czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział IX - "Ten dzień"


~*~*~


 Śniadanie w Wielkiej Sali trwało już od kilkunastu minut. Nagle do pomieszczenia zaczęła wlatywać chmara sów.
-Sowia poczta! – wykrzyknął jakiś rozentuzjazmowany chłopiec. Harry jak gdyby nigdy nic ponownie zabrał się za jedzenie, lecz chwilę później tuż przez nim wylądowała niewielka płomykówka. Odwiązał szybko list i zabrał się za czytanie.
-Od kogo to? – zapytała Ginny widząc diametralną zmianę wyrazu twarzy chłopaka.
-Od Hermiony – usłyszawszy to zmarszczyła brwi i zwinnym ruchem wyrwała pergamin z rąk Wybrańca.
-Ej, tak się nie robi! – krzyknął brunet, lecz rudowłosa jedynie machnęła na to ręką.
-Trzeba będzie powiadomić Notta – powiedziała, jednak widząc niezrozumienie w oczach Harry’ego, dodała – Och, nie widziałeś, jak wczoraj się martwił jej zniknięciem? Wypadałoby mu przekazać, że Hermiona jest bezpieczna i nic jej nie jest – skończywszy mówić, ponownie zabrała się za pałaszowanie śniadania.


~*~*~


   Teodor nie miał humoru, odkąd dowiedział się, że Hermiona zniknęła gdzieś z Ronem. Właśnie miał skierować się do lochów, gdy usłyszał, że ktoś go woła. Zdziwił się, gdy spostrzegł, że była to Ginny.
-Stało się coś? – zapytał od niechcenia.
-Harry dostał list od Hermiony – ta informacja spotkała się z delikatnym ożywieniem ze strony chłopaka.
-I co? Wiadomo już, gdzie jest? Jest z twoim bratem? – zaczął rzucać pytaniami.
-Napisała, że nic jej nie jest. Poprosiła też, żeby Harry usprawiedliwił ją dziś przed McGonnagall, bo do szkoły wróci dopiero wieczorem. Teraz jest w Hogsmeade z Ronem – usłyszawszy to, lekko się skrzywił – Zapewniła też, że spotkała się z nim, bo wydarzyło się coś niezwykle ważnego, ale nie mogła o tym więcej napisać. Obiecała, że opowie wszystko, gdy wróci – dokończyła. Zastanawiała się, czy dobrze zrobiła mówiąc wszystko Teodorowi, ale w końcu stwierdziła, że jest przyjacielem Hermiony, więc może mu zaufać.
-Dzięki – powiedział i z powrotem ruszył w stronę lochów. Po kilku minutach był już w swoim dormitorium. Skoczył na łóżko i zaczął rozmyślać. Hermiona jest z tym rudzielcem. Prychnął cicho pod nosem. Co takiego ważnego się wydarzyło, że musiała do niego lecieć. W dodatku wieczorem. Oznaczało to, że spędziła w jego towarzystwie całą noc. I dlaczego nie wróci od razu, tylko będzie tam jeszcze tkwić cały dzień? Z jego ust wyrwało się głośne westchnięcie.
-Ty chyba nie jesteś całkowicie zdrowy – usłyszał. Odwrócił głowę i ujrzał Blaise’a, który wpatrywał się w niego ze szczerym rozbawieniem, leżąc na swoim łóżku.
-O co ci chodzi? – warknął.
-Auć, ktoś tu ma paskudny humorek. Ależ oczywiście, że ci wyjaśnię, o co mi chodzi. Otóż wpadasz do pokoju, rzucasz się na łóżko i zaczynasz prychać i wzdychać na zmianę. Powoli zaczynam zastanawiać się nad wątpliwym dobrym stanem twojego mózgu, przyjacielu – odparł, zachowując zupełnie poważny wyraz twarzy, jednak chwilę później nie wytrzymał i wybuchł śmiechem. Teodor spojrzał na niego jak na idiotę i ze zrezygnowaniem pokręcił głową.
-I to ja tu jestem ten chory? – westchnął i chwyciwszy torbę z książkami, wyszedł z pokoju. Starał się nie patrzeć na Blaise’a, który właśnie śmiał się tak głośno, że nie dało się wytrzymać w jego towarzystwie nawet jednej minuty.
-No po prostu idiota – powiedział do siebie, gdy wreszcie opuścił dormitorium.


~*~*~


   Dzisiejszy dzień rozpoczynali Transmutacją. Podszedł do swojej ławki, którą na tej lekcji dzielił z Granger. Teodor coś mu mówił o jej zniknięciu, więc zbytnio nie zdziwił się nieobecnością Gryfonki. W ciszy wypakował książkę, pergamin i pióro z atramentem. Po chwili był już gotowy, by zacząć robić notatki. Co jak co, ale dyrektorce nie chciał podpadać ignorancją na lekcjach. Zauważył Pottera, który podszedł do profesorki. Coś zaczął jej tłumaczyć. Draco wyłapał jedynie pojedyncze słowa, takie jak Hermiona, nieobecność, ból brzucha. Łatwo poskładał wszystko w całość i parsknął śmiechem na żałosną wymówkę Granger. Ku jego zdziwieniu nauczycielka kiwnęła głową i kazała brunetowi zająć miejsce. Dostrzegł jeszcze kątem oka, jak Gryfon z satysfakcją wymalowaną na twarzy kieruje się do swojej ławki. Następne kilkanaście minut minęło mu na spokojnym robieniu notatek na temat transmutowania zwierząt w inne żywe stworzenia. Nagle jednak musiał przerwać czynność, bo pióro zaczęło mu uciekać z ręki. W końcu przyklepał je stanowczo do ławki i dokładnie obejrzał. Było dokładnie takie samo jak wczoraj. Zrozumiał, że ktoś zaczął mu wycinać kawał. Rozejrzał się po klasie, ale każdy w skupieniu notował słowa dyktowane przez nauczycielkę. Pokręcił ze zrezygnowaniem głową i już miał się ponownie zabrać za pisanie, lecz zatrzymał go głos dyrektorki.
-Jakiś problem, panie Malfoy? – zapytała surowym tonem, obrzucając go uważnym spojrzeniem.
-Nie, wszystko w porządku, pani profesor – odrzekł jak gdyby nigdy nic.
-To dlaczego nie notujesz? – kontynuowała. Kątem oka dostrzegł, że każdy się w niego wpatruje. Obrzucił nauczycielkę zirytowanym spojrzeniem.
-Zamyśliłem się, pani profesor – wycedził, patrząc jej prosto w oczy.
-No to proszę tyle nie myśleć i wracać do notowania – powiedziała i zaczęła ponownie tłumaczyć lekcję.
Gdy w końcu w całej szkole rozbrzmiał dzwonek, zgarnął rzeczy z ławki i schylił się po swoją torbę. Z niemałą konsternacją dostrzegł, że cała jej zawartość jest wyjęta i porozkładana obok krzesła. Westchnął zirytowany i wepchnął wszystko do środka. Wyprostował się i zauważył, że został w sali jako ostatni. Zarzucił torbę na ramie i opuścił pomieszczenie. Szedł powoli korytarzem, gdy nagle zza zakrętu wyskoczył przed nim jakiś chłopak, krzycząc na cały głos „Trafalala”. Odskoczył gwałtownie i oparł o ścianę, łapiąc się za serce. W końcu odwrócił głowę w stronę napastnika i ogarnęła go narastająca złość.
-Zabini! – zagrzmiał – Czy ty do reszty zidiociałeś? Co to miało być?
Nie doczekał się jednak odpowiedzi, bo Blaise śmiejąc się w niebogłosy, szedł już szybko korytarzem. Nagle obok niego pojawili się Pansy i Teodor.
-On tak od rana – powiedziała Ślizgonka – Już z nim po prostu wytrzymać nie mogę. Całą lekcję opowiadał mi, jak cię urządzi.
-To on – domyślił się, mając w głowie uciekające pióro i opróżnioną torbę.
-Brawo, 10 punktów dla Slytherinu, geniuszu – rzucił Teodor – Swoją drogą mnie też już zdążył rano zdenerwować. Myślałem, że zwariuję – Malfoy gwałtownie zbladł, gdy to usłyszał.
-Chyba nie myślicie, że to –  wyszeptał cicho, lecz Pansy nie pozwoliła mu dokończyć.
-Tak, Draco – powiedziała złowrogo – To jest ten dzień.


~*~*~


   Harry i Ginny szli objęci korytarzem. Chcieli skorzystać z ostatnich ciepłych dni, zanim nadejdzie piękna, choć często chłodna jesień. Do obiadu była jeszcze godzina, więc pomyśleli, że dobrym pomysłem będzie pospacerować po błoniach, może posiedzieć chwilę nad jeziorem. Pogrążeni w rozmowie nie zauważyli Malfoy’a, który szedł, co chwila się obracając za siebie. Pech chciał, że w końcu wpadł na parę Gryfonów.
-Uważajcie, jak łazicie – warknął i popędził korytarzem w stronę lochów.
-A temu co jest? – zdziwiła się Ginny.
-Nie wiem, cały dzień się dziwnie zachowuje. Na Transmutacji McGonnagall zwróciła mu uwagę. Od tamtej lekcji jest jakiś taki niespokojny – wytłumaczył, na co dziewczyna wzruszyła ramionami.


~*~*~


   Każdy, kto znał choć trochę Blaise’a, wiedział, że raz na jakiś czas przychodzi dzień, w który chłopakowi zupełnie odbija. Wycina wszystkim przyjaciołom kawały i nic nie jest w stanie go powstrzymać. W Slytherinie już krążyły legendy na temat domniemanych wybryków bruneta. Uczniowie innych domów nie rozumieli, czemu nagle wychowankowie Domu Węża stawali się ponurzy i markotni. Nie wiedzieli, że każdy obawiał się ataku ze strony Zabiniego. Draco Malfoy szedł właśnie korytarzem w stronę Pokoju Wspólnego. Tak niewiele dzieliło go już od ziemi obiecanej – prywatnego dormitorium. Tam nie będzie musiał się zmagać z przyjacielem i jego dziwnymi pomysłami. Nie żeby się go bał. Po prostu bycie ofiarą niewybrednych żartów się mu nie uśmiechało. Nie miał zamiaru się męczyć z odkręcaniem wszystkiego, co wymyśli ten idiota. Niestety trochę się przeliczył. Nie wiedział, że Zabini już realizował swój kolejny plan. Draco spędził w swoim pokoju całe popołudnie. Nagle ktoś zaczął walić do jego drzwi. Z westchnieniem wstał z łóżka i poszedł sprawdzić, kto zakłóca jego spokój. Okazało się, że była to Daphne. Nie była to jednak zwykła Daphne. Była to Daphne wściekła jak nigdy. Mógłby przysiąc, że zauważył dym ulatujący z jej nosa.
-Możesz mi wyjaśnić, co miało znaczyć to na dole? – wysyczała. Blondyn spojrzał na nią jak na idiotkę.
-O co dokładnie chodzi? Nie jestem pewien, czy zdajesz sobie sprawę, że nie wychodziłem stąd przez ostatnie kilka godzin – odparł spokojnie. Greengrass, o ile to możliwe, wkurzyła się jeszcze bardziej.
-Och, czyli twierdzisz, że godzinę temu to nie ty całowałeś moją siostrę? O ile masz brata bliźniaka albo klona, to jestem skłonna w to uwierzyć – wykrzyczała tak głośno, że był pewien, że usłyszeli ją aż w Hogsmeade.
-O czym ty mówisz? Nigdy nie całowałem się z Astorią. Chyba masz zwidy. Radzę iść do pani Pomfrey od razu, bo niedługo może być już za późno – powiedział, wykonując wskazującym palcem kółka przy skroni.
-Ty – wysyczała, dźgając go oskarżycielsko palcem w pierś, na co blondyn spojrzał na nią obrażony – Chyba cały Hogwart wie, że rozkochujesz w sobie dziewczyny, a potem je rzucasz. Mną mogłeś się zabawić, ale przysięgam, że jeśli zrobisz coś Astorii, to osobiście cie wykastruję – nie czekając na  odpowiedź, odwróciła się na pięcie i zeszła do Pokoju Wspólnego. Draco trwał jeszcze kilka sekund, a później wyszedł, układając sobie w głowie tylko jedno słowo. Zabini.


~*~*~


   Teodor siedział sam w bibliotece. Zajął stolik w najbardziej odległym kącie. Miał nadzieję na spokojny dzień w otoczeniu książek i wyprasowań, lecz i z niego los miał sobie zakpić. Kończył właśnie esej na zielarstwo. Potrzebował jeszcze tylko zakończenia, więc pomyślał, że poszuka trochę informacji spoza materiału. Złapał za książkę, którą wypożyczył i zaczął ją kartkować, lecz nie trwało to długo, bo odrzucił ją z krzykiem.  W duchu dziękował sobie, że wybrał miejsce tak daleko od biurka pani Pince, bo pewnie już zostałby wyrzucony z jej królestwa. Chociaż może to i lepiej. Byłby z dala od… tego. Podszedł powoli do książki, lecz szybko odwrócił się ze skrzywieniem. Na każdej stronie znajdowało się zdjęcie Milicenty, która wychodziła z łazienki  z maseczką na twarzy w kolorze zgniłej zieleni. Najgorszy jednak był kusy szlafrok, który więcej odsłaniał niż zasłaniał. Salazarze, widzisz i nie grzmisz.
-Co tam masz? – dobiegł go znajomy głos. Odwrócił się w stronę przyjaciela z niesmakiem na twarzy.
-Sam zobacz – wskazał na książkę – Jakby co, za wszelkie urazy nie odpowiadam – dodał szybko. Nie mógł się nie roześmiać na widok miny Malfoy’a.
-Zabini? – zapytał.
-Pewnie tak. Na Salazara, on jest gorszy niż małe dziecko – westchnął Teodor – Słyszałeś o akcji z Eliksirem Rozdymającym? Wszystkie nasze pierwszaki mogłyby śmiało pożyczać buty od tego gajowego. Slughorn już nie nadąża z wyrobem Wywaru Dekompresyjnego. A tobie się jakoś oberwało?
-Poza tym, że Greengrass chce mnie wykastrować, to wszystko jest ok – wzruszył ramionami, ale widząc zaskoczenie wymalowane na twarzy przyjaciela, kontynuował – Blaise skombinował Eliksir Wielosokowy. Dodał moje włosy i kazał komuś to wypić. Potem rzekomy ja poszedłem do Pokoju Wspólnego i pocałowałem Astorię na oczach wszystkich. Daphne teraz myśli, że chcę przelecieć jej siostrę.
-Wiadomo chociaż kto całował Astorię? – zapytał od niechcenia, jednak widząc błysk w oczach blondyna, zainteresowany dokładniej mu się przyjrzał.
-Kojarzysz tego chłopaka z drugiego roku, który zamiast jednego miejsca zajmuje dwa? – zapytał, a gdy Teodor kiwnął głową, obaj wybuchli śmiechem.


~*~*~


   Hermiona słuchała rozbawiona kolejnej opowieści Fabiena. Musiała przyznać, że uczniowie Beauxbatons nie byli aż tak dobrze wychowani i ułożeni, jak wcześniej myślała. Spojrzała na okno. Zaczynało się ściemniać.
-Chyba powinnam wracać – powiedziała smutno. Nie chciała rozstawać się z przyjacielem – Wracasz do Londynu? –zapytała Fabiena.
-Nie wiem. W sumie nic mnie nie trzyma w Anglii i mógłbym wrócić do Francji, ale podoba mi się tu. Myślę, że poszukam tu gdzieś pracy – wzruszył ramionami szatyn.
-George otwiera tu nowy sklep. Jeśli chcesz, to mogę z nim pogadać. Właśnie szuka nowych pracowników – zaproponował Ron.
-Byłbym ci bardzo wdzięczny – odparł Francuz – Odprowadzę cię – powiedział, gdy zauważył, że Hermiona zbiera się do wyjścia. Uśmiechnęła się wdzięcznie. Pożegnali się z rudzielcem i wyszli. Przez kilka minut panowała między nimi zupełna cisza. Przerwał ją jednak głos szatynki.
-Zamierzasz teraz pracować u Georga?
-Myślę, że jak na razie to dobry początek. Jakoś muszę zarobić na życie – wzruszył ramionami.
-Jestem pewna, że rodzice by ci pomogli, niepotrzebnie się wyprowadzałeś – powiedziała cicho.
-Nic od nich nie chcę – hardo spojrzał jej w oczy – Nie chcę, by później czegoś ode mnie oczekiwali. Doskonale wiem, jak to działa. Pracuję w firmie taty, później awansuję, a w końcu przejmuję jego stanowisko. Nie chcę być taki jak on. Chcę robić coś więcej.
-Och, więc zatrudnisz się u Weasley’ów? Masz rację, to lepsze niż pracowanie dla ojca – sarknęła.
-To jest tylko tymczasowe. Będę magomedykiem – uśmiechnął się.
-Nigdy mi nie mówiłeś, że… - zdziwiła się.
-Bo nigdy nie myślałem, że będę mógł mieć taką możliwość. Teraz, kiedy wreszcie uwolniłem się od rodzinnych zobowiązań, mogę sam zaplanować swoją przyszłość.
-Pamiętaj, że bez względu na wszystko jestem z tobą. A tak poza tym, to będę cię chociaż częściej widywała. Bywam w Hogsmeade o wiele częściej niż w Londynie – zaśmiała się.
-Widzisz, same plusy – również wyszczerzył zęby. Musiała przyznać, że w delikatnym świetle księżyca wyglądał naprawdę dobrze. Och, co ona mówi, on zawsze wygląda dobrze. Nie raz, gdy szli razem przez miasto, napotykała się na zazdrosne spojrzenia innych kobiet. Bardzo ją to bawiło, bo zapewne oddałyby wszystko, by być przez chwilę na jej miejscu, a sama nigdy nie pomyślała o Fabienie jako o materiale na chłopaka. On zawsze był i będzie jej przyjacielem.
-Czemu ktoś cię zaatakował? – spytała nagle. Bardzo ją to nurtowało, a w oddali już widziała wyjście z tunelu. Kilka razy już nawet zauważyła gałęzie wierzby bijącej. Musiała się pośpieszyć, jeśli chciała wyjaśnić tę sprawę jeszcze dziś.
-Już ci wszystko opowiedziałem. Myślę, że po prostu znalazłem się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, tyle – wzruszył ramionami, ale widząc niepokój w oczach przyjaciółki, złapał jej twarz w dłonie i spojrzał głęboko w oczy – Naprawdę nie masz się czym martwic, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zrozumiano?
-Zrozumiano – uśmiechnęła się delikatnie i dała mu pstryczka w nos. Nim zdążył się zorientować, wyrwała się spod jego dotyku i zaczęła szybko biec, śmiejąc się radośnie.
-Osz ty! – wykrzyknął i ruszył w pościć za Gryfonką, wtórując jej śmiechem. Po chwili już trzymał ją w swoim żelaznym uścisku – Tu chyba nasze drogi się rozchodzą, madame – ukłonił się nisko, na co dziewczyna parsknęła śmiechem. Pożegnali się i po chwile każde ruszyło w swoją stronę.


~*~*~


-Myślisz, że już mu przeszło? – zapytał Draco spoglądając na przyjaciela.
-Wydaje mi się, że tak. Chyba ta akcja z Astorią go dostatecznie zadowoliła – parsknął śmiechem widząc minę blondyna.
-Wracamy? – miał zamiar zignorować uwagę Teodora. Siedzieli na dziedzińcu już prawie godzinę, zaczynało go to już nudzić.
-Jeszcze nie – odparł szczerząc zęby. Wiedział, że Malfoy zdążył już zmarznąć, dlatego chce ta szybko wracać. No cóż, wrześniowe wieczory nie są już tak ciepłe, a oni prosto z biblioteki wyszli na zewnątrz.
-Och, no co chcesz tu jeszcze robić? – zirytował się blondyn. Wstał z ławki, aby się poruszać i choć trochę rozgrzać. 
-Nie wiedziałem, że jesteś taki wrażliwy, Dracusiu – zaszczebiotał, udając głos pustej panny – Przecież zawsze możesz wrócić sam. No chyba, że się boisz – dodał zaczepnie.
-Zamknij się – odwarknął jedynie w odpowiedzi. Żadna lepsza riposta nie przyszła mu do głowy. Myślał, jak tu zagiąć przyjaciela, ale jak na złość nie mógł na nic wpaść. Trwali kilka minut w ciszy, aż blondyn znów zabrał głos –O, Granger idzie.
-To wcale nie jest śmieszne – rzucił zirytowany Teodor. Był pewien, że Draco robi sobie z niego żarty. A on się tak łatwo nie da podejść, co to, to nie! Patrzył złowrogim wzrokiem w stronę chłopaka, aż nagle dobiegł go melodyjny głos, który tak dobrze znał.
-Cześć, co wy tu robicie? – zdziwiła się.
-Ja właśnie idę do siebie – powiedział Malfoy i ruszył w stronę zamku.
-Gdzie byłaś – przerwał ciszę Ślizgon.
-W Hogsmeade – wzruszyła ramionami.
-Hermiono, nie rób ze mnie idioty. Nie było cię cały dzień, łącznie z nocą. Stało się coś? – dopytywał.
-To jest długa historia. Nagle dostałam wiadomość od Rona. To z nim byłam cały ten czas… - zaczęła, lecz Teodor nie pozwolił jej dokończyć.
-Wróciliście do siebie?
-Co? Nie! – zaprzeczyła szybko.
-To co z nim robiłaś? – słysząc wyznanie Gryfonki, lekko się uspokoił. Chwilę później siedzieli razem na ławce, a Hermiona opowiadała całą historię.


~*~*~


   Draco wolnym krokiem przemierzał korytarz. Obiad trwał już od kilkunastu minut, ale jakoś się na niego nie spieszył. Był trochę zmęczony dzisiejszym dniem. Najpierw dwie godziny eliksirów, później transmutacja, no po prostu można zwariować. Jeszcze bardziej przybijał go fakt, że o północy miał astronomię. Gdy już wreszcie znalazł się w Wielkiej Sali, zajął swoje stałe miejsce. Przyjaciele spojrzeli na niego i wystarczył rzut oka, by wiedzieli, że coś jest nie tak.
-Co jest? – zagadnął Blaise.
-Właśnie chodzi o to, że wszystko – westchnął, nakładając sobie solidną porcję kurczaka z zapiekanymi ziemniakami.
-Bardzo konkretna odpowiedź – zaśmiał się Teodor – Wyrazisz się dokładniej?
-Jeżeli tak bardzo chcecie wiedzieć, to ledwie minął tydzień szkoły, a ja już leżę z transmutacją – rzucił.
-To aż tak duży problem? – zdziwiła się Pansy.
-Tak, to jest duży problem. Nie mogę zawalić żadnego przedmiotu, dobrze to wiecie. Nie mogę już liczyć na swoje nazwisko w zdobywaniu pracy, więc muszę być po prostu najlepszy, jak się tylko da. Metka Śmierciożercy będzie się za mną ciągnąć do końca życia i tu już należenie do rodu Malfoy’ów nie pomoże. Muszę być tak dobry, żeby moje owutemy przyćmiły moją przeszłość. A Troll z transmutacji na pewno mi w tym nie pomoże – zauważył, że Nott po jego słowach zmarkotniał. No tak, on jest w dokładnie takiej samej sytuacji, tyle, że nie ma problemów z żadnym z przedmiotów. Pewnie gdyby nie wolał zostać kapitanem drużyny Ślizgonów, to byłby drugim Prefektem Naczelnym.
-Zawsze możesz poprosić kogoś o pomoc – podsunęła pomysł brunetka – Teodor jest świetny z transmutacji – dodała, a wzrok wszystkich padł na szatyna.
-Sorry, Malfoy, ale mam teraz dużo na głowie. Sam muszę na bieżąco ogarniać materiał. Jakby tego było mało, to muszę znaleźć pałkarza i zacząć ustalać daty treningów. Niedługo rozpoczną się pierwsze mecze – westchnął, chowając twarz w dłoniach.
-Może ten Harper się nada? – zaproponował Zabini – Wiesz, ten z szóstego roku. Dwa lata temu zastępował Draco na pozycji szukającego. Wiemy, że umie latac i to całkiem nieźle. Jest szybki. Trochę podrósł, więc myślę, że jest na tyle silny, że tłuczka odbije – Teodor spojrzał na niego jak na ósmy cud świata.
-Blaise, nie wierzę, po raz pierwszy twój pomysł nie jest zły – zaśmiał się Draco.
-Ej, nie wszystkie moje pomysły są złe – oburzył się Ślizgon. Nott już nie słuchał dalszej dyskusji przyjaciół, bo do sali bowiem weszła Hermiona w towarzystwie Ginny.
-Malfoy, a może Hermiona mogłaby ci pomóc z transmutacją? – odwrócił się w stronę blondyna – I tak na tych lekcjach siedzicie razem, więc pomagałaby ci na bieżąco. Jak chcesz, to mogę zapytać – dodał.
-Sam z nią pogadam – odpowiedział, patrząc z rozbawieniem, jak podniecenie w oczach przyjaciela powoli gaśnie. Wiedział, że właśnie odebrał mu świetny pretekst do rozmowy z Gryfonką, lecz jego to niesamowicie śmieszyło.


~*~*~


   Hermiona siedziała sama w bibliotece. Pisała właśnie kolejne wypracowanie na Transmutację, gdy nagle ktoś jej przeszkodził, zabierając pergamin, na którym właśnie zawzięcie notowała wszystkie informacje, które chciała zawrzeć w eseju.
-Transmutacja? Świetnie się składa, bo właśnie z tym do ciebie przychodzę, Granger – powiedział Malfoy, patrząc na nią wesoło.
-Cześć, Hermiono, co u ciebie? Jak ci minął dzień? Dobrze, a tobie? – zaczęła mamrotać pod nosem.
- Mam zacząć podejrzewać jakąś chorobę, czy zawsze mówisz sama do siebie – parsknął śmiechem, zajmując miejsce naprzeciw dziewczyny.
-O co chodzi, Malfoy? Jak widzisz jestem zajęta – wskazała ręką na wypracowanie, które Ślizgon wciąż trzymał w swojej ręce.
-Mam do ciebie małą prośbę – zaczął – Może jednak nie tak małą – dodał po chwili zastanowienia.
-Malfoy ma zamiar prosić mnie o pomoc? Zamieniam się w słuch – sarknęła.
-Z sarkazmem ci nie do twarzy – odparł, na co dziewczyna cicho się zaśmiała.
-Co? – zdziwił się.
-Teodor niedawno powiedział mi dokładnie to samo.
-Skoro dwie tak inteligentne osoby tak twierdzą, to musi być prawda – wyprostował się dumnie, na co Gryfonka pokręciła ze zrezygnowaniem głową.
-O co chodzi? – ponowiła swoje pytanie.
-Potrzebuję korepetycji z transmutacji – wyrzucił z siebie po chwili ciszy.
-Czyżby wielki Książę Slytherinu czegoś nie potrafił? – powiedziała zadowolona.
-Odpuść sobie te dogryzki i powiedz, czy zgadzasz się mi pomagać. Swoją drogą nie rozumiem, jak możesz umieć to wszystko od razu – spojrzał na nią jak na przybysza z kosmosu.
-Ja przerobiłam sobie wszystko w wakacje - wzruszyła ramionami.
-Aż tak nudne są wakacje w towarzystwie Łasica? – zaśmiał się.
-Nie, ja po prostu musiałam czymś zając myśli. Przez pierwszy miesiąc po bitwie Ron snuł się po domu niczym duch. Był, ale jakby go nie było. Starałam się go czymś zając, ale on ciągle rozpaczał po Fredzie. Ta strata nadal bardzo boli, ale jakoś musieliśmy się z nią uporać. Ja zaczęłam przerabiać cały materiał z siódmej klasy, żeby zapomnieć – wytłumaczyła. Blondynowi zrobiło się nagle bardzo głupio. Przecież oczywistym było, że straciła dużo bliskich osób na wojnie. A on tu wyskakuje z jakimś głupim tekstem. Przez kilka minut siedzieli w ciszy, aż w końcu Gryfonka zabrała głos – Dobrze, będę ci pomagać z transmutacją – rzuciła i szybko zebrała wszystkie swoje rzeczy. Po minucie już jej nie było.


~*~*~


   Teodor szedł korytarzem bez celu. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, więc po prostu chodził bez celu po zamku. Nagle jego oczom ukazała się Hermiona, która szybkim krokiem przemierzała odległość dzielącą ją od pobliskich schodów. Gdy już była w połowie, z jej rąk wyleciały wszystkie książki i pergaminy, które niosła.
-A niech to szlag – powiedziała głośno i zabrała się za zbieranie swoich rzeczy.
-Uspokój się, to tylko książki – zaśmiał się. Szatynka, która nie zdawała sobie sprawy z czyjejś obecności, znów upuściła trzymane w ręku książki, na co Ślizgon zareagował serdecznym śmiechem.
-Och, to ty – odetchnęła z ulgą. Ucieszyła się, że to nie Malfoy. Chociaż nie zrobił tego celowo, to sprawił jej lekką przykrość. Nie zauważyła nawet, że Nott zdążył już pozbierać wszystkie rzeczy. Wyciągnęła po nie ręce, ale Teodor pokręcił głową.
-Masz może ochotę się przejść? – zapytał z pięknym uśmiechem. Hermiona kiwnęła głową i kilka minut później siedzieli już na ławce na dziedzińcu. Przez długi czas rozmawiali i śmiali się.
-Tyle mnie ominęło – powiedziała na pozór oburzona. Ślizgon właśnie opowiedział jej historię o Zabinim, który wyskoczył zza rogu na Draco.
-Gdybyś tylko widziała minę Malfoy’a.
-Mogłeś to uwiecznić – roześmiała się perliście. Teodor spojrzał na nią z uśmiechem. Była tak piękna. Naturalna w każdym swoim ruchu, a jednocześnie tak idealna.  Przysunął się do niej delikatnie.

-Też żałuję, że tego nie zrobiłem – odparł, jednocześnie pochylając się w jej stronę. Uważnie obserwowała jego ruchy. W końcu objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Wpił się w jej wargi. Gdy dotarło do niego, co zrobił, odsunął się delikatnie, opuszczając głowę. Bał się, że się pospieszył. Przecież dopiero co zerwał z nią Ron, z którym była zaręczona. To chyba oczywiste, że jeszcze o nim nie zapomniała. W końcu odważył się podnieść wzrok. Spojrzał w jej oczy. Jedynym, co w nich ujrzał, był bezgraniczny szok. W tej samej chwili zrozumiał, że zepsuł wszystko.


~*~*~


   Jest i rozdział IX. Co do zmian, to mogliście zauważyć, że do rozdziałów zostały dodane tytuły. Myślę, że jest to zmiana na lepsze. Jak sądzicie?Pozdrawiam, Black Cape

*Claude Adrien Helvetius

7 komentarzy:

  1. Ja również czytam, nie kończ bloga! Naprawdę jest super ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kończyc nie mam zamiaru. Postanowiłam sobie, że dokończę go chociażby dla jednej osoby ;)

      Usuń
  2. O kurcze, kurcze, kurcze, ale się porobiło znowu, końcówka mega, tylko czemu koniec w takim miejscu? :( piszesz jak profesjonalistka, naprawdę nie schodzisz z poziomu, bardzo mi się to podoba i bardzo Ciekawe tego zazdroszczę, genialne teksty, czytając sama się śmieje lub dziwię czy nawet smucę, działasz na zmysły, a to już dar! Dziękuję za piękną dedykację, to tak wiele dla mnie znaczy, nigdy nie zapominaj, że ja czytam Twoje opowiadanie, nie przejmuj się niczym, podążaj do celu, pisz dalej, jestem naprawdę fanką Twoją i Twojego opowiadania <3
    Vanillia :*
    dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle ciepłych słów naraz, że po prostu nie mogę w to uwierzyc. Strasznie Ci dziękuję za ten komentarz, bo bardzo mnie podbudował. Moich umiejętności pisania darem bym nie nazwała, ale cieszę się, że jednak coś mi wychodzi i komuś się to podoba. ;) Naprawdę jestem Ci wdzięczna za te wszystkie miłe słowa, jest to motywacja do dalszego pisania. Pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. Koniec w takim momencie? Nie ;-( na szczescie kolejny rozdział juz na mnie czeka ;-) Ciekawią mnie te korepetycje ;-) Jestem ciekawa czy cos na nich zaiskrzy pomiędzy Hermioną i Draco ;-) Co do romansu z Nott'em to wiedziałam, ze tak bedzie! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyślałam, że warto trochę pokomplikować życie naszych bohaterów, zanim rozpocznę upragniony związek Dramione. Poza tym pomysł na Hermionę i Teodora towarzyszył mi już od początku, gdy tylko opracowywałam fabułę całego opowiadania.

      Usuń
  4. "W tej samej chwili zrozumiał, że zepsuł wszystko." - Serio popsuł, czy tylko podpuszczasz? :D Leila

    OdpowiedzUsuń