~*~*~
Hermiona szła na palcach, rozglądając się uważnie. Przeklinała się w myślach, że nie
zwracała uwagi na czas spędzony z Teodorem w Pokoju Życzeń. Teraz musiała
skradać się korytarzami, starając się uniknąć przyłapania. W końcu dotarła do
Wieży Gryffindoru. Wyszeptała cicho hasło, ignorując obrażone spojrzenia Grubej
Damy. Szybkim krokiem przemierzyła Pokój Wspólny i weszła do swojego
dormitorium. Zdziwiła się, dostrzegając postać siedzącą na jej łóżku.
-Ginny, co ty tu robisz? Jest już grubo po
dwunastej – zdziwiła się szatynka.
-Czekałam na ciebie. Długo cię nie było –
powiedziała rudowłosa, bacznie patrząc na przyjaciółkę.
-Byłam z Teodorem, zasiedzieliśmy się –
wzruszyła ramionami i pochyliła się, starając się ukryć rumieńce wkradające się
na jej policzki za kurtyną włosów. W tej chwili modliła się o to, aby Ginny nie
potrafiła czytać w myślach. Na wspomnienie ostatnich godzin spędzonych z
Nott’em, jej twarz zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Panna Weasley wzruszyła
ramionami, udając, że nie zauważyła, że policzki Hermiony mają kolor dojrzałej
wiśni.
-Nie musisz się tłumaczyć, jesteś dorosła.
Przyszłam, żeby pogadać.
-Stało się coś – szatynka spojrzała
uważnie na przyjaciółkę. Dopiero teraz zauważyła, że jej oczy są opuchnięte, a
na twarzy utrzymują się ślady łez.
-Znów pokłóciłam się z Harry’m. Nie wiem,
co się dzieje, ostatnio albo rozmawiamy o meczach, albo na siebie warczymy.
Myślałam, że po wojnie wszystko się zmieni, Harry wróci do domu i znów będziemy
razem szczęśliwi – wyżaliła się, a jej głos stawał się coraz bardziej
płaczliwy.
-Hej, tylko mi się tu nie rozklejaj. A nie
myślałaś, żeby od siebie trochę odpocząć? No wiesz, ostatnio spędzaliście ze
sobą każdą wolną chwilę, to może być trochę przytłaczające – poradziła jej
Gryfonka, kodując sobie w głowie, aby porozmawiać z Potter’em.
-Też mu to powiedziałam, ale jak tak tu
siedziałam i czekałam na ciebie, to zrozumiałam, że to nie powinno tak być.
Jeśli ludzie naprawdę się kochają, to nie muszą od siebie odpoczywać. Spędzanie
razem czasu jest dla nich naturalne, a nie wymuszone. I na pewno nie zwracają
się do siebie warcząc – powiedziała, ocierając niechcianą łzę, która samotnie
spłynęła po jej policzku.
-Chcesz z nim zerwać? – zapytała cicho.
Nie mieściło jej się to w głowie. Zawsze myślała, że Harry i Ginny są dla
siebie stworzeni, a teraz słyszy, że rudowłosa ma najwyraźniej co do tego wiele
wątpliwości. Wokół musiało krążyć jakieś fatum. Najpierw ona i Ron, a teraz to.
-Nie wiem, Herm, ale ostatnio coraz
częściej o tym myślę. W końcu jeśli mamy być razem do końca życia, to nasze
drogi o tak się skrzyżują, a jeśli nie, to chyba dobrze zrobię, kończąc to
teraz.
~*~*~
Następnego
dnia, z racji tego, że była sobota, większość uczniów pozwoliła sobie na spanie
do późna, jednak znajdowali się i tacy, którzy wczesnym rankiem byli już na
nogach. Do nich zaliczał się Draco. Od kilkudziesięciu minut leżał bezczynnie i
wpatrywał się w sufit. Jednak, gdy do jego uszu dotarło pukanie, musiał
zaprzestać tej bezproduktywnej czynności i pofatygować się do drzwi.
-Cześć – przywitał się Teodor i od razu
wtargnął do pokoju. Zdziwiony blondyn nadal tkwił w miejscu, trzymając za
klamkę, a jego brwi automatycznie podjechały do góry.
-Jasne, możesz wejść. Proszę, siadaj, czuj
się jak u siebie – powiedział, nie szczędząc sobie ironii, widząc, że ten już
zajął miejsce na kanapie.
-Już nie śpisz? Raczej nie jesteś typem
rannego ptaszka – zauważył szatyn, patrząc badawczo na przyjaciela.
-Nie mogę spać – wzruszył ramionami,
rzucając się na łóżko.
-Stało się coś? – zapytał, podchodząc do szafki,
która, jak już wiedział, była ukrytym barkiem Malfoy’a. Rozlał whisky do
szklanek i podał mu jedną z nich, która w przeciągu chwili została opróżniona.
-Wszystko okej, czemu pytasz? – zdziwił
się, jednak widząc wymowne spojrzenie przyjaciela, dodał – Rozmawiałeś z
Granger, mam rację?
-Niestety – westchnął i upił łyk trunku –
Strasznie się tym przejmuje.
-Jest na mnie zła?
-Nie, myślę, że bardziej zszokowana tym,
czego się dowiedziała. Daj jej czas na przetrawienie tego.
-Właśnie czas to jest to, czego mi brakuje
najbardziej – powiedział, niecierpliwie przeczesując włosy. Zauważywszy
niezrozumiałe spojrzenie Teodora, kontynuował – Boję się, że powie wszystko
Potter’owi. Tylko dzięki niemu nie trafiłem do Azkabanu. Jeśli dowie się, że kogoś
zabiłem, to może cofnąć swoje wstawiennictwo w Ministerstwie.
-Nie sądzę, żeby Hermiona rozgadywała to
na lewo i prawo. To naprawdę dla niej trudne. Gdy wczoraj rozmawialiśmy, ciągle
palcami przesuwała po swojej bliźnie – Ślizgon udał, że nie zauważył grymasu,
który nagle pojawił się na twarzy blondyna.
-Chyba dobrze wam się układa – powiedział,
chcąc zmienić temat. Spojrzał na przyjaciela z udawanym zainteresowaniem,
jednak rozbawiony uśmiech mimowolnie wkradł mu się na usta.
-Dlaczego mam wrażenie, że chodzi ci o coś
konkretnego? – zapytał Teodor, marszcząc brwi.
-Wczoraj dość późno wróciłeś –
zachichotał, widząc jak Nott nieudolnie stara się ukryć uśmiech – Święta
Granger jednak nie jest tak święta? – Draco zaśmiał się, gdy Ślizgon rzucił w
jego kierunku poduszką – Ale tak na serio, dobra jest? – zapytał, szczerząc
zęby.
-Najlepsza – uśmiechnął się szelmowsko i
podszedł do karafki, by znów rozlać trunek.
~*~*~
Sobotnie
popołudnie okazało się ciepłe, w porównaniu do poprzednich dni. Chcąc skorzystać
z ładnej pogody, para Gryfonów wybrała się na spacer na błonia. Szli w ciszy,
odwlekając rozmowę, która, jak doskonale zdawali sobie z tego sprawę, była
nieunikniona.
-Harry… - zaczęła, lecz urwała, nie
wiedząc, co powiedzieć.
-Wiem, Gin – westchnął cicho.
-Dlaczego teraz? Wcześniej układało się
tak dobrze, byliśmy niezniszczalni, nawet daleko od siebie, a teraz… -
spojrzała na niego i znów zabrakło jej słów, jednak widziała w oczach bruneta,
że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co za chwilę ma się stać. Położyła mu
dłoń na policzku, uśmiechając się lekko – Przeżyliśmy razem bardzo wiele. Nasza
miłość to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Szkoda tylko, że gdzieś po
drodze zgubiłam siebie – kilka łez spłynęło po jej policzkach. Pozwoliła
Harry’emu je zetrzeć – Kocham cię – wyszeptała. Podszedł do niej i skradł ten
ostatni pocałunek. Delikatny, subtelny i bardzo powściągliwy. Nie chcieli tego
pogarszać.
-Ja ciebie też, Gin – powiedział cicho,
patrząc w jej oczy, teraz wypełnione łzami. Kiwnęła głową i odeszła,
zostawiając go samego. Stał tak, patrząc jak jej sylwetka maleje, w końcu
znikając we wrotach zamku. Od dłuższego czasu wiedzieli, że to nieuniknione,
lecz to wcale nie sprawiało, że było łatwiej. Podniósł dłoń do policzka,
gładząc miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się ręka Ginny i nagle
odczuł, jak bolesne było to rozstanie.
~*~*~
Siedzieli
w bibliotece, pogrążeni w lekturach. Wielu uznałoby to za szalenie dziwne. W
końcu mało kto chciałby spędzać sobotni wieczór w ten sposób, ale Hermiona
uparła się, by napisać zaległe prace, przez co niedzielę mogli mieć wolną,
podczas gdy inni męczyć się będą z różnymi esejami. Teodor, jako, że pragnął
spędzić trochę czasu z Gryfonką, chcąc nie chcąc przystał na jej propozycję. I
tak oto znaleźli się razem otoczeni książkami, starając się skończyć
wypracowania dla Slughorna.
-Te już chyba nie będą potrzebne, tak? –
zapytał, wskazując na dość pokaźny stosik książek. Gdy Hermiona pokręciła
przecząco głową, zabrał je, znikając za regałem. Kilka minut później wrócił i
opadł na krzesło.
-Dzięki – uśmiechnęła się, dając mu
buziaka – Ginny zerwała dziś z Harry’m, wiesz? Jakoś dziwnie się czuję. Byłam
pewna, że już zawsze będą razem – powiedziała, spoglądając na szatyna.
-Mówiłaś, że od dawna im się nie układa.
Chyba lepsze to niż ciągłe kłótnie.
-Może i tak… - westchnęła – Ale myślę, że
i tak kiedyś się dotrą.
-„Kochać, to także umieć się rozstać.
Umieć pozwolić komuś odejść, nawet, jeśli darzy się go wielkim uczuciem” –
zaczął recytować, patrząc na Hermionę – „Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu…”
-„…zaborczości, jest skierowaniem się ku
drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew
własnemu” – wcięła się Gryfonka.
-Vincent van Gogh – zaśmiał się.
-Całkiem mądry, jak na człowieka, który
obciął sobie ucho – uśmiechnęła się – Koniec tych pogaduszek, muszę skończyć
esej.
-Ja już skończyłem – wzruszył ramionami.
-To coś poczytaj, został mi tylko koniec –
rzuciła i zabrała się za pisanie wypracowania.
Kilkanaście minut później udało jej się
skończyć pracę i wreszcie mogła odsapnąć. Wyciągnęła się na krześle i obrzuciła
spojrzeniem Ślizgona, którzy pogrążony był w lekturze jakiejś niewątpliwie
ciekawej książki. Co jakiś czas przerzucał strony i przeczesywał włosy. W końcu
jej wzrok padł na czarny punkt odbijający się na tle jasnej skóry
przedramienia.
-Opowiesz mi? - zapytała drżącym głosem, przesuwając smukłymi
palcami po lekko wyblakłym Czarnym Znaku. Chłopak najpierw spojrzał na nią
zdziwiony, odrywając się od lektury, jednak czując na skórze ciepłą dłoń
dziewczyny, zrozumiał, o co chodziło.
-Hermiona, wiesz, że nie lubię - powiedział, kręcąc głową, lecz
szatynka szybko wpadła mu w słowo.
-Proszę, bardzo chcę wiedzieć, jak to jest - urwała, odwracając
wzrok.
-Ciągle myślisz o Malfoy'u? - gdy ta lekko kiwnęła głową,
westchnął przeciągle, przeczesując włosy.
-Nie myśl, że go bronię, ale uważam, że nie powinnaś go osądzać.
Wielu waszych też zabiło w czasie wojny mnóstwo ludzi, nawet ci tobie najbliżsi
nie zawahali się przy rzucaniu śmiertelnych zaklęć.
-Ale oni nie stali z wyciągniętą różdżką, mierząc w bezbronnego
kilkunastoletniego chłopca, Teoodor, rozumiesz? To właśnie ten obraz mam ciągle
w głowie. Colin zawsze chodził za Harry'm, uwielbiał go. Gdy przybył nie
rozstawał się z aparatem, błagając go o zdjęcia i autografy - uśmiechnęła się
na wspomnienie o swoim wiecznie wzburzonym przyjacielu, który wręcz nie znosił
tego szumu wokół siebie. Nagle do jej głowy wpadł jeszcze jeden fakt, o życiu
młodego Creevey'a - Wiesz, że on też był mugolakiem? - zauważyła, że szatyn
lekko drgnął na tę uwagę - Myślisz, że...
-Uwierz mi, że to nie miało na to najmniejszego wpływu. Zginąłby
nawet, gdyby jego krew była czystsza niż łza - przerwał jej, nie ukazując
żadnej reakcji na słowa Gryfonki. Wyraz jego twarzy pozostawał nieodgadniony
- Dla Bellatrix liczyło się tylko to, że nie był po naszej stronie.
-Czy tak było zawsze? Zabij albo zostań zabity? - zapytała, a ton
jej głosu wskazywał na to, jak porusza ją ta rozmowa.
-Do siedziby trafiały jedynie osoby, które mogły się przydać.
Zwykle posiadali informacje, które jakoś trzeba było z nich wyciągnąć. Chyba
domyślasz się, jak - spojrzał w jej stronę i zauważył, że oczy dziewczyny są
szeroko otwarte. Kiwnęła głową, chcąc dać mu znać, by mówił dalej - Czarny Pan
zbierał wtedy wszystkich i wybierał jednego ze Śmierciożerców, by wycisnął z
przesłuchiwanego jak najwięcej. Nie mogłeś się zawahać. Wystarczyła jedna
sekunda zwlekania, by dać mu pretekst do tortur. No chyba, że nie byłeś nikim
ważnym, wtedy zabiłby zarówno ciebie, jak i twoją ofiarę.
-Czy ty kiedyś kogoś przesłuchiwałeś?
-Nie, nigdy. Myślę, że to ze względu na mojego ojca. Czarny Pan
cenił go ze względu na jego pochodzenie. Poza tym najczęściej ktoś zgłaszał się
na ochotnika, zdziwiłabyś się, jak niektórzy się do tego rwali - te słowa
sprawiły, że Hermiona już nie wytrzymała i z jej oczy rzewnie popłynęły łzy. Wspomnienie
Bellatrix, która z szerokim uśmiechem torturowała szatynkę, powróciło ze
zdwojoną siłą. Nott, zauważywszy zapłakaną Gryfonkę, przygarnął ją do siebie
ramieniem.
-Nie powinienem był tego mówić, przepraszam - wyszeptał, gładząc
ją po włosach.
-Chyba musiałam to usłyszeć. Musiałam zrozumieć - wyszlochała
cicho.
-Myślę, że my tego nigdy nie zrozumiemy. Sam uniknąłem tego, co
przeżywa teraz Draco, ale wiem, że jest to niewiarygodnie trudne do zniesienia.
Chyba nie ma gorszej rzeczy niż życie z piętnem zabójcy - powiedział, a echo
jego słów towarzyszyło im przez cały wieczór.
~*~*~
-Co wam podać, chłopcy? – madame Rosmerta
uśmiechnęła się, spoglądając na nowo przybyłych zza lady.
-Dziś wpadliśmy tylko na chwilę po kilka
kremowych piw. Sześć? – zwrócił się do przyjaciela Ron.
-Podobno ma przyjść Angelina, niech będzie
osiem, madame – puścił oczko kobiecie, na co ta zarumieniła się i zniknęła na
zapleczu. Rudzielec posłał Francuzowi wymowne spojrzenie, jednak ten jedynie
wzruszył ramionami, unosząc kącik ust do góry. Po chwili Rosmerta wróciła,
stawiając butelki wypełnione pysznym trunkiem na ladzie.
-To będzie szesnaście sykli – podliczyła
ich kobieta. Fabien odliczył stosowną sumę i zapłacił.
-Do zobaczenia, belle – uśmiechnął się
zniewalająco, na co ta znów spłonęła rumieńcem.
-Jak ty to robisz, że wszystkie na ciebie
lecą – zastanawiał się Ron, gdy już wracali do sklepu George’a.
-Ja po prostu kocham wszystkie kobiety –
zaśmiał się wesoło Francuz.
-W ten sposób poznałeś Hermionę? Zagadując
na ulicy? – zapytał, spoglądając na szatyna.
-Zauważyłem ją w bibliotece – słysząc to,
rudzielec uśmiechnął się. No tak, gdzie indziej mogłaby być – Stała zaczytana w
jakiejś lekturze. Musiała być po francusku, bo co chwilę patrzyła przed siebie
nieobecnym wzrokiem, zapewne starając się przetłumaczyć słowa. Oczarowała mnie.
Była taka zwykła, a jednak mogłoby się na nią patrzeć godzinami. Gdy
przechodziłem obok niej, trąciłem ją lekko w ramię, przez co torebka, jak i
cała jej zawartość rozsypała się po podłodze. Spojrzała na mnie zdziwiona i
chyba dopiero po chwili do niej dotarło, co się stało. Zaczęła coś mówić, ale
ja skupiałem się już tylko na różdżce, która leżała pośród innych rozrzuconych
rzeczy. Pamiętam, jaki byłem szczęśliwy,
kiedy dowiedziałem się, że była czarodziejką – zaśmiał się na to wspomnienie –
I ten szok w jej oczach, gdy za pomocą zaklęcia pozbierałem wszystkie jej szpargały.
Przedstawiłem się i jakoś się potoczyło. Pokazałem jej magiczny Paryż i od
tamtej pary pisaliśmy do siebie listy. Rzadko się spotykaliśmy, ze względu na
szkołę. Głównie w wakacje. Nie mam lepszej przyjaciółki niż Hermiona, jest
niezwykła – dokończył swoją opowieść.
-I nigdy nie myślałeś, żeby… no wiesz –
zaczął nieporadnie Ron. Francuz spojrzał na niego i wybuchł śmiechem.
-Nie, Hermiona to tylko i wyłącznie
przyjaciółka. Poza tym dla niej liczyłeś się tylko ty. Ile ja się naczytałem
listów o tobie – wzdrygnął się na to wspomnienie – Ugh, nie każ mi tego sobie
przypominać. Raz byłeś cudowny, a innym razem, hmm… jak to ona określiła? Ach,
tak, skończonym dupkiem – zaśmiał się, widząc minę rudzielca.
-Tak, czasem mieliśmy trochę pod górkę –
podsumował Ron.
-I myślisz, że warto było to niszczyć? –
zapytał cicho, patrząc uważnie na przyjaciela.
-Nie zaczynaj znów – westchnął, odwracając
wzrok. Przyspieszył lekko kroku i już po chwili znajdowali się w sklepie
George’a.
-Hej, Angelina – przywitał się Ron, widząc
dziewczynę rozmawiającą z jego bratem.
-Cześć wam – uśmiechnęła się.
-Pójdziesz na górę? Zaraz do ciebie
dołączę – powiedział starszy Weasley, zerkając na brunetkę. Tak jedynie kiwnęła
głową i skierowała się w kierunku schodów.
-Zostanie tu do jutra, nie macie nic
przeciwko? – zapytał Georgie. Jako, że ostatnio Angelina dosyć często pojawiała
się w sklepie, chłopakom nie robiło to problemu.
-Jasne – rzucił Ron, patrząc jak jego brat
sięga po dwa kremowe piwa i również udaje się na piętro.
-Myślisz, że oni tak na poważnie? – Fabien
spojrzał na rudzielca, gdy już był pewien, że George go nie usłyszy. Ten
jedynie wzruszył ramionami.
-Nie wiem. Mam wrażenie, że starają się
nie dopuszczać do siebie myśli o śmierci Freda. No wiesz, w Hogwarcie zawsze
trzymali się razem, pewnie chcą przywołać tamte wspomnienia, wypierając
teraźniejszość – powiedział, odwracając się, by nie dostrzegł jego zbolałego
wyrazu twarzy – Kiedyś spotykała się z Fredem – dodał mimochodem, co wywołało
zdziwione spojrzenie Fabiena skierowane w jego kierunku.
-A teraz z jego bratem bliźniakiem?
-Też tego nie rozumiem, ale to chyba
przejściowe. Widziałeś ją kiedyś tego następnego dnia? – zapytał, zerkając w
stronę Francuza. Gdy ten pokręcił głową, zaśmiał się cicho – No właśnie. Zawsze
ucieka przed śniadaniem.
~*~*~
Niedzielne
popołudnie Draco postanowił spędzić w swoim pokoju, nadrabiając wszystkie
zaległości w nauce. Chociaż przy innych mógł udawać, że nie przejmuje się
szkołą, to nie zapominał, że w tym roku czekały na niego najważniejsze
egzaminy. Zamierzał z wszystkich otrzymać co najmniej powyżej oczekiwań. Ze
znudzeniem przeglądał właśnie podręcznik od Numerologii, gdy do jego uszu
dotarło ciche pukanie. Krzyknął, dając zezwolenie na wejście i odwrócił głowę w
stronę drzwi. Niemałe było jego zdziwienie, gdy dotarło do niego, że w jego
dormitorium właśnie znalazła się Hermiona Granger.
-Teodor mnie wpuścił – powiedziała cicho,
widząc niezrozumiały wyraz twarzy Ślizgona. Kiwnął powoli głową i wskazał ręką
kanapę. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i skorzystała z propozycji
blondyna. Ten przez chwilę jej się przyglądał, wspominając wczorajszą rozmowę z
Nott’em. Zdając sobie sprawę, o czym myśli, potrząsnął głową, chcąc odzyskać
rezon.
-Rozmawiałam wczoraj z Teodorem – zaczęła.
-Ja też. Nawet dziś na śniadaniu
zamieniłem z nim parę zdań, ale szybko zniknął – Draco najwyraźniej nie miał
zamiaru jej niczego ułatwiać. Jeśli przyszła po coś konkretnego, to niech
powie, o co jej dokładnie chodzi.
-Zawsze jesteś takim dupkiem, czy to praca
na pół etatu? – spojrzała na niego zirytowana.
-Myślałem, że Nott choć trochę utemperuje
twój charakterek – odgryzł się, co wywołało cień uśmiechu na twarzy Gryfonki.
Może jednak jest szansa, że wszystko wróci do normy.
-Nie myśl, że bym na to pozwoliła –
odpowiedziała zadziornie.
-Tak, słyszałem od Teo, że lubisz, hm…
dominować – uniósł do góry jedną brew, widząc, że na jej policzki wkradają się
tak niechciane przez nią rumieńce.
-Nie o tym przyszłam porozmawiać –
spoważniała.
-Tak właśnie myślałem – westchnął,
wiedząc, że znów wracają do trudnych tematów, których żadne z nich nie miało
ochoty podejmować.
-Chciałam powiedzieć, że ten sekret jest u
mnie bezpieczny. Z nikim się nim nie podzielę – powiedziała, spuszczając wzrok.
-Granger, nie myśl o tym zbyt dużo. To, co
było, minęło. Musimy ruszyć dalej. Równie dobrze ty mogłaś zginąć w czasie
wojny. Czy chciałabyś, żeby teraz twoi przyjaciele zadręczali się twoją
śmiercią? – zastanowił się, czy trochę nie przegiął. Wiedział, że Gryfonka
faktycznie kilkukrotnie otarła się o śmierć.
-Nie – wyszeptała. Oboje poczuli, że
powietrze wokół zrobiło się nagle cięższe i zrozumieli, że wkraczają na dosyć
delikatne i niepewne tereny. Milczeli przez kilka minut.
-Malfoy? – powiedziała w końcu cichym
głosem. Spojrzał na nią pytająco – Wybaczam ci – blondyn zmarszczył zdziwiony
brwi – Nie chodzi mi tu tylko o… – zawahała się, jak dokończyć -…wojnę.
Wybaczam ci wszystko.
Nie musiała wyjaśniać. Doskonale ją
zrozumiał. Nagle poczuł, że też powinien coś powiedzieć.
-Przepraszam za, hm, no w sumie, to
wszystko – lekko zbity z tropu, spojrzał w kierunku dziewczyny. Ze zdziwieniem
spostrzegł, że ta uśmiecha się rozbawiona.
-Czy Draco Malfoy właśnie przeprosił
Hermionę Granger? – zapytała, na co ten się zaśmiał. W tym momencie udało im
się oczyścić atmosferę, a przeszłość postanowili zostawić za sobą. Gryfonka
podniosła się z miejsca i wyjrzała przez okno.
-Tylko nie mów nikomu – udał
przestraszonego, lecz na jego twarz wkradł się szelmowski uśmiech.
-No, teraz to już zupełnie wszystko
wróciło do normy – parsknęła śmiechem, widząc niezrozumiały wzrok Ślizgona –
Ten twój uśmiech niegrzecznego chłopca, przez który kolana wszystkich
dziewczyn się uginają.
-Przytrzymać cię na wszelki wypadek? –
zapytał, unosząc jedną brew.
-Jakoś dam sobie radę – zaśmiała się.
Przez chwilę panowała między nimi cisza, którą Hermiona postanowiła przerwać –
Więc… nadal potrzebujesz korepetytorki? – wskazała kilka podręczników,
znajdujących się na biurku Ślizgona.
-Przyznaję, że od czasu naszej ostatniej
lekcji trochę kuleję z Transmutacji – uniósł lekko kąciki ust – Środa?
-Wiesz o której –
delikatny uśmiech rozjaśnił jej twarz, gdy podchodziła do drzwi – Ach, no i
oczywiście porozmawiam z Teodorem na temat dzielenia się niektórymi…
szczegółami – dodała, wywracając oczami.
~*~*~
Kolejne
dni dłużyły się niemiłosiernie. Każdy odliczał czas do wycieczki do Hogsmeade.
Oczywiście informacja o otwarciu Magicznych Dowcipów Weasley’ów dotarła do wszystkich.
W końcu nadszedł tak upragniony weekend. Gdy grupa uczniów ostatniego roku
wreszcie dotarła do nowego sklepu, musieli się nieźle natrudzić, by przecisnąć
się przez tłum roześmianej młodzieży. Gryfonka, popchnięta któryś raz z kolei,
odwróciła się, by powiedzieć coś osobie, która tak napierała na nią swoim
ciałem, jednak, gdy się odwróciła, w głębi sklepu dostrzegła tak znajomą jej
twarz.
-Fabien! – krzyknęła, chcąc zwrócić na
siebie uwagę Francuza, który właśnie flirtował z grupą dziewczyn. Hermiona ze
zgrozą zauważyła, że są to tak znienawidzone przez nią Ślizgonki. W końcu
przecisnęła się do przyjaciela i szturchnęła go lekko w bok.
-O, Hermiona, cześć – wyciskał ją,
zanosząc się śmiechem - Szukałem cię, wiesz? Poznaj dziewczyny, to są – zaczął,
lecz Gryfonka szybko mu przerwała.
-Nie trzeba, znamy się dość dobrze –
wycedziła – I dlatego myślę, że powinniśmy już iść – złapała go za rękę i
zaczęła ciągnąć w tylko sobie znanym kierunku. Francuz, chcąc nie chcąc,
poszedł za przyjaciółką, rzucając ostatnie spojrzenie w kierunku dziewczyn, których
twarze wyrażały właśnie rządzę mordu.
-Ta mała szlama coraz bardziej działa mi
na nerwy – zagrzmiała Daphne, patrząc, jak Gryfonka odchodzi z przystojnym
szatynem.
-Może i tak, ale za to jej trafiają się najlepsi
– powiedziała tęsknie Astoria, co wywołało jedynie okrzyk złości wściekłej blondynki.
-Chyba należą ci się podziękowania, nie?
Właśnie uratowałam cię od stada żmij – zaśmiała się Hermiona.
-Inteligencją to one nie powalały, muszę
przyznać. Jedno słowo i śliniły się jak głupie – powiedział, wykrzywiając twarz
w nieprzyjemnym dla oka grymasie – A tak w ogóle, to gdzie mnie ciągniesz?
-Zabieram cię na kremowe piwo. Poznasz
moim przyjaciół – uśmiechnęła się rozbawiona, widząc iskierki pojawiające się w
oczach Francuza - I ostrzegam, że wszystkie dziewczyny są zajęte – pogroziła mu
palcem – Ale jest jeszcze Malfoy. A ty akurat tak lubisz blondynki – zaśmiała
się, widząc zabójczy wzrok szatyna. W końcu dotarli do Pubu pod Trzema
Miotłami. Hermiona wszystkich przedstawiła i po chwili siedzieli już wygodnie
przy sporym stoliku.
-Przy takim ruchu nie doczekamy się
kremowych piw nawet na gwiazdkę – powiedział Harry, obrzucając spojrzeniem
zatłoczony bar.
-Dzień dobry, madame – wszyscy odwrócili wzrok
na Fabiena, który wstał i z uśmiechem machał do Rosmerty. Ta, cała w skowronkach,
od razu podeszła do ich stolika.
-Och, a ty znów tutaj, kochanieńki? –
uśmiechnęła się.
-Nie mogę się oprzeć, tutaj obsługa jest
wyjątkowo miła – puścił jej oko, na co ta się spłoniła.
-To co dla was będzie? – zapytała, nadal
ciesząc się z powodu komplementów sypanych ze strony szatyna. Ten szybko
podliczył towarzystwo.
-Osiem kremowych piw, madame.
-Już się robi – obdarzyła Francuza jeszcze
jednym uśmiechem i poszła, aby przynieść zamówienie. Po chwili każdy miał już w
ręku kufel wypełniony przepysznym trunkiem.
-Widzę, że ktoś tu ma niezłe chody –
uniosła brwi Gryfonka.
-Nie musisz być zazdrosna – szturchnął ją
lekko w bok, na co ta zaśmiała się perliście.
W tym samym czasie pewna Ślizgonka przechadzała
się między półkami w Magicznych Dowcipach Weasley’ów. Wokół panował taki
harmider, że nawet nie zauważyła, że od pewnego czasu ktoś jej się przygląda.
-Chyba tego nie potrzebujesz – spod ziemi
wyrósł obok niej rudowłosy chłopak. Ta obdarzyła go przelotnym spojrzeniem i
odłożyła buteleczkę z eliksirem miłosnym na miejsce – Jestem George – przedstawił
się.
-To twój sklep? Robi wrażenie –
powiedziała, rozglądając się dookoła – Tylko trochę tu za głośno i kolorowo. Można
zwariować – podsumowała.
-Zawsze można wyjść. Masz ochotę na
spacer?
-Nie powinno cię tu być? – spojrzała na
niego z zainteresowaniem.
-Jak już powiedziałaś, to mój sklep – zaśmiał
się – To jak?
-Czemu nie – wzruszyła ramionami.
-W takim razie prowadź… - spojrzał na nią
pytająco.
-Tracey – rzuciła krótko.
-Panie przodem, Tracey – uśmiechnął się
lekko. Chodzili uliczkami Hogsmeade, rozmawiając o wszystkim, co wpadło im do
głowy.
-A twoje ucho? Co z nim? – zapytała nagle.
-Ech, stara sprawa – machnął ręką –
Dostałem od Snape’a. Naprawdę o tym nie słyszałaś? – pokręciła przecząco głową –
Po wszystkim ja i mój Fred uwielbialiśmy się z tego nabijać. Przyznaję to z
ciężkim sercem, ale niektóre żarty były naprawdę słabe – chociaż starał się niczego
nie zdradzić, to Ślizgona zauważyła, że wzmianka o bliźniaku lekko go zabolała.
-Przykro mi z powodu twojego brata –
powiedziała cicho. George odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął się smutno.
-Słyszałaś o nim, a o moim uchu nie? Fred
nawet po śmierci jest sławniejszy ode mnie – uniósł kąciki ust w dziwnym
geście, który miał być chyba uśmiechem. Odwrócił wzrok w stronę swojego sklepu
i westchnął – Chyba powinienem już wracać.
Tracey jedynie kiwnęła głową i stała w
miejscu i patrzyła, jak sylwetka chłopaka powoli się zmniejsza. W końcu
westchnęła cicho i ruszyła w stronę zamku.
~*~*~
No i jest kolejny. Piszę, dopóki mam czas (czyt. ferie) i chęci. Mam nadzieję, że do końca tygodnia uda mi się skończyć następny rozdział. Chcę już wejść w fabułę całą parą, nie lubię takich początków. Co do aska, to kilkoro z Was pozytywnie przyjęło mój pomysł, więc postanowiłam go zrealizować. Link znajduje się w stronach po prawej stronie. Mam nadzieję, że zaznaczycie tam jakoś swoją obecność, a ja zaspokoję Waszą ciekawość. To chyba tyle na dziś, pozdrawiam, BlackCape. :)