czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział VIII - "Fabien Duléry"


~*~*~ 


-Co tu się dzieje?! – krzyknęła. 
W tym samym czasie Draco i Blaise przytrzymywali Teodora, który się im wyrywał z żądzą mordu wymalowaną na twarzy. Jego oczy rzucały wściekłe ogniki na chłopaka, który aktualnie leżał cały obolały na podłodze. Już z daleka można było dostrzec, że ma kilka rozcięć na wardze i łuku brwiowym oraz pokaźnego siniaka pod okiem. Nie mogła zrozumieć, co tu zaszło. A przecież do głupich nie należała. Myślała, że cały ten dzień będzie spokojny, a już od samego rana spotykają ją niemiłe niespodzianki. Spojrzała po wszystkich i podbiegła do leżącego na ziemi chłopaka. Gdy przyjrzała się mu lepiej, poznała go.  Był to Terence Higgs. Bardzo się zdziwiła, bo zrozumiała, że Teodor pobił Ślizgona ze swojego roku. Przecież on zawsze trzymał się na uboczu, starał się nie wychylać. Nie lubił zwracać na siebie uwagi.  Jest pewne, że jeszcze dziś stanie się obiektem plotek w całym zamku. Teraz już musiała się dowiedzieć, o co chodzi. Swoje przemyślenia odłożyła jednak na bok, bo chłopak nadal krwawił. Poleciła dwóch chłopcom z Domu Węża zabrać go do Skrzydła Szpitalnego. Odwróciła się w stronę pozostałych Ślizgonów. Teodor zmierzył ją wzrokiem i z kwaśną minę ruszył do Wielkiej Sali. Draco posłał jej spojrzenie pełne wyrzutu i ruszył za przyjacielem.
-O co im chodzi? – zapytała Blaise’a, który został z nią jako jedyny. Ten jedynie pokręcił przecząco głową, posłał jej przepraszający uśmiech i dołączył do reszty.


~*~*~


Draco, Teodor, Blaise i Pansy opuścili lochy, by skierować się na śniadanie. Przed Wielką Salą dostrzegli grupkę Ślizgonów. Malfoy rozpoznał jedynie Higgs’a, Crabbe’a i dziewczyny z jego roku. Resztę znał z widzenia. Pewnie byli to szóstoroczni. Gdy już byli prawie przy wejściu, gdy usłyszeli strzępek rozmowy.
-Szlama Granger ostatnio się wyrobiła. Poza tym Weasley ją zostawił, więc teraz jest pewnie smutna i samotna. Myślę, że mogłaby mi umilić kilka wieczorów, a nawet nocy. Czego się nie robi dla szlam – odpowiedział mu donośny rechot Crabbe’a. Blaise spojrzał na Teodora, lecz na reakcję przyjaciela nie musiał długo czekać. Szatyn od razu znalazł się przy chłopaku i odwrócił go w swoją stronę.
-O, cześc, Teodo…-nie dokończył bo chwilę później leżał na kamiennej posadzce, a jego lewy policzek pulsował niewiarygodnym bólem. Nie zdążył zareagować, gdy został brutalnie podniesiony i przyparty do ściany.
-Nie waż się tak mówić o Hermionie – wysyczał wściekle i oddał kolejny cios. Wokół zdążyła się już zebrać całkiem pokaźna grupka obserwatorów. Draco spojrzał na Blaise, który porozumiewawczo kiwnął głową. Obaj ruszyli w stronę przyjaciela, który teraz pochylał się nad leżącym Higgs’em i co chwilę uderzał w jego twarz. Musieli coś zrobić, bo on zatłucze go na miejscu. Złapali Teodora za ramiona i odsunęli na bezpieczną odległość. Nieudolnie starał się im wyrwać. Nagle dobiegł ich głośny krzyk.
-Co tu się dzieje?!
Tłum rozstąpił się i obok nich pojawiła się Hermiona. Draco odetchnął z ulgą. „Lepiej ona niż jakiś nauczyciel” – pomyślał. Gryfonka obrzuciła uważnym spojrzeniem zebranych i podeszła do chłopaka leżącego na ziemi. Gdy dowiedziała się, w jakim jest stanie, kazała zabrać go do Skrzydła Szpitalnego i odwróciła się w strony trójki Ślizgonów. Obrzuciła ich pytającym spojrzeniem, lecz ci jedynie zmierzyli ją wzrokiem i weszli do Wielkiej Sali.


~*~*~


-Odbiło Ci? – zaczął Draco, gdy już usiedli przy swoim stole, z dala od innych. Wiele osób widziało bójkę przed Wielką Salą i chcieli się dowiedzieć, o co poszło. W końcu rzadko dochodziło do bijatyk między uczniami tego samego domu, a zwłaszcza jeśli chodziło o Slytherin. Zwykle wychowankowie Domu Węża trzymali się razem, bo reszta szkoły niezbyt za nimi przepadała, jednak ich to nie obchodziło, bo nie potrzebowali innych. Znajomi z domu zupełnie im wystarczali.
-Zasłużył – odburknął szatyn.
Blondyn wzniósł ręce ku górze w bezradnym geście.
-No to co! Nie musiałeś obijać mu twarzy na oczach całej szkoły! – podniósł głos, przez co ściągnął na siebie wiele ciekawskich spojrzeń.
-A co niby miałem zrobić? – odwarknął poirytowany Nott, jednak nie doczekał się odpowiedzi.
W tym samym czasie do Wielkiej Sali wkroczyła Hermiona wraz z Potter’em i Ginny. Od razu wbiła wzrok w stół Slytherinu, lecz chłopcy nieudolnie starali się unikać jej spojrzenia. Teodor westchnął cicho pod nosem. Wiedział, że nie uniknie rozmowy z Gryfonką. Jest zbyt uparta i było pewne, że mu nie odpuści. Draco nieustannie zezował w stronę przyjaciela. W sumie to go ta sytuacja trochę bawiła. No i przede wszystkim w końcu dowiedział się, że Nott też odczuwa jakieś emocje. Zawsze zachowywał stoicki spokój, nigdy nie działał impulsywnie. Aż do dziś. Przypomniał sobie sytuację, która wydarzyła się zaledwie kilka minut temu. Parsknął śmiechem na wspomnienie strachu wymalowanego na twarzy Higgs’a, gdy Teodor z żądzą mordu zadał mu pierwszy cios, po którym upadł na kamienna posadzkę, boleśnie obijając plecy. Swoją drogą i tak nie oberwał zbyt mocno. Gdyby z Blaise’m w porę nie zareagowali, teraz pewnie leżałby nieprzytomny w Skrzydle Szpitalnym.
-Co ci tak wesoło? – zapytał szatyn.
-Przypomniał mi się twój prawy sierpowy – odpowiedział, tłumiąc głupawy chichot. Ślizgon skrzywił się na tę uwagę.
-Nie wiem, co by z niego zostało, gdybyście – urwał, gdy zobaczył Terence’a wchodzącego do Wielkiej Sali. Gdy już znalazł się przy stole, nie zajął swojego dotychczasowego miejsca przy kolegach z roku, lecz usiadł trochę dalej. Widać było, że jest wzburzony, lecz mogło to wynikać z faktu, że dostał na oczach całej szkoły, a sam nie oddał nawet jednego ciosu. Draco obrzucił wzrokiem Teodora. Pozostał niewzruszony, jedynie jego oczy zdradzały lekkie zdenerwowanie. Po chwili zerwał się z miejsca i skierował się do wyjścia. Po drodze zatrzymał się jednak przy Higgs’ie.
-Jeszcze raz usłyszę coś takiego, a już nic cię nie uratuje – syknął tak cicho, aby tylko adresat mógł usłyszeć. Terence starał się udawać niewzruszonego słowami Ślizgona, ale zdradzała go drgająca szczęka. Gdy spostrzegł, że Nott opuścił Wielką Salę, przysiadł się bliżej znajomych z roku. Ci, na szczęście, nie zadawali żadnych pytań. Nie wiedział czy to dlatego, że nie chcieli go denerwować, czy dlatego, że obserwowali całą sytuację rozgrywającą się na korytarzu. Kątem oka Draco zauważył Prefekt Naczelną wybiegającą na korytarz.


~*~*~


-Teodor, poczekaj! – usłyszał wołanie. Odwrócił się powoli w stronę dziewczyny. Ucieszył się, że wybiegła za nim, lecz nie dał tego po sobie poznać. Gdy już znalazła się przy nim, obrzuciła go uważnym spojrzeniem.
-Co się tam wydarzyło?
-Pobiłem Higgs’a – powiedział tak, jakby było to najnormalniejsze na świecie.
-Z jakiegoś powodu, czy po prostu poczułeś taką potrzebę? – dociekała.
-Z sarkazmem ci nie do twarzy – uśmiechnął się delikatnie. Puściła tę uwagę mimo uszu, więc kontynuował.
-Z powodu jego niewyparzonej gęby – rzucił w końcu. Nie rozumiała o co w tym wszystkim chodziło. Przez chwilę szli w milczeniu. Po chwili znaleźli się na dziedzińcu. Usiedli na kamiennej ławce.
-Opowiesz mi o co poszło? – zapytała cicho.
-O ciebie – osłupiała. Czemu dwóch Ślizgonów miałoby się bić o nią?
-J-jak to? – wyjąkała.
-Obrażał cię. Po prostu – odpowiedział krótko. Spojrzała na niego zaskoczona.
-Nie musiałeś się na niego rzucać z pięściami. Już się przyzwyczaiłam do tych wszystkich obelg. Ślizgon wyzywa mugolaczkę - żadna nowość – zaśmiała się gorzko.
-Obiecuję ci, że w tej szkole nie usłyszysz już nic przykrego. Już ja się o to postaram.
Spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem Wiedziała, że były to słowa rzucone na wiatr. W końcu nie może poręczyć za całą szkołę, jednak sam fakt, że chciał jej to zapewnić, sprawił, że zrobiło jej się cieplej na sercu. Wstała i wyciągnęła do niego rękę. Napotkała jego zdziwiony wzrok.
-Chodź, śniadanie jeszcze trwa, a widziałam, że nie zdążyłeś nic przegryźć – powiedziała z szerokim uśmiechem i chwilę później byli już w drodze do Wielkiej Sali.


~*~*~


Wróciła do swojego dormitorium po potrzebne książki. Gdy już myślała, że zabrała wszystko, spojrzała na biurko. List od Rona. Westchnęła cicho pod nosem, odłożyła torbę na krzesło i z ciężkim sercem sięgnęła po kopertę. Rozpakowywała ją powoli, aby odroczyć moment przeczytania zawartości. Usiadła na łóżku i przeleciała wzrokiem po pergaminie, uważnie wczytując się w zapisane na nim słowa.

Droga Hermiono,
   Wraz z Twoim zyczeniem sprzedam nasz dom. Postaram sie zrobic to jak najszybciej, bo pewnie zalezy ci na czasie. Twoje rzeczy juz sa u rodzicow. Dostarczylem je osobiscie. Nic im nie mowilem. Pomyslalem, ze Ty chcesz ich powiadomic o rozstaniu. Przesylaja Ci pozdrowienia.
   Chcialem jeszcze zapytac co u Ciebie? Jak sie czujesz? Trzymasz sie? Mi tez jest bardzo trudno w tej sytuacji.
   Przeslij prosze moje pozdrowienia dla Ginny i Harry’ego. Obiecuje, ze napisze jak tylko bedzie cos wiadomo w zwiazku z domem.
Koch  Kocham, Ron.
P.S. Zrozumiem, jesli nie bedziesz chciala odpisac.

Odrzuciła list w kąt. Jemu też jest ciężko w tej sytuacji? Roześmiała się głośno. Tak, z pewnością było mu ciężko, gdy mówił, że odchodzi. Nie miała zamiaru mu odpisywać. Jeszcze nie była na to wszystko gotowa. Nie chciała rozdrapywać ran, które są zbyt świeże. Zerwała się szybko z miejsca, złapała torbę i wybiegła z dormitorium, spiesząc się na lekcje. Tak, nauka to najlepszy sposób, by oderwać myśli od Rona.


~*~*~


Siedziała zamyślona na parapecie. Jej włosy lekko rozwiewały się z powodu wiatru wpadającego przez otwarte okno. Myśli tak ją pochłonęły, że nawet nie usłyszała zbliżających się kroków. Ocknęła się dopiero wtedy, gdy na swoim policzku poczuła delikatne muśnięcie ust. Drgnęła zaskoczona.
-Och, to ty, przestraszyłeś mnie – uśmiechnęła się wesoło.
-Aż taki jestem straszny? – droczył się, zmniejszając dzielącą ich odległość.
-Nawet nie wiesz jak bardzo – szepnęła cicho i zarzuciła mu ręce na szyję. Uśmiechnął się figlarnie i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Oboje jęknęli, gdy usłyszeli dzwonek.
-Wyobraź sobie, co mogłoby się wydarzyć, gdybyśmy mieli jeszcze kilka minut – zamruczał. Zaśmiała się dźwięcznie i zeskoczyła z parapetu. Złapała go za rękę i ruszyła w stronę sali. Już widziała profesor Spall wpuszczającą uczniów do klasy.
-Och, Blaise, no rusz się, bo się spóźnimy.

 Weszli jako ostatni, ale na szczęście nauczycielka jeszcze nie rozpoczęła lekcji.
-Zapraszam wszystkich na środek sali.
Gdy już wszyscy wykonali polecenie, kobieta machnęła różdżką i wszystkie ławki zostały odsunięte pod ściany. Uczniowie spojrzeli po sobie zdziwieni.
-Dziś potrzebne wam będę jedynie różdżki i wasza wiedza – uśmiechnęła się – Urządzimy sobie małe pojedynki. To będzie dobry sposób na sprawdzenie, czego nauczyliście się przez ostatnie lata. Dziewczyny kontra chłopaki, co wy na to?
Pomysł nauczycielki spotkał się z żywą reakcją. Wszyscy wydawali się być podekscytowani.
-W takim razie proszę dobrać się w pary Slytherin - Gryffindor, Hufflepuff – Ravenclaw, ok? Za pięć minut zaczynamy – powiedziała i usiadła za biurkiem, aby dać chwilę czasu uczniom. Gdy już wszyscy się podzielili, zaprosiła na środek dwie pary. Zaczęła od domów borsuka i orła. Pojedynki tych domów nie były zbytnio ekscytujące. Zwykłe, przeciętne umiejętności. W końcu nadszedł czas na Gryfonów i Ślizgonów. Jako pierwsi wyszli Harry i Pansy oraz Blaise i Fay.
-Potter, uważaj sobie, bo jeśli spadnie jej choć włos z głowy, to osobiście się z tobą policzę – powiedział Ślizgon.
Wybraniec nie brał tych słów na poważnie, bo widział rozbawione spojrzenia pary rzucane w jego stronę. Odwzajemnił uśmiech i chwilę później rozpoczęły się pojedynki. Blaise wygrał po zaledwie dwóch zaklęciach rzuconych w stronę Gryfonki. Walka Harry’ego i Pansy trwała nieco dłużej, ale i tu męska płeć odniosła zwycięstwo. Potem przyszła kolej na Neville’a i Milicentę. Gryfon szybko zdobył różdżkę dziewczyny. Podobnie było w przypadku Dean’a i Tracey. Pojedynek Seamus’a i Daphne zakończył się niezidentyfikowanym wybuchem, po którym Ślizgonka odleciała parę metrów do tyłu. Walka pomiędzy Draco i Parvati trwała trochę dłużej niż poprzednie. Najwidoczniej przynależność do Gwardii Dumbledore’a nie poszła na marne. Po chwili jednak wygrał blondyn. W końcu nadszedł czas na Hermionę i Teodora.
-Gotowa? – uśmiechnął się w stronę dziewczyny. Ta jedynie kiwnęła głową i również wyszczerzyła zęby.
Ten pojedynek był zdecydowanie najbardziej ekscytujący. Oboje posługiwali się magią niewerbalną, więc reszta nawet nie wiedziała, jakich zaklęć używają. Po klasie latały różnokolorowe promienie. Walka trwała już kilkanaście minut, gdy w klasie rozbrzmiał dzwonek. Na środek wyszła profesor Spall.
-Ta rozgrywka pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Obiecuję, że kiedyś schemat lekcji się powtórzy, a wtedy nastąpi rewanż. Dziewczyny będą mogły się zrehabilitować – uśmiechnęła się delikatnie – Na dziś dziękuję.


~*~*~


-Co teraz mamy? – zapytał Draco.
-Eliksiry – usłyszał w odpowiedzi. Uśmiechnął się pod nosem. Zapowiadają się leniwe dwie godziny. Slughorn postanowił, że w siódmej klasie przerobi z nimi materiał z poprzednich lat. Pewnie znów każe im uwarzyć coś na poziomie drugiej klasy. Przynajmniej będzie mógł trochę odetchnąć po Obronie przed Czarną Magią. Swoją drogą ciekaw był rewanżu pomiędzy Granger i Teodorem. Było oczywiste, że brał stronę przyjaciela i miał nadzieję na jego wygraną, ale nie mógł lekceważyć Gryfonki. Chwilę później rozbrzmiał dzwonek oznajmiający rozpoczęcie lekcji. Przed salą czekali już wszyscy uczniowie siódmego rocznika, którzy uczęszczali na Eliksiry. Po dwóch minutach zza rogu wyłonił się profesor Slughorn i wpuścił zebranych do sali. Draco szybko zajął swoje stałe miejsce. Hermiona już siedziała w ławce, a miejsce jej pracy było nienagannie przygotowane. Książki równo ułożone w rogu, idealnie wyczyszczony kociołek umieszczony był na środku, a zaraz obok leżała chochla. Było też miejsce przeznaczone na składniki potrzebne do uwarzenia wywaru. Blondyn pokręcił rozbawiony głową. Zawsze śmieszył go tak przesadny perfekcjonizm. Jego rozmyślenia przerwał głos nauczyciela.
-Dziś zajmiemy się Eliksirem Zapomnienia. Wiem, że już go przerabialiście, ale myślę, że warto go powtórzyć. Przepis i spis ingrediencji znajdziecie w podręczniku. Macie dwie godziny. Pod koniec lekcji sprawdzę wasze eliksiry, a najlepszy nagrodzę 15 punktami. Życzę powodzenia – uśmiechnął się i zajął miejsce za biurkiem, wyciągając z jednej z szuflad Proroka Codziennego.
-Eliksir Zapomnienia – prychnęła głośno Hermiona.
-Jakiś problem, Granger? – zapytał, unosząc zabawnie brew.
-Przecież to jest na poziomie pierwszej klasy. Przecież nie jesteśmy niedorozwinięci. No, przynajmniej ja – dodała, mierząc wzrokiem blondyna.
-Udam, że tego nie słyszałem – warknął.
-O, i w dodatku głuchy – rzuciła rozbawiona, na co Ślizgon jedynie pokręcił głową, w duchu prosząc o cierpliwość.
-Idę po składniki, przynieść też dla ciebie? – zdziwiła się chęcią jego pomocy, ale kiwnęła potakująco głową. Po kilku minutach znów pojawił się przy ławce, rozdzielając wszystkie ingrediencje na pół.
-Dzięki – powiedziała. Skinął głową i zabrał się za przygotowywanie eliksiru. Przez kilka minut  pracowali w ciszy, lecz w końcu Draco zabrał głos.
-Nie potrzebujesz przepisu? – zapytał, gdy zauważył, że dziewczyna wykonuje wszystkie czynności z pamięci.
-Nie, to bardzo łatwy eliksir. Znam cały sposób przygotowywania na pamięć.
-Udowodnij – rzucił zaczepnie.
-Jak dziecko – westchnęła – No dobrze. A więc dodać 2 krople z rzeki Lete do kociołka, podgrzewać przez 20 sekund, dodać 2 gałązki waleriany, pomieszać 3 razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, machnąć różdżką, pozostawić do zaparzenia i wrócić po 45-60 minutach – recytowała i nawet nie zauważyła, że Ślizgon wyciągnął swoją różdżkę i stał teraz niezwykle z siebie zadowolony. Gdy już skończyła wymieniać kolejne kroki, spojrzała na niego i zauważyła, że ledwie tłumi śmiech – O co ci chodzi?
-Chyba jednak nie taki łatwy ten przepis, Granger – wybuchł śmiechem. Zdezorientowana odwróciła się w stronę swojego wywaru i ze zdziwieniem spostrzegła, że eliksir w jej kociołku dosłownie wrzał i wylewał się z naczynia. Opanowała sytuację i spojrzała na Ślizgona morderczym wzrokiem.
-To wszystko przez ciebie – wysyczała.
-A co ja niby takiego zrobiłem – udawał głupiego. Wewnątrz już nie mógł wytrzymać ze śmiechu.
-Zwiększyłeś ogień, gdy nie patrzyłam.
-Wcale nie!
-Wcale tak!
-Trzeba było bardziej uważać.
-Pożałujesz – ucięła dyskusję i zabrała się za ponownie warzenie eliksiru.
Przez resztę lekcji już się do siebie nie odzywali. Gdy profesor Slughorn sprawdzał efekty pracy uczniów, bez zastanowienia uznał, że to właśnie Hermiona uwarzyła najlepszy Eliksir Zapomnienia. To trochę poprawiło humor Gryfonce. Zabrała się za pakowanie swoich rzeczy, lecz kątem oka zauważyła, że do Harry’ego podchodzi nauczyciel. Wyszła przez salę, z której chwilę później wyszedł brunet.
-Czego chciał od ciebie Slughorn? – zapytała. Wybraniec spojrzał na nią z dziwną miną.
-Powiedział, że ostatnio gorzej mi idą Eliksiry i, że jeśli ktoś mi dokucza z powodu moim niebywałych zdolności, to on może w tej sprawie interweniować – powiedział zawstydzony, na co Hermiona wybuchła śmiechem.
-I co mu odpowiedziałeś?
-Że tobie bardziej zależy na tytule klasowego prymusa – wyszczerzył zęby, przez co oberwał kuksańca w bok. Spojrzał na przyjaciółkę z wyrzutem, co znów zaowocowało śmiechem Gryfonki.


~*~*~


Siedziała w swoim dormitorium patrząc na niewielki tekturowy karton. Kilka razy wstawała, lecz znów zajmowała miejsce na łóżku. W końcu się zebrała i podeszła do wielkiego, szkolnego kufra. Uchyliła delikatnie wieko i wzięła głęboki wdech. W końcu popchnęła klapę do końca, a jej oczom ukazał niewielki stosik przeróżnych przedmiotów. Wszystkie ubrania, książki i przybory szkolne już dawno wypakowała, więc zostały tam jedynie pamiątki, stare pióra i pergaminy oraz kilka mugolskich lektur. Wyjęła małe drewniane pudełeczko. Po chwili wysypała na podłogę jego zawartość. Jej oczom ukazało się mnóstwo zdjęć i kilka listów, które napisał do niej Ron, gdy w wakacje przebywała u rodziców w Australii. Uwielbiała je czytać, bo były one wręcz przepełnione uczuciem. Nigdy nie podejrzewałaby rudzielca o listy miłosne, a jednak. Zebrała je wszystkie w kupkę i wrzuciła do tekturowego kartonu. Przyszła kolej na zdjęcia, które obejrzała i posegregowała. Te, które uwieczniły jedynie ją i Rona, odłożyła na łóżko, a resztę zgarnęła i z powrotem wrzuciła do drewnianego pudełeczka. Odstawiła je do kufra i podeszła do biurka. Sięgnęła po pergamin, pióro oraz atrament i rozpoczęła pisanie listu do rodziców. Opisała w nim wszystko. Począwszy od rozstania, skończywszy na zawartości kartonu i prośbie o umieszczenie go pod łóżkiem w jej pokoju. Gdy już uznała, że skończyła, zapakowała wszystko i ruszyła do sowiarni. Po drodze nie spotkała nikogo, więc szybko znalazła się na miejscu. Rozejrzała się po pomieszczeniu i przywołała do siebie jedną z większych szkolnych sów. Wydawała się wytrzymała, wiec Gryfonka uznała, że będzie odpowiednia do tak długiej podróży z pakunkiem. Wyrecytowała adres i chwilę później obserwowała jak puchacz zmienia się w jedynie niewielką plamkę na niebieskim nieboskłonie. Usiadła na kamiennej posadzce i pozwoliła łzom popłynąć. Nagle usłyszała kroki. Szybkim ruchem ręki wytarła policzki i wbiła spojrzenie w drzwi sowiarni, w których ukazała się Milicenta Bulstrode. Dziewczyna przywołała do siebie sowę, przywiązała do jej nóżki liścik i na ucho przekazała puchaczowi informacje na temat adresata. Hermiona miała nadzieję, że teraz sobie pójdzie i zostawi ją samą, lecz najwyraźniej ktoś na górze nie miał zamiaru wysłuchać jej modlitw.
-Znów płaczesz przez Weasley’a? – zapytała, zwracając twarz w kierunku Gryfonki -Nic ci do tego – usłyszała w odpowiedzi Ślizgonka, jednak niezrażona kontynuowała.
-Nie bądź dziewczyną, która potrzebuje mężczyzny. Bądź dziewczyną, której mężczyzna potrzebuje – Hermiona podniosła zdziwione spojrzenie, jednak nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo Milicenta szybko dodała – Muszę iść. Gdyby Daphne dowiedziała się, że z tobą rozmawiam, nieźle by mi się dostało – i opuściła sowiarnię. Gryfonka chwilę rozmyślała nad słowami Ślizgonki. Miała rację. Nie będzie rozpaczać, bo nie chce jej jakiś chłopak. Zdziwiła się, że usłyszała takie rzeczy z ust dziewczyny, która nigdy nie darzyła jej sympatią, zresztą z wzajemnością. Postanowiła, że zamknie rozdział Rona raz na zawsze. Szybko wstała, wzięła kilka wdechów i ruszyła na obiad do Wielkiej Sali.


~*~*~


-Mam świetne wiadomości! – podniósł wzrok na Georga, który wpadł jak burza do jego pokoju. Uśmiechnięty rudzielec wymachiwał mu kawałkiem pergaminu przed nosem. Wyciągnął po niego rękę, jednak brat na złość pociągnął ją do siebie. Zmierzył go wzrokiem. Twarz bliźniaka ozdabiał uśmiech. Nie był to jednak ten uśmiech, który zawsze mu towarzyszył. Od śmierci Freda George już nie był tym samym człowiekiem. Co prawda starał się być pogodny. Nadal był wesoły w stosunku do klientów, lecz Ron wiedział, że to wszystko było wymuszone. Chociaż się uśmiechał, jego oczy pozostawały pochmurne. Wyzbyły się dawnego blasku. Od czasy bitwy nie widział w nich tych iskier, które były u niego czymś tak normalnym. Powszednim. To George’owi było z nich wszystkich najtrudniej. To on stracił część siebie – Słuchasz mnie w ogóle?
-C-co? Ach, tak, oczywiście – nieprawda. Nie słuchał.
-Chociaż wiem, że niezwykle uważnie wyłapywałeś każde moje słowo, powtórzę – sarknął – Poszerzam swoją działalność.
-Jak to? – wstał zza swojego biurka i podszedł do brata, biorąc od niego pergamin – Kupujesz lokal w Hogsmeade? – zdziwił się. Dopiero co nie radził sobie z jednym sklepem, a teraz ma zamiar otworzyć drugi.
-Tak, jeden z nas zostanie tu, a drugi wyjedzie zajmować się sklepem w Hogsmeade. Strzelam, że będę to ja – dodał, patrząc na niego wymownie. George jako jedyny znał powód zerwania Rona i Hermiony. Z początku nie mógł uwierzyć w całą tę historię, lecz w końcu zrozumiał sytuację brata. Zupełnie się nie zgadzał z jego decyzją, ale przecież to jego życie, on nie ma tu nic do mówienia – Będziesz musiał dobrać sobie jeszcze kilku współpracowników. Mam nadzieję, że dasz sobie radę. Z moich źródeł wiem, że 10 października odbędzie się wyjście do Hogsmeade w Hogwarcie. Zamierzam wtedy zorganizować otwarcie.
-W miesiąc? – zdziwił się.
-Dla czarodzieja nic trudnego – zaśmiał się, choć zabrzmiało to trochę ponuro. Już miał opuścił pokój, lecz gdy już stał w drzwiach, odwrócił się w stronę brata – Och, zapomniałbym. Oczywiście ty mi w tym pomożesz – i nie czekając na odpowiedź, wyszedł.


~*~*~


Hermiona siedziała w swoim dormitorium i właśnie kończyła esej dla profesora Binnsa. Gdy już wreszcie skończyła, ruszyła do Pokoju Wspólnego. Omiotła wzrokiem pomieszczenie i znalazła kilka znajomych twarzy na fotelach przy kominku. Podeszła do nich szybkim krokiem i chwilę później zajęła miejsce obok przyjaciół. Rozejrzała się po reszcie. Harry siedział na fotelu, a Ginny siedziała na ziemi oparta o jego kolana i grała z Neville’m w Gargulki.
-O, Hermiona, przyłączysz się? – zapytała rudowłosa.
-Nie dzięki – odparła ze śmiechem, ponieważ w tej samej chwili dziewczyna straciła punkt, co równało się z oblaniem śmierdzącym płynem. Nagle znikąd przed szatynką wylądował papierowy samolocik. Zdziwiona podniosła go i zauważyła, że coś jest na nim napisane. Rozwinęła kartkę i przeczytała jej zawartość. Po zapoznaniu się z tekstem gwałtownie zbladła. Od razu poznała to pismo. Szybko podniosła się z miejsca i ruszyła do swojego dormitorium, lecz zatrzymał ją głos Harry’ego.
-Hermiona, wszystko ok? – zapytał z troską w głosie. Zdobyła się na niewyraźny uśmiech i kiwnęła głową. Po chwili już zamykała drzwi w swoim pokoju. Prawie nic się w nim nie zmieniło. Prawie, bo miejsce na krześle przy biurku było zajęte, a jego właściciel miał równie bladą twarz, co Gryfonka. Na ten widok upuściła wiadomość na podłogę. Kartka spadała powoli, co chwila zmieniając tor lotu. W końcu spotkała się z miękkim dywanem. Teraz na czerwonym tle odbijało się kilka słów nabazgranych czarnym atramentem.

Czekam w twoim dormitorium. Pilne. Nie mów nikomu.

~*~*~


Szedł powoli ulicą Pokątną. Nie zwracał uwagi na innych przechodniów. Przynajmniej do czasu, gdy usłyszał w jakiejś ciemnej uliczce cichego męskiego głosu, który zmroził mu krew w żyłach.
-Sectumsempra – odwrócił się w stronę, z której w jego mniemaniu pochodził dźwięk zaklęcia. Nie zastanawiając się długo, popędził na pomoc potencjalnej ofierze. Nagle jego oczom ukazał się chłopak leżący w kałuży krwi. Na oko mógł być kilka starszy od niego. Od razu przy nim uklęknął.
-Vulnera Sanetur – raz po raz szeptał przeciwzaklęcie. Rany zaczęły się powoli zabliźniając, lecz nie do końca. Nie władał aż tak dużą mocą jak Snape czy jego mama. Na ciele nieznajomego nadal znajdowało się mnóstwo cięć, lecz już nie były one tak głębokie, że zagrażały jego życiu. Nie wiedział, co teraz zrobić. Nie potrafił mu już pomóc. Była jednak osoba, która doskonale by sobie poradziła z tym problemem. Nie zastanawiając się zbyt długo, chwycił chłopaka za rękę i teleportował się go Hogsmeade. Po chwili wylądował przed lokalem, który już niedługo miał służyć jako drugi sklep Magicznych Dowcipów Weasley’ów. Przerzucił ramię nieznajomego przez kark i powoli zaniósł go na samą górę budynku, gdzie już był wyremontowany nowy dom Georga. Położył go na łóżku i sprawdził, czy oddycha. Gdy już upewnił się, że chłopak żyje, ruszył do Miodowego Królestwa, uprzednio rzucając na siebie zaklęcie kameleona. Odnalazł ukrytą klapę na tyłach cukierni i używając tajemnego przejścia kroczył w stronę Hogwartu. Po kilkudziesięciu minutach wreszcie znalazł się w zamku. Szybko znalazł się przy wejściu do Wieży Gryffindoru. Na moment cofnął zaklęcie, by wypowiedzieć hasło, które, na szczęście, jeszcze nie zostało zmienione. Rozejrzał się uważne i ponownie rzucił na siebie czar. Ruszył do dormitorium Hermiony. Widział ją w Pokoju Wspólnym, więc przynajmniej nie będzie musiał poświecić kolejnych minut na poszukiwania. Podszedł szybko do biurka i nabazgrał krótką wiadomość. Przelewitował ją do szatynki i usiadł na krześle, oczekując na jej przyjście. Strasznie zamartwiał się o tego chłopaka. Trochę tego nie przemyślał. Co, jeśli on tam umrze? Będzie musiał się nieźle tłumaczyć w Ministerstwie.  Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich ukazała się Hermiona. Jej twarz była nienaturalnie blada. Upuściła kartkę i zrobiła kilka kroków w jego stronę.
-Co ty tu robisz? – zapytała z bólem w głosie. Ledwie uporała się ze stratą ukochanego, a on znów się pojawia. Zwariuje z tego nadmiaru emocji.
-Potrzebuję twojej pomocy. To naprawdę ważne.
-O co chodzi? – zaniepokoiła się. Wiedziała, że z byle problemem nie fatygowałby się aż do Hogwartu.
-Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia. Opowiem Ci po drodze – wstał z miejsca i zrobił kilka kroków w jej stronę. Mimowolnie się odsunęła.
-Po drodze?
-Tak, musimy szybko dotrzeć do Hogsmeade.
-J-ja nie wiem – wyszeptała niepewnie. To wszystko było tak dziwne. Nagłe pojawienie się Rona. Teraz się okazuje, że ma opuścić Hogwart. Podszedł do niej i spojrzał głęboko w oczy.
-Hermiono, proszę, abyś wyzbyła się dawnej urazy i mi pomogła – wyszeptał prawie bezgłośnie – Przychodzę co ciebie jako przyjaciółki, bo wierzę, że nadal nią jesteś. Naprawdę potrzebuję twojej pomocy. Nie wiem, do kogo innego mógłbym się zwrócić. Jedyna przyszłaś mi na myśl.
-Ja… no dobrze, prowadź.
Wrócili do wioski tą samą drogą. Podczas wędrówki opowiedział jej całą historię.
-Dlaczego nie poszedłeś z nim do Munga? – zapytała. Cała ta sytuacja nie mieściła jej się w głowie. Była pewna, że po upadku Voldemorta jest bezpiecznie, ale najwyraźniej się pomyliła. No tak, w tym świecie szaleńców nie brakuje.
-Co miałbym im tam powiedzieć? Cześć, przyniosłem wam rannego, dostał czarnomagicznym urokiem, dzięki, pa. Trochę głupio brzmi, prawda? – zironizował. W sumie, to miał rację. Zaczęłyby się pytania i jeszcze sam Ron miałby przez to problemy. Nagle zatrzymali się przez pustym budynkiem.
-Co to za miejsce? – zaciekawiła się.
-Będzie tu nowy sklep George’a. – nie pytała o nic więcej. W milczeniu przebyli drogę na najwyższe piętro. Rudzielec otworzył przed nią drzwi, a jej oczom ukazał się ranny chłopak. Jego koszulka była cała we krwi, a twarz wykrzywiał grymas bólu. Podeszła bliżej i zamarła. Z daleka widziała jedynie brązowe włosy i szczupłe, umięśnione ciało, jednak gdy podeszła bliżej, dostrzegła więcej szczegółów.  Doskonale wiedziała, kto to jest. Zamrugała parę razy i przybrała spokojny wyraz twarzy, nie chcąc pokazać, że skądś go zna.
-Tergeo – machnęła różdżką i z jego koszulki zniknęła cała zaschnięta krew – Będę potrzebowała Eliksiru Wiggenowego i Wzmacniającego. Przydałyby się jeszcze Eliksiry Spokoju i Słodkiego Snu, na wypadek gdyby się obudził - uniosła delikatnie rąbek bluzki chłopaka, a jej oczom ukazały się dziesiątki niewielkich rozcięć. Spojrzała na Rona – załatw jeszcze jad szczuroszczeta i Eliksir czyszczący rany – złapała dwa kawałki pergaminu znajdujące się na dębowej etażerce. Jeden z nich przerwała na pół i przetransmutowała w pióro i kałamarz. Zaczęła coś szybko pisać – Masz, tu są składniki potrzebne do każdego eliksiru. Jeśli nie uda ci się któregoś załatwić, kup składniki i Sluga i Jiggersa na Pokątnej. Postaram się je uważyć.
Kiwnął głową na znak, że zrozumiał i odwrócił się w stronę drzwi. Już miał opuścić pomieszczenie, gdy zatrzymał go głos Hermiony.
-Ron? – spojrzał na nią pytająco – Proszę cię, pospiesz się. To, że nie ma zagrożenia życia, nie znaczy, że jest z nim dobrze. Muszę zacząć działać jak najszybciej.
-Dobrze. Naprawdę ci dziękuję, Hermiono – uśmiechnęła się delikatnie i zabrała za przygotowywanie dogodnego i sterylnego miejsca dla Fabiena.


~*~*~


-Hej, Teodor, gdzie idziesz? – usłyszał, gdy właśnie kierował się w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego.
-Chcę się przejść po błoniach – wzruszył ramionami.
-Sam? – zapytała Pansy w wrednym uśmieszkiem.
-Może tak, może nie – rzucił tajemniczo i wyszedł.
Błądził po zamku już godzinę, jednak nigdzie nie natknął się na Hermionę. W końcu postanowił, że pójdzie do Wieży Gryffindoru. Szybko znalazł się na miejscu, ale nie znak hasła. Nagle przed oczami śmignął mu jakiś pierwszoroczniak.
-Ej, ty, chodź tu – krzyknął. Chłopiec rozejrzał się po korytarzu, aby upewnić się, że słowa te były skierowane do niego.
-J-ja? – wykrztusił.
-Tak, ty – westchnął zniecierpliwiony – Wpuść mnie – wskazał głową na obraz Grubej Damy.
-Ale uczniom innych domów nie wolno… - nie dokończył, bo Ślizgon wciął mu się w słowo.
-Wpuść mnie i będziesz mógł mi zniknąć z oczu – warknął. Chłopiec posłusznie szepnął cicho hasło i chwilę później Teodor już znajdował się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Rozejrzał się po pomieszczeniu i jego wzrok padł na grupkę siódmoklasistów zaśmiewających się w najlepsze przy kominku. Podszedł bliżej, jednak nie dostrzegł Hermiony.
-Nott? Co ty tu robisz? – Ginny zauważyła go jako pierwsza.
-Szukam Hermiony. Nie wiecie, gdzie może być?
-Wyszła jakąś godzinę temu. Pewnie jest w bibliotece albo na błoniach – powiedział Harry.
-Szukałem jej w całym zamku.
-Może wróciła do siebie. O tej porze jest tu tak tłoczno, że mogliśmy jej nie zauważyć. Zwłaszcza jeśli przyszła tak szybko, jak wychodziła – zaśmiała się młoda Weasley na wspomnienie o Hermionie prawie biegnącej do wyjścia. Nawet nie reagowała na ich wołania – Chodźmy sprawdzić – zaproponowała. Po chwili we trójkę stali przed drzwiami dormitorium szatynki.
-Hermiona, jesteś tam? Otwórz, to ja, Ginny – zapukała kilkakrotnie, jednak odpowiedziała jej cisza. Po jeszcze kilku próbach Harry postanowił, że powinni sprawdzić, czy dziewczyna jest w środku. Weszli cicho do pokoju.
-Hermiona? – Teodor rozejrzał się po pomieszczeniu. Nikogo nie było w środku. Sprawdzili łazienkę. Tam też jej nie znaleźli.
-O, tu coś jest – powiedziała Ginny, schylając się po niewielką karteczkę, która leżała na dywanie. Przeczytała jej treść i gwałtownie zbladła. Harry szybko do niej podszedł i wziął wiadomość. Od razu zrozumiał reakcję młodej Weasley. Jedynie Teodor nie wiedział o co chodzi. Spoglądał na nich ze zdziwieniem w oczach. Nagle dziewczyna zdołała coś z siebie wykrztusić – Ron – szepnęła prawie bezgłośnie.
Chwilę później jak burza wpadli do dormitorium Pottera. Chłopak od razu rzucił się w stronę kufra i wyciągnął z niego Mapę Huncwotów. Wypowiedział formułkę i od razu zabrali się za poszukiwania. Nigdzie jednak nie odnaleźli punktu podpisanego nazwiskiem Hermiony.
-Jesteście pewni, że to od niego? – dopytywał Teodor.
-Tak, to na 100% wiadomość od Rona. To jest jego pismo – odparła Ginny
-Skoro nie ma ich na mapie, to są dwa wyjścia. Albo opuścili Hogwart, albo są w Pokoju Życzeń – wtrącił się Harry.
-Jeśli są w Pokoju Życzeń, to nam się on nie otworzy. Chodźmy sprawdzić – zarządziła Ginny.
Kilka minut później para Gryfonów obserwowała Teodora, którzy szedł powolnym krokiem wzdłuż ściany. Nagle ukazały się im drzwi. Ślizgon spojrzał ponurym wzrokiem na pozostałych. Wszyscy wiedzieli, co to oznacza. Hermiona jest poza Hogwartem.


~*~*~


Po 20 minutach w drzwiach ponownie ukazał się Ron. Zastał Hermionę siedzącą przy łóżku, na którym leżał ten nieznajomy chłopak.
-Zdobyłem wszystko – powiedział. Hermiona spojrzała na niego uśmiechając się.
-Świetnie, w takim razie mogę go już wybudzić – wzięła różdżkę do ręki i skierowała ją w stronę Fabiena.
-Rennervate – szatyn natychmiastowo otworzył oczy. Spojrzała w jego brązowe tęczówki. Wpatrywała się w nie bardzo intensywnie, niezauważalnie kręcąc głową. Chłopak chyba zrozumiał, o co jej chodziło, bo choć od razu ją poznał, to nie dał tego po sobie poznać. Udawał zaskoczonego widokiem tej dwójki.
-Co ja tu robię? – wydyszał. Widać było, że mówienie sprawiało mu ból.
-Nic nie mów, później wszystkiego się dowiesz. Ktoś cię zaatakował i oberwałeś Sectumsemprą. Ron – wskazała na rudzielca stojącego trochę dalej – cię znalazł i tu przyniósł. Mam potrzebne eliksiry i postaram się pomóc. Jak już poczujesz się lepiej, to opowiesz nam, co pamiętasz. Teras masz, wypij to – podała mu niewielką buteleczkę z ciemnym płynem – To Eliksir Spokoju – wytłumaczyła, widząc jego niepewne spojrzenie. Chłopak posłusznie opróżnił zawartość fiolki. Hermiona od razu podała mu kolejne.
-Tu jest Eliksir czyszczący rany – wskazała na buteleczkę z purpurową zawartością – Wypij to jako pierwsze.  Potem masz Eliksir Wiggenowy, on wyleczy wszystkie rany. Na koniec Eliksir Słodkiego Snu. Musisz jeszcze odpocząć – szatyn wlał w siebie wszystkie płyny i chwilę później wpadł w objęcia Morfeusza. Gryfonka zdjęła jego koszulkę i wyczarowała niewielką chustkę. Zamoczyła ją w jadzie szczuroszczeta i przyłożyła do niewielkich pozostałości po rozcięciach. Zmniejszy to prawdopodobieństwo, że pojawią się blizny. Powtórzyła tę czynność jeszcze kilka razy i przemyła ciało chłopaka wodą. Oczyściła jego bluzkę i założyła ją z powrotem. Odwróciła się w stronę Rona, który przez tej cały czas jej się przyglądał.
-Teraz musimy czekać, aż się obudzi – powiedziała i wyminęła rudzielca, kierując się do drugiego pokoju gościnnego.


~*~*~


Siedział spokojnie w swoim dormitorium. Pisał esej dla profesora Binnsa. Był dopiero w połowie, co napawało go narastającą złością. Nagle do pokoju wpadł Teodor.
-Mogę wiedzieć, co ty robisz, do cholery? – zapytał zdezorientowany.
-Malfoy, musimy pogadać – wyrzucił z siebie. Blondyn zaciekawiony odwrócił głowę w jego stronę. No cóż, wypracowanie musi poczekać.
-Co jest tak niezwykle ważne, że wtargnąłeś tu bez pukania? – zaśmiał się.
-Byłeś z Hermioną, gdy poszła odwiedzić Rona, prawda?
-Tak, a o co chodzi?
-Gdzie on mieszka? – ciągnął.
-W domu nad sklepem tego bliźniaka. O co chodzi? – ponowił pytanie zirytowany.
-Najprawdopodobniej Hermiona z nim jest – powiedział siadając na łóżku.
-Najprawdopodobniej? – dociekał.
-Wiem, że był dziś u niej. Teraz nie ma jej w Hogwarcie. Na pewno gdzieś z nim poszła.
-Skąd wiesz, że Weasley u niej był?
-Znaleźliśmy wiadomość od niego w jej dormitorium. Potter i młoda Weasley rozpoznali jego pismo – odparł cicho.
-Byłem pewien, że już z nim skończyła – rzucił sięgając do niewielkiej szafeczki. Wyciągnął z niej butelkę Ognistej Whisky i rozlał do dwóch szklanek. Podał jedną Teodorowi, a ten od razu ją opróżnił.
-Ja też – nagle blondynowi zrobiło się szkoda przyjaciela. Wiedział, że Granger mu się podoba.
-Może mają jeszcze jakieś wspólne sprawy. Przecież to nie musi oznaczać, że do siebie wrócili – zaczął dywagować – Słyszałem od Blaise’a, że po wojnie zamieszkali razem. Pewnie chcą sprzedać dom.
-I załatwiałaby to wieczorem? – powątpiewał – Napisał, że musi się z nią pilnie spotkać. Kazał jej nic nikomu nie mówić. Nikt nie wiedział o jej wyjściu. Serio myślisz, że poszła załatwiać stare majątkowe sprawy? – zaśmiał się ponuro.
-Jak wróci, to się dowiemy – odparł i sięgnął po karafkę, by rozlać trunek.


~*~*~


Obudziła się jako pierwsza. Weszła do łazienki się odświeżyć. Wyczyściła swoje ubrania i wzięła prysznic. Poszła zobaczyć, jak się czuje Fabien. Sprawdziła, czy rany na ciele się ładnie zagoiły. W tym samym czasie chłopak zaczął się przebudzać. W końcu otworzył oczy i spojrzał na Gryfonkę.
-Hermiona? – zapytał.
-Cicho, jeszcze Ron nas usłyszy – syknęła – Masz, wypij. To Eliksir Wzmacniający – podała mu buteleczkę z turkusowym płynem. Chwilę później do pokoju wszedł Ron.
-Co z nim?
-Już dużo lepiej. Podałam mu Eliksir Wzmacniający. Myślę, że do wieczora będzie się czuł na tyle dobrze, że będzie mógł o własnych siłach wrócić do domu – odpowiedziała wyczerpująco.
-Skąd ty tak w ogóle je… - nie dokończył, bo Hermiona wpadła mu w słowo.
-Pójdziesz po jakieś śniadanie? Jestem strasznie głodna, założę się, że wy też – zaśmiała się – Wstąpisz jeszcze na Pocztę? Masz, tu jest list do Harry’ego. Napisałam mu, żeby powiedział profesor McGonnagall, że źle się czuję i nie pojawię się dziś na zajęciach – spojrzała na zegarek – Jeśli się pospieszysz, to zdążysz jeszcze przed śniadaniem – dodała szybko. Ron spojrzał na nią dziwnie, ale posłusznie wziął list i odwrócił się w stronę drzwi. Śmieszyło go zachowanie Gryfonki. Doskonale wiedział, kim jest ten chłopak. Z początku go nie poznał, ale gdy Hermiona oczyściła jego twarz, nie miał wątpliwości z kim ma do czynienia. Co prawda widział szatyna zaledwie parę razy w życiu. Poza tym wyglądał teraz trochę inaczej, jednak zapamiętał tę twarz. No cóż, będzie musiał udawać głupiego – Będę za jakieś 20 minut.
Gryfonka odetchnęła, gdy rudzielec opuścił mieszkanie.
-Co ci się stało? Kto cię zaatakował? – zaczęła strzelać pytaniami.
-Nie wiem. Śledziłem Rona, tak jak mi kazałaś. Chciałem się ukryć w jakimś zaułku. Stało tam dwóch mężczyzn. Jeden przypierał drugiego do ściany. Musiałem im w czymś przeszkodzić, bo odwrócili się zaskoczeni w moją stronę. Ten drugi się teleportował, gdy tylko go puścił. I ten facet musiał się wkurzyć, że mu zwiał, więc rzucił we mnie zaklęciem i uciekł – opowiedział całą historię.
-Merlinie, dobrze, że Ron cię znalazł – wypuściła z siebie głośno powietrze – A co u niego? – zapytała cicho.
-Jestem pewien, że cie nie zdradził. Nikogo nie ma. Pracuje cały dzień w sklepie, czasem wychodzi, żeby się przejść albo załatwić jakieś sprawy dla George’a. Nie ma żadnej innej kobiety w jego życiu – uśmiechnął się.
-Więc nie rozumiem, czemu mnie zostawił. Mówi, że nadal mnie kocha, tyle, że nie możemy być razem – powiedziała.
-Może to prawda.
-Może, nie wiem. Tak czy siak możesz przestać go śledzić. Naprawdę ci za to dziękuję – przytuliła delikatnie szatyna, na co ten zareagował śmiechem.
-Czego się nie robi dla przyjaciół. Poza tym zawdzięczam ci życie – ponownie uniósł kąciki ust do góry. Reszta czasu minęła im na miłej rozmowie. W końcu wrócił Ron.
-Wysłałem list, tak jak prosiłaś – powiedział. Zaczął wyciągać zakupy. Najwyraźniej na śniadanie mieli dziś czekoladowe croissanty.
-Mmm, pachną pięknie – westchnęła Hermiona. Przez kolejne kilkadziesiąt minut zajadali się przysmakami, popijając przy tym piwo kremowe. Po chwili Fabien wyszedł do łazienki, aby się odświeżyć.
-Mówił, co mu się stało? – zapytał rudzielec.
-Ach, tak – opowiedziała mu całą historię. Gdy już skończyła, spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.
-Co? – zdziwił się.
-Ron, ja muszę ci coś powiedzieć – zaczęła – Ja go znam. Nazywa się Fabien Duléry. Poznałam go, gdy byłam z rodzicami na wakacjach we Francji. Od tamtej pory się przyjaźnimy. Uczył się w Beauxbatons i pochodzi z Francji.
-Czemu od razu mi tego nie powiedziałaś?
-Najpierw chciałam dowiedzieć się, co on tu robi i dlaczego jest ranny. Przepraszam.
-Nic się nie stało – powiedział. Teraz przynajmniej wiedział, dlaczego Gryfonka to przed nim zataiła. Po chwili z  łazienki wyszedł Fabien. Hermiona przedstawiła sobie chłopaków. Resztę dnia spędzili śmiejąc się i rozmawiając, pałaszując przy tym smakołyki z Miodowego Królestwa.



~*~*~



Wróciłam z nowym rozdziałem dzień wcześniej, chociaż to i tak późno. Tak, wiem, że ostatnia notka pojawiła się prawie 5 tygodni temu, ale ja też mam wakacje i mówiąc szczerze, to do tej pory korzystałam z nich pełną parą. Mam nadzieję, że się to nie zmieni. Rozdział trochę dłuższy niż zwykle, ma 17 stron. Zapraszam do zakładki "Bohaterowie". Nastąpił tam niewielki remont. Następna notka standardowo w piątek za dwa tygodnie. Obiecuję, że od teraz posty postaram się wstawiać regularnie. Naprawdę zachęcam Was do komentowania, bo to naprawdę daje wielką moc w pisaniu. Świadomość, że ma się dla kogo uderzać w klawiaturę. To chyba tyle na dziś, do piątku! ;)

3 komentarze:

  1. Teraz już na pewno z Tobą zostanę . :D wciąga niesamowicie . Leila

    OdpowiedzUsuń