~*~*~
Nim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, nadszedł piątek. Zadziwiające,
jak szybko mijały dni. Również Hermiona na swojej skórze odczuwała nieubłagany
bieg czasu. Codziennie, gdy tylko budziła się ze snu, obiecywała sobie, że to
właśnie tego dnia porozmawia z Malfoy’em i codziennie tchórzyła. Z tego
wszystkiego wątpiła w swoją przynależność do Gryffindoru. Nie bała się stawić
czoła Śmierciożercom i samemu Voldemortowi, a tchórzy przed zwykłą rozmową?
Musiała w końcu coś zrobić, bo w końcu nie będzie mogła spojrzeć w lustro z
tego wstydu. Dlaczego konfrontacja z Malfoy’em tak ją przerażała? Dziś z nim porozmawiam, na pewno! Z tą
myślą wstała z łóżka i skierowała się do łazienki. Poranna toaleta zabrała jej
niewiele czasu i już po chwili ubrana w szkolny mundurek spakowała torbę i
opuściła dormitorium. W Pokoju Wspólnym nie zauważyła żadnego z przyjaciół,
dlatego od razu ruszyła do Wielkiej Sali, wiedząc, że większość uczniów już
pałaszuje swoje śniadanie, w tym najprawdopodobniej Ginny i Harry, których nie
zastała w Wieży Gryffindoru. Szła korytarzami, chcąc jak najszybciej znaleźć
się wśród tłumu ludzi, by odwrócić swoje myśli od Malfoy’a, który niechciany
wciąż wdrapywał się do jej głowy. W końcu dotarła do Wielkiej Sali, jednak
przed wejściem usłyszała głośne wołanie. Odwróciła się, starając się przybrać wesoły
uśmiech, jednak ten, jak na złość, nie chciał ozdobić jej twarzy.
- Cześć – miała nadzieję, że Teodor uzna, że grymas, który
udało jej przywołać, choć trochę przypominał uśmiech. Nie chciała, by
dopytywał, nie chciała, by myślał, że coś było nie tak. Po prostu nie chciała,
by Teodor został w jakikolwiek sposób zraniony, chociaż wiedziała, że było to
nieuniknione. Sytuacja z Malfoy’em robiła się coraz bardziej niebezpieczna. Do
gry weszły głębsze uczucia i coraz częściej przyłapywała się na myśli, że nie
były one jednostronne. Obiecała sobie, że jak tylko porozmawia z Draco, to
skonfrontuje się również z Nott’em. Serce kroiło jej się na samą myśl, że go
zrani, jednak zasługiwał na prawdę. Nie wiedziała jednak, czy tą rozmową
chciała przyznać się do zdrady, jednocześnie mając nadzieję na wybaczenie, czy
raczej przyznać się do zdrady, jednocześnie kończąc ich związek.
- Może pójdziemy na spacer po lekcjach? – zapytał, łapiąc ją
za rękę. Hermiona usilnie starała się uciec wzrokiem od jego twarzy
przepełnionej uczuciem. Chciała oczyścić umysł i spojrzeć na wszystko z
dystansu.
- Niestety dziś nie dam rady – powiedziała i nie czekając na
odpowiedź weszła do Wielkiej Sali. Po chwili jednak poczuła, że ktoś łapie ją
za rękę. Odwróciła się i spojrzała wprost w smutne oczy Teodora. Serce pękło
jej na kilka części, gdy zrozumiała, że wciąż go raniła, a najgorszy cios miał
dopiero nadejść. Nie mogła się powstrzymać i zerknęła na stół Ślizgonów. Nie pomyliła
się, Malfoy wpatrywał się w nią, a jego twarz ozdabiał ironiczny uśmiech, który
miała szansę oglądać cały miniony tydzień. Wiedziała, że jej unikał. Gdy tylko
widział, że zbliżała się w jego stronę, odwracał się na pięcie i odchodził. Nie
zmieniało to jednak faktu, że przez cały czas, gdy była w tym samym
pomieszczeniu, wodził za nią wzrokiem, a gdy podłapała jego spojrzenie,
przyłapując go na gapieniu się na nią, uśmiechał się kpiąco pod nosem. Jego też
zraniła i doskonale o tym wiedziała.
- Co się dzieje? Ostatnio ciągle mówisz, że albo nie masz
czasu, albo jesteś zmęczona i musisz odpocząć. Dlaczego odnoszę wrażenie, że
mnie unikasz? – nie miała siły tego dalej słuchać. Musiała uciec od jego
intensywnego spojrzenia, które przenikało ją na wskroś.
- Wszystko w porządku, po prostu obiecałam Blaise’owi, że mu
dziś w czymś pomogę – uśmiechnęła się niewyraźnie, mając nadzieję, że Teodor
odpuści. Godryk chyba zdecydował się nad nią zlitować, bo z twarzy Ślizgona
zniknął smutek.
- Dziś ci odpuszczę, ale jutro już mi się nie wywiniesz – pocałował
ją krótko i ruszył w stronę swojego stołu. Powiodła za nim wzrokiem i napotkała
wściekłe spojrzenie Malfoy’a. Zrozumiała, że nie da rady dłużej tkwić w tej
chorej sytuacji. Teodor nie odpuści jej jutrzejszego spotkania, co oznaczało,
że już jutro będzie musiała wyjawić mu całą prawdę. Odetchnęła głęboko, mówiąc
sobie, że nie będzie to takie trudne. Pozytywne myśli opuściły jej głowę, gdy
zorientowała się, że jutrzejsza rozmowa z Nott’em oznaczała, że musiała
skonfrontować się z Malfoy’em i to jak najszybciej. Z jeszcze gorszym humorem
powlekła się do stołu Gryffindoru i zajęła miejsce, wdając się w błahą dyskusję
z przyjaciółmi.
~*~*~
Malfoy
i Blaise wstali od stołu i ruszyli do wyjścia. Na korytarzu podeszli do
parapetu, na którym jednocześnie usiedli, czekając na Pansy, która jeszcze kończyła
siadanie, zarzekając się, że nie wyjdzie, dopóki nie dopije porannej kawy. Nie
pozostało im nic innego, jak po prostu poczekać na Ślizgonkę, która w końcu
wyszła z Wielkiej Sali z, o zgrozo, Granger. Draco rzucił przyjaciółce wściekłe
spojrzenie, jednak ta uśmiechnęła się niewinnie. We czwórkę ruszyli pod salę.
Tego dnia lekcje rozpoczynali Eliksirami. Dziewczyny szły kilka kroków za
chłopakami, jednak Ślizgoni doskonale słyszeli, o czym rozmawiały.
- To dziś wieczorem pod Pokojem Życzeń? – zapytała Hermiona,
starając się zignorować fakt, że Malfoy był tak blisko. Ostatnio w tak
niewielkiej odległości znajdowali się w jej dormitorium w dniu ich kłótni. Od
tamtej pory Ślizgon zręcznie jej unikał, a na lekcjach siadał przynajmniej
kilka ławek dalej.
- Wezmę twoje ulubione kwachy – odpowiedziała z uśmiechem
Pansy, jednocześnie zastanawiając się, o czym Gryfonka tak bardzo chciała
porozmawiać. Miała nieodparte wrażenie, że tematem ich rozmowy będzie pewien
blondyn, idący metr przed nimi. Nawet głupi by się domyślił, że coś między nimi
musiało się wydarzyć. Od kilku dni Ślizgon unikał Hermiony jak ognia, a sama
Gryfonka nie wyglądała najlepiej.
- Nie trzeba, już wszystko mam – powiedziała szatynka.
Draco, który cały czas przysłuchiwał się ich rozmowie, spojrzał na przyjaciela,
unosząc jedną brew, na co ten pokręcił jedynie głową. Już miał go o coś
zapytać, gdy usłyszał niepewne pytanie panny Prefekt.
- Malfoy, możemy pogadać? – miała nadzieję, że chociaż tym
razem jej nie zignoruje. Byli w gronie przyjaciół, mieli chwilę nim zacznie się
lekcja, więc nie mogła nie wykorzystać tej okazji.
- Poczekamy przed salą – powiedziała szybko Pansy, nim Draco
zdążył chociażby pomyśleć nad opowieścią. Zgromił ją wzrokiem i obserwował, jak
wraz z Blaise’m znikają za rogiem. Gdy przyjaciele znikli z pola widzenia,
przeniósł spojrzenie na Gryfonkę. Wyglądała na zdeterminowaną, jednak jej oczy
zdradzały niepewność.
- Chyba nie mamy o czym rozmawiać – rzucił, starając się
stłumić to miłe uczucie, które spowodowane było jej obecnością. Był Malfoy’em,
miał swój honor i nie zamierzał też jej czegokolwiek ułatwić. Jej słowa
naprawdę sprawiły mu ogromną przykrość. Co prawda wiedział, że sam dorzucił od
siebie odrobinę za dużo, jednak to ona zaczęła. A on na pewno nie zamierzał się
płaszczyć przed kimś, kto zmieszał go z błotem tylko dlatego, że miał zły
humor. Nawet jeśli była to jego ulubiona Gryfonka.
- A ja myślę, że mamy – powiedziała, hardo patrząc w jego
oczy. Nie wiedziała, czym było to spowodowane, ale nagle przybyło jej
gryfońskiej odwagi, na której brak narzekała od kilku dni.
- Nie wszystko musi być tak, jak sobie zażyczysz. Już chyba
uzgodniliśmy, że nie jesteś pępkiem świata – chociaż z jednej strony pragnął
naprawić to, co się między nimi zepsuło, to jego malfoy’owska duma nie
pozwalała mu tak po prostu się pogodzić. Zwłaszcza, że wyznał jej miłość, a ona
na jego oczach całowała Teodora. Czy mogła upokorzyć go jeszcze bardziej?
- Możesz się chociaż na chwilę zamknąć?! Próbuję cię
przeprosić, do cholery! – krzyknęła, całkowicie wyprowadzona z równowagi. Czy
ten nadęty Ślizgon zawsze musiał wszystko utrudniać?
- Proszę o spokój, panno Granger – Hermiona spojrzała
zawstydzona na profesora Flitwicka i bąknęła ciche przeprosiny. Było jej
naprawdę głupio, że nauczyciel był świadkiem jej nagłego wybuchu.
- I proszę natychmiast iść na lekcje, bo będę zmuszony odjąć
Gryffindorowi punkty. Pana też się to tyczy, panie Malfoy – nie czekając na
odpowiedź, ruszył korytarzem w stronę schodów.
- Jeszcze dokończymy tę rozmowę – rzuciła Gryfonka, po czym
poszła w stronę sali, a Malfoy, chcąc nie chcąc, uczynił to samo. Gdy weszli do
klasy, wszyscy uczniowie siedzieli już na swoich miejscach. Została im tylko
jedna ławka w pierwszym rzędzie. Draco spojrzał na Blaise’a, posyłając mu
złowrogie spojrzenie. Wiedział, że jego przyjaciele zrobili to specjalnie, żeby
musiał siedzieć z Granger.
- No dobrze, skoro wszyscy już są obecni – zaczął profesor
Slughorn, z rozbawieniem zerkając na parę Prefektów, która aktualnie siedziała
w pierwszej ławce z niezbyt zadowolonymi minami – To możemy przejść do lekcji.
Dziś pomyślałem, że trochę was sprawdzę. Eliksir, który musicie dziś uwarzyć ma
zaawansowany stopień trudności, dlatego myślę, że to będzie dla was dobry test.
Jeśli bezbłędnie go uwarzycie – możecie być spokojni o owutemy. Jeśli jednak
nie dacie rady, to będzie znak, że macie jeszcze trochę materiału do
powtórzenia. Nie przedłużając, waszym dzisiejszym zadaniem jest uwarzenie Amortencji.
Wiecie gdzie są składniki, macie dwie godziny. Do roboty – dokończył i zajął
miejsce przy biurku, wyjmując pudełko swoich ulubionych kandyzowanych ananasów.
Hermiona i Draco z nadal nietęgimi minami powlekli się po
ingrediencje. Ona była zła, bo gdy wreszcie zdobyła się na odwagę, by
porozmawiać z Malfoy’em, przerwano im, a on, ponieważ najbliższe dwie godziny
był zmuszony spędzić w jej towarzystwie, chociaż ani trochę mu się to nie
uśmiechało. W ciszy zabrali się do pracy, jednak w ich głowach kłębiły się
myśli. Ślizgon zaczął zastanawiać się, czy na pewno postępował dobrze. Gdy
chciała z nim porozmawiać w jej oczach dostrzegł skruchę. Może nie powinien być
dla niej tak oschły? Może gdyby zobaczyła, że potrafi schować dumę i też ją
przeprosi, to nie tylko się pogodzą, ale też Hermiona spojrzy na niego
przychylniej? Może jednak jest szansa, że swoim wyznaniem się nie zbłaźnił? W
końcu to on przez cały czas jej unikał, a ona starała się to naprawić. Czyżby
ona też coś do niego czuła? Kątem oka zerknął w jej stronę i uśmiechnął się
szelmowsko, gdy napotkał jej spojrzenie. Ta natychmiast zarumieniła się,
złapana na gapieniu się na Ślizgona i wróciła do pracy. Tak, Granger
zdecydowanie nie tylko nie jest obojętna, ale na 99% czuje coś więcej. Z o
wiele lepszym humorem zabrał się za warzenie eliksiru, co jakiś czas,
oczywiście niechcący” ocierając się o Gryfonkę. Szala się przechyliła, gdy w
tym samym czasie złapali za moździerz.
- Możesz przestać? – zapytała cicho, starając się zignorować
ciepło, które rozlało się po jej wnętrzu, wywołane dotykiem blondyna.
- Ne wiem, o co ci chodzi – spojrzał jej wyzywająco w oczy,
unosząc kąciki ust ku górze.
- Najpierw przez cały tydzień mnie unikasz, a teraz robisz
to.. to wszystko - powiedziała, wykonując zabawny gest rękami – W co ty
pogrywasz, Malfoy?
- Niestety, muszę wracać do pracy, mam eliksir do uwarzenia –
posłał jej niewinny uśmiech i ponownie zabrał się za krojenie ingrediencji. W
duchu jednak raz po raz wybuchał śmiechem na widok Gryfonki, której
zdezorientowanie, które powoli ustępowało złości, ozdabiało twarz.
Przez czas warzenia Amortencji powstrzymywał się od
rozpraszania Granger. Doskonale wiedział, że gdyby dostała przez niego złą
ocenę, to nie tylko z ich pogodzenia byłyby nici, ale najprawdopodobniej pożegnałby
się z życiem. Gdy jednak oboje skończyli eliksiry, które wyglądały na idealne,
mógł już jej dokuczać.
- Co czujesz? – zapytał, zerkając na Gryfonkę – Ja na
przykład – pochylił się nad swoim kociołkiem i zaciągnął się wonią uwarzonej
przez niego Amortencji – Czuję zapach drewna, z którego tworzone są trzonki do
mioteł - znowu przeleciał nosem ponad kociołkiem – Zapach mojej skrytki w banku
Gringotta – dodał rozbawiony, na co Hermiona przewróciła oczami. Tylko Malfoy w
Amortencji mógł czuć zapach kojarzący mu się z pieniędzmi – No i zdecydowalnie
najsilniejszy z aromatów. To chyba karmel – spojrzał jednoznacznie w jej
stronę. Na początku nie rozumiała, o co chodziło, jednak odpowiedź szybko na
nią spłynęła. Tego wieczoru, gdy spędzili ze sobą pierwszą noc, zanim sięgnęli
po ognistą, rozpaliła kilka świeczek o zapachu karmelu. Doskonale pamiętała uwagę
Ślizgona na temat nastroju, jaki stworzyła. Zarumieniła się na to wspomnienie,
jednak jednocześnie zrobiło jej się dziwnie miło, że w Amortencji Malfoy wyczuwa
zapach kojarzący się mu z nią, a raczej z nocą, która zapoczątkowała ich dziwną
relację.
- A ty? – zapytał. Był naprawdę ciekaw, chociaż też bał się
odpowiedzi. Bo jak miałby zareagować, gdyby powiedziała mu, że czuje, na
przykład, perfumy Nott’a?
- Nie twój interes – odpowiedziała. Sama była ciekawa, jak
dla niej pachnie Amortencja, jednak nie chciała tego sprawdzać. Nie teraz. A
już na pewno nie przy Malfoy’u, który i tak dziwnie niepokojąco działał na jej
zmysły.
- Jak uważasz – rzucił oschle i wyczarował fiolkę, którą
wypełnił uwarzonym przez siebie eliksirem. Poszedł ją oddać Slughorn’owi, a w
tym czasie Hermiona wykonała to samo, jednak zamiast jednej, wyczarowała dwie
fiolki. Oczywiście nie miała zamiaru nikomu podawać Amortencji. Chciała jedynie
sprawdzić, jakie zapachy w niej wyczuje. Może to chociaż odrobinę rozjaśni jej
umysł i pozwoli cokolwiek zrozumieć. Wypełniła obie fiolki eliksirem, jedną z
nich odłożyła na biurko Slughorna, opróżniła swój kociołek i wyszła z sali, nie
mając zamiaru spóźnić się na kolejną lekcję.
~*~*~
George
szedł pomiędzy półkami, doglądając swojego sklepu. Co jakiś czas ktoś
zatrzymywał go, prosząc o pomoc, a wtedy, jak prawdziwy właściciel, wskazywał
miejsce, gdzie znajdowały się szukane przez klientów produkty lub po prostu
służył radą. Nagle usłyszał wołanie i spojrzał w kierunku, skąd dochodziło.
Zmarszczył brwi, widząc Fabiena, który patrzył na niego z zaniepokojeniem
wypisanym na twarzy. Podszedł do niego i już miał zapytać, o co chodzi, jednak
Francuz pokręcił głową i pociągnął go w stronę kolejnej alejki.
- Udawaj, że opowiadam ci o łajnobombach, a ty słuchał –
powiedział szatyn, biorąc do ręki jedną z łajnobomb. Gdy w odpowiedzi George
powoli kiwnął głową, kontynuował – Widzisz tego faceta w czarnej szacie? Ten
przy alejce z detonatorami pozorującymi – gdy rudzielec ponownie kiwnął głową,
mówił dalej, udając, że pokazuje coś na trzymanej przez niego łajnobombie – Już
ponad godzinę krąży po sklepie. Wydaje mi się, że za tobą chodzi. Zwróciłem na
niego uwagę jakieś pół godziny temu i od tamtej pory co jakiś czas na niego zerkam.
Zawsze jest w takiej odległości, żeby mieć cię w polu widzenia.
- Nie przesadzasz? – zapytał, jednak nie mógł się
powstrzymać przed spojrzeniem w stronę nieznajomego. Zupełnie go nie kojarzył i
nic w jego wyglądzie nie wydało mu się podejrzanie. Jasna cera, blond włosy,
niezbyt rozbudowana postura – nic, co mogłoby odróżniać go od zwykłego przechodnia.
- Po prostu wydał mi się jakiś podejrzany – powiedział Fabien
i zmarszczył brwi, gdy coś w kieszeni tego mężczyzny zaczęło pobrzmiewać –
Spójrz – powiedział, na co George spojrzał w kierunku blondyna, który powoli
przestawał być blondynem. W pośpiechu przeszukiwał poły szaty, a jego włosy
zaczynały robić się czarne.
- Hej! – krzyknął George i zaczął biec w stronę
nieznajomego, na co ten wytrzeszczył oczy i upuścił trzymaną w dłoni fiolkę,
której tak pieczołowicie szukał. Nie zwracając uwagi na klientów, których
potrącał ramieniem, wybiegł przed sklep i z cichym trzaskiem się teleportował. George
i Fabien podeszli do miejsca, gdzie stłukła się fiolka. Wszędzie było szkło i
dziwna ciesz w kolorze bladej czerwieni.
- Założę się, że to Eliksir Wielosokowy – powiedział Francuz,
na co rudzielec powoli kiwnął głową. Jego myśli krążyły z zawrotną prędkością.
Po co ktoś miałby go obserwować? Kto to był? I dlaczego ukrywał swoją prawdziwą
postać?
~*~*~
Hermiona
weszła do swojego dormitorium, sięgając po swoją torbę. Właśnie wróciła z
kolacji, do spotkania z Pansy miała jeszcze chwilę, więc wreszcie mogła w
spokoju się rozpakować. Powoli wyciągała książki, odkładając je na ich miejsce,
gdy na dnie torby dostrzegła niewielką fiolkę. Niepewnie zagryzła wargę i
sięgnęła po nią. Usiadła na swoim łóżku i odkorkowała ampułkę. Powoli
przyłożyła ją do nosa, a na jej twarz wypłynął uśmiech. Do jej nozdrzy dotarła
woń świeżo skoszonej trawy. Następnie poczuła zapach nowego pergaminu, jednak
to ten trzeci aromat, a zarazem najbardziej intensywny, przyprawił Gryfonkę o
szybsze bicie serca. Zamknęła fiolkę i odłożyła ją na dno szuflady. Z powrotem
usiadła na łóżku i przygryzła wargę, uśmiechając się szeroko. Nie myślała już o
Teodorze czy kłótni z Malfoy’em. W głowie wciąż miała ten słodki zapach
karmelu.
~*~*~
- No wreszcie – powiedziała Pansy, gdy panna Granger
wyłoniła się zza rogu – Myślałam, że już się nie doczekam.
- Przepraszam, zasiedziałam się w dormitorium – Hermiona uśmiechnęła
się szeroko. Odkąd zrozumiała kilka rzeczy, jej humor był wprost doskonały.
Kochała Malfoy’a, a on kochał ją. Wszystko musiało się ułożyć.
- Jasne – Ślizgonka obrzuciła ją uważnym spojrzeniem – Zaraz
mi wszystko opowiesz – dodała. A było co opowiadać, tego była pewna. Bo jak
inaczej wyjaśnić fakt, że Granger uśmiechała się jak głupia do sera? Nim
zdążyła się zorientować, na ścianie pojawiły się drzwi do Pokoju Życzeń, a
Hermiona ponagliła ją. Weszła do środka i zagwizdała, co niezbyt jej się udało,
ale kto by się tym przejmował. Wnętrze wyglądało jak jakaś luksusowa
restauracja, jednak w całej sali znajdował się zaledwie jeden stolik nakryty
dla dwojga – To chyba nie randka, co? – zaśmiała się Pansy, odwracając w stronę
Gryfonki, obok której stał Malfoy. Zmarszczyła brwi, rejestrując, że Hermiona wyglądała
na wzruszoną, a jej oczy lekko się zaszkliły.
- Co do…? – nie dokończyła, bo do jej uszu nagle dotarła
cicha gra skrzypiec . Nagle zza rogu wyszedł Blaise ubrany w pięknie skrojony
garnitur. Kątem oka dostrzegła jeszcze, że para Prefektów dyskretnie opuściła
Pokój Życzeń. Nie zaprzątało to jednak jej głowy, gdyż z szokiem
zarejestrowała, że Ślizgon uklęknął na jedno kolano.
- Pansy, kocham cię najbardziej na świecie. Sprawiasz, że
każdy mój dzień jest piękny i chcę, żeby to trwało już do końca mojego życia.
Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? – Blaise drżącymi dłońmi
wyciągnął niewielkie czarne pudełeczko i powoli je otworzył. Oczom Pansy ukazał
się najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek widziała. Wykonany był z
białego złota, na środku znajdował się pięknie wyszlifowany szmaragd, a z obu
jego stron znajdowało się kilka mniejszych diamencików. Był idealny.
- Tak, tak, oczywiście, że tak! – wykrzyczała, a po jej
policzkach spływały łzy radości. Zaśmiała się, gdy Blaise odetchnął ciężko.
Powoli wsunął pierścionek na jej palec i pocałował namiętnie.
- To dlatego mnie wcześniej unikałeś? – zapytała, ocierając
łzy.
- Strasznie się stresowałem. Bałem się, że z tego stresu
wszystko ci wygadam, a chciałem, żeby było idealnie – powiedział, gdy nagle
poczuł ból w swoim ramieniu. Spojrzał na Ślizgonkę urażony i rozmasował obolałe
miejsce – A to za co?
- Ja myślałam, że mnie unikasz, bo chcesz ze mną zerwać –
spojrzała na swoją dłoń, na której widniał pierścionek, a po jej policzkach
znów spłynęły łzy – Nigdy więcej tak nie rób, bo oszaleję.
- I tak wiem, że ci się podobała niespodzianka – zaśmiał się,
chowając Ślizgonkę w niedźwiedzim uścisku.
- To, że się uśmiecham, nie znaczy, że nie mam ochoty cię
walnąć – powiedziała, czym wywołała wybuch śmiechu Blaise’a. Za to właśnie ją
kochał, uszczęśliwiała go każdym słowem i gestem, a dziś otrzymał szansę na
szczęście do końca swoich dni.
~*~*~
Hermiona
i Draco szli korytarzem w stronę Wieży Gryffindoru. Oboje niezmiernie cieszyli
się ze szczęścia swoich przyjaciół i chcieli im gorąco pogratulować, ale to
musi poczekać do jutra. Wiedzieli, że tak intymną chwilę jak zaręczyny chcieli
spędzić we dwoje i nie mieli zamiaru się wtrącać, by czuć się jak piąte koło u
wozu. Poza tym mieli do przeprowadzenia ważną rozmowę, której przebiegu oboje nie
byli pewni. W Pokoju Wspólnym Gryffindoru znajdowało się wielu uczniów, co
pozwoliło im niezauważenie przejść do dormitorium Hermiony.
- Siadaj – powiedziała, gdy zamknęła za sobą drzwi. Sama
zajęła miejsce na łóżku i w ciszy obserwowała, jak Ślizgon siada na krześle
przy biurku – Dużo myślałam nad naszą ostatnią… rozmową – zmarszczyła gniewnie
brwi, gdy do tej uszu dotarł śmiech Ślizgona.
- Ciekawy dobór słów – kąciki jego ust wciąż unosiły się
lekko ku górze. Rozbawiło go, że ich ostatnią kłótnię określiła mianem rozmowy.
Zauważył, że usta Gryfonki również wykrzywiły się w coś na kształt uśmiechu.
- Przepraszam za to, co wtedy powiedziałam. Byłam zła i
niepotrzebnie się na tobie wyżyłam – zwiesiła głowę, z ciężkim sercem czekając,
na reakcję Ślizgona.
- Też mogłem się tak nie unosić – podrapał się nerwowo po
głowie, uciekając wzrokiem. Nie potrafił przepraszać i zdecydowanie nie
potrafił się zachować w takich sytuacjach.
- Postanowiłam też, że jutro powiem o wszystkim Teodorowi.
- Myślisz, że ci wybaczy? – zapytał cicho. To, że Nott jemu
nie wybaczy było bardziej niż pewne. Liczył się z tym, ale dziwnie się czuł z
myślą, że jutro straci jednego z przyjaciół.
- Nie chcę, żeby wybaczał – powiedziała, jednak widząc szok
na twarzy Malfoy’a, pokręciła głową – To znaczy oczywiście, że chcę, żeby mi wybaczył,
ale jako przyjaciółce. Kocham go, ale to nie jest to – dodała i zaśmiała się, w
oczach Ślizgona dostrzegając jedynie zdezorientowanie. Niczego nie zrozumiał.
Powoli wstała i podeszła w jego stronę. Blondyn również podniósł się z miejsca
i ze zdziwieniem zarejestrował, że Gryfonka przytula się go niego. Odwzajemnił
jej gest, jednak nie trwało to długo, gdyż Hermiona odsunęła się od niego
niechętnie.
- Kocham cię, Draco – powiedziała, chwytając jego twarz w
dłonie i patrząc mu głęboko w oczy – Kocham cię i chcę dać nam szansę – dodała i
wpiła się w jego wargi, uśmiechając się, gdy poczuła, że Ślizgon przyciąga ją
do siebie jak najbliżej. Uwielbiała być w jego ramionach, uwielbiała każdą
spędzoną z nim chwilę i nie miała pojęcia, dlaczego tak długo trwało nim to
sobie uświadomiła.
Jest i rodział 29. Od razu przyznam, że pisało mi się go strasznie ciężko i opornie i zdecydowanie nie jestem z niego zadowolona. Musiałabym poświęcić jeszcze sporo czasu, żeby doprowadzić go do, według mnie, akceptowalnej formy, jednak rozdział miał się pojawić 4 grudnia i jest 4 grudnia. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Każde słowo od Was daje mi niesamowitą siłę i to tylko dzięki Waszym komentarzom skończyłam ten rozdział na czas. Nie chciałam Was zawieść i mam nadzieję, że nie zawiodłam. Tak więc zachęcam do komentowania i do zobaczenia już niedługo!
Wasza,
BlackCape