niedziela, 20 listopada 2016

Rozdział XXVIII - "Wina i kara"

               Pi - Freeze Time


~*~*~


 W niedzielne poranki w Hogsmeade było niewiele do roboty, a zwłaszcza zimą, gdy ludzie zamiast opuszczać swoje ciepłe i przytulne domy, zdecydowanie woleli dłużej pospać pod ciepłą kołdrą czy odpocząć, ogrzewając się przy kominku. Sklep George’a miał zostać otwarty dopiero za kilka godzin, dlatego również Fabien mógł sobie pozwolić na chwilę relaksu przed nadchodzącą pracą. Prawda była jednak taka, że Francuz wręcz nie znosił, gdy musiał siedzieć bezczynnie. Lenistwo zdecydowanie go nie cechowało. W wyśmienitym humorze, podśpiewując cicho pod nosem, układał towar na półkach, zapisując, co musi uzupełnić. Właśnie sprawdzał stan Lepkich Adidasów, gdy do jego uszu dotarł dźwięk aportacji. Ruszył w stronę gabinetu, upewniając się, że różdżka spoczywa bezpiecznie w jego kieszeni. Miał nadzieję, że nie będzie zmuszony jej użyć. W najlepszym wypadku to po prostu George’owi znów nie chciało się schodzić po schodach i z wrodzonego lenistwa aportował się prosto do gabinetu. Jedną ręką chwytając różdżkę, drugą pchnął drzwi.
- Merlinie, ale mnie wystraszyłeś – powiedział, chowając różdżkę.
- Wpadłem tylko po kilka dokumentów, bo coś mi się nie zgadza w kosztach – wyjaśnił rudzielec, nie podnosząc wzroku znad biurka. Przerzucał papiery z jednego miejsca na drugie. Zajęty poszukiwaniem potrzebnych pergaminów, nie zauważył, że Fabien uważnie go obserwuje, krzywiąc się lekko pod nosem.
- Nadal nie mogę się przyzwyczaić do ciebie w tej postaci – słysząc to, Ron wreszcie skierował swój wzrok na Francuza. Zirytowany przewrócił oczami i sięgnął po różdżkę.
- Fons Adolescentia – wypowiedział zaklęcie – Lepiej? – zapytał szorstko.
- Nie boisz się, że to wszystko się wyda? Myślisz, że uda ci się to pociągnąć dalej?
- Na Godryka, zaczynam żałować, że ci o wszystkim powiedziałem – westchnął, unosząc oczy do góry, co wyglądało, jakby prosił kogoś tam na górze o zmiłowanie.
- A ja zaczynam żałować, że mnie w to wszystko wciągnąłeś – powiedział, krzyżując ręce na klacie – Nie widzisz, że wszystko idzie nie po twojej myśli? Myślę, że nie powinieneś był się w to wszystko mieszać. Zobaczysz, że to uderzy rykoszetem w nas wszystkich, a zwłaszcza w Hermionę – dodał, mając nadzieję, że Ron wreszcie zda sobie sprawę z kilku rzeczy. A mianowicie, że takie ingerencje nigdy nie kończyły się dobrze. Teraz też nie spodziewał się happy endu.
- Co mam teraz zrobić?! – wykrzyknął, rzucając stos papierów na biurko – Przecież doskonale wiesz, że tego nie da się cofnąć!
- Czemu nie? Już raz to zrobiłeś – nie wiedział, że tymi słowami tak zdenerwuje rudzielca. Mina Rona trochę go przerażała.
- Zachowujesz się jak gówniarz. Nic nie rozumiesz – podszedł do Francuza, wbijając mu palec w pierś – Zrobiłem to dla niej. Zrobiłem to, żeby w końcu mogła być szczęśliwa – wysyczał.
- Ale ona jest z Nott’em, a chyba nie taki był plan – spojrzał mu hardo w oczy. Nie martwił się jedynie o niego, ale głównie o Hermionę. To jej złamie się serce, jeśli dowie się, że przyłożył do tego wszystkiego rękę.
- Wszystko się jeszcze ułoży, zaufaj mi – powiedział Ron, trochę się uspokajając. Wrócił za biurko i spojrzał na niego smutno.
- Nie chcę dalej jej okłamywać, nie dam rady cię więcej kryć – schował twarz w rękach, nie potrafiąc ujarzmić mętliku panującego w jego głowie. Po co on w ogóle pozwolił się wpakować w tę sytuację?
- Nie możesz tego zrobić – powiedział stanowczo. Jego zaciśnięte pięści wskazywały na to, że jest bardzo zdenerwowany. Znowu – Wiesz, jakie mogą być tego konsekwencje. Ona nie może dowiedzieć się prawdy. Proszę – ostatnie słowo prawie wyszeptał. Błagalna nuta była doskonale słyszalna w jego głosie. Fabien spojrzał na rudzielca i kiwnął powoli głową, wiedząc, że godzi się na dalsze zatajanie prawdy przed najbliższą mu osobą. Odwrócił się w stronę drzwi i już miał opuścić gabinet, gdy ktoś zagrodził mu drogę.
- Dowiem się, o co tutaj chodzi?

~*~*~

                Pokój Wspólny Ślizgonów był niemal pusty, większość uczniów poszła na śniadanie, jedynie kilku postanowiło odpuścić sobie posiłek lub dołączyć do przyjaciół nieco później. Daphne wraz z Astorią i Milicentą, po długim czasie spędzonym przed lustrem, by móc się pokazać innym, opuściły swoje dormitorium, aby również skierować się do Wielkiej Sali. Przechodziły przez Pokój Wspólny, gdy nagle panna Greengrass zatrzymała się w pół kroku i uśmiechnęła wrednie.
- Urozmaicimy sobie trochę dzisiejszy poranek – powiedziała do reszty, wskazując na Tracey i Pansy siedzące na kanapie przed kominkiem. Najwidoczniej chciały skorzystać z nieobecności Ślizgonów i spędzić trochę czasu tylko we dwie.
- Co masz na myśli? – zapytała Milicenta, z przerażeniem rejestrując, że Daphne szła w stronę dwóch dziewczyn, z którymi współdzieliły dormitorium. Zawahała się, nie wiedząc, co zrobić. Z jednej strony wolała się nie narażać Pansy i Tracey, sama nic do nich nie miała, a teraz, odkąd Parkinson została dziewczyną Zabiniego, była niemal nietykalna. Blaise zabiłby każdego, kto odważyłby się cokolwiek zrobić dziewczynie, która stała się jego oczkiem w głowie. Z drugiej strony bardziej od Pansy bała się Daphne. Już nieraz zdążyła się przekonać o tym, że starsza z sióstr Greengrass była bezwzględna i przesiąknięta podłością do szpiku kości.
- Tylko trochę się zabawię – uśmiechnęła się szeroko, jednak uśmiech ten daleki był od przyjaznego czy wesołego. Odkąd Davis i Parkinson się pogodziły, strasznie działały jej na nerwy. Pansy zawsze była dla niej zagrożeniem, dawniej to ona była liderką, która rządziła całym Slytherinem. Gdy odłączyła się od ich grupy, wreszcie to Daphne zaczęła triumfować, czego skrycie od początku pragnęła. Niestety, Tracey również coś odbiło i wolała trzymać się z Pansy, co bardzo zagrażało jej pozycji. Wiedziała, że Parkinson, mając za sobą najpopularniejszych chłopaków ze Slytherinu, a także odzyskując przyjaciółkę, znów mogła zostać numerem jeden. Nie mogła do tego dopuścić.
- Czego? – warknęła Pansy, która jako pierwsza zauważyła Daphne obok siebie.
- Chciałam porozmawiać z Tracey – uśmiechnęła się fałszywie, nie zwracając na wrogie spojrzenia, jakimi została obdarzona.
- Nie mamy o czym – burknęła, patrząc na Greengrass nieprzychylnie i jednocześnie zastanawiając się, co knuje. Wiedziała, że nie przyszła do nich na darmo, musiała mieć w tym jakiś cel.
- A ja myślę, że wręcz przeciwnie – powiedziała, oglądając swoje paznokcie – Jak zapewne wiesz, często bywam w sklepie twojego chłopaka – dodała, przewracając oczami – Pracuje tam ten przystojny Francuz.
- Spadaj, Greengrass – Pansy podeszła do dziewczyny, rzucając jej nienawistne spojrzenie. Astoria stała za Daphne, sprawiając wrażenie niezwykle znudzonej, a Milicenta patrzyła to na jedną dziewczynę, to na drugą, mając nadzieję, że nie dojdzie do jakiegokolwiek poważniejszego starcia.
- Co w związku z tym? – zapytała Tracey, na pozór od niechcenia. Daphne jednak uśmiechnęła się wrednie, wiedząc, że zainteresowała Davis. Teraz trzeba było jedynie to zainteresowanie skutecznie wykorzystać.
- A wiesz, kto bywa tam równie często, co ja? – założyła ręce na piersi i uniosła brwi w wyzywającym geście – Angelina Johnson – dorzuciła, w duchu odczuwając niemałą satysfakcję. Widziała, że jej słowa wywarły na Ślizgonce niemałe wrażenie – Z tego co kojarzę, to ją i tego twojego rudzielca coś łączyło.
- Nic ci do tego – warknęła Pansy, chcąc jakoś uratować sytuację. Wiedziała, że Davis, pomimo zapewnień George’a, nadal bała się, że coś mogło ich łączyć. Widziała, jak Tracey zmierzyła Daphne nienawistnym wzorkiem, udowadniając, że słowa Ślizgonki ją zabolały.
- Nie chcę sprawiać ci przykrości – powiedziała Greengrass, ignorując Parkinson. Powoli podeszła do Tracey i kucnęła przy niej, kładąc rękę na kolanie. Gdyby ktoś obserwował tę sytuację z boku, to mógłby odnieść wrażenie, że blondynka pociesza siedzącą na kanapie Davis. Każdy jednak wiedział, że to tylko gra – Pomyślałam tylko, że powinnaś wiedzieć. Mówię ci to tylko ze względu na naszą przyjaźń, w końcu przyjaciołom trzeba pomagać – dodała i kiwając głową na Astorie i Milicentę, ruszyła w stronę wyjścia. Nikt nie musiał patrzeć na jej twarz, aby wiedzieć, że jej twarz ozdabiała mściwa satysfakcja. Skoro te dwie dziewczyny odważyły się jej postawić, to postara się, żeby tego gorzko pożałowały.

~*~*~

                Hermiona weszła do Magicznych Dowcipów Weasley’ów, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Fabiena. Miała mętlik w głowie, a rozmowa z przyjacielem zawsze choć trochę podnosiła ją na duchu. Co ją podkusiło żeby znów spędzić noc z Malfoy’em? Co gorsza, sama wykonała pierwszy krok. Nie rozumiała swojego zachowania. Zdecydowanie potrzebowała rozmowy z Fabienem. Ominęła wielkie pudła stojące w przejściu i ruszyła w stronę schodów. Skoro nie było go na sklepie, to pewnie był na górze. Złapała za poręcz i pokonała kilka stopni, gdy przed sobą dostrzegła jakąś postać.
- Cześć – Angelina uśmiechnęła się do niej nerwowo, wiążąc włosy – Idziesz do George’a?
- Nie, szukam Fabiena – odpowiedziała trochę bardziej szorstko niż chciała. Domyślała się, że brunetka nie przyszła rano, musiała spędzić tu noc.  Obdarzyła ją niezbyt przychylnym spojrzeniem, myśląc o Tracey, jednak natychmiast skarciła się w myślach. Czy miała jakiekolwiek prawą ją oceniać?
- Na górze go nie ma – wzruszyła ramionami – Pójdę już – pożegnała się i szybko opuściła sklep. Hermiona stała w miejscu, patrząc, jak zamykają się za nią drzwi. Ocknęła się dopiero, gdy usłyszała czyjś podniesiony głos. Po krótkiej chwili go rozpoznała, w końcu miała okazję słuchać go od dobrych kilku lat. Szybkim krokiem ruszyła w stronę gabinetu, jednak zawahała się, gdy już miała wejść. Docierały do niej strzępki rozmów, z których wywnioskowała, że rozmawiali o niej. Zbliżyła się do drzwi, nie myśląc o tym, że bezczelnie podsłuchiwała dyskusję, której nie miała prawa usłyszeć. Nie było jej wstyd nawet w jednym calu. Gdy zdała sobie sprawę, że Fabien miał zamiar opuścić gabinet, powoli i cicho weszła do pomieszczenia.
- Dowiem się, o co tutaj chodzi? – zapytała, krzyżując ręce na piersi. Spojrzała prosto na Francuza, starając się ignorować Rona, który wpatrywał się w nią oniemiały.
- Wpadłem po kilka dokumentów – wyjaśnił, w panice przeszukując biurko. W końcu złapał kilka pergaminów i znów podniósł wzrok na Gryfonkę – Mam je. Będę leciał, mam jeszcze kilka raportów do wypełnienia – uśmiechnął się niemrawo i zanim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć, deportował się z cichym trzaskiem.
Fabien spojrzał na nią, wiedząc, że będzie musiał jej sporo wyjaśnić, inaczej nie odpuści. Zastanawiał się tylko, ile usłyszała.
- Co przede mną ukrywasz? – zapytała, a w jej głosie od razu dało się wyczuć ból. Wiele bólu. W odpowiedzi jedynie pokręcił głową, wiedząc, że Ron miał rację. Hermiona nie mogła się jeszcze niczego dowiedzieć. Przyjdzie na to czas, ale to nie był tym, który miał do tego prawo – Wiesz, dlaczego Ron odszedł? – kolejne pytanie, na które otrzymała jedynie kiwnięcie głową – Rozmawiaj ze mna, do cholery! – krzyknęła, a po jej policzku spłynęła pierwsza łza. Naprawdę się zawiodła. Fabienowi ufała jak mało komu, a on tymczasem cały czas ją oszukiwał. Tyle razy ją pocieszał, gdy płakała po odejściu Rona, zastanawiając się, dlaczego odszedł, chociaż przez cały czas znał odpowiedź.
- To nie ja powinienem ci o tym mówić. Nie mogę – powiedział, patrząc na nią smutno. Znał jej charakter i wiedział, że nie odpuści. Niestety, nie mógł inaczej postąpić.
- Jak mogłeś mnie cały czas okłamywać?
- Musiałem to zrobić, kiedyś to zrozumiesz – wyciągnął ręce, by ją przytulić, jednak gwałtownie odsunęła się od niego. Zwiesił głowę, wiedząc, że ich relacje diametralnie się zmienią. Będzie potrzebowała czasu, żeby mu wybaczyć, a on poczeka. Nie odpuści – Nie mogę ci powiedzieć wszystkiego, ale uwierz, że nie zrobiłem nic, co by cię mogło zranić. Nigdy bym nie zranił najlepszej przyjaciółki – uśmiechnął się smutno. Serce mu się kroiło, gdy patrzył na jej łzy.
- Już nie masz prawa nazywać się moim przyjacielem – wyszeptała i wybiegła, ocierając łzy. Kolejna bliska jej osoba ją zawiodła. Nie wiedziała, czy da radę po raz kolejny przez to przejść.

~*~*~

- Nie myśl już o tym. Przecież wiesz, że powiedziała to tylko po to, żeby cię zdenerwować – Pansy nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć, żeby poprawić humor przyjaciółce.
- I udało jej się – burknęła, rzucając kolejnym kawałkiem pergaminu do kominka.
- Jeszcze trochę i nie będziesz miała na czym napisać eseju dla Flitwicka – uśmiechnęła się, mając nadzieję, że chociaż trochę rozbawi Tracey. Chyba podziałało, bo podniosła na nią wzrok i uśmiechnęła się smutno.
- Przez to wszystko zapomniałam, ze chciałaś o czymś porozmawiać – Davis spojrzała na przyjaciółkę, czując się trochę głupio. W końcu nie poszły na śniadanie, chcąc mieć chwilę prywatności na rozmowę, a ona siedzi i roztrząsa się nad słowami Greengrass. Powinna zaufać George’owi, w końcu nieraz zapewniał ją, że z Angeliną nie łączy go nic poza koleżeństwem.
- Chodzi o Blaise’a – widać było, że Pansy długo coś w sobie nosi, bo opadła ciężko na fotel i spojrzała na Tracey, robiąc dziwną minę.
- Co zrobił? – zapytała ostrożnie.
- Unika mnie – Davis zaśmiała się cicho, jednak natychmiast zamilkła, gdy Parskinson zgromiła ją wzrokiem.
- Ale jak unika? – dopytywała. Wydawało jej się to trochę nieprawdopodobne. W końcu w ich związku wszystko świetnie się układało.
- W święta przyjechał do mnie, ale większość czasu spędził z moim ojcem w jego gabinecie. Kiedy później zapytałam go, czy zostanie dłużej, powiedział, że nie może i musi iść.
- Może naprawdę musiał – rzuciła Tracey, jednak widziała, że Pansy zdecydowanie wolała swoją wersje, całkowicie ignorując wypowiedź przyjaciółki.
- Kiedy jechaliśmy pociągiem, to nie odezwał się do mnie nawet słowem.  A dziś? Powiedział tylko cześć i gdzieś poszedł z Malfoy’em –  zdenerwowana Ślizgonka wstała i zaczęła krążyć po dywanie.
- Pewnie poszli na śniadanie – Tracey wzruszyła ramionami, nie widząc w zachowaniu Zabiniego nic dziwnego.
- No właśnie! – wykrzyknęła Pansy – Zawsze razem chodziliśmy na śniadanie!
- Przecież jesteście parą, a nie bliźniakami syjamskimi, chyba możecie spędzić trochę czasu oddzielnie.
- Do tej pory tego nie potrzebował – powiedziała smutno, obserwując wchodzących do Pokoju Wspólnego uczniów. Gdy wśród nich nie dostrzegła Blaise’a, prychnęła zirytowana i znów opadła na fotel.

~*~*~

                Draco szedł korytarzem, słuchając monologu Blaise’a. A właściwie to go nie słuchał. Kiwał głową i co jakiś czas potakiwał, mając nadzieję, że Zabini nie zada żadnego pytania. Wiedział, że nie było to zachowanie idealnego przyjaciela, ale po prostu nie chciało mu się słuchać uzewnętrzniającego się Ślizgona. Miał dość własnych problemów. A właściwie jeden i ogromny – Granger. Nie rozumiał jej zachowania. Raz go odrzuca i mówi, że mogą się co najwyżej przyjaźnić, a raz sama inicjuje pocałunki. Pomimo tego, nie mógł się też nie cieszyć. Wszystko wskazywało na to, że on nie jest jej całkowicie obojętny. Wcześniej też to podejrzewał, jednak teraz miał na to niezbite dowody.
- Co o tym myślisz? – do jego uszu dotarł głos Blaise’a, który patrzył na niego wyczekująco. Domyślił się, że zadał mu jakieś pytanie.
- Tak, tak, jasne – pokiwał głową, wyrwany z rozmyślań – Dokończymy to później – rzucił przez ramię, odchodząc w tylko sobie znanym kierunku. Zabini patrzył chwilę na jego oddalającą się sylwetkę, gdy spłynęło na niego zrozumienie. Zza rogu wyłoniła się Granger, a Malfoy podreptał do niej, jak tylko ją zobaczył. Blaise pokręcił głową, skręcając w korytarz prowadzący do lochów i mając nadzieję, że w Pokoju Wspólnym nie natknie się na Pansy. Nie teraz, jeszcze nie czas.
Hermiona szła do swojego dormitorium, podążając prosto przed siebie. Głowę miała nisko pochyloną, a wzrok wbity w ziemię, przez co potrąciła już kilku młodszych uczniów. Słyszała, jak za nią wołają, jednak nie zwracała na nich uwagi. Chciała być już w swoim łóżku, to jedyne o czym marzyła.
- Idziesz jak na ścięcie – powiedział rozbawiony, lekko szturchając ramieniem zdziwioną Gryfonkę. Nie zauważyła, kiedy się obok niej pojawił. Spojrzała na niego smutno i nic nie odpowiedziała – Co się stało? – zapytał, gdy zobaczył jej podpuchnięte oczy. Ta jedynie pokręciła głową i weszła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Ciągle słyszała za sobą czyjeś kroki, więc domyśliła się, że Malfoy nadal za nią idzie. Nie przeszkadzało jej to. Chciała być sama, ale on był dziwnym wyjątkiem, którego obecność nigdy jej nie przeszkadzała.
- Co się stało? – ponowił pytanie, gdy zamknął za sobą drzwi od jej dormitorium. Znów nie odpowiedziała, rzucając mu się w ramiona. Zdziwiony objął Gryfonkę, zastanawiając się,  co doprowadziło ją do takiego stanu. Stali tak kilka minut, gdy Malfoy w końcu odsunął się delikatnie od szatynki i spojrzał jej w oczy, jedną ręką unosząc podbródek dziewczyny.
- Nie każ mi pytać po raz kolejny – powiedział cicho. Ta jedynie kiwnęła powoli głową i usiadła na łóżku.
- Pokłóciłam się z Fabienem – Draco odetchnął z ulgą. Już się bał, że to coś poważniejszego. Nie przejmował się kłotnią Hermiony i jej Francuza. Wiedział, że jest on tak zapatrzony w swoją przyjaciółkę, że szybko wyciągnie do niej rękę.
- O co? – zapytał. Był ciekaw, o jaką błahostkę im poszło.
- On wie, dlaczego Ron ode mnie odszedł. Cały czas mnie oszukiwał, rozumiesz? – widział, że pierwotny smutek Gryfonki powoli przeradzał się w złość. Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- I dlatego się z nim pokłóciłaś? – wolał się upewnić. Nie mógł ukryć, że słowa Hermiony go zszokowany.
- Dziwisz się? 
- Szczerze mówiąc tak – powiedział, opierając się o biurko – Dlaczego Łasic nadal cię obchodzi? Przecież twoje życie potoczyło się naprzód, a jego już dawno w nim nie ma.
- Fabien mnie oszukiwał – spojrzała na niego z niedowierzaniem. Czy on naprawdę tego nie rozumiał, czy po prostu był tak tępy?
- W sprawie Łasica – dopowiedział, jakby to miało przechylić szalę – Uważasz, że warto kłócić się z przyjacielem o kogoś, kogo już dawno nie ma w twoim życiu?
- Może dla parszywych Ślizgonów okłamywanie przyjaciół jest na porządku dziennym, ale na pewno nie dla mnie! – krzyknęła, patrząc złowrogo w jego stronę. Widziała, że go rozwścieczyła.
- Zalazła się prawdomówna Gryfonka – prychnął, posyłając jej kpiące spojrzenie – Może masz nadzieję, że Łasic do ciebie wróci? Myślę, że w twoim łóżku znajdzie się jeszcze miejsce. Dwóch to jednak za mało?
- Jak śmiesz?! – niedowierzała w to, co usłyszała.
- Zastanów się nad sobą, kobieto! Oczekujesz, że ludzie będą wobec ciebie lojalni, chociaż sama ich okłamujesz i oszukujesz na każdym kroku. Żałuję, że dopuściłem do tego wszystkiego – powiedział cicho, odwracając od niej wzrok.
- Do czego?! Możesz mi powiedzieć, co ja ci takiego zrobiłam?! – jej zdenerwowanie rosło z sekundy na sekundę. Wstała i podeszła szybkim krokiem w jego stronę, mierząc go nienawistnym spojrzeniem. Nagle Ślizgon odwrócił twarz w jej stronę i, ku jej zdziwieniu, uśmiechnął się smutno.

- Pozwoliłaś mi się pokochać. To chyba najgorsze, co mogłaś zrobić – wyszeptał, jednak w jej uszach zabrzmiało to jak najgłośniejszy krzyk. Rzucił jej ostatnie spojrzenie i wyszedł, nie oglądając się za siebie.


~*~*~

Cześć wszystkim. 
Mamy kolejny, już 28 rozdział, co oznacza, że do końca zostało już tylko 12. Akcja powoli posuwa się do końca, chcę domknąć wszystkie wątki i mam nadzieję, że o niczym nie zapomnę. A wiecie na co jeszcze mam nadzieję? Że dacie znać w komentarzach, co uważacie. W stosunku do wyświetleń, odzew w komentarzach jest naprawdę niewielki, co mnie niesamowicie smuci. Uwielbiam pisać, wychodzi mi to raz lepiej, raz gorzej, jednak gdybym chciała pisać tylko i wyłącznie dla siebie, to pisałabym do szuflady. Publikuję to opowiadanie dla Was. Dlatego proszę, żebyście zostawili w komentarzach chociaż kilka słów, naprawdę dla mnie nawet to jest niesamowicie ważne. Chcę wiedzieć, że te wyświetlenia to Wy, a nie tylko numerki w statystykach. 
To chyba tyle na dziś. Liczę na Was. Wasza, 
BlackCape

4 komentarze:

  1. Zakończenie boskie! Aaaa! :D Mocny akcent. Bardzo się cieszę, że znów wstawiasz rozdziały, bo jestem fanką Twojego opowiadania. I uwielbiam Dracona. Czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością i rozwinięcie akcji między Smokiem a Hermioną!

    OdpowiedzUsuń
  2. wow. zakonczenie mega !!! ogólnie rozdział bardzo fajny ;p podoba mi sie twoj styl pisania i te wszytskie emocje ktore przezywam jak je czytam. chce wiecej !!! Pozdrawiam, Asia

    OdpowiedzUsuń
  3. Dosłownie nie mogę się pozbierać!! Świetny rozdział, zresztą jak wszystkie :) Masz talent dziewczyno! Mam nadzieję, że następny rozdział już niedługo się pojawi :) Całuski Mania :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja staram się komentować jak najczęściej, aby odwdzięczyć ci się za twoja pracę :D. Rozdział genialny. Co prawda to prawda - Draco ma racje, Hermiona zachowuje sie niedojrzale, a sama oczekuje szczerości od innych. Tekst Draco o tym, że w jej łóżku jest jeszcze miejsce dla jednego faceta mnie rozwalil XD. Strasznie romantyczne to jego wyznanie ♡. Smutno będzie bez twojego opowiadania :(. Weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń