~*~*~
W niedzielne poranki w Hogsmeade
było niewiele do roboty, a zwłaszcza zimą, gdy ludzie zamiast opuszczać swoje
ciepłe i przytulne domy, zdecydowanie woleli dłużej pospać pod ciepłą kołdrą
czy odpocząć, ogrzewając się przy kominku. Sklep George’a miał zostać otwarty
dopiero za kilka godzin, dlatego również Fabien mógł sobie pozwolić na chwilę
relaksu przed nadchodzącą pracą. Prawda była jednak taka, że Francuz wręcz nie
znosił, gdy musiał siedzieć bezczynnie. Lenistwo zdecydowanie go nie cechowało.
W wyśmienitym humorze, podśpiewując cicho pod nosem, układał towar na półkach,
zapisując, co musi uzupełnić. Właśnie sprawdzał stan Lepkich Adidasów, gdy do
jego uszu dotarł dźwięk aportacji. Ruszył w stronę gabinetu, upewniając się, że
różdżka spoczywa bezpiecznie w jego kieszeni. Miał nadzieję, że nie będzie
zmuszony jej użyć. W najlepszym wypadku to po prostu George’owi znów nie
chciało się schodzić po schodach i z wrodzonego lenistwa aportował się prosto
do gabinetu. Jedną ręką chwytając różdżkę, drugą pchnął drzwi.
- Merlinie, ale mnie wystraszyłeś – powiedział, chowając
różdżkę.
- Wpadłem tylko po kilka dokumentów, bo coś mi się nie
zgadza w kosztach – wyjaśnił rudzielec, nie podnosząc wzroku znad biurka.
Przerzucał papiery z jednego miejsca na drugie. Zajęty poszukiwaniem
potrzebnych pergaminów, nie zauważył, że Fabien uważnie go obserwuje, krzywiąc
się lekko pod nosem.
- Nadal nie mogę się przyzwyczaić do ciebie w tej postaci –
słysząc to, Ron wreszcie skierował swój wzrok na Francuza. Zirytowany przewrócił
oczami i sięgnął po różdżkę.
- Fons Adolescentia – wypowiedział zaklęcie – Lepiej? –
zapytał szorstko.
- Nie boisz się, że to wszystko się wyda? Myślisz, że uda ci
się to pociągnąć dalej?
- Na Godryka, zaczynam żałować, że ci o wszystkim powiedziałem
– westchnął, unosząc oczy do góry, co wyglądało, jakby prosił kogoś tam na
górze o zmiłowanie.
- A ja zaczynam żałować, że mnie w to wszystko wciągnąłeś – powiedział,
krzyżując ręce na klacie – Nie widzisz, że wszystko idzie nie po twojej myśli?
Myślę, że nie powinieneś był się w to wszystko mieszać. Zobaczysz, że to uderzy
rykoszetem w nas wszystkich, a zwłaszcza w Hermionę – dodał, mając nadzieję, że
Ron wreszcie zda sobie sprawę z kilku rzeczy. A mianowicie, że takie ingerencje
nigdy nie kończyły się dobrze. Teraz też nie spodziewał się happy endu.
- Co mam teraz zrobić?! – wykrzyknął, rzucając stos papierów
na biurko – Przecież doskonale wiesz, że tego nie da się cofnąć!
- Czemu nie? Już raz to zrobiłeś – nie wiedział, że tymi
słowami tak zdenerwuje rudzielca. Mina Rona trochę go przerażała.
- Zachowujesz się jak gówniarz. Nic nie rozumiesz – podszedł
do Francuza, wbijając mu palec w pierś – Zrobiłem to dla niej. Zrobiłem to,
żeby w końcu mogła być szczęśliwa – wysyczał.
- Ale ona jest z Nott’em, a chyba nie taki był plan – spojrzał
mu hardo w oczy. Nie martwił się jedynie o niego, ale głównie o Hermionę. To
jej złamie się serce, jeśli dowie się, że przyłożył do tego wszystkiego rękę.
- Wszystko się jeszcze ułoży, zaufaj mi – powiedział Ron,
trochę się uspokajając. Wrócił za biurko i spojrzał na niego smutno.
- Nie chcę dalej jej okłamywać, nie dam rady cię więcej kryć
– schował twarz w rękach, nie potrafiąc ujarzmić mętliku panującego w jego
głowie. Po co on w ogóle pozwolił się wpakować w tę sytuację?
- Nie możesz tego zrobić – powiedział stanowczo. Jego
zaciśnięte pięści wskazywały na to, że jest bardzo zdenerwowany. Znowu – Wiesz,
jakie mogą być tego konsekwencje. Ona nie może dowiedzieć się prawdy. Proszę –
ostatnie słowo prawie wyszeptał. Błagalna nuta była doskonale słyszalna w jego
głosie. Fabien spojrzał na rudzielca i kiwnął powoli głową, wiedząc, że godzi
się na dalsze zatajanie prawdy przed najbliższą mu osobą. Odwrócił się w stronę
drzwi i już miał opuścić gabinet, gdy ktoś zagrodził mu drogę.
- Dowiem się, o co tutaj chodzi?
~*~*~
Pokój
Wspólny Ślizgonów był niemal pusty, większość uczniów poszła na śniadanie,
jedynie kilku postanowiło odpuścić sobie posiłek lub dołączyć do przyjaciół
nieco później. Daphne wraz z Astorią i Milicentą, po długim czasie spędzonym
przed lustrem, by móc się pokazać innym, opuściły swoje dormitorium, aby
również skierować się do Wielkiej Sali. Przechodziły przez Pokój Wspólny, gdy nagle
panna Greengrass zatrzymała się w pół kroku i uśmiechnęła wrednie.
- Urozmaicimy sobie trochę dzisiejszy poranek – powiedziała
do reszty, wskazując na Tracey i Pansy siedzące na kanapie przed kominkiem.
Najwidoczniej chciały skorzystać z nieobecności Ślizgonów i spędzić trochę
czasu tylko we dwie.
- Co masz na myśli? – zapytała Milicenta, z przerażeniem
rejestrując, że Daphne szła w stronę dwóch dziewczyn, z którymi współdzieliły
dormitorium. Zawahała się, nie wiedząc, co zrobić. Z jednej strony wolała się
nie narażać Pansy i Tracey, sama nic do nich nie miała, a teraz, odkąd Parkinson
została dziewczyną Zabiniego, była niemal nietykalna. Blaise zabiłby każdego,
kto odważyłby się cokolwiek zrobić dziewczynie, która stała się jego oczkiem w
głowie. Z drugiej strony bardziej od Pansy bała się Daphne. Już nieraz zdążyła
się przekonać o tym, że starsza z sióstr Greengrass była bezwzględna i
przesiąknięta podłością do szpiku kości.
- Tylko trochę się zabawię – uśmiechnęła się szeroko, jednak
uśmiech ten daleki był od przyjaznego czy wesołego. Odkąd Davis i Parkinson się
pogodziły, strasznie działały jej na nerwy. Pansy zawsze była dla niej
zagrożeniem, dawniej to ona była liderką, która rządziła całym Slytherinem. Gdy
odłączyła się od ich grupy, wreszcie to Daphne zaczęła triumfować, czego
skrycie od początku pragnęła. Niestety, Tracey również coś odbiło i wolała
trzymać się z Pansy, co bardzo zagrażało jej pozycji. Wiedziała, że Parkinson,
mając za sobą najpopularniejszych chłopaków ze Slytherinu, a także odzyskując
przyjaciółkę, znów mogła zostać numerem jeden. Nie mogła do tego dopuścić.
- Czego? – warknęła Pansy, która jako pierwsza zauważyła
Daphne obok siebie.
- Chciałam porozmawiać z Tracey – uśmiechnęła się fałszywie,
nie zwracając na wrogie spojrzenia, jakimi została obdarzona.
- Nie mamy o czym – burknęła, patrząc na Greengrass
nieprzychylnie i jednocześnie zastanawiając się, co knuje. Wiedziała, że nie
przyszła do nich na darmo, musiała mieć w tym jakiś cel.
- A ja myślę, że wręcz przeciwnie – powiedziała, oglądając
swoje paznokcie – Jak zapewne wiesz, często bywam w sklepie twojego chłopaka –
dodała, przewracając oczami – Pracuje tam ten przystojny Francuz.
- Spadaj, Greengrass – Pansy podeszła do dziewczyny,
rzucając jej nienawistne spojrzenie. Astoria stała za Daphne, sprawiając
wrażenie niezwykle znudzonej, a Milicenta patrzyła to na jedną dziewczynę, to
na drugą, mając nadzieję, że nie dojdzie do jakiegokolwiek poważniejszego starcia.
- Co w związku z tym? – zapytała Tracey, na pozór od
niechcenia. Daphne jednak uśmiechnęła się wrednie, wiedząc, że zainteresowała
Davis. Teraz trzeba było jedynie to zainteresowanie skutecznie wykorzystać.
- A wiesz, kto bywa tam równie często, co ja? – założyła
ręce na piersi i uniosła brwi w wyzywającym geście – Angelina Johnson –
dorzuciła, w duchu odczuwając niemałą satysfakcję. Widziała, że jej słowa
wywarły na Ślizgonce niemałe wrażenie – Z tego co kojarzę, to ją i tego twojego
rudzielca coś łączyło.
- Nic ci do tego – warknęła Pansy, chcąc jakoś uratować
sytuację. Wiedziała, że Davis, pomimo zapewnień George’a, nadal bała się, że
coś mogło ich łączyć. Widziała, jak Tracey zmierzyła Daphne nienawistnym wzorkiem,
udowadniając, że słowa Ślizgonki ją zabolały.
- Nie chcę sprawiać ci przykrości – powiedziała Greengrass,
ignorując Parkinson. Powoli podeszła do Tracey i kucnęła przy niej, kładąc rękę
na kolanie. Gdyby ktoś obserwował tę sytuację z boku, to mógłby odnieść
wrażenie, że blondynka pociesza siedzącą na kanapie Davis. Każdy jednak
wiedział, że to tylko gra – Pomyślałam tylko, że powinnaś wiedzieć. Mówię ci to
tylko ze względu na naszą przyjaźń, w końcu przyjaciołom trzeba pomagać –
dodała i kiwając głową na Astorie i Milicentę, ruszyła w stronę wyjścia. Nikt
nie musiał patrzeć na jej twarz, aby wiedzieć, że jej twarz ozdabiała mściwa
satysfakcja. Skoro te dwie dziewczyny odważyły się jej postawić, to postara
się, żeby tego gorzko pożałowały.
~*~*~
Hermiona
weszła do Magicznych Dowcipów Weasley’ów, rozglądając się po pomieszczeniu w
poszukiwaniu Fabiena. Miała mętlik w głowie, a rozmowa z przyjacielem zawsze
choć trochę podnosiła ją na duchu. Co ją podkusiło żeby znów spędzić noc z
Malfoy’em? Co gorsza, sama wykonała pierwszy krok. Nie rozumiała swojego
zachowania. Zdecydowanie potrzebowała rozmowy z Fabienem. Ominęła wielkie pudła
stojące w przejściu i ruszyła w stronę schodów. Skoro nie było go na sklepie,
to pewnie był na górze. Złapała za poręcz i pokonała kilka stopni, gdy przed
sobą dostrzegła jakąś postać.
- Cześć – Angelina uśmiechnęła się do niej nerwowo, wiążąc
włosy – Idziesz do George’a?
- Nie, szukam Fabiena – odpowiedziała trochę bardziej
szorstko niż chciała. Domyślała się, że brunetka nie przyszła rano, musiała
spędzić tu noc. Obdarzyła ją niezbyt
przychylnym spojrzeniem, myśląc o Tracey, jednak natychmiast skarciła się w
myślach. Czy miała jakiekolwiek prawą ją oceniać?
- Na górze go nie ma – wzruszyła ramionami – Pójdę już –
pożegnała się i szybko opuściła sklep. Hermiona stała w miejscu, patrząc, jak
zamykają się za nią drzwi. Ocknęła się dopiero, gdy usłyszała czyjś podniesiony
głos. Po krótkiej chwili go rozpoznała, w końcu miała okazję słuchać go od
dobrych kilku lat. Szybkim krokiem ruszyła w stronę gabinetu, jednak zawahała
się, gdy już miała wejść. Docierały do niej strzępki rozmów, z których
wywnioskowała, że rozmawiali o niej. Zbliżyła się do drzwi, nie myśląc o tym,
że bezczelnie podsłuchiwała dyskusję, której nie miała prawa usłyszeć. Nie było
jej wstyd nawet w jednym calu. Gdy zdała sobie sprawę, że Fabien miał zamiar
opuścić gabinet, powoli i cicho weszła do pomieszczenia.
- Dowiem się, o co tutaj chodzi? – zapytała, krzyżując ręce
na piersi. Spojrzała prosto na Francuza, starając się ignorować Rona, który
wpatrywał się w nią oniemiały.
- Wpadłem po kilka dokumentów – wyjaśnił, w panice
przeszukując biurko. W końcu złapał kilka pergaminów i znów podniósł wzrok na
Gryfonkę – Mam je. Będę leciał, mam jeszcze kilka raportów do wypełnienia –
uśmiechnął się niemrawo i zanim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć,
deportował się z cichym trzaskiem.
Fabien spojrzał na nią, wiedząc, że będzie musiał jej sporo
wyjaśnić, inaczej nie odpuści. Zastanawiał się tylko, ile usłyszała.
- Co przede mną ukrywasz? – zapytała, a w jej głosie od razu
dało się wyczuć ból. Wiele bólu. W odpowiedzi jedynie pokręcił głową, wiedząc,
że Ron miał rację. Hermiona nie mogła się jeszcze niczego dowiedzieć. Przyjdzie
na to czas, ale to nie był tym, który miał do tego prawo – Wiesz, dlaczego Ron
odszedł? – kolejne pytanie, na które otrzymała jedynie kiwnięcie głową –
Rozmawiaj ze mna, do cholery! – krzyknęła, a po jej policzku spłynęła pierwsza
łza. Naprawdę się zawiodła. Fabienowi ufała jak mało komu, a on tymczasem cały
czas ją oszukiwał. Tyle razy ją pocieszał, gdy płakała po odejściu Rona,
zastanawiając się, dlaczego odszedł, chociaż przez cały czas znał odpowiedź.
- To nie ja powinienem ci o tym mówić. Nie mogę –
powiedział, patrząc na nią smutno. Znał jej charakter i wiedział, że nie
odpuści. Niestety, nie mógł inaczej postąpić.
- Jak mogłeś mnie cały czas okłamywać?
- Musiałem to zrobić, kiedyś to zrozumiesz – wyciągnął ręce,
by ją przytulić, jednak gwałtownie odsunęła się od niego. Zwiesił głowę, wiedząc,
że ich relacje diametralnie się zmienią. Będzie potrzebowała czasu, żeby mu
wybaczyć, a on poczeka. Nie odpuści – Nie mogę ci powiedzieć wszystkiego, ale
uwierz, że nie zrobiłem nic, co by cię mogło zranić. Nigdy bym nie zranił
najlepszej przyjaciółki – uśmiechnął się smutno. Serce mu się kroiło, gdy
patrzył na jej łzy.
- Już nie masz prawa nazywać się moim przyjacielem –
wyszeptała i wybiegła, ocierając łzy. Kolejna bliska jej osoba ją zawiodła. Nie
wiedziała, czy da radę po raz kolejny przez to przejść.
~*~*~
- Nie myśl już o tym. Przecież wiesz, że powiedziała to
tylko po to, żeby cię zdenerwować – Pansy nie wiedziała, co jeszcze mogłaby
powiedzieć, żeby poprawić humor przyjaciółce.
- I udało jej się – burknęła, rzucając kolejnym kawałkiem
pergaminu do kominka.
- Jeszcze trochę i nie będziesz miała na czym napisać eseju
dla Flitwicka – uśmiechnęła się, mając nadzieję, że chociaż trochę rozbawi
Tracey. Chyba podziałało, bo podniosła na nią wzrok i uśmiechnęła się smutno.
- Przez to wszystko zapomniałam, ze chciałaś o czymś
porozmawiać – Davis spojrzała na przyjaciółkę, czując się trochę głupio. W
końcu nie poszły na śniadanie, chcąc mieć chwilę prywatności na rozmowę, a ona
siedzi i roztrząsa się nad słowami Greengrass. Powinna zaufać George’owi, w końcu
nieraz zapewniał ją, że z Angeliną nie łączy go nic poza koleżeństwem.
- Chodzi o Blaise’a – widać było, że Pansy długo coś w sobie
nosi, bo opadła ciężko na fotel i spojrzała na Tracey, robiąc dziwną minę.
- Co zrobił? – zapytała ostrożnie.
- Unika mnie – Davis zaśmiała się cicho, jednak natychmiast
zamilkła, gdy Parskinson zgromiła ją wzrokiem.
- Ale jak unika? – dopytywała. Wydawało jej się to trochę
nieprawdopodobne. W końcu w ich związku wszystko świetnie się układało.
- W święta przyjechał do mnie, ale większość czasu spędził z
moim ojcem w jego gabinecie. Kiedy później zapytałam go, czy zostanie dłużej,
powiedział, że nie może i musi iść.
- Może naprawdę musiał – rzuciła Tracey, jednak widziała, że
Pansy zdecydowanie wolała swoją wersje, całkowicie ignorując wypowiedź
przyjaciółki.
- Kiedy jechaliśmy pociągiem, to nie odezwał się do mnie
nawet słowem. A dziś? Powiedział tylko
cześć i gdzieś poszedł z Malfoy’em –
zdenerwowana Ślizgonka wstała i zaczęła krążyć po dywanie.
- Pewnie poszli na śniadanie – Tracey wzruszyła ramionami,
nie widząc w zachowaniu Zabiniego nic dziwnego.
- No właśnie! – wykrzyknęła Pansy – Zawsze razem chodziliśmy
na śniadanie!
- Przecież jesteście parą, a nie bliźniakami syjamskimi,
chyba możecie spędzić trochę czasu oddzielnie.
- Do tej pory tego nie potrzebował – powiedziała smutno,
obserwując wchodzących do Pokoju Wspólnego uczniów. Gdy wśród nich nie
dostrzegła Blaise’a, prychnęła zirytowana i znów opadła na fotel.
~*~*~
Draco
szedł korytarzem, słuchając monologu Blaise’a. A właściwie to go nie słuchał.
Kiwał głową i co jakiś czas potakiwał, mając nadzieję, że Zabini nie zada
żadnego pytania. Wiedział, że nie było to zachowanie idealnego przyjaciela, ale
po prostu nie chciało mu się słuchać uzewnętrzniającego się Ślizgona. Miał dość
własnych problemów. A właściwie jeden i ogromny – Granger. Nie rozumiał jej
zachowania. Raz go odrzuca i mówi, że mogą się co najwyżej przyjaźnić, a raz
sama inicjuje pocałunki. Pomimo tego, nie mógł się też nie cieszyć. Wszystko
wskazywało na to, że on nie jest jej całkowicie obojętny. Wcześniej też to
podejrzewał, jednak teraz miał na to niezbite dowody.
- Co o tym myślisz? – do jego uszu dotarł głos Blaise’a,
który patrzył na niego wyczekująco. Domyślił się, że zadał mu jakieś pytanie.
- Tak, tak, jasne – pokiwał głową, wyrwany z rozmyślań –
Dokończymy to później – rzucił przez ramię, odchodząc w tylko sobie znanym
kierunku. Zabini patrzył chwilę na jego oddalającą się sylwetkę, gdy spłynęło
na niego zrozumienie. Zza rogu wyłoniła się Granger, a Malfoy podreptał do
niej, jak tylko ją zobaczył. Blaise pokręcił głową, skręcając w korytarz
prowadzący do lochów i mając nadzieję, że w Pokoju Wspólnym nie natknie się na
Pansy. Nie teraz, jeszcze nie czas.
Hermiona szła do swojego dormitorium, podążając prosto przed
siebie. Głowę miała nisko pochyloną, a wzrok wbity w ziemię, przez co potrąciła
już kilku młodszych uczniów. Słyszała, jak za nią wołają, jednak nie zwracała
na nich uwagi. Chciała być już w swoim łóżku, to jedyne o czym marzyła.
- Idziesz jak na ścięcie – powiedział rozbawiony, lekko
szturchając ramieniem zdziwioną Gryfonkę. Nie zauważyła, kiedy się obok niej
pojawił. Spojrzała na niego smutno i nic nie odpowiedziała – Co się stało? –
zapytał, gdy zobaczył jej podpuchnięte oczy. Ta jedynie pokręciła głową i
weszła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Ciągle słyszała za sobą czyjeś kroki,
więc domyśliła się, że Malfoy nadal za nią idzie. Nie przeszkadzało jej to.
Chciała być sama, ale on był dziwnym wyjątkiem, którego obecność nigdy jej nie
przeszkadzała.
- Co się stało? – ponowił pytanie, gdy zamknął za sobą drzwi
od jej dormitorium. Znów nie odpowiedziała, rzucając mu się w ramiona.
Zdziwiony objął Gryfonkę, zastanawiając się,
co doprowadziło ją do takiego stanu. Stali tak kilka minut, gdy Malfoy w
końcu odsunął się delikatnie od szatynki i spojrzał jej w oczy, jedną ręką
unosząc podbródek dziewczyny.
- Nie każ mi pytać po raz kolejny – powiedział cicho. Ta
jedynie kiwnęła powoli głową i usiadła na łóżku.
- Pokłóciłam się z Fabienem – Draco odetchnął z ulgą. Już się
bał, że to coś poważniejszego. Nie przejmował się kłotnią Hermiony i jej
Francuza. Wiedział, że jest on tak zapatrzony w swoją przyjaciółkę, że szybko
wyciągnie do niej rękę.
- O co? – zapytał. Był ciekaw, o jaką błahostkę im poszło.
- On wie, dlaczego Ron ode mnie odszedł. Cały czas mnie
oszukiwał, rozumiesz? – widział, że pierwotny smutek Gryfonki powoli przeradzał
się w złość. Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- I dlatego się z nim pokłóciłaś? – wolał się upewnić. Nie
mógł ukryć, że słowa Hermiony go zszokowany.
- Dziwisz się?
- Szczerze mówiąc tak – powiedział, opierając się o biurko –
Dlaczego Łasic nadal cię obchodzi? Przecież twoje życie potoczyło się naprzód,
a jego już dawno w nim nie ma.
- Fabien mnie oszukiwał – spojrzała na niego z
niedowierzaniem. Czy on naprawdę tego nie rozumiał, czy po prostu był tak tępy?
- W sprawie Łasica – dopowiedział, jakby to miało przechylić
szalę – Uważasz, że warto kłócić się z przyjacielem o kogoś, kogo już dawno nie
ma w twoim życiu?
- Może dla parszywych Ślizgonów okłamywanie przyjaciół jest
na porządku dziennym, ale na pewno nie dla mnie! – krzyknęła, patrząc złowrogo
w jego stronę. Widziała, że go rozwścieczyła.
- Zalazła się prawdomówna Gryfonka – prychnął, posyłając jej
kpiące spojrzenie – Może masz nadzieję, że Łasic do ciebie wróci? Myślę, że w
twoim łóżku znajdzie się jeszcze miejsce. Dwóch to jednak za mało?
- Jak śmiesz?! – niedowierzała w to, co usłyszała.
- Zastanów się nad sobą, kobieto! Oczekujesz, że ludzie będą
wobec ciebie lojalni, chociaż sama ich okłamujesz i oszukujesz na każdym kroku.
Żałuję, że dopuściłem do tego wszystkiego – powiedział cicho, odwracając od
niej wzrok.
- Do czego?! Możesz mi powiedzieć, co ja ci takiego
zrobiłam?! – jej zdenerwowanie rosło z sekundy na sekundę. Wstała i podeszła
szybkim krokiem w jego stronę, mierząc go nienawistnym spojrzeniem. Nagle
Ślizgon odwrócił twarz w jej stronę i, ku jej zdziwieniu, uśmiechnął się smutno.
- Pozwoliłaś mi się pokochać. To chyba najgorsze, co mogłaś
zrobić – wyszeptał, jednak w jej uszach zabrzmiało to jak najgłośniejszy krzyk.
Rzucił jej ostatnie spojrzenie i wyszedł, nie oglądając się za siebie.
~*~*~
Cześć wszystkim.
Mamy kolejny, już 28 rozdział, co oznacza, że do końca zostało już tylko 12. Akcja powoli posuwa się do końca, chcę domknąć wszystkie wątki i mam nadzieję, że o niczym nie zapomnę. A wiecie na co jeszcze mam nadzieję? Że dacie znać w komentarzach, co uważacie. W stosunku do wyświetleń, odzew w komentarzach jest naprawdę niewielki, co mnie niesamowicie smuci. Uwielbiam pisać, wychodzi mi to raz lepiej, raz gorzej, jednak gdybym chciała pisać tylko i wyłącznie dla siebie, to pisałabym do szuflady. Publikuję to opowiadanie dla Was. Dlatego proszę, żebyście zostawili w komentarzach chociaż kilka słów, naprawdę dla mnie nawet to jest niesamowicie ważne. Chcę wiedzieć, że te wyświetlenia to Wy, a nie tylko numerki w statystykach.
To chyba tyle na dziś. Liczę na Was. Wasza,
BlackCape
Zakończenie boskie! Aaaa! :D Mocny akcent. Bardzo się cieszę, że znów wstawiasz rozdziały, bo jestem fanką Twojego opowiadania. I uwielbiam Dracona. Czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością i rozwinięcie akcji między Smokiem a Hermioną!
OdpowiedzUsuńwow. zakonczenie mega !!! ogólnie rozdział bardzo fajny ;p podoba mi sie twoj styl pisania i te wszytskie emocje ktore przezywam jak je czytam. chce wiecej !!! Pozdrawiam, Asia
OdpowiedzUsuńDosłownie nie mogę się pozbierać!! Świetny rozdział, zresztą jak wszystkie :) Masz talent dziewczyno! Mam nadzieję, że następny rozdział już niedługo się pojawi :) Całuski Mania :*
OdpowiedzUsuńJa staram się komentować jak najczęściej, aby odwdzięczyć ci się za twoja pracę :D. Rozdział genialny. Co prawda to prawda - Draco ma racje, Hermiona zachowuje sie niedojrzale, a sama oczekuje szczerości od innych. Tekst Draco o tym, że w jej łóżku jest jeszcze miejsce dla jednego faceta mnie rozwalil XD. Strasznie romantyczne to jego wyznanie ♡. Smutno będzie bez twojego opowiadania :(. Weny życzę ;)
OdpowiedzUsuń