~*~*~
-Co się stało? – zapytała, gdy skończył
czytać list – O co chodzi? – tym razem jej głos lekko zadrżał. Zaczynała się
bać, bo skoro byłoby to coś mało ważnego, to chyba by się tak nie zachowywał,
prawda? – Draco, powiedz coś, do cholery! – nie wytrzymała, gdy po raz kolejny
nie otrzymała odpowiedzi.
-Zaraz wracam – rzucił nagle, rzucając
list na biurko. Była zszokowana. Ona umiera ze Stachu, a on ma zamiar tak po
prostu wyjść. Szybko jednak odetchnęła z ulgą, gdy Ślizgon skierował się do
łazienki. Gdy tylko usłyszała trzask drzwi, jej wzrok znów padł na list. Nie
myśląc dłużej wstała, biorąc kawałek pergaminu do ręki. Od zawsze była wścibska
i ciekawska, a teraz sytuacja była zbyt dziwna, by mogła usiedzieć w spokoju.
Omiotła spojrzeniem list, a jej serce zamarło. Nagle usłyszała głuchy dźwięk
tłuczonego szkła i głośne przekleństwo Ślizgona.
Stał naprzeciwko lustra, pochylając się
nad umywalką. Starał się ukoić swoje skołatane nerwy. Odkręcił zimną wodę i
przemył twarz, mając nadzieję, że to pomoże. Wiedział, że Hermiona w tej chwili
czyta list. Celowo nie zabierał go ze sobą. Chciał, żeby się dowiedziała, ale
sam chyba nie potrafiłby jej tego powiedzieć. Nie był w stanie. W końcu nie
każdego dnia dowiadujesz się o śmierci swojego ojca. Podniósł wzrok, napotykając
swoje odbicie. Nie do końca wiedział, co czuł. Co powinno się czuć w takiej
chwili? Na pewno nie powinno się tracić ojca w wieku osiemnastu lat. Znów
odetchnął głęboko, ale to nie pomagało. Natłok myśli w jego głowie nie pozwalał
mu na przemyślenie tego wszystkiego. W końcu nie wytrzymał i uderzył pięścią w
lustro. Odłamki szkła rozproszyły się po całej łazience. Spojrzał na swoją rękę
i spostrzegł, że obficie krwawi. Zaklął głośno i włożył ją pod kran, odkręcając
zimną wodę. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
-Draco, wszystko w porządku? – głupie
pytanie. Oczywistym było, że nie. Wytarł dłoń w ręcznik i wyszedł – Malfoy, ty
krwawisz – omiotła spojrzeniem łazienkę i od razu przeklęła jego głupotę.
-Już nie Draco? – zapytał ponuro.
Postanowiła zignorować jego uwagę i ruszyła do łazienki, omijając odłamki
szkła. Później się nimi zajmie.
-Usiądź, trzeba cię opatrzyć – posłusznie
wykonał jej polecenie, wiedząc, że Gryfonka ma rację. Po minucie wróciła,
niosąc apteczkę. Przez chwilę obserwował, jak kolejno rzucała zaklęcia, by
oczyścić i obandażować ranę.
-Już wiesz? – zapytał. W odpowiedzi
kiwnęła jedynie głową. Co powinna powiedzieć w takiej chwili? Że współczuje? Że
jest jej przykro? To wszystko było niepotrzebne. Wiedziała, że nie tego
oczekiwał.
-Chcesz żebym przyszła na pogrzeb? – tego
się zupełnie nie spodziewał. Nawet nie śmiał o tym myśleć. Wiedział, że
Hermiona wiele wycierpiała w Malfoy Manor i nie sądził, by kiedykolwiek chciała
tam wrócić. Poza tym miała tam być cała jego rodzina. Nagle zdał sobie sprawę z
tego, że naprawdę chciałby, żeby z nim tam była. Chociaż nigdy nie powiedziałby
tego na głos, potrzebował w tej chwili wsparcia od przyjaciół, a Hermiona
niewątpliwie nim była. Nie potrafiąc zdobyć się na słowa, kiwnął jedynie głową.
-A reszta? Powiesz im? – zapytała, kończąc
bandażowanie jego dłoni.
-Jutro rano cała szkoła będzie wiedzieć.
Chyba powinienem im dziś powiedzieć – powiedział ponuro – Będą chcieli przyjść
na pogrzeb.
-To chyba dobrze, prawda? Nie powinieneś
być sam – stwierdziła, naprawiając lustro machnięciem różdżki.
-Chyba tak – westchnął cicho. Nigdy nie
podejrzewał, że znajdzie się w sytuacji, w której nie będzie wiedział, co
zrobić. Nigdy nie czuł się tak bezradny.
~*~*~
Blaise
i Teodor siedzieli, grając w eksplodującego durnia. Zabini już dawno chciał
zakończyć to bezproduktywne zajęcie, jednak szatyn upierał się, by zagrać
jeszcze jedną rundę. Ta była już dwudziestą. Nie chciał wypytywać przyjaciela,
czemu ma taki zły humor, ale domyślał się, że chodziło o Hermionę. Tylko ona
potrafiła sprawić, że Nott uzewnętrzniał swoje emocje. W każdej sytuacji
potrafił zachować stoicki spokój, ale nie wtedy, gdy w grę wchodziła Gryfonka.
Blaise już wiele razy zastanawiał się, czy nie powinien powiedzieć Teodorowi o
tym, że Hermiona i Draco się spotykają, ale zawsze dochodził do wniosku, że
Malfoy to też jego przyjaciel i nie mógł mu tego zrobić. Tym bardziej, że
wiedział o uczuciach, którymi darzył Granger. Miał tylko nadzieję, że zakończy
się to z jak najmniejszymi szkodami. Nie chciał, by wieloletnia przyjaźń się
zakończyła i to z pewnością miała być dla wszystkich duża próba.
Nagle
jego rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi. Wstał, ciesząc się w duchu,
że chociaż na chwilę może oderwać się od gry, która najnormalniej w świecie już
go nudziła. Pociągnął za klamkę i jego oczom ukazała się dwójka Prefektów.
Musiał przyznać, że jedno wyglądało gorzej od drugiego. Obydwoje byli
przeraźliwie bladzi, mieli nietęgie miny i zarejestrować bandaż na dłoni Draco.
Przez chwilę zastanawiał się, czy nie powinien ich ostrzec, że jest z Teodorem,
w końcu nie znał ich zamiarów, ale od razu uznał to za głupie. Gdyby chcieli
się przed nim ukryć, to nie przychodzili by do jego pokoju.
-Kto to? – do jego uszu dotarło pytanie
Nott’a.
-Macie chwilę? – gdy tylko Teodor usłyszał
głos Hermiony, zerwał się z łóżka. Podszedł do drzwi i lekko stracił rezon, gdy
za progiem ujrzał nie tylko swoją dziewczynę, ale i Malfoy’a. Nie ukrywał, że
miał nadzieję, że Gryfonka przyszła do niego, by się dogadać.
-Jasne, wejdźcie – odpowiedział. Dopiero
po chwili zdołał zarejestrować okropny stan, w jakim znajduje się nowoprzybyła
dwójka.
-Jest Pansy? – Draco po raz pierwszy
zabrał głos. Zdziwieni Ślizgoni spojrzeli po sobie. Rzadko można było widzieć
Malfoy’a w takim wydaniu. Był zupełnie bez życia, brakowało mu iskier, które
zawsze w nim tkwiły. Od razu zrozumieli, że musiało stać się coś poważnego.
-Pójdę po nią – wtrąciła Hermiona, szybko
opuszczając pokój. Chyba każdy chciałby zrobić to samo. Ponura aura użyczała
się każdemu. W tym czasie Malfoy usiadł przy jednym z biurek.
-Co ci się stało w rękę? – zapytał Blaise,
chcąc przerwać przygniatającą wszystkich ciszę.
-Stłukłem lustro – rzucił krótko. Dwójka
Ślizgonów spojrzała po sobie, postanawiając nie zadawać więcej pytań. Znali
Draco i wiedzieli, że jeżeli będzie chciał, to sam powie, co się stało, a jeśli
nie, to nawet siłą z niego tego nie wyciągną. Zajęli miejsca na swoich łóżkach
i postanowili czekać na dziewczyny. Kilka minut później drzwi znów się
otworzyły. Zauważyli, że Hermiona zdążyła nabrać kolorów, za to twarz Pansy
wyrażała zaniepokojenie. Ślizgonka usiadła obok Blaise’a, rzucając mu pytające
spojrzenie, na co ten jedynie pokręcił głową. Gryfonka stała przez chwilę,
wahając się, co zrobić. Wiedziała, że Draco potrzebował teraz wsparcia, ale nie
mogła przy nim być. Powolnym krokiem ruszyła w stronę Teodora, zajmując miejsce
obok niego.
-Ktoś wreszcie powie, co się stało? –
zapytała Pansy.
-Mój ojciec umarł dziś w Azkabanie – głos
Draco był pusty. Po jego słowach zapanowała głucha cisza.
-Wiadomo jak? – Blaise spojrzał na
przyjaciela ze współczuciem.
-Nie wytrzymał. Dementorzy doprowadzili go
do szaleństwa, był skrajnie wyczerpany – Ślizgon odwrócił wzrok. Nie chciał
widzieć twarzy pełnych współczucia. Nie oczekiwał tego.
-Draco… Nie wiem, co powiedzieć – głos
Pansy lekko zadrżał.
-Nie musisz nic mówić. Takie rzeczy są na
porządku dziennym. Jeden więzień w tę czy we wtę. Co to za różnica? -
powiedział, wstając z miejsca. Hermiona spojrzała na Teodora, który przez cały
czas milczał. Była pewna, że myślał teraz o swoim ojcu, który też znajdował się
w Azkabanie.
-Pogrzeb jest w piątek, pomyślałem, że
chcielibyście wiedzieć – nie czekając na odpowiedź, wyszedł. Nikt za nim nie
poszedł. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że teraz chciał być
sam.
-Załatwię nam pozwolenie na wyjście u
McGonnagall – powiedziała Hermiona. Reszta zdobyła się jedynie na kiwnięcie
głową. Rzucając pokrzepiający uśmiech w stronę przyjaciół, opuściła pokój.
~*~*~
Harry
szedł powoli, słuchając wywodów Astorii. Co dziwne, naprawdę interesowało go
to, co ma ona do powiedzenia. Po spędzeniu ponad godziny w jej towarzystwie,
musiał przyznać, że pochopnie ją ocenił. Nie była jak stereotypowa Ślizgonka,
której zależało tylko i wyłącznie na sobie. Udowodniła mu dziś, że jest równie
mądra, co piękna. Ze smutkiem spostrzegł, że zbliżają się do wejścia do Pokoju
Wspólnego Ślizgonów. Dawno nie rozmawiało mu się z kimś tak dobrze, jak dziś z
Astorią. Nagle kamienna ściana się rozstąpiła i ze środka wyleciała jak strzała
Hermiona. Mruknęła cicho coś, co miało być przywitaniem i ruszyła przed siebie
szybkim krokiem. Spojrzeli po sobie zdziwieni, nie bardzo wiedząc, co przed
chwilą miało miejsce.
-Chyba powinienem za nią pobiec –
powiedział, rzucając jej przepraszający uśmiech.
-Jasne, do zobaczenia – odwzajemniła gest,
rumieniąc się delikatnie.
-Do zobaczenia – odpowiedział i ruszył
korytarzem, w którym znikła Hermiona. Dostrzegł ją po chwili. Szybko ją dogonił
i złapał za ramię. Ta drgnęła i przestraszona odwróciła się w jego stronę.
-Wszystko w porządku? – zapytał,
przyglądając się jej uważnie. Od razu mógł zauważyć, że coś było nie tak.
-Jasne – mruknęła i ruszyła dalej.
-Przecież widzę, że coś się stało –
powiedział, dotrzymując jej kroku – Gdyby było inaczej, nie zignorowałabyś
faktu, że stałem przed wejściem do Pokoju Wspólnego Ślizgonów z ASTORIĄ –
dodał, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
-Możesz spotykać się z kim chcesz, nic mi
do tego – wzruszyła ramionami.
-No teraz to jestem pewien, że coś jest
nie tak – wywrócił oczami, stając przed Gryfonką. Ta spojrzała na niego
zdziwiona – Dlaczego teraz każdy ma przede mną tajemnice? Najpierw Ron, teraz
ty. Kiedyś mówiliśmy sobie wszystko.
-Tu nie chodzi o mnie – powiedziała,
ignorując wzmiankę o Ronie. Od wielu tygodni sprawnie udawało jej się unikać
myślenia o byłym narzeczonym, co było nie lada osiągnięciem. Komu jednak
powinna być za to wdzięczna? Teodorowi czy Malfoy’owi? Na myśl o przystojnym
blondynie coś zacisnęło jej się w żołądku.
-Przecież wiesz, że możesz mi ufać –
zapewnił ją.
-Lucjusz Malfoy nie żyje – wyrzuciła z
siebie. Musiała przyznać, że jej ulżyło. Dobrze było się wygadać przed kimś,
kto nie był w to zamieszany emocjonalnie.
-Wiesz jak to się stało? – zapytał,
marszcząc brwi.
-Na pewno to nie było samobójstwo czy
morderstwo. Umarł z wykończenia, nie wytrzymał tego wszystkiego.
-Dlaczego mam wrażenie, że to nie
wszystko? – spojrzał na nią uważnie – Hermiona, znam cię nie od dziś.
-Co? – zapytała głupio. Przygryzła nerwowo
wargę. Czy aż tak było po niej widać każdą nękającą ją myśl?
-Na pewno zasmuciłaby cię śmierć Lucjusza,
ale nie doprowadziłaby cię do takiego stanu przygnębienia – powiedział, patrząc
jej prosto w oczy. Uśmiechnęła się smutno w jego stronę.
-Nie radzę sobie z tym wszystkim –
powiedziała, a gdy odpowiedziała jej cisza, kontynuowała – W tej sytuacji
powinnam być przy Draco, czuję, że jestem mu potrzebna, ale nie chcę, żeby
Teodor dowiedział się o wszystkim. Cholernie się boję, Harry – westchnęła
ciężko.
-Nie wiem, co ci powiedzieć. Chyba nie
potrafię ci w tej sytuacji poradzić – brunet przygarnął do siebie przyjaciółkę,
zamykając ją w niedźwiedzim uścisku.
-Nie musisz, po prostu potrzebuję
przyjaciela – wyszeptała. Nie oczekiwała, że Harry będzie rozumiał jej położenie.
Nigdy nie nadawał się do tego typu rozmów, jednak zawsze służył jej swoją
pomocą, co doceniała. Znała jednak osobę, która ją doskonale zrozumie.
~*~*~
Hermiona
wracała z gabinetu dyrektorki, układając sobie w głowie plan dnia. Udało jej
się uzyskać zgodę na opuszczenie murów Hogwartu na jeden dzień dla niej i
czwórki Ślizgonów. McGonnagall obiecała dyskrecję co do nieobecności uczniów,
ale i tak już prawie cała szkoła wiedziała o śmierci jednego z najbardziej
znanych Śmierciożerców. Hermiona naprawdę współczuła Draco. Idąc korytarzem
udawał, że nie dostrzega tych wszystkich spojrzeń i szeptów. Chwilami miała
ochotę wszystkich za to zbesztać. Bo jak można robić widowisko z czyjegoś
cierpienia? Nawet nie zauważyła, gdy dotarła do lochów. Szybkim krokiem
przemierzyła Pokój Wspólny Ślizgonów i zapukała do drzwi pokoju Draco. W duchu
błagała Godryka, by był w środku. Usłyszała ciężkie kroki i chwilę później ktoś
pociągnął za klamkę.
-Hej, masz chwilę? – zapytała, obrzucając
go spojrzeniem. Wyglądał zaskakująco dobrze, jednak wiedziała, że to tylko
pozory. Starał się doprowadzić do porządku, żeby nie pozwolić innym gadać za
jego plecami jak to on strasznie przeżywa śmierć ojca.
-Wejdź – powiedział cicho, otwierając
szerzej drzwi. Usiadła na krześle przy biurku, obserwując jak ten kładzie się
na łóżku, chowając twarz w rękach.
-Trzymasz się? – miała ochotę palnąć się w
głowę za to pytanie. Oczywistym było, że nie pozbiera się po jednym dniu.
-Jak widać – wzruszył ramionami, podnosząc
się do pozycji siedzącej.
-Jeśli potrzebowałbyś kogoś do rozmowy
albo żeby chociaż pomyśleć, to pamiętaj, że zawsze jestem – powiedziała, mając
nadzieję, że Draco skorzysta z jej pomocy. Widok jego cierpienia sprawiał jej
ból.
-Dopóki nie ma Teodora w pobliżu – dodał
zjadliwie. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. W jego słowach tkwiło ziarenko
prawdy i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
-Draco, proszę, nie rób tego – powiedziała
z bólem. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Czego? – zapytał, nie wiedząc, o co jej
chodzi.
-Nie wyżywaj się na innych. Wiem, że
cierpisz, ale musisz jakoś inaczej dać temu wszystkiemu upust – obserwowała,
jak jego twarz ogarnia złość. Chyba go uraziła. Czyżby sam przed sobą nie chciał
się przyznać, że śmierć ojca była dla niego ciosem?
-Chyba powinnaś już wyjść – powiedział,
podchodząc do drzwi. Otworzył je szeroko i patrzył z wyczekiwaniem na Gryfonkę.
Ta posłusznie wstała i skierowała się do wyjścia. Zatrzymała się w progu, by
ostatni raz na niego spojrzeć.
-Jak będziesz chciał porozmawiać, to
wiesz, gdzie mnie szukać – po tych słowach wyszła, nie czekając na odpowiedź.
~*~*~
Fabien
siedział na krześle, przeglądając Proroka Codziennego. W dni takie jak ten
niewiele miał do roboty, co innego w weekendy. Wtedy w sklepie pojawiały się
tłumy, a on sam nie wiedział, w co ręce włożyć. Dlatego właśnie zdziwił go
dzwonek oznajmiający przybycie klienta. Spojrzał na zegarek – dochodziła dziesiąta
rano. Podniósł wzrok i jego oczom ukazała się pewna doskonale znana mu
szatynka.
-Co ty tu robisz? – zapytał, przyciągając
do siebie Gryfonkę. Zamknął ją w niedźwiedzim uścisku, śmiejąc się przy tym
głośno.
-Przyszłam po radę – powiedziała, gdy
wreszcie ją puścił.
-W takim razie zapraszam na górę. Masz
ochotę na herbatę? – uśmiechnął się radośnie.
-Jasne – odwzajemniła gest. Musiała
przyznać, że Fabien był człowiekiem, który swoją pełnią życia potrafił rozweselić
innych jednym uśmiechem. Taki był jego urok, któremu szybko ulegały dziewczyny.
-George jest? – zapytała, wchodząc po
schodach.
-Z Tracey – poruszał sugestywnie brwiami –
Widzisz, nie tylko ty zrywasz się z lekcji – zaśmiał się, gdy dziewczyna
walnęła go w ramię.
-Mów, co ci leży na sercu – powiedział,
przygotowując dwa kubki i wstawiając wodę. Hermiona przyglądała mu się przez
chwilę, po czym westchnęła ciężko.
-Malfoy – schowała twarz w dłoniach.
-Czytałem o tym w Proroku. Jak się trzyma?
– zapytał, obrzucając ją uważnym spojrzeniem.
-Jest mu ciężko, ale nie chce się do tego
przyznać – odpowiedziała, bawiąc się palcami.
-Ale nie o tym chcesz rozmawiać? – zgadł Francuz.
Hermiona spojrzała na niego z uśmiechem. Zawsze doskonale wszystko rozumiał,
potrafił bezbłędnie odczytać jej nastrój i za każdym razem służył dobrą radę.
Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jaką była szczęściarą, mając takiego
przyjaciela jak on.
-Nie potrafię tego wszystkiego pogodzić.
Nigdy nie myślałam, że będę w takiej sytuacji. Chcę być oparciem dla Draco, a
jednocześnie boję się, że Teodor się wszystkiego domyśli – przeczesała nerwowo
włosy, patrząc na niego błagalnie.
-Wiesz, jakie mam o tym zdanie – powiedział,
podając jej kubek.
-Tak, wiem, że wolisz Draco, ale postaraj
się teraz spojrzeć na to obiektywnie. Co powinnam zrobić? – upiła łyk herbaty,
rozkoszując się ciepłem, jakie rozeszło się po jej wnętrzu.
-Skoro chcesz zatrzymać Teodora, a
jednocześnie pomóc Draco, to powinnaś to zrobić. Po prostu. Nigdy nie dałaś
Teodorowi powodu do podejrzeń, a on sam jest przyjacielem Malfoy’a i wie, jak
mu jest ciężko. Powinien chcieć jego dobra, więc na pewno zrozumie, że chcesz mu
pomóc w trudnych chwilach. Poza tym nie sądzę, żeby Malfoy miał teraz głowę do
romansów. On teraz naprawdę potrzebuje przyjaciela – wzruszył ramionami, jakby mówił o pogodzie.
Hermiona spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
-Jak ty to robisz? – zapytała, bawiąc się
kubkiem herbaty.
-Umiem obserwować ludzi – jego twarz
rozjaśnił uśmiech, który pozwolił Hermionie mieć nadzieję, na szczęśliwe
zakończenie.
~*~*~
Hermiona
siedziała na łóżku, rozczesując włosy. Już przebrana w piżamę szykowała się do
snu, gdyż zmęczenie wzięło górę. Kilka godzin spędziła w Hogsmeade, a resztę
dnia poświęciła na studiowanie notatek z dzisiejszego dnia, które przygotował
jej Teodor. Odłożyła szczotkę i już miała zgasić światło, gdy do jej uszu
dotarło ciche pukanie. Zdziwiona podeszła do drzwi i uchyliła je lekko.
-Śpisz już? – zapytał, obrzucając ją
spojrzeniem.
-Właśnie się kładłam – odpowiedziała, nie rozumiejąc,
po co przyszedł.
-A znajdziesz dla mnie chwilę? Chyba
jednak potrzebuję tej rozmowy – chociaż nadal wokół niego roztaczała się smutna
aura, to w jego oczach pojawił się blask, który znikł, gdy dowiedział się o
śmierci ojca. Hermiona zawiesiła się, przyglądając mu się w zamyśleniu. Z
otępienia wyrwało ją ciche odchrząknięcie Ślizgona.
-Jasne, wejdź – uchyliła szerzej drzwi,
zapraszając go do środka. Z lekkim uśmiechem obserwowała, jak zajmuje miejsce
na jej łóżku. Może jednak wszystko będzie dobrze?
~*~*~
Jest i XXI. Już bliżej do końca niż do początku. Od jutra oficjalnie mamy wakacje i myślę, że teraz rozdziały będą się pojawiały z większą częstotliwością, z racji tego, że mam dużo wolnego czasu, by pisać. Jeśli nie w dzień, to w nocy ;) Poza tym chciałam Wam podziękować. Kolejny tysiąc wyświetleń w zaledwie tydzień, przeogromnie dziękuję! Nadal przybija mnie ilość komentarzy, więc znów apeluję: Komentujcie, błagam. Nie wiem, czy Wam się nie podoba, czy Wam się nie chce. Nie mam pojęcia, co Wami kieruje. Dla Was to jest dosłownie minuta, a dla mnie wielka radość, na którą, mam nadzieję, zasłużyłam. To chyba tyle na dziś, kolejny rozdział najpewniej w przyszłym tygodniu.
Trzymajcie się!