Chyba
każdy uczeń Hogwartu wiedział, jaki dziś dzień, nie musiał nawet zaglądać do
kalendarza. Wystarczyło wyjść z Pokoju Wspólnego, by zauważyć kilku kupidynów
latających korytarzami, którzy obrzucali przechodzących stosem konfetti w
kształcie serc. Hermiona właśnie stała się ofiarą jednego z nich, jednak, o
dziwo, nie przeszkadzało jej to. W wyśmienitym humorze szła do gabinetu
dyrektorki. Na jej dobre samopoczucie wpływał fakt, że trwały walentynki. Była
pewna, że to właśnie tego dnia sytuacja między nią a Ronem się zmieni. Od czasu
zakończenia wojny balansowali między przyjaźnią i miłością, nie decydując się
na związek. Dokładnie wczoraj rozmawiali z Harry’m i Ginny o planach na dziś.
Para od razu wyjawiła, że spędzą walentynkową sobotę w Hogsmeade, zaglądając do
kawiarni pani Puddifoot. Ron, spytany o to samo, natychmiastowo zrobił się
czerwony i rzucał Hermionie ukradkowe spojrzenia, bełkocząc coś pod nosem.
Oczywistym było, że miał co do niej niemałe plany. Gryfonka, pochłonięta
myślami, nie zauważyła, że już znalazła się pod gabinetem profesor McGonnagall.
Do rezonu przywrócił ją tak znienawidzony przez nią, jak i jej przyjaciół,
głos.
-No, no, Granger,
wyglądem to ty nigdy nie powalałaś, ale dziś przeszłaś samą siebie – spojrzała
na niego zwężając oczy. Dopiero po chwili zanotowała, że wskazuje on na jej
włosy, w których znajdowały się małe serduszka. Ugh, głupie kupidyny –
pomyślała, wyciągając konfetti spośród burzy loków. Zignorowała zaczepkę
Ślizgona i wypowiadając hasło, weszła na schody prowadzące do gabinetu
dyrektora. Ku jej zgorszeniu, Malfoy podążył za nią. Zapukała i otrzymując
słowo zaproszenia, pchnęła ciężkie drzwi i wmaszerowała do pomieszczenia.
-Siadajcie –
powiedziała starsza kobieta. Gdy już wykonali jej polecenie, zaczęła –
Sprowadziłam was tu, aby prosić was o wyświadczenie mi przysługi. Jako, że jest
dzień niewątpliwie wyjątkowy dla niektórych uczniów – Hermiona mogła przysiąc,
że przewróciła ona oczami – pomyślałam, że dzisiejsza kolacja będzie odrobinę
bardziej uroczysta.
-I co w związku z
tym? – zapytał zniecierpliwiony blondyn, przeczesując ostentacyjnie włosy, by
pokazać, jak ta rozmowa go nudzi. Gryfonka natychmiast posłała mu zgorszone
spojrzenie, którego ten nie omieszkał odwzajemnić.
-W związku z tym –
wycedziła dyrektorka, lekko wytracona z uwagi zachowaniem Ślizgona – proszę
was, jako Prefektów Naczelnych, abyście zaraz udali się do kuchni i przekazali
te informacje skrzatom. Jeśli zaczną od razu, zdążą wszystko przygotować na
wieczór.
-Oczywiście, natychmiast
się tym zajmiemy, pani profesor – powiedziała Hermiona, uśmiechając się do
kobiety. Dało się zauważyć, że jej spojrzenie złagodniało na widok swojej
ulubionej uczennicy.
-Ufam, że
wszystkiego pani dopilnuje, panno Granger – uśmiechnęła się lekko, jednak jej
wyraz twarzy diametralnie się zmienił, gdy zwróciła się do Ślizgona - A panu, panie Malfoy, radzę jej pomóc. Jeśli
się dowiem, że wywinął się pan od zadania, wyciągnę z tego odpowiednie konsekwencje.
Dziękuję, możecie odejść – tym samym zakończyła rozmowę.
~*~*~
Hermiona szła szybko korytarzem, nie
oglądając się na idącego kilka kroków za nią Ślizgona. Była wprost oburzona
jego zachowaniem. Jak on może zwracać się do nauczycieli z taką arogancją?
Myślała, że w kontakcie z osobami starszymi potrafił wykrzesać z siebie chociaż
odrobinę szacunku. Jak widać się przeliczyła. W końcu dotarła do obrazu
przedstawiającego miskę z owocami. Połaskotała gruszkę i chwilę później ukazała
jej się klamka. Otworzyła drzwi i ujrzała wielką kuchnię Hogwartu. Usłyszała,
że Malfoy wszedł zaraz za nią, zamykając wrota. Zrobiła kilka kroków, chcąc
zwrócić na siebie uwagę któregoś ze skrzatów, jednak wszystkie nadal były
pochłonięte własną pracą, nie dostrzegając przybycia dwójki prefektów. W końcu
Gryfonka wpadła na pewien pomysł.
-Stworek! –
krzyknęła i chwilę później ukazało jej się niezbyt miłe dla oka stworzenie.
-Stworek słucha –
ukłonił się niezgrabnie. Minę miał niewyraźną, zapewne z powodu polecenia
Harry’ego, aby ten słuchał Hermiony, jednak nie rzucał już pod jej adresem
żadnych obelg, co było niemałym progresem. Szatynka spojrzała niepewnie w
stronę Malfoy’a, jednak widząc jego kpiącą minę, z powrotem zwróciła się do
skrzata.
-Chcielibyśmy
przekazać, że dzisiejsza kolacja będzie się trochę różniła od pozostałych.
Dalibyście radę przygotować coś bardziej uroczystego? – zapytała, uśmiechając
się miło, co zaowocowało grymasem na twarzy małego stworzenia.
-Na Salazara,
Granger, przecież to zwykły skrzat. W sumie to łatwo mogłabyś się z nim równać
– wtrącił się zirytowany blondyn. Chciał jak najszybciej uwinąć się z zadaniem,
a Gryfonka musiała wymieniać jakieś niepotrzebne uprzejmości z pomocą.
-Panicz Malfoy, to
wielki zaszczyt dla Stworka widzieć tak znamienitego czarodzieja. Stworek zrobi
wszystko, co pan rozkaże – skrzat nie posiadał się z radości. Patrzył z
uwielbieniem na Ślizgona, robiąc ukłon tak nisko, że nosem dotykał podłogi.
-To, że ty
traktujesz je gorzej niż niechciane w domu szczury, nie znaczy, że ja też muszę
– zdegustowana obserwowała scenę rozgrywającą się przed nią – Stworku, możesz
już wstać.
-To taki zaszczyt
dla Stworka – powtórzył kolejny raz – Co Stworek może dla panicza zrobić?
-Widzisz, Granger,
nawet on umie oddzielić lepszych od gorszych – zaśmiał się wrednie – Skrzacie, dzisiejsza
kolacja ma być uroczysta i wystawna, przekaż to reszcie. Radzę wam się z tym
dobrze uwinąć. Macie nie opuszczać kuchni, dopóki wszystko nie będzie gotowe –
powiedział, nawet nie spoglądając na stworzenie stojące u jego stóp.
-Oczywiście,
paniczu, Stworek już się za to zabiera – zdążyli usłyszeć, gdyż po chwili
skrzat zniknął, zostawiając po sobie głuchy dźwięk towarzyszący teleportacji.
-Mogłeś być
chociaż trochę milszy – wycedziła.
-Nie jestem… tobą
– spojrzał na nią nieprzychylnie.
Gryfonka puściła
uwagę blondyna mimo uszu i skierowała się do drzwi, których… nie było! Obróciła
się wokoło, jednak nigdzie nie zarejestrowała nic nawet podobnego do znajomych
wrót.
-Malfoy,
utknęliśmy – wyszeptała z przerażeniem.
-Co ty wygadujesz,
Granger? Opiłaś się wywaru z blekotu czy co? – warknął, jednak tak, jak
szatynka, nigdzie nie mógł dostrzec wyjścia.
-Skrzaty mogą
teleportować się na terenie Hogwartu, zaraz zawołam Stworka i nam pomoże –
powiedziała, nie tracąc nadziei.
-Chyba jednak nie
jesteś tak mądra, jak mówią. KAZAŁEM im nie wychodzić z kuchni, dopóki nie
skończą kolacji, więc tego NIE ZROBIĄ – wycedził, kładąc szczególny nacisk na
niektóre słowa.
Gryfonka
niewzruszona wyciągnęła różdżkę i zaczęła rzucać wszystkie zaklęcia, jakie
wpadły jej do głowy, jednak żadne nie przyniosło oczekiwanego rezultatu.
Zrezygnowana usiadła na podłodze, opierając się o ścianą i wiedząc, że nie ma
innego wyjścia niż spędzić całe popołudnie w towarzystwie nadętego i
aroganckiego Ślizgona.
~*~*~
-Chcesz coś do
picia? – zapytała Hermiona z czystej kultury. Siedzieli już tu godzinę i nic
się nie zmieniło. Żadnych drzwi, żadnego człowieka, nic. Musieli czekać do
kolacji. Gdy blondyn w odpowiedzi pokręcił przecząco głową, Gryfonka wzruszyła
ramionami i poszła po wodę. Po chwili wróciła, trzymając szklankę. Znów
towarzyszyła im cisza. Teraz jednak trwała zaledwie kilka minut, gdyż
Ślizgonowi najwyraźniej też zaczęło doskwierać pragnienie. Szatynka z
uniesionymi brwiami obserwowała, jak Malfoy chwyta butelkę wina.
-Chcesz trochę? –
zapytał otwierając je. Rzucił korek gdzieś na podłogę i powąchał wyśmienity
trunek – W sporej ilości działa prawie jak veritaserum – zaśmiał się, nalewając
trochę do kieliszka przywołanego za pomocą różdżki – Może dowiedziałbym się
jakiś gorących faktów o świętej Granger.
-Zostanę przy wodzie
– mruknęła w odpowiedzi.
A jednak w końcu
Gryfonka się skusiła i po kolejnej godzinie opróżnili całą butelkę. Oboje byli
lekko wstawieni.
-Nikt nie będzie
na ciebie dziś czekał? – zapytała, patrząc uważnie na Ślizgona. Przewróciła
oczami, gdy spojrzał na nią pytająco – Walentynki – wytłumaczyła – Pewnie masz
dziś jakąś super randkę z kolejną głupiutką dziewczyną, która załamie się, gdy
okaże się, że największy przystojniak Hogwartu nie przyszedł – dywagowała.
-Otóż muszę cię
zdziwić, Granger – zaśmiał się, widząc zdziwienie na twarzy szatynki – Żadna
nie jest warta świeczki. Tak, jak powiedziałaś, za grosz rozumu – wyszczerzył
zęby. Po dwóch godzinach przymusowego siedzenia w swoim towarzystwie ich
stosunku zdążyły odrobinę się ocieplić. Oczywiście miał też na to wpływ wypity
alkohol, ale kto by się wdawał w takie szczegóły.
-A Weasley?
Myślałem, że jesteście razem – odbił piłeczkę.
-Pewnie będzie
mnie dziś szukał – westchnęła, dopiero teraz przypominając sobie o Ronie, który
na pewno coś dla nich przygotował.
-Kochasz go? –
zapytał nagle. Idiota – przeklął się w myślach, Co go to w ogóle
obchodzi? Spojrzała na niego zdziwiona.
-A co to, przesłuchanie?
– uśmiechnęła się wrednie. Oho, za dużo czasu ze Ślizgonem, już widać skutki.
-Tylko pytam –
wzruszył ramionami, po raz kolejny chłostając się za tę głupią ciekawość.
-Chyba tak –
powiedziała.
-Chyba? – zdumiał
się.
-Chyba –
przytaknęła. Po tych słowach zapanowała cisza, która w żadnym wypadku im nie
przeszkadzała.
-A więc
najprzystojniejszy chłopak w Hogwarcie, tak? – uniósł brew, spoglądając na
Gryfonkę, która zarumieniła się lekko.
-Z całej tej
rozmowy zapamiętałeś tylko tyle? – zapytała, kręcąc ze śmiechem głową. Ślizgon
w odpowiedzi jedynie posłał jej swój najbardziej zniewalający uśmiech, który
wywołał kolejny rumieniec na twarzy szatynki.
Następna godzina
minęła im na rozmowie, która dotykała nawet najbardziej błahych spraw. O dziwo
okazała się interesująca zarówno dla Draco, jak i Hermiony. Zaangażowani sobą
nawzajem nie zauważyli, jak szybko mijał im czas.
-Kolacja
przygotowana – Stworek ukłonił się nisko przed parą prefektów. Obydwoje,
zaskoczeni nagłym przybyciem skrzata, wydali zduszone okrzyki. Spojrzeli na
siebie i wybuchli niepohamowanym śmiechem. Stworek patrzył na nich dziwnym
wzrokiem, postanawiając w końcu ponownie zabrać głos – Czy Stworek jest jeszcze
potrzebny?
-Tak, Stworku,
mógłbyś nas stąd wypuścić? – zapytała, nadal ozdabiając swoją twarz szerokim
uśmiechem. Kto by pomyślał, że przy Malfoy’u będzie się tak dobrze bawić?
-Oczywiście –
ukłonił się. Chwycili skrzata za ręce i po chwili znajdowali się na szkolnym
korytarzu. Jak wielkie było ich zdziwienie, gdy dostrzegli, że znajdują się
dokładnie przed obrazem przedstawiającym miskę owoców.
-Niewdzięczne
stworzenia – warknął, patrząc w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał
Stworek. Hermiona w odpowiedzi zaśmiała się, na co Ślizgon również zareagował
uniesieniem kącików ust.
-Kolacja już trwa
– powiedział, gdy doszli do wrót Wielkiej Sali.
-Chyba sobie
odpuszczę – wzruszyła ramionami i skierowała się w kierunku schodów wiodących
do Wieży Gryffindoru.
-Poczekaj,
odprowadzę cię – krzyknął za nią blondyn, po chwili zrównując krok z szatynką.
Kątem oka ujrzał lekki uśmiech dziewczyny, co poprawiło mu nastrój jeszcze
bardziej.
-No, to dzięki,
Malfoy – powiedziała cicho, patrząc na niego z wahaniem. Był pewien, że nie
wie, jak teraz zareagować. W końcu wykonała mały krok w jego stronę, lecz po
chwili wycofała się, machając mu jedynie na pożegnanie. W sekundę podjął
decyzję. Złapał ją za rękę, przyciągając do siebie. Ostatnim, co zarejestrował,
zanim wpadła w jego ramiona, było jej zdziwienie… Wpił się w jej wargi z taką
zachłannością, jakby miał to być ich zarówno pierwszy, jak i ostatni pocałunek.
Oby nie – pomyślał, gdyż musiał przyznać, że Granger całowała
nieziemsko. Objął ją w talii, zmniejszając dzielący ich dystans do zera. W tej
chwili nie obchodziło go, że ktoś może zauważyć obściskującą się parę. W sumie,
to szanse na to były znikome, z racji tego, że trwała kolacja. Poczuł, że
Gryfonka łapie go za kark, jeszcze bardziej przyciskając go do siebie. W końcu,
gdy zabrakło im tchu, niechętnie oderwali się od siebie.
-To było… -
zaczęła szatynka, odsuwając się lekko, lecz Ślizgon przyciągnął ją, nie
pozwalając jej na to.
-Niezłe –
dokończył, uśmiechając się zawadiacko. Złożył na jej ustach jeszcze jeden
delikatny pocałunek i ujął jej twarz w dłonie, patrząc głęboko w czekoladowe
tęczówki, dostrzegając w nich piękne błyski – Do zobaczenia – powiedział cicho
i oddalił się, zostawiając dziewczynę samą.
Gdy wreszcie
znalazła się w swoim dormitorium, od razu skierowała się w stronę łóżka.
Przelotnie spojrzała na biurko, na którym znajdowały się książki, stos
pergaminów, stara gazeta i
liścik, którego, mogła przysiąc, jeszcze rano nie było. Szybkim krokiem
przemierzyła pokój i przeleciała wzrokiem po niewielkiej karteczce.
Dzięki za umilenie dzisiejszego dnia, Granger. Wbrew pozorom
dobrze się bawiłem. Kiedyś to powtórzymy.
Draco
Uśmiechnęła się do
siebie i rzuciła się na łóżko, w dłoniach nadal ściskając liścik. Przeczytała
go jeszcze kilka razy i skierowała się do łazienki z zamiarem wzięcia długiej,
odprężającej kąpieli. Tej nocy Draco nieustannie wkradał się do jej myśli. Czy
już wtedy przypuszczała, że ten dzień zmienił całe jej życie? Zapewne nie,
jednak kilka lat później, stojąc na ślubnym kobiercu twarzą w twarz z tym
niegdyś znienawidzonym blondynem, wiedziała, że nikt inny na całym świecie nie
sprawiłby, że byłaby tak szczęśliwa.
~*~*~
Niestety to nie nowy rozdział, ale mam nadzieję, że ta miniaturka umili Wam czas oczekiwania na kolejną notkę. Pierwotnie była to walentynkowa miniaturka na konkurs, ale w końcu nie został on zrealizowany, więc chyba mogę ją tu umieścić. Jest to moja pierwsza miniaturka i mam nadzieję, że Wam się spodoba. Pozdrawiam, BlackCape. :)