy od rozstania, skończywszy na
zawartości kartonu i prośbie o umieszczenie go pod łóżkiem w jej pokoju. Gdy już
uznała, że skończyła, zapakowała wszystko i ruszyła do sowiarni. Po drodze nie
spotkała nikogo, więc szybko znalazła się na miejscu. Rozejrzała się po
pomieszczeniu i przywołała do siebie jedną z większych szkolnych sów. Wydawała
się wytrzymała, wiec Gryfonka uznała, że będzie odpowiednia do tak długiej
podróży z pakunkiem. Wyrecytowała adres i chwilę później obserwowała jak
puchacz zmienia się w jedynie niewielką plamkę na niebieskim nieboskłonie.
Usiadła na kamiennej posadzce i pozwoliła łzom popłynąć. Nagle usłyszała kroki.
Szybkim ruchem ręki wytarła policzki i wbiła spojrzenie w drzwi sowiarni, w
których ukazała się Milicenta Bulstrode. Dziewczyna przywołała do siebie sowę,
przywiązała do jej nóżki liścik i na ucho przekazała puchaczowi informacje na temat
adresata. Hermiona miała nadzieję, że teraz sobie pójdzie i zostawi ją samą,
lecz najwyraźniej ktoś na górze nie miał zamiaru wysłuchać jej modlitw.
-Znów płaczesz przez
Weasley’a? – zapytała, zwracając twarz w kierunku Gryfonki -Nic ci do tego –
usłyszała w odpowiedzi Ślizgonka, jednak niezrażona kontynuowała.
-Nie bądź dziewczyną, która
potrzebuje mężczyzny. Bądź dziewczyną, której mężczyzna potrzebuje – Hermiona
podniosła zdziwione spojrzenie, jednak nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo
Milicenta szybko dodała – Muszę iść. Gdyby Daphne dowiedziała się, że z tobą
rozmawiam, nieźle by mi się dostało – i opuściła sowiarnię. Gryfonka chwilę
rozmyślała nad słowami Ślizgonki. Miała rację. Nie będzie rozpaczać, bo nie
chce jej jakiś chłopak. Zdziwiła się, że usłyszała takie rzeczy z ust
dziewczyny, która nigdy nie darzyła jej sympatią, zresztą z wzajemnością.
Postanowiła, że zamknie rozdział Rona raz na zawsze. Szybko wstała, wzięła
kilka wdechów i ruszyła na obiad do Wielkiej Sali.
~*~*~
-Mam świetne wiadomości! –
podniósł wzrok na Georga, który wpadł jak burza do jego pokoju. Uśmiechnięty
rudzielec wymachiwał mu kawałkiem pergaminu przed nosem. Wyciągnął po niego rękę,
jednak brat na złość pociągnął ją do siebie. Zmierzył go wzrokiem. Twarz
bliźniaka ozdabiał uśmiech. Nie był to jednak ten uśmiech, który zawsze mu
towarzyszył. Od śmierci Freda George już nie był tym samym człowiekiem. Co
prawda starał się być pogodny. Nadal był wesoły w stosunku do klientów, lecz
Ron wiedział, że to wszystko było wymuszone. Chociaż się uśmiechał, jego oczy
pozostawały pochmurne. Wyzbyły się dawnego blasku. Od czasy bitwy nie widział w
nich tych iskier, które były u niego czymś tak normalnym. Powszednim. To
George’owi było z nich wszystkich najtrudniej. To on stracił część siebie –
Słuchasz mnie w ogóle?
-C-co? Ach, tak, oczywiście –
nieprawda. Nie słuchał.
-Chociaż wiem, że niezwykle
uważnie wyłapywałeś każde moje słowo, powtórzę – sarknął – Poszerzam swoją
działalność.
-Jak to? – wstał zza swojego
biurka i podszedł do brata, biorąc od niego pergamin – Kupujesz lokal w
Hogsmeade? – zdziwił się. Dopiero co nie radził sobie z jednym sklepem, a teraz
ma zamiar otworzyć drugi.
-Tak, jeden z nas zostanie
tu, a drugi wyjedzie zajmować się sklepem w Hogsmeade. Strzelam, że będę to ja
– dodał, patrząc na niego wymownie. George jako jedyny znał powód zerwania Rona
i Hermiony. Z początku nie mógł uwierzyć w całą tę historię, lecz w końcu
zrozumiał sytuację brata. Zupełnie się nie zgadzał z jego decyzją, ale przecież
to jego życie, on nie ma tu nic do mówienia – Będziesz musiał dobrać sobie
jeszcze kilku współpracowników. Mam nadzieję, że dasz sobie radę. Z moich
źródeł wiem, że 10 października odbędzie się wyjście do Hogsmeade w Hogwarcie.
Zamierzam wtedy zorganizować otwarcie.
-W miesiąc? – zdziwił się.
-Dla czarodzieja nic trudnego
– zaśmiał się, choć zabrzmiało to trochę ponuro. Już miał opuścił pokój, lecz
gdy już stał w drzwiach, odwrócił się w stronę brata – Och, zapomniałbym. Oczywiście
ty mi w tym pomożesz – i nie czekając na odpowiedź, wyszedł.
~*~*~
Hermiona siedziała w swoim
dormitorium i właśnie kończyła esej dla profesora Binnsa. Gdy już wreszcie
skończyła, ruszyła do Pokoju Wspólnego. Omiotła wzrokiem pomieszczenie i
znalazła kilka znajomych twarzy na fotelach przy kominku. Podeszła do nich
szybkim krokiem i chwilę później zajęła miejsce obok przyjaciół. Rozejrzała się
po reszcie. Harry siedział na fotelu, a Ginny siedziała na ziemi oparta o jego
kolana i grała z Neville’m w Gargulki.
-O, Hermiona, przyłączysz
się? – zapytała rudowłosa.
-Nie dzięki – odparła ze
śmiechem, ponieważ w tej samej chwili dziewczyna straciła punkt, co równało się
z oblaniem śmierdzącym płynem. Nagle znikąd przed szatynką wylądował papierowy
samolocik. Zdziwiona podniosła go i zauważyła, że coś jest na nim napisane.
Rozwinęła kartkę i przeczytała jej zawartość. Po zapoznaniu się z tekstem
gwałtownie zbladła. Od razu poznała to pismo. Szybko podniosła się z miejsca i
ruszyła do swojego dormitorium, lecz zatrzymał ją głos Harry’ego.
-Hermiona, wszystko ok? –
zapytał z troską w głosie. Zdobyła się na niewyraźny uśmiech i kiwnęła głową.
Po chwili już zamykała drzwi w swoim pokoju. Prawie nic się w nim nie zmieniło.
Prawie, bo miejsce na krześle przy biurku było zajęte, a jego właściciel miał
równie bladą twarz, co Gryfonka. Na ten widok upuściła wiadomość na podłogę.
Kartka spadała powoli, co chwila zmieniając tor lotu. W końcu spotkała się z
miękkim dywanem. Teraz na czerwonym tle odbijało się kilka słów nabazgranych
czarnym atramentem.
Czekam w twoim
dormitorium. Pilne. Nie mów nikomu.
~*~*~
Szedł powoli ulicą Pokątną. Nie zwracał uwagi na
innych przechodniów. Przynajmniej do czasu, gdy usłyszał w jakiejś ciemnej
uliczce cichego męskiego głosu, który zmroził mu krew w żyłach.
-Sectumsempra – odwrócił się w stronę, z której w jego
mniemaniu pochodził dźwięk zaklęcia. Nie zastanawiając się długo, popędził na
pomoc potencjalnej ofierze. Nagle jego oczom ukazał się chłopak leżący w kałuży
krwi. Na oko mógł być kilka starszy od niego. Od razu przy nim uklęknął.
-Vulnera Sanetur – raz po raz szeptał przeciwzaklęcie.
Rany zaczęły się powoli zabliźniając, lecz nie do końca. Nie władał aż tak dużą
mocą jak Snape czy jego mama. Na ciele nieznajomego nadal znajdowało się
mnóstwo cięć, lecz już nie były one tak głębokie, że zagrażały jego życiu. Nie
wiedział, co teraz zrobić. Nie potrafił mu już pomóc. Była jednak osoba, która
doskonale by sobie poradziła z tym problemem. Nie zastanawiając się zbyt długo,
chwycił chłopaka za rękę i teleportował się go Hogsmeade. Po chwili wylądował
przed lokalem, który już niedługo miał służyć jako drugi sklep Magicznych
Dowcipów Weasley’ów. Przerzucił ramię nieznajomego przez kark i powoli zaniósł
go na samą górę budynku, gdzie już był wyremontowany nowy dom Georga. Położył
go na łóżku i sprawdził, czy oddycha. Gdy już upewnił się, że chłopak żyje,
ruszył do Miodowego Królestwa, uprzednio rzucając na siebie zaklęcie kameleona.
Odnalazł ukrytą klapę na tyłach cukierni i używając tajemnego przejścia kroczył
w stronę Hogwartu. Po kilkudziesięciu minutach wreszcie znalazł się w zamku.
Szybko znalazł się przy wejściu do Wieży Gryffindoru. Na moment cofnął
zaklęcie, by wypowiedzieć hasło, które, na szczęście, jeszcze nie zostało
zmienione. Rozejrzał się uważne i ponownie rzucił na siebie czar. Ruszył do
dormitorium Hermiony. Widział ją w Pokoju Wspólnym, więc przynajmniej nie
będzie musiał poświecić kolejnych minut na poszukiwania. Podszedł szybko do
biurka i nabazgrał krótką wiadomość. Przelewitował ją do szatynki i usiadł na
krześle, oczekując na jej przyjście. Strasznie zamartwiał się o tego chłopaka.
Trochę tego nie przemyślał. Co, jeśli on tam umrze? Będzie musiał się nieźle
tłumaczyć w Ministerstwie. Po chwili
drzwi się otworzyły, a w nich ukazała się Hermiona. Jej twarz była
nienaturalnie blada. Upuściła kartkę i zrobiła kilka kroków w jego stronę.
-Co ty tu robisz? – zapytała z bólem w głosie. Ledwie
uporała się ze stratą ukochanego, a on znów się pojawia. Zwariuje z tego
nadmiaru emocji.
-Potrzebuję twojej pomocy. To naprawdę ważne.
-O co chodzi? – zaniepokoiła się. Wiedziała, że z byle
problemem nie fatygowałby się aż do Hogwartu.
-Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia. Opowiem Ci po
drodze – wstał z miejsca i zrobił kilka kroków w jej stronę. Mimowolnie się
odsunęła.
-Po drodze?
-Tak, musimy szybko dotrzeć do Hogsmeade.
-J-ja nie wiem – wyszeptała niepewnie. To wszystko
było tak dziwne. Nagłe pojawienie się Rona. Teraz się okazuje, że ma opuścić
Hogwart. Podszedł do niej i spojrzał głęboko w oczy.
-Hermiono, proszę, abyś wyzbyła się dawnej urazy i mi
pomogła – wyszeptał prawie bezgłośnie – Przychodzę co ciebie jako przyjaciółki,
bo wierzę, że nadal nią jesteś. Naprawdę potrzebuję twojej pomocy. Nie wiem, do
kogo innego mógłbym się zwrócić. Jedyna przyszłaś mi na myśl.
-Ja… no dobrze, prowadź.
Wrócili do wioski tą samą drogą. Podczas wędrówki
opowiedział jej całą historię.
-Dlaczego nie poszedłeś z nim do Munga? – zapytała.
Cała ta sytuacja nie mieściła jej się w głowie. Była pewna, że po upadku
Voldemorta jest bezpiecznie, ale najwyraźniej się pomyliła. No tak, w tym
świecie szaleńców nie brakuje.
-Co miałbym im tam powiedzieć? Cześć, przyniosłem wam
rannego, dostał czarnomagicznym urokiem, dzięki, pa. Trochę głupio brzmi,
prawda? – zironizował. W sumie, to miał rację. Zaczęłyby się pytania i jeszcze
sam Ron miałby przez to problemy. Nagle zatrzymali się przez pustym budynkiem.
-Co to za miejsce? – zaciekawiła się.
-Będzie tu nowy sklep George’a. – nie pytała o nic
więcej. W milczeniu przebyli drogę na najwyższe piętro. Rudzielec otworzył
przed nią drzwi, a jej oczom ukazał się ranny chłopak. Jego koszulka była cała
we krwi, a twarz wykrzywiał grymas bólu. Podeszła bliżej i zamarła. Z daleka
widziała jedynie brązowe włosy i szczupłe, umięśnione ciało, jednak gdy
podeszła bliżej, dostrzegła więcej szczegółów. Doskonale wiedziała, kto to jest. Zamrugała
parę razy i przybrała spokojny wyraz twarzy, nie chcąc pokazać, że skądś go
zna.
-Tergeo – machnęła różdżką i z jego koszulki zniknęła
cała zaschnięta krew – Będę potrzebowała Eliksiru Wiggenowego i Wzmacniającego.
Przydałyby się jeszcze Eliksiry Spokoju i Słodkiego Snu, na wypadek gdyby się
obudził - uniosła delikatnie rąbek bluzki chłopaka, a jej oczom ukazały się
dziesiątki niewielkich rozcięć. Spojrzała na Rona – załatw jeszcze jad
szczuroszczeta i Eliksir czyszczący rany – złapała dwa kawałki pergaminu
znajdujące się na dębowej etażerce. Jeden z nich przerwała na pół i
przetransmutowała w pióro i kałamarz. Zaczęła coś szybko pisać – Masz, tu są
składniki potrzebne do każdego eliksiru. Jeśli nie uda ci się któregoś
załatwić, kup składniki i Sluga i Jiggersa na Pokątnej. Postaram się je uważyć.
Kiwnął głową na znak, że zrozumiał i odwrócił się w
stronę drzwi. Już miał opuścić pomieszczenie, gdy zatrzymał go głos Hermiony.
-Ron? – spojrzał na nią pytająco – Proszę cię,
pospiesz się. To, że nie ma zagrożenia życia, nie znaczy, że jest z nim dobrze.
Muszę zacząć działać jak najszybciej.
-Dobrze. Naprawdę ci dziękuję, Hermiono – uśmiechnęła
się delikatnie i zabrała za przygotowywanie dogodnego i sterylnego miejsca dla
Fabiena.
~*~*~
-Hej, Teodor, gdzie idziesz? – usłyszał, gdy właśnie
kierował się w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego.
-Chcę się przejść po błoniach – wzruszył ramionami.
-Sam? – zapytała Pansy w wrednym uśmieszkiem.
-Może tak, może nie – rzucił tajemniczo i wyszedł.
Błądził po zamku już godzinę, jednak nigdzie nie
natknął się na Hermionę. W końcu postanowił, że pójdzie do Wieży Gryffindoru.
Szybko znalazł się na miejscu, ale nie znak hasła. Nagle przed oczami śmignął
mu jakiś pierwszoroczniak.
-Ej, ty, chodź tu – krzyknął. Chłopiec rozejrzał się
po korytarzu, aby upewnić się, że słowa te były skierowane do niego.
-J-ja? – wykrztusił.
-Tak, ty – westchnął zniecierpliwiony – Wpuść mnie –
wskazał głową na obraz Grubej Damy.
-Ale uczniom innych domów nie wolno… - nie dokończył,
bo Ślizgon wciął mu się w słowo.
-Wpuść mnie i będziesz mógł mi zniknąć z oczu –
warknął. Chłopiec posłusznie szepnął cicho hasło i chwilę później Teodor już
znajdował się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Rozejrzał się po pomieszczeniu i
jego wzrok padł na grupkę siódmoklasistów zaśmiewających się w najlepsze przy
kominku. Podszedł bliżej, jednak nie dostrzegł Hermiony.
-Nott? Co ty tu robisz? – Ginny zauważyła go jako
pierwsza.
-Szukam Hermiony. Nie wiecie, gdzie może być?
-Wyszła jakąś godzinę temu. Pewnie jest w bibliotece
albo na błoniach – powiedział Harry.
-Szukałem jej w całym zamku.
-Może wróciła do siebie. O tej porze jest tu tak
tłoczno, że mogliśmy jej nie zauważyć. Zwłaszcza jeśli przyszła tak szybko, jak
wychodziła – zaśmiała się młoda Weasley na wspomnienie o Hermionie prawie
biegnącej do wyjścia. Nawet nie reagowała na ich wołania – Chodźmy sprawdzić –
zaproponowała. Po chwili we trójkę stali przed drzwiami dormitorium szatynki.
-Hermiona, jesteś tam? Otwórz, to ja, Ginny – zapukała
kilkakrotnie, jednak odpowiedziała jej cisza. Po jeszcze kilku próbach Harry
postanowił, że powinni sprawdzić, czy dziewczyna jest w środku. Weszli cicho do
pokoju.
-Hermiona? – Teodor rozejrzał się po pomieszczeniu.
Nikogo nie było w środku. Sprawdzili łazienkę. Tam też jej nie znaleźli.
-O, tu coś jest – powiedziała Ginny, schylając się po
niewielką karteczkę, która leżała na dywanie. Przeczytała jej treść i
gwałtownie zbladła. Harry szybko do niej podszedł i wziął wiadomość. Od razu zrozumiał
reakcję młodej Weasley. Jedynie Teodor nie wiedział o co chodzi. Spoglądał na
nich ze zdziwieniem w oczach. Nagle dziewczyna zdołała coś z siebie wykrztusić
– Ron – szepnęła prawie bezgłośnie.
Chwilę później jak burza wpadli do dormitorium Pottera.
Chłopak od razu rzucił się w stronę kufra i wyciągnął z niego Mapę Huncwotów.
Wypowiedział formułkę i od razu zabrali się za poszukiwania. Nigdzie jednak nie
odnaleźli punktu podpisanego nazwiskiem Hermiony.
-Jesteście pewni, że to od niego? – dopytywał Teodor.
-Tak, to na 100% wiadomość od Rona. To jest jego pismo
– odparła Ginny
-Skoro nie ma ich na mapie, to są dwa wyjścia. Albo
opuścili Hogwart, albo są w Pokoju Życzeń – wtrącił się Harry.
-Jeśli są w Pokoju Życzeń, to nam się on nie otworzy.
Chodźmy sprawdzić – zarządziła Ginny.
Kilka minut później para Gryfonów obserwowała Teodora,
którzy szedł powolnym krokiem wzdłuż ściany. Nagle ukazały się im drzwi.
Ślizgon spojrzał ponurym wzrokiem na pozostałych. Wszyscy wiedzieli, co to
oznacza. Hermiona jest poza Hogwartem.
~*~*~
Po 20 minutach w drzwiach ponownie ukazał się Ron.
Zastał Hermionę siedzącą przy łóżku, na którym leżał ten nieznajomy chłopak.
-Zdobyłem wszystko – powiedział. Hermiona spojrzała na
niego uśmiechając się.
-Świetnie, w takim razie mogę go już wybudzić – wzięła
różdżkę do ręki i skierowała ją w stronę Fabiena.
-Rennervate – szatyn natychmiastowo otworzył oczy.
Spojrzała w jego brązowe tęczówki. Wpatrywała się w nie bardzo intensywnie,
niezauważalnie kręcąc głową. Chłopak chyba zrozumiał, o co jej chodziło, bo
choć od razu ją poznał, to nie dał tego po sobie poznać. Udawał zaskoczonego
widokiem tej dwójki.
-Co ja tu robię? – wydyszał. Widać było, że mówienie
sprawiało mu ból.
-Nic nie mów, później wszystkiego się dowiesz. Ktoś
cię zaatakował i oberwałeś Sectumsemprą. Ron – wskazała na rudzielca stojącego
trochę dalej – cię znalazł i tu przyniósł. Mam potrzebne eliksiry i postaram
się pomóc. Jak już poczujesz się lepiej, to opowiesz nam, co pamiętasz. Teras
masz, wypij to – podała mu niewielką buteleczkę z ciemnym płynem – To Eliksir
Spokoju – wytłumaczyła, widząc jego niepewne spojrzenie. Chłopak posłusznie
opróżnił zawartość fiolki. Hermiona od razu podała mu kolejne.
-Tu jest Eliksir czyszczący rany – wskazała na
buteleczkę z purpurową zawartością – Wypij to jako pierwsze. Potem masz Eliksir Wiggenowy, on wyleczy
wszystkie rany. Na koniec Eliksir Słodkiego Snu. Musisz jeszcze odpocząć –
szatyn wlał w siebie wszystkie płyny i chwilę później wpadł w objęcia
Morfeusza. Gryfonka zdjęła jego koszulkę i wyczarowała niewielką chustkę.
Zamoczyła ją w jadzie szczuroszczeta i przyłożyła do niewielkich pozostałości
po rozcięciach. Zmniejszy to prawdopodobieństwo, że pojawią się blizny.
Powtórzyła tę czynność jeszcze kilka razy i przemyła ciało chłopaka wodą.
Oczyściła jego bluzkę i założyła ją z powrotem. Odwróciła się w stronę Rona,
który przez tej cały czas jej się przyglądał.
-Teraz musimy czekać, aż się obudzi – powiedziała i
wyminęła rudzielca, kierując się do drugiego pokoju gościnnego.
~*~*~
Siedział spokojnie w swoim dormitorium. Pisał esej dla
profesora Binnsa. Był dopiero w połowie, co napawało go narastającą złością.
Nagle do pokoju wpadł Teodor.
-Mogę wiedzieć, co ty robisz, do cholery? – zapytał
zdezorientowany.
-Malfoy, musimy pogadać – wyrzucił z siebie. Blondyn
zaciekawiony odwrócił głowę w jego stronę. No cóż, wypracowanie musi poczekać.
-Co jest tak niezwykle ważne, że wtargnąłeś tu bez
pukania? – zaśmiał się.
-Byłeś z Hermioną, gdy poszła odwiedzić Rona, prawda?
-Tak, a o co chodzi?
-Gdzie on mieszka? – ciągnął.
-W domu nad sklepem tego bliźniaka. O co chodzi? –
ponowił pytanie zirytowany.
-Najprawdopodobniej Hermiona z nim jest – powiedział
siadając na łóżku.
-Najprawdopodobniej? – dociekał.
-Wiem, że był dziś u niej. Teraz nie ma jej w
Hogwarcie. Na pewno gdzieś z nim poszła.
-Skąd wiesz, że Weasley u niej był?
-Znaleźliśmy wiadomość od niego w jej dormitorium.
Potter i młoda Weasley rozpoznali jego pismo – odparł cicho.
-Byłem pewien, że już z nim skończyła – rzucił
sięgając do niewielkiej szafeczki. Wyciągnął z niej butelkę Ognistej Whisky i
rozlał do dwóch szklanek. Podał jedną Teodorowi, a ten od razu ją opróżnił.
-Ja też – nagle blondynowi zrobiło się szkoda
przyjaciela. Wiedział, że Granger mu się podoba.
-Może mają jeszcze jakieś wspólne sprawy. Przecież to
nie musi oznaczać, że do siebie wrócili – zaczął dywagować – Słyszałem od
Blaise’a, że po wojnie zamieszkali razem. Pewnie chcą sprzedać dom.
-I załatwiałaby to wieczorem? – powątpiewał – Napisał,
że musi się z nią pilnie spotkać. Kazał jej nic nikomu nie mówić. Nikt nie
wiedział o jej wyjściu. Serio myślisz, że poszła załatwiać stare majątkowe
sprawy? – zaśmiał się ponuro.
-Jak wróci, to się dowiemy – odparł i sięgnął po
karafkę, by rozlać trunek.
~*~*~
Obudziła się jako pierwsza. Weszła do łazienki się
odświeżyć. Wyczyściła swoje ubrania i wzięła prysznic. Poszła zobaczyć, jak się
czuje Fabien. Sprawdziła, czy rany na ciele się ładnie zagoiły. W tym samym
czasie chłopak zaczął się przebudzać. W końcu otworzył oczy i spojrzał na
Gryfonkę.
-Hermiona? – zapytał.
-Cicho, jeszcze Ron nas usłyszy – syknęła – Masz,
wypij. To Eliksir Wzmacniający – podała mu buteleczkę z turkusowym płynem.
Chwilę później do pokoju wszedł Ron.
-Co z nim?
-Już dużo lepiej. Podałam mu Eliksir Wzmacniający.
Myślę, że do wieczora będzie się czuł na tyle dobrze, że będzie mógł o własnych
siłach wrócić do domu – odpowiedziała wyczerpująco.
-Skąd ty tak w ogóle je… - nie dokończył, bo Hermiona
wpadła mu w słowo.
-Pójdziesz po jakieś śniadanie? Jestem strasznie
głodna, założę się, że wy też – zaśmiała się – Wstąpisz jeszcze na Pocztę?
Masz, tu jest list do Harry’ego. Napisałam mu, żeby powiedział profesor
McGonnagall, że źle się czuję i nie pojawię się dziś na zajęciach – spojrzała
na zegarek – Jeśli się pospieszysz, to zdążysz jeszcze przed śniadaniem –
dodała szybko. Ron spojrzał na nią dziwnie, ale posłusznie wziął list i odwrócił
się w stronę drzwi. Śmieszyło go zachowanie Gryfonki. Doskonale wiedział, kim
jest ten chłopak. Z początku go nie poznał, ale gdy Hermiona oczyściła jego
twarz, nie miał wątpliwości z kim ma do czynienia. Co prawda widział szatyna
zaledwie parę razy w życiu. Poza tym wyglądał teraz trochę inaczej, jednak
zapamiętał tę twarz. No cóż, będzie musiał udawać głupiego – Będę za jakieś 20
minut.
Gryfonka odetchnęła, gdy rudzielec opuścił mieszkanie.
-Co ci się stało? Kto cię zaatakował? – zaczęła
strzelać pytaniami.
-Nie wiem. Śledziłem Rona, tak jak mi kazałaś.
Chciałem się ukryć w jakimś zaułku. Stało tam dwóch mężczyzn. Jeden przypierał
drugiego do ściany. Musiałem im w czymś przeszkodzić, bo odwrócili się
zaskoczeni w moją stronę. Ten drugi się teleportował, gdy tylko go puścił. I
ten facet musiał się wkurzyć, że mu zwiał, więc rzucił we mnie zaklęciem i
uciekł – opowiedział całą historię.
-Merlinie, dobrze, że Ron cię znalazł – wypuściła z
siebie głośno powietrze – A co u niego? – zapytała cicho.
-Jestem pewien, że cie nie zdradził. Nikogo nie ma.
Pracuje cały dzień w sklepie, czasem wychodzi, żeby się przejść albo załatwić
jakieś sprawy dla George’a. Nie ma żadnej innej kobiety w jego życiu –
uśmiechnął się.
-Więc nie rozumiem, czemu mnie zostawił. Mówi, że nadal
mnie kocha, tyle, że nie możemy być razem – powiedziała.
-Może to prawda.
-Może, nie wiem. Tak czy siak możesz przestać go
śledzić. Naprawdę ci za to dziękuję – przytuliła delikatnie szatyna, na co ten
zareagował śmiechem.
-Czego się nie robi dla przyjaciół. Poza tym
zawdzięczam ci życie – ponownie uniósł kąciki ust do góry. Reszta czasu minęła
im na miłej rozmowie. W końcu wrócił Ron.
-Wysłałem list, tak jak prosiłaś – powiedział. Zaczął
wyciągać zakupy. Najwyraźniej na śniadanie mieli dziś czekoladowe croissanty.
-Mmm, pachną pięknie – westchnęła Hermiona. Przez
kolejne kilkadziesiąt minut zajadali się przysmakami, popijając przy tym piwo
kremowe. Po chwili Fabien wyszedł do łazienki, aby się odświeżyć.
-Mówił, co mu się stało? – zapytał rudzielec.
-Ach, tak – opowiedziała mu całą historię. Gdy już
skończyła, spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.
-Co? – zdziwił się.
-Ron, ja muszę ci coś powiedzieć – zaczęła – Ja go
znam. Nazywa się Fabien Duléry. Poznałam go, gdy byłam z rodzicami na wakacjach
we Francji. Od tamtej pory się przyjaźnimy. Uczył się w Beauxbatons i pochodzi
z Francji.
-Czemu od razu mi tego nie powiedziałaś?
-Najpierw chciałam dowiedzieć się, co on tu robi i
dlaczego jest ranny. Przepraszam.
-Nic się nie stało – powiedział. Teraz przynajmniej
wiedział, dlaczego Gryfonka to przed nim zataiła. Po chwili z łazienki wyszedł Fabien. Hermiona
przedstawiła sobie chłopaków. Resztę dnia spędzili śmiejąc się i rozmawiając,
pałaszując przy tym smakołyki z Miodowego Królestwa.
~*~*~
Wróciłam z nowym rozdziałem dzień wcześniej, chociaż to i tak późno. Tak, wiem, że ostatnia notka pojawiła się prawie 5 tygodni temu, ale ja też mam wakacje i mówiąc szczerze, to do tej pory korzystałam z nich pełną parą. Mam nadzieję, że się to nie zmieni. Rozdział trochę dłuższy niż zwykle, ma 17 stron. Zapraszam do zakładki "Bohaterowie". Nastąpił tam niewielki remont. Następna notka standardowo w piątek za dwa tygodnie. Obiecuję, że od teraz posty postaram się wstawiać regularnie. Naprawdę zachęcam Was do komentowania, bo to naprawdę daje wielką moc w pisaniu. Świadomość, że ma się dla kogo uderzać w klawiaturę. To chyba tyle na dziś, do piątku! ;)
Ale się porobiło xD
OdpowiedzUsuńTeraz już na pewno z Tobą zostanę . :D wciąga niesamowicie . Leila
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że Ci się podoba ;)
Usuń