~*~*~
Śniadanie w Wielkiej Sali trwało już od kilkunastu minut. Nagle do pomieszczenia zaczęła wlatywać chmara sów.
-Sowia
poczta! – wykrzyknął jakiś rozentuzjazmowany chłopiec. Harry jak gdyby nigdy
nic ponownie zabrał się za jedzenie, lecz chwilę później tuż przez nim
wylądowała niewielka płomykówka. Odwiązał szybko list i zabrał się za czytanie.
-Od
kogo to? – zapytała Ginny widząc diametralną zmianę wyrazu twarzy chłopaka.
-Od
Hermiony – usłyszawszy to zmarszczyła brwi i zwinnym ruchem wyrwała pergamin z
rąk Wybrańca.
-Ej,
tak się nie robi! – krzyknął brunet, lecz rudowłosa jedynie machnęła na to
ręką.
-Trzeba
będzie powiadomić Notta – powiedziała, jednak widząc niezrozumienie w oczach
Harry’ego, dodała – Och, nie widziałeś, jak wczoraj się martwił jej
zniknięciem? Wypadałoby mu przekazać, że Hermiona jest bezpieczna i nic jej nie
jest – skończywszy mówić, ponownie zabrała się za pałaszowanie śniadania.
~*~*~
Teodor nie miał humoru, odkąd dowiedział
się, że Hermiona zniknęła gdzieś z Ronem. Właśnie miał skierować się do lochów,
gdy usłyszał, że ktoś go woła. Zdziwił się, gdy spostrzegł, że była to Ginny.
-Stało
się coś? – zapytał od niechcenia.
-Harry
dostał list od Hermiony – ta informacja spotkała się z delikatnym ożywieniem ze
strony chłopaka.
-I
co? Wiadomo już, gdzie jest? Jest z twoim bratem? – zaczął rzucać pytaniami.
-Napisała,
że nic jej nie jest. Poprosiła też, żeby Harry usprawiedliwił ją dziś przed
McGonnagall, bo do szkoły wróci dopiero wieczorem. Teraz jest w Hogsmeade z
Ronem – usłyszawszy to, lekko się skrzywił – Zapewniła też, że spotkała się z
nim, bo wydarzyło się coś niezwykle ważnego, ale nie mogła o tym więcej
napisać. Obiecała, że opowie wszystko, gdy wróci – dokończyła. Zastanawiała
się, czy dobrze zrobiła mówiąc wszystko Teodorowi, ale w końcu stwierdziła, że
jest przyjacielem Hermiony, więc może mu zaufać.
-Dzięki
– powiedział i z powrotem ruszył w stronę lochów. Po kilku minutach był już w
swoim dormitorium. Skoczył na łóżko i zaczął rozmyślać. Hermiona jest z tym
rudzielcem. Prychnął cicho pod nosem. Co takiego ważnego się wydarzyło, że
musiała do niego lecieć. W dodatku wieczorem. Oznaczało to, że spędziła w jego
towarzystwie całą noc. I dlaczego nie wróci od razu, tylko będzie tam jeszcze
tkwić cały dzień? Z jego ust wyrwało się głośne westchnięcie.
-Ty
chyba nie jesteś całkowicie zdrowy – usłyszał. Odwrócił głowę i ujrzał
Blaise’a, który wpatrywał się w niego ze szczerym rozbawieniem, leżąc na swoim
łóżku.
-O
co ci chodzi? – warknął.
-Auć,
ktoś tu ma paskudny humorek. Ależ oczywiście, że ci wyjaśnię, o co mi chodzi.
Otóż wpadasz do pokoju, rzucasz się na łóżko i zaczynasz prychać i wzdychać na
zmianę. Powoli zaczynam zastanawiać się nad wątpliwym dobrym stanem twojego
mózgu, przyjacielu – odparł, zachowując zupełnie poważny wyraz twarzy, jednak
chwilę później nie wytrzymał i wybuchł śmiechem. Teodor spojrzał na niego jak
na idiotę i ze zrezygnowaniem pokręcił głową.
-I
to ja tu jestem ten chory? – westchnął i chwyciwszy torbę z książkami, wyszedł
z pokoju. Starał się nie patrzeć na Blaise’a, który właśnie śmiał się tak
głośno, że nie dało się wytrzymać w jego towarzystwie nawet jednej minuty.
-No
po prostu idiota – powiedział do siebie, gdy wreszcie opuścił dormitorium.
~*~*~
Dzisiejszy dzień rozpoczynali Transmutacją.
Podszedł do swojej ławki, którą na tej lekcji dzielił z Granger. Teodor coś mu
mówił o jej zniknięciu, więc zbytnio nie zdziwił się nieobecnością Gryfonki. W
ciszy wypakował książkę, pergamin i pióro z atramentem. Po chwili był już
gotowy, by zacząć robić notatki. Co jak co, ale dyrektorce nie chciał podpadać
ignorancją na lekcjach. Zauważył Pottera, który podszedł do profesorki. Coś
zaczął jej tłumaczyć. Draco wyłapał jedynie pojedyncze słowa, takie jak
Hermiona, nieobecność, ból brzucha. Łatwo poskładał wszystko w całość i
parsknął śmiechem na żałosną wymówkę Granger. Ku jego zdziwieniu nauczycielka
kiwnęła głową i kazała brunetowi zająć miejsce. Dostrzegł jeszcze kątem oka,
jak Gryfon z satysfakcją wymalowaną na twarzy kieruje się do swojej ławki.
Następne kilkanaście minut minęło mu na spokojnym robieniu notatek na temat
transmutowania zwierząt w inne żywe stworzenia. Nagle jednak musiał przerwać
czynność, bo pióro zaczęło mu uciekać z ręki. W końcu przyklepał je stanowczo
do ławki i dokładnie obejrzał. Było dokładnie takie samo jak wczoraj.
Zrozumiał, że ktoś zaczął mu wycinać kawał. Rozejrzał się po klasie, ale każdy
w skupieniu notował słowa dyktowane przez nauczycielkę. Pokręcił ze
zrezygnowaniem głową i już miał się ponownie zabrać za pisanie, lecz zatrzymał
go głos dyrektorki.
-Jakiś
problem, panie Malfoy? – zapytała surowym tonem, obrzucając go uważnym
spojrzeniem.
-Nie,
wszystko w porządku, pani profesor – odrzekł jak gdyby nigdy nic.
-To
dlaczego nie notujesz? – kontynuowała. Kątem oka dostrzegł, że każdy się w
niego wpatruje. Obrzucił nauczycielkę zirytowanym spojrzeniem.
-Zamyśliłem
się, pani profesor – wycedził, patrząc jej prosto w oczy.
-No
to proszę tyle nie myśleć i wracać do notowania – powiedziała i zaczęła
ponownie tłumaczyć lekcję.
Gdy
w końcu w całej szkole rozbrzmiał dzwonek, zgarnął rzeczy z ławki i schylił się
po swoją torbę. Z niemałą konsternacją dostrzegł, że cała jej zawartość jest
wyjęta i porozkładana obok krzesła. Westchnął zirytowany i wepchnął wszystko do
środka. Wyprostował się i zauważył, że został w sali jako ostatni. Zarzucił
torbę na ramie i opuścił pomieszczenie. Szedł powoli korytarzem, gdy nagle zza
zakrętu wyskoczył przed nim jakiś chłopak, krzycząc na cały głos „Trafalala”.
Odskoczył gwałtownie i oparł o ścianę, łapiąc się za serce. W końcu odwrócił
głowę w stronę napastnika i ogarnęła go narastająca złość.
-Zabini!
– zagrzmiał – Czy ty do reszty zidiociałeś? Co to miało być?
Nie
doczekał się jednak odpowiedzi, bo Blaise śmiejąc się w niebogłosy, szedł już
szybko korytarzem. Nagle obok niego pojawili się Pansy i Teodor.
-On
tak od rana – powiedziała Ślizgonka – Już z nim po prostu wytrzymać nie mogę.
Całą lekcję opowiadał mi, jak cię urządzi.
-To
on – domyślił się, mając w głowie uciekające pióro i opróżnioną torbę.
-Brawo,
10 punktów dla Slytherinu, geniuszu – rzucił Teodor – Swoją drogą mnie też już
zdążył rano zdenerwować. Myślałem, że zwariuję – Malfoy gwałtownie zbladł, gdy
to usłyszał.
-Chyba
nie myślicie, że to – wyszeptał cicho,
lecz Pansy nie pozwoliła mu dokończyć.
-Tak,
Draco – powiedziała złowrogo – To jest ten dzień.
~*~*~
Harry i Ginny szli objęci korytarzem.
Chcieli skorzystać z ostatnich ciepłych dni, zanim nadejdzie piękna, choć
często chłodna jesień. Do obiadu była jeszcze godzina, więc pomyśleli, że
dobrym pomysłem będzie pospacerować po błoniach, może posiedzieć chwilę nad
jeziorem. Pogrążeni w rozmowie nie zauważyli Malfoy’a, który szedł, co chwila
się obracając za siebie. Pech chciał, że w końcu wpadł na parę Gryfonów.
-Uważajcie,
jak łazicie – warknął i popędził korytarzem w stronę lochów.
-A
temu co jest? – zdziwiła się Ginny.
-Nie
wiem, cały dzień się dziwnie zachowuje. Na Transmutacji McGonnagall zwróciła mu
uwagę. Od tamtej lekcji jest jakiś taki niespokojny – wytłumaczył, na co
dziewczyna wzruszyła ramionami.
~*~*~
Każdy, kto znał choć trochę Blaise’a,
wiedział, że raz na jakiś czas przychodzi dzień, w który chłopakowi zupełnie
odbija. Wycina wszystkim przyjaciołom kawały i nic nie jest w stanie go
powstrzymać. W Slytherinie już krążyły legendy na temat domniemanych wybryków
bruneta. Uczniowie innych domów nie rozumieli, czemu nagle wychowankowie Domu
Węża stawali się ponurzy i markotni. Nie wiedzieli, że każdy obawiał się ataku
ze strony Zabiniego. Draco Malfoy szedł właśnie korytarzem w stronę Pokoju
Wspólnego. Tak niewiele dzieliło go już od ziemi obiecanej – prywatnego
dormitorium. Tam nie będzie musiał się zmagać z przyjacielem i jego dziwnymi
pomysłami. Nie żeby się go bał. Po prostu bycie ofiarą niewybrednych żartów się
mu nie uśmiechało. Nie miał zamiaru się męczyć z odkręcaniem wszystkiego, co
wymyśli ten idiota. Niestety trochę się przeliczył. Nie wiedział, że Zabini już
realizował swój kolejny plan. Draco spędził w swoim pokoju całe popołudnie.
Nagle ktoś zaczął walić do jego drzwi. Z westchnieniem wstał z łóżka i poszedł sprawdzić,
kto zakłóca jego spokój. Okazało się, że była to Daphne. Nie była to jednak
zwykła Daphne. Była to Daphne wściekła jak nigdy. Mógłby przysiąc, że zauważył
dym ulatujący z jej nosa.
-Możesz mi wyjaśnić, co miało
znaczyć to na dole? – wysyczała. Blondyn spojrzał na nią jak na idiotkę.
-O co dokładnie chodzi? Nie
jestem pewien, czy zdajesz sobie sprawę, że nie wychodziłem stąd przez ostatnie
kilka godzin – odparł spokojnie. Greengrass, o ile to możliwe, wkurzyła się
jeszcze bardziej.
-Och, czyli twierdzisz, że
godzinę temu to nie ty całowałeś moją siostrę? O ile masz brata bliźniaka albo
klona, to jestem skłonna w to uwierzyć – wykrzyczała tak głośno, że był pewien,
że usłyszeli ją aż w Hogsmeade.
-O czym ty mówisz? Nigdy nie
całowałem się z Astorią. Chyba masz zwidy. Radzę iść do pani Pomfrey od razu,
bo niedługo może być już za późno – powiedział, wykonując wskazującym palcem
kółka przy skroni.
-Ty – wysyczała, dźgając go
oskarżycielsko palcem w pierś, na co blondyn spojrzał na nią obrażony – Chyba
cały Hogwart wie, że rozkochujesz w sobie dziewczyny, a potem je rzucasz. Mną
mogłeś się zabawić, ale przysięgam, że jeśli zrobisz coś Astorii, to osobiście
cie wykastruję – nie czekając na
odpowiedź, odwróciła się na pięcie i zeszła do Pokoju Wspólnego. Draco
trwał jeszcze kilka sekund, a później wyszedł, układając sobie w głowie tylko
jedno słowo. Zabini.
~*~*~
Teodor siedział sam w bibliotece. Zajął
stolik w najbardziej odległym kącie. Miał nadzieję na spokojny dzień w
otoczeniu książek i wyprasowań, lecz i z niego los miał sobie zakpić. Kończył
właśnie esej na zielarstwo. Potrzebował jeszcze tylko zakończenia, więc
pomyślał, że poszuka trochę informacji spoza materiału. Złapał za książkę,
którą wypożyczył i zaczął ją kartkować, lecz nie trwało to długo, bo odrzucił
ją z krzykiem. W duchu dziękował sobie,
że wybrał miejsce tak daleko od biurka pani Pince, bo pewnie już zostałby
wyrzucony z jej królestwa. Chociaż może to i lepiej. Byłby z dala od… tego.
Podszedł powoli do książki, lecz szybko odwrócił się ze skrzywieniem. Na każdej
stronie znajdowało się zdjęcie Milicenty, która wychodziła z łazienki z maseczką na twarzy w kolorze zgniłej zieleni.
Najgorszy jednak był kusy szlafrok, który więcej odsłaniał niż zasłaniał.
Salazarze, widzisz i nie grzmisz.
-Co tam masz? – dobiegł go
znajomy głos. Odwrócił się w stronę przyjaciela z niesmakiem na twarzy.
-Sam zobacz – wskazał na
książkę – Jakby co, za wszelkie urazy nie odpowiadam – dodał szybko. Nie mógł
się nie roześmiać na widok miny Malfoy’a.
-Zabini? – zapytał.
-Pewnie tak. Na Salazara, on
jest gorszy niż małe dziecko – westchnął Teodor – Słyszałeś o akcji z Eliksirem
Rozdymającym? Wszystkie nasze pierwszaki mogłyby śmiało pożyczać buty od tego
gajowego. Slughorn już nie nadąża z wyrobem Wywaru Dekompresyjnego. A tobie się
jakoś oberwało?
-Poza tym, że Greengrass chce
mnie wykastrować, to wszystko jest ok – wzruszył ramionami, ale widząc
zaskoczenie wymalowane na twarzy przyjaciela, kontynuował – Blaise skombinował
Eliksir Wielosokowy. Dodał moje włosy i kazał komuś to wypić. Potem rzekomy ja
poszedłem do Pokoju Wspólnego i pocałowałem Astorię na oczach wszystkich.
Daphne teraz myśli, że chcę przelecieć jej siostrę.
-Wiadomo chociaż kto całował
Astorię? – zapytał od niechcenia, jednak widząc błysk w oczach blondyna,
zainteresowany dokładniej mu się przyjrzał.
-Kojarzysz tego chłopaka z
drugiego roku, który zamiast jednego miejsca zajmuje dwa? – zapytał, a gdy
Teodor kiwnął głową, obaj wybuchli śmiechem.
~*~*~
Hermiona słuchała rozbawiona kolejnej
opowieści Fabiena. Musiała przyznać, że uczniowie Beauxbatons nie byli aż tak
dobrze wychowani i ułożeni, jak wcześniej myślała. Spojrzała na okno. Zaczynało
się ściemniać.
-Chyba powinnam wracać –
powiedziała smutno. Nie chciała rozstawać się z przyjacielem – Wracasz do
Londynu? –zapytała Fabiena.
-Nie wiem. W sumie nic mnie
nie trzyma w Anglii i mógłbym wrócić do Francji, ale podoba mi się tu. Myślę,
że poszukam tu gdzieś pracy – wzruszył ramionami szatyn.
-George otwiera tu nowy
sklep. Jeśli chcesz, to mogę z nim pogadać. Właśnie szuka nowych pracowników –
zaproponował Ron.
-Byłbym ci bardzo wdzięczny –
odparł Francuz – Odprowadzę cię – powiedział, gdy zauważył, że Hermiona zbiera
się do wyjścia. Uśmiechnęła się wdzięcznie. Pożegnali się z rudzielcem i
wyszli. Przez kilka minut panowała między nimi zupełna cisza. Przerwał ją
jednak głos szatynki.
-Zamierzasz teraz pracować u
Georga?
-Myślę, że jak na razie to
dobry początek. Jakoś muszę zarobić na życie – wzruszył ramionami.
-Jestem pewna, że rodzice by
ci pomogli, niepotrzebnie się wyprowadzałeś – powiedziała cicho.
-Nic od nich nie chcę – hardo
spojrzał jej w oczy – Nie chcę, by później czegoś ode mnie oczekiwali.
Doskonale wiem, jak to działa. Pracuję w firmie taty, później awansuję, a w
końcu przejmuję jego stanowisko. Nie chcę być taki jak on. Chcę robić coś
więcej.
-Och, więc zatrudnisz się u
Weasley’ów? Masz rację, to lepsze niż pracowanie dla ojca – sarknęła.
-To jest tylko tymczasowe.
Będę magomedykiem – uśmiechnął się.
-Nigdy mi nie mówiłeś, że… -
zdziwiła się.
-Bo nigdy nie myślałem, że
będę mógł mieć taką możliwość. Teraz, kiedy wreszcie uwolniłem się od
rodzinnych zobowiązań, mogę sam zaplanować swoją przyszłość.
-Pamiętaj, że bez względu na
wszystko jestem z tobą. A tak poza tym, to będę cię chociaż częściej widywała.
Bywam w Hogsmeade o wiele częściej niż w Londynie – zaśmiała się.
-Widzisz, same plusy –
również wyszczerzył zęby. Musiała przyznać, że w delikatnym świetle księżyca
wyglądał naprawdę dobrze. Och, co ona mówi, on zawsze wygląda dobrze. Nie raz,
gdy szli razem przez miasto, napotykała się na zazdrosne spojrzenia innych
kobiet. Bardzo ją to bawiło, bo zapewne oddałyby wszystko, by być przez chwilę
na jej miejscu, a sama nigdy nie pomyślała o Fabienie jako o materiale na
chłopaka. On zawsze był i będzie jej przyjacielem.
-Czemu ktoś cię zaatakował? –
spytała nagle. Bardzo ją to nurtowało, a w oddali już widziała wyjście z
tunelu. Kilka razy już nawet zauważyła gałęzie wierzby bijącej. Musiała się
pośpieszyć, jeśli chciała wyjaśnić tę sprawę jeszcze dziś.
-Już ci wszystko
opowiedziałem. Myślę, że po prostu znalazłem się w nieodpowiednim miejscu w
nieodpowiednim czasie, tyle – wzruszył ramionami, ale widząc niepokój w oczach
przyjaciółki, złapał jej twarz w dłonie i spojrzał głęboko w oczy – Naprawdę
nie masz się czym martwic, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zrozumiano?
-Zrozumiano – uśmiechnęła się
delikatnie i dała mu pstryczka w nos. Nim zdążył się zorientować, wyrwała się
spod jego dotyku i zaczęła szybko biec, śmiejąc się radośnie.
-Osz ty! – wykrzyknął i
ruszył w pościć za Gryfonką, wtórując jej śmiechem. Po chwili już trzymał ją w
swoim żelaznym uścisku – Tu chyba nasze drogi się rozchodzą, madame – ukłonił
się nisko, na co dziewczyna parsknęła śmiechem. Pożegnali się i po chwile każde
ruszyło w swoją stronę.
~*~*~
-Myślisz, że już mu przeszło?
– zapytał Draco spoglądając na przyjaciela.
-Wydaje mi się, że tak. Chyba
ta akcja z Astorią go dostatecznie zadowoliła – parsknął śmiechem widząc minę
blondyna.
-Wracamy? – miał zamiar
zignorować uwagę Teodora. Siedzieli na dziedzińcu już prawie godzinę, zaczynało
go to już nudzić.
-Jeszcze nie – odparł
szczerząc zęby. Wiedział, że Malfoy zdążył już zmarznąć, dlatego chce ta szybko
wracać. No cóż, wrześniowe wieczory nie są już tak ciepłe, a oni prosto z
biblioteki wyszli na zewnątrz.
-Och, no co chcesz tu jeszcze
robić? – zirytował się blondyn. Wstał z ławki, aby się poruszać i choć trochę
rozgrzać.
-Nie wiedziałem, że jesteś
taki wrażliwy, Dracusiu – zaszczebiotał, udając głos pustej panny – Przecież
zawsze możesz wrócić sam. No chyba, że się boisz – dodał zaczepnie.
-Zamknij się – odwarknął
jedynie w odpowiedzi. Żadna lepsza riposta nie przyszła mu do głowy. Myślał,
jak tu zagiąć przyjaciela, ale jak na złość nie mógł na nic wpaść. Trwali kilka
minut w ciszy, aż blondyn znów zabrał głos –O, Granger idzie.
-To wcale nie jest śmieszne –
rzucił zirytowany Teodor. Był pewien, że Draco robi sobie z niego żarty. A on
się tak łatwo nie da podejść, co to, to nie! Patrzył złowrogim wzrokiem w
stronę chłopaka, aż nagle dobiegł go melodyjny głos, który tak dobrze znał.
-Cześć, co wy tu robicie? –
zdziwiła się.
-Ja właśnie idę do siebie –
powiedział Malfoy i ruszył w stronę zamku.
-Gdzie byłaś – przerwał ciszę
Ślizgon.
-W Hogsmeade – wzruszyła
ramionami.
-Hermiono, nie rób ze mnie
idioty. Nie było cię cały dzień, łącznie z nocą. Stało się coś? – dopytywał.
-To jest długa historia.
Nagle dostałam wiadomość od Rona. To z nim byłam cały ten czas… - zaczęła, lecz
Teodor nie pozwolił jej dokończyć.
-Wróciliście do siebie?
-Co? Nie! – zaprzeczyła
szybko.
-To co z nim robiłaś? –
słysząc wyznanie Gryfonki, lekko się uspokoił. Chwilę później siedzieli razem
na ławce, a Hermiona opowiadała całą historię.
~*~*~
Draco wolnym krokiem przemierzał korytarz.
Obiad trwał już od kilkunastu minut, ale jakoś się na niego nie spieszył. Był
trochę zmęczony dzisiejszym dniem. Najpierw dwie godziny eliksirów, później
transmutacja, no po prostu można zwariować. Jeszcze bardziej przybijał go fakt,
że o północy miał astronomię. Gdy już wreszcie znalazł się w Wielkiej Sali,
zajął swoje stałe miejsce. Przyjaciele spojrzeli na niego i wystarczył rzut
oka, by wiedzieli, że coś jest nie tak.
-Co jest? – zagadnął Blaise.
-Właśnie chodzi o to, że
wszystko – westchnął, nakładając sobie solidną porcję kurczaka z zapiekanymi
ziemniakami.
-Bardzo konkretna odpowiedź –
zaśmiał się Teodor – Wyrazisz się dokładniej?
-Jeżeli tak bardzo chcecie wiedzieć,
to ledwie minął tydzień szkoły, a ja już leżę z transmutacją – rzucił.
-To aż tak duży problem? –
zdziwiła się Pansy.
-Tak, to jest duży problem.
Nie mogę zawalić żadnego przedmiotu, dobrze to wiecie. Nie mogę już liczyć na
swoje nazwisko w zdobywaniu pracy, więc muszę być po prostu najlepszy, jak się tylko
da. Metka Śmierciożercy będzie się za mną ciągnąć do końca życia i tu już
należenie do rodu Malfoy’ów nie pomoże. Muszę być tak dobry, żeby moje owutemy przyćmiły
moją przeszłość. A Troll z transmutacji na pewno mi w tym nie pomoże –
zauważył, że Nott po jego słowach zmarkotniał. No tak, on jest w dokładnie
takiej samej sytuacji, tyle, że nie ma problemów z żadnym z przedmiotów. Pewnie
gdyby nie wolał zostać kapitanem drużyny Ślizgonów, to byłby drugim Prefektem
Naczelnym.
-Zawsze możesz poprosić kogoś
o pomoc – podsunęła pomysł brunetka – Teodor jest świetny z transmutacji –
dodała, a wzrok wszystkich padł na szatyna.
-Sorry, Malfoy, ale mam teraz
dużo na głowie. Sam muszę na bieżąco ogarniać materiał. Jakby tego było mało,
to muszę znaleźć pałkarza i zacząć ustalać daty treningów. Niedługo rozpoczną
się pierwsze mecze – westchnął, chowając twarz w dłoniach.
-Może ten Harper się nada? –
zaproponował Zabini – Wiesz, ten z szóstego roku. Dwa lata temu zastępował
Draco na pozycji szukającego. Wiemy, że umie latac i to całkiem nieźle. Jest
szybki. Trochę podrósł, więc myślę, że jest na tyle silny, że tłuczka odbije –
Teodor spojrzał na niego jak na ósmy cud świata.
-Blaise, nie wierzę, po raz
pierwszy twój pomysł nie jest zły – zaśmiał się Draco.
-Ej, nie wszystkie moje
pomysły są złe – oburzył się Ślizgon. Nott już nie słuchał dalszej dyskusji
przyjaciół, bo do sali bowiem weszła Hermiona w towarzystwie Ginny.
-Malfoy, a może Hermiona
mogłaby ci pomóc z transmutacją? – odwrócił się w stronę blondyna – I tak na
tych lekcjach siedzicie razem, więc pomagałaby ci na bieżąco. Jak chcesz, to
mogę zapytać – dodał.
-Sam z nią pogadam –
odpowiedział, patrząc z rozbawieniem, jak podniecenie w oczach przyjaciela
powoli gaśnie. Wiedział, że właśnie odebrał mu świetny pretekst do rozmowy z
Gryfonką, lecz jego to niesamowicie śmieszyło.
~*~*~
Hermiona siedziała sama w bibliotece. Pisała
właśnie kolejne wypracowanie na Transmutację, gdy nagle ktoś jej przeszkodził,
zabierając pergamin, na którym właśnie zawzięcie notowała wszystkie informacje,
które chciała zawrzeć w eseju.
-Transmutacja? Świetnie się
składa, bo właśnie z tym do ciebie przychodzę, Granger – powiedział Malfoy,
patrząc na nią wesoło.
-Cześć, Hermiono, co u
ciebie? Jak ci minął dzień? Dobrze, a tobie? – zaczęła mamrotać pod nosem.
- Mam zacząć podejrzewać
jakąś chorobę, czy zawsze mówisz sama do siebie – parsknął śmiechem, zajmując
miejsce naprzeciw dziewczyny.
-O co chodzi, Malfoy? Jak
widzisz jestem zajęta – wskazała ręką na wypracowanie, które Ślizgon wciąż
trzymał w swojej ręce.
-Mam do ciebie małą prośbę –
zaczął – Może jednak nie tak małą – dodał po chwili zastanowienia.
-Malfoy ma zamiar prosić mnie
o pomoc? Zamieniam się w słuch – sarknęła.
-Z sarkazmem ci nie do twarzy
– odparł, na co dziewczyna cicho się zaśmiała.
-Co? – zdziwił się.
-Teodor niedawno powiedział
mi dokładnie to samo.
-Skoro dwie tak inteligentne
osoby tak twierdzą, to musi być prawda – wyprostował się dumnie, na co Gryfonka
pokręciła ze zrezygnowaniem głową.
-O co chodzi? – ponowiła swoje
pytanie.
-Potrzebuję korepetycji z
transmutacji – wyrzucił z siebie po chwili ciszy.
-Czyżby wielki Książę
Slytherinu czegoś nie potrafił? – powiedziała zadowolona.
-Odpuść sobie te dogryzki i
powiedz, czy zgadzasz się mi pomagać. Swoją drogą nie rozumiem, jak możesz umieć
to wszystko od razu – spojrzał na nią jak na przybysza z kosmosu.
-Ja przerobiłam sobie
wszystko w wakacje - wzruszyła ramionami.
-Aż tak nudne są wakacje w
towarzystwie Łasica? – zaśmiał się.
-Nie, ja po prostu musiałam
czymś zając myśli. Przez pierwszy miesiąc po bitwie Ron snuł się po domu niczym
duch. Był, ale jakby go nie było. Starałam się go czymś zając, ale on ciągle
rozpaczał po Fredzie. Ta strata nadal bardzo boli, ale jakoś musieliśmy się z
nią uporać. Ja zaczęłam przerabiać cały materiał z siódmej klasy, żeby zapomnieć
– wytłumaczyła. Blondynowi zrobiło się nagle bardzo głupio. Przecież oczywistym
było, że straciła dużo bliskich osób na wojnie. A on tu wyskakuje z jakimś
głupim tekstem. Przez kilka minut siedzieli w ciszy, aż w końcu Gryfonka
zabrała głos – Dobrze, będę ci pomagać z transmutacją – rzuciła i szybko
zebrała wszystkie swoje rzeczy. Po minucie już jej nie było.
~*~*~
Teodor szedł korytarzem bez celu. Nie
wiedział, co ze sobą zrobić, więc po prostu chodził bez celu po zamku. Nagle
jego oczom ukazała się Hermiona, która szybkim krokiem przemierzała odległość
dzielącą ją od pobliskich schodów. Gdy już była w połowie, z jej rąk wyleciały
wszystkie książki i pergaminy, które niosła.
-A niech to szlag –
powiedziała głośno i zabrała się za zbieranie swoich rzeczy.
-Uspokój się, to tylko
książki – zaśmiał się. Szatynka, która nie zdawała sobie sprawy z czyjejś obecności,
znów upuściła trzymane w ręku książki, na co Ślizgon zareagował serdecznym
śmiechem.
-Och, to ty – odetchnęła z
ulgą. Ucieszyła się, że to nie Malfoy. Chociaż nie zrobił tego celowo, to
sprawił jej lekką przykrość. Nie zauważyła nawet, że Nott zdążył już pozbierać
wszystkie rzeczy. Wyciągnęła po nie ręce, ale Teodor pokręcił głową.
-Masz może ochotę się przejść?
– zapytał z pięknym uśmiechem. Hermiona kiwnęła głową i kilka minut później
siedzieli już na ławce na dziedzińcu. Przez długi czas rozmawiali i śmiali się.
-Tyle mnie ominęło –
powiedziała na pozór oburzona. Ślizgon właśnie opowiedział jej historię o
Zabinim, który wyskoczył zza rogu na Draco.
-Gdybyś tylko widziała minę
Malfoy’a.
-Mogłeś to uwiecznić –
roześmiała się perliście. Teodor spojrzał na nią z uśmiechem. Była tak piękna.
Naturalna w każdym swoim ruchu, a jednocześnie tak idealna. Przysunął się do niej delikatnie.
-Też żałuję, że tego nie
zrobiłem – odparł, jednocześnie pochylając się w jej stronę. Uważnie
obserwowała jego ruchy. W końcu objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Wpił
się w jej wargi. Gdy dotarło do niego, co zrobił, odsunął się delikatnie,
opuszczając głowę. Bał się, że się pospieszył. Przecież dopiero co zerwał z nią
Ron, z którym była zaręczona. To chyba oczywiste, że jeszcze o nim nie
zapomniała. W końcu odważył się podnieść wzrok. Spojrzał w jej oczy. Jedynym,
co w nich ujrzał, był bezgraniczny szok. W tej samej chwili zrozumiał, że zepsuł
wszystko.
~*~*~
Jest i rozdział IX. Co do zmian, to mogliście zauważyć, że do rozdziałów zostały dodane tytuły. Myślę, że jest to zmiana na lepsze. Jak sądzicie?Pozdrawiam, Black Cape
*Claude Adrien Helvetius
Ja również czytam, nie kończ bloga! Naprawdę jest super ;)
OdpowiedzUsuńKończyc nie mam zamiaru. Postanowiłam sobie, że dokończę go chociażby dla jednej osoby ;)
UsuńO kurcze, kurcze, kurcze, ale się porobiło znowu, końcówka mega, tylko czemu koniec w takim miejscu? :( piszesz jak profesjonalistka, naprawdę nie schodzisz z poziomu, bardzo mi się to podoba i bardzo Ciekawe tego zazdroszczę, genialne teksty, czytając sama się śmieje lub dziwię czy nawet smucę, działasz na zmysły, a to już dar! Dziękuję za piękną dedykację, to tak wiele dla mnie znaczy, nigdy nie zapominaj, że ja czytam Twoje opowiadanie, nie przejmuj się niczym, podążaj do celu, pisz dalej, jestem naprawdę fanką Twoją i Twojego opowiadania <3
OdpowiedzUsuńVanillia :*
dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com
Tyle ciepłych słów naraz, że po prostu nie mogę w to uwierzyc. Strasznie Ci dziękuję za ten komentarz, bo bardzo mnie podbudował. Moich umiejętności pisania darem bym nie nazwała, ale cieszę się, że jednak coś mi wychodzi i komuś się to podoba. ;) Naprawdę jestem Ci wdzięczna za te wszystkie miłe słowa, jest to motywacja do dalszego pisania. Pozdrawiam ;)
UsuńKoniec w takim momencie? Nie ;-( na szczescie kolejny rozdział juz na mnie czeka ;-) Ciekawią mnie te korepetycje ;-) Jestem ciekawa czy cos na nich zaiskrzy pomiędzy Hermioną i Draco ;-) Co do romansu z Nott'em to wiedziałam, ze tak bedzie! :-)
OdpowiedzUsuńPomyślałam, że warto trochę pokomplikować życie naszych bohaterów, zanim rozpocznę upragniony związek Dramione. Poza tym pomysł na Hermionę i Teodora towarzyszył mi już od początku, gdy tylko opracowywałam fabułę całego opowiadania.
Usuń"W tej samej chwili zrozumiał, że zepsuł wszystko." - Serio popsuł, czy tylko podpuszczasz? :D Leila
OdpowiedzUsuń