sobota, 29 października 2016

Rozdział XXVI - "Rodzinne ciepło"


~*~*~

Hermiona stała, niecierpliwie przystępując z nogi na nogę. Trochę się denerwowała, jednak to uczucie zawsze było obecne, gdy chodziło o jej rodziców. Nagle drgnęła zaskoczona, gdy poczuła, że ktoś nią potrząsa.
- Wyluzuj trochę, przecież miliony ludzi lata samolotami, to nic strasznego – Fabien przewrócił oczami, gdy zauważył, że szatynka niepewnie przygryza wargę.
- Tu nie chodzi o ich podróż – wyjaśniła – Boję się, że nie spodoba im się mój pomysł.
- Będą zachwyceni. Sama widziałaś, jak cieszą się na przyjazd do Anglii. Myślę, że spodoba im się wizja powrotu na stałe, a nie tylko na święta – uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Mam coraz większe wątpliwości. Przecież oni uwielbiają Australię! Nie wiem, co ja sobie myślałam. A co jak się nie zgodzą? – spojrzała na niego z przestrachem. Od samego rana katowała się takimi myślami. W jednej chwili jej pomysł wydawał się być genialny, a w następnej już planowała wszystko odwołać. Fabien jednak za każdym razem przywoływał ją do porządku.
- Nie masz się czym martwić. To ja powinienem się zastanawiać czy dobrze robię wpraszając się na rodzinne święta – westchnął, kręcąc głową.
- Nawet nie waż się tak myśleć – powiedziała, robiąc groźną miną, co wywołało lekki uśmiech u Francuza – Moi rodzice cię uwielbiają, poza tym jesteś dla mnie jak rodzina i nie pozwolę, żebyś spędzał święta samotnie.
Na to Fabien nic już nie odpowiedział. Nie potrafił dobrać słów, by opisać ciepło, jakie rozlało się po jego wnętrzu. Czasami zastanawiał się, kto taki nad nim czuwa, że zesłał mu taką przyjaciółkę.
- O! Idą! – wykrzyknęła, gdy zauważyła parę zbliżającą się w ich stronę. Natychmiast do nich podbiegła, by pomóc im z bagażami. Z daleka rodzice Hermiony wyglądali jak para turystów. Opalenizna i charakterystyczne ubrania zdradzały, że państwo Granger dłuższy czas nie byli w Anglii, jednak to wrażenie mijało, gdy tylko się odezwali. Angielski akcent był bardzo wyraźny.
- Mamo, tato, pamiętacie Fabiena? – zaczęła Gryfonka, gdy wreszcie przywitała się z rodzicami.
- Tak, oczywiście. Bardzo nam miło, że spędzisz z nami święta – uśmiechnęła się pani Granger.
- To ja powinienem podziękować za taką możliwość – Francuz odwzajemnił gest nieco skrępowany. Pomimo zapewnień Hermiony, że wszystko jest okej, nadal czuł się trochę jak intruz.
- Nie nam należą się podziękowania, to nasza Hermionka w tym roku jest gospodarzem. My jesteśmy bardziej w charakterze gości – powiedział pan Granger, krótko obejmując córkę.  Fabien już miał coś dodać, jednak Hermiona szybko szturchnęła go w ramię, kręcąc stanowczo głową, by dać mu do zrozumienia, że ma siedzieć cicho.
- No to nie stójmy tak. Chodźcie, złapiemy szybko jakaś taksówkę i jedziemy do domu – powiedziała Gryfonka, uśmiechając się szeroko. Zawsze wierzyła, że czas świąt jest magiczny i rozpierała ją radość, że wreszcie widzi swoich rodziców, za którymi niesamowicie się stęskniła.

~*~*~

            Tracey stała przed lustrem, patrząc na siebie krytycznym wzrokiem. Ciągle coś jej nie pasowało w jej wyglądzie. Starała się dobrać odpowiedni strój na dziś, jednak nie potrafiła się zdecydować. Chciała wyglądać elegancko, ale na pewno nie wystroić się jak jakaś arystokratka. Nigdy się za nią nie uważała i na pewno się to nie zmieni. W końcu stwierdziła, że postawi na prostotę. Przebrała się w swoją ulubioną sukienkę w jej ulubionym, jak na Ślizgonkę przystało, szmaragdowym kolorze. Sukienka była całkowicie w jej stylu. Nie przepadała za przepychem, dlatego najzwyklejszy prosty krój był jej ulubionym. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i już miała wyjść, gdy usłyszała wołanie George’a, by zeszła do niego na dół. Zatrzymała się w pół kroku i jeszcze raz spojrzała w lustro. Po chwili namysłu machnęła różdżką, a jej sukienka zmieniła kolor z zielonego na bordowy. Nigdy w życiu nie podejrzewałaby siebie o to, że będzie stroić się dla jakiegoś chłopaka, a teraz, jako rodowita Ślizgonka, ubiera się w barwy Gryfonów, mając nadzieję, że George to doceni. Śmiejąc się ze swojej głupoty, pokręciła głową i zeszła na dół.
- Jesteś wreszcie. Mogłabyś mi z tym pomóc? – zapytał, wskazując na garnek z jakimś sosem. Wreszcie oderwał się od krojenia warzyw i spojrzał na Tracey – Już się wyszykowałaś? Czeka nas jeszcze przynajmniej dwie godziny gotowania. Nie myśl, że sam przygotuję całą Wigilię – pogroził jej palcem, próbując zrobić groźną minę, na co Ślizgonka nie mogła się nie uśmiechnąć. Podeszła do niego wolnym krokiem i zarzuciła ręce na szyję.
- Pomyślałam, że trochę zmienię nasze plany – powiedziała, patrząc mu głęboko w oczy, w których dostrzegła zdziwienie. Nie zrozumiał, o co jej chodzi.
- Co masz na myśli? – zmarszczył brwi, obrzucając ją bacznym spojrzeniem.
- Pomyślałam, że jednak powinniśmy jechać do twoich rodziców. Nie chce, żebyś ze względu na mnie musiał spędzać święta z dala od rodziny. Poza tym chociaż się bardzo stresuję, to chcę ich poznać – uśmiechnęła się niepewnie, widząc wesołe iskierki w jego oczach. Od razu zrozumiała, że podjęła dobrą decyzję. George bardzo kochał swoją rodzinę i nie powinna ich rozdzielać, zwłaszcza w dni takie jak ten.
- Jesteś pewna? – zapytał, chcąc się upewnić. Naprawdę nie chciał, by Tracey robiła cokolwiek wbrew sobie.
- Tak, w końcu to tylko jeden wieczór. Prędzej czy później i tak by mnie to czekało, dam radę – starała się zabrzmieć beztrosko, jednak w jej głosie dało się wykryć załamania wywołane stresem.
- Jesteś najlepsza – przyciągnął ją do siebie i wycisnął na jej ustach namiętny pocałunek – Daj mi 15 minut – dodał i zaraz potem zniknął za drzwiami sypialni.

~*~*~

- Już odwiązuję wam oczy – powiedziała Hermiona, nie mogąc ukryć ekscytacji, która była doskonale słyszalna w jej głosie. Powoli pomogła wyjść rodzicom z taksówki. Fabien zajął się wyjmowaniem bagażu.
- Córciu, możesz nam wreszcie wytłumaczyć co ty kombinujesz? – zapytała pani Granger, wyciągając przed siebie ręce. Miała chustkę na oczach i nie widziała kompletnie nic, więc odruchowo starała się wyczuć otoczenie za pomocą dotyku.
- Oto moja niespodzianka – Gryfonka zabrała chustki z oczu rodziców i stanęła z boku, uważnie obserwując ich reakcję.
- Chcesz powiedzieć, że… - zaczął Paul, jednak Hermiona nie dała mu dokończyć.
- Tak, odkupiłam nasz dom. Możecie wrócić na stałe – uśmiechnęła się szeroko – Oczywiście jeśli tego chcecie – głos jej się lekko załamał, gdy zobaczyła łzy w oczach mamy. Ta jednak nic nie mówiła, w ciszy patrząc na budynek przed nią. Nie widziała go od kilku lat, jednak nic się w nim nie zmieniło. Był dokładnie taki, jakim go zapamiętała.
- Córeczko, nawet nie wiesz, jaki prezent nam sprawiłaś – w końcu kobieta objęła Hermiono mocno, na co ta odetchnęła z ulgą. Przez chwilę już wydawało jej się, że popełniła błąd, kupując ponownie ich dawny dom.
- Może niech państwo wejdą do środka, a my z Hermioną weźmiemy bagaże – zaproponował Fabien, patrząc znacząco na Gryfonkę, ewidentnie chcąc dać jej coś do zrozumienia. Po chwili młodzi przyjaciele stali przed domem sami, a Hermiona patrzyła wyczekująco na Francuza, chcąc się dowiedzieć, o co chodzi.
- Obiecaj, że mnie nie zabijesz i nie będziesz zła – uśmiechnął się przepraszająco.
- Mów wreszcie – ponagliła, zaczynając się bać, co takiego mógł wymyślić jej przyjaciel.
- Zaprosiłem na dziś Malfoy’a w twoim imieniu – Hermiona przez chwilę myślała, że się przesłyszała, jednak zrozumiała, że chłopak mówił prawdę, gdy dodał szybko – I będzie tu za jakieś – spojrzał szybko na zegarek – Pół godziny – posłał jej zniewalający uśmiech, który tym razem nie zadziałał. Widział, jak oczy Gryfonki zaczynają ciskać błyskawice w jego stronę.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! – krzyknęła odrobinę za głośno. Spojrzała w stronę drzwi, obawiając się, że jej rodzice usłyszeli jej niekontrolowany wybuch złości – Fabien, wiesz przecież, że ma też przyjść Teodor. Jak ty sobie to wszystko wyobrażasz? – zapytała, nie mogąc uwierzyć w nieuzasadnione zachowanie Francuza.
- Dla ciebie nie ma sytuacji bez wyjścia, jakoś dasz radę – puścił jej oczko i złapał za bagaże, kierując się w stronę drzwi. Specjalnie zaprosił Malfoy’a, wiedząc, że Hermiona zaprosiła Teodora. W ten sposób chciał jej pokazać, który z nich jest dla niej odpowiedni. Nie żeby nie lubił Nott’a, ale on po prostu nie pasował do zadziornej Gryfonki. Wiedział też doskonale, że to nie on jest jej pisany.
- Wszystko w porządku? – zza drzwi wyjrzała pani Granger, marszcząc brwi na widok niezbyt wyraźniej miny Hermiony.
- Tak, tak, już idziemy – zapewniła mamę szatynka, po czym ruszyła do domu – A my jeszcze dokończymy tę rozmowę – syknęła tak, by usłyszał ją tylko Fabien, na co ten jedynie zaśmiał się cicho. Zapowiadał się naprawę ciekawy wieczór.

~*~*~

            Ginny usiadła na łóżku, wreszcie mając chwilę dla siebie. Od rana jej mama kazała jej sprzątać cały dom, pomagać w gotowaniu i co chwila dokładała obowiązków. Dla niej zawsze wszystko musiało być idealne na przybycie gości. Gdy w końcu Gryfonka zrobiła wszystko, co miała zrobić, miała chwilę dla siebie. Wiedziała, że powinna zacząć się szykować na kolację, jednak była sprawa, która nie dawała jej spokoju cały dzień, a mianowicie prezent od Harry’ego. Nie było sekundy, by jej myśli nie krążyły wokół tajemniczej paczuszki. Nie chcąc dłużej zwlekać, złapała za pudełko i rozerwała papier. W środku znajdował się krótki liścik i kolejne pudełko. Najpierw zabrała się za czytanie krótkiej notki. Poczuła przyjemne ciepło, gdy rozpoznała krzywe pismo Harry’ego.


Dajmy sobie jeszcze jedną szansę. Czekam pierwszego dnia świąt w Dolinie Godryka 54.

Harry


Po przeczytaniu listu, sięgnęła po resztę zawartości pudełka. Otworzyła malutki pakunek i znalazła w nim klucz. Czy to miało oznaczać, że Harry kupił dom w Dolinie Godryka? Co prawda czasem o tym wspominał, jednak zawsze myślała, że spełni swoje zamiary już po ukończeniu szkoły. Spojrzała jeszcze raz na liścik. „Dajmy sobie jeszcze jedną szansę”. Sama nie wiedziała, co ma o tym myśleć. W głowie miała mętlik i zrozumiała, że musi to poważnie przemyśleć. Kochała Harry’ego, wiedziała to, jednak między nimi nie układało się dobrze i nie widziała sensu w dalszym ciągnięciu tego związku. Może jednak teraz Harry zrozumiał kilka spraw? Może potrzebowali tej przerwy? Był jednak jeszcze jeden problem – Dean. Nie mogąc dłużej znieść tego natłoku myśli potrząsnęła głową i rzuciła się na łóżko, głośno wzdychając. Już wiedziała, że te święta nie okażą się tak beztroskie, jak do tej pory uważała.

~*~*~

- Może jednak wam pomóc? – zapytała pani Granger, niepewnie patrząc na poczynania Draco. Hermiona nie pozwoliła jej gotować, zastrzegając, że w te święta to ona wszystko przygotuje. Zagoniła do pomocy Malfoy’a i Fabiena, rodziców wysyłając do salonu, by odpoczęli po długiej podróży.  Jean miała jednak wątpliwości co do tego, czy chłopcy sobie poradzą. Co prawda Fabienowi szło całkiem nieźle, czego nie można było powiedzieć o drugim pomocniku. Hermiona przydzieliła go do krojenia warzyw, ale i to nie wyglądało zbyt dobrze.
- Nie, mamo, dajemy sobie radę. Sama zobacz – wskazała na Francuza, który właśnie smażył coś na patelni.
- No dobrze – powiedziała, jednak po jej minie widać było, że nie była zbyt zadowolona. Ona, podobnie jak córka, nie potrafiła siedzieć bezczynnie wiedząc, że jest coś do roboty – Ale jakbyś tylko mnie potrzebowała, to mnie zawołaj – dodała, uśmiechając się na widok Ślizgona, który co jakiś czas szturchał i zaczepiał Hermionę, na co ta kręciła głową z politowaniem. Wyglądali przezabawnie i dało się zauważyć, że reakcje Gryfonki są tylko na pozór złe. W jej oczach można było dostrzec wesołe iskierki za każdym razem, jak zwracała się do blondyna.
- Już prawie kończymy – zapewniła mamę. Gdy wreszcie kobieta wróciła do salonu, przyjrzała się krytycznie poczynaniom Ślizgona.
- Wiesz co, Malfoy? Może idź lepiej nakryj do stołu, a ja to dokończę? – zaproponowała, podnosząc plastry pomidorów o kilkucentymetrowej grubości. Nie potrafiła jednak go nie docenić, gdyż nawet nie musiała go prosić o pomoc, sam się zaoferował, chociaż od razu przyznał, że jego pojęcie o kuchni jest zerowe. W końcu od małego wyręczały go skrzaty.
- A co ci nie pasuje w mojej pracy? – zapytał zaczepnie, unosząc jedną brew.
- Jest perfekcyjna, ale ktoś musi nakryć do stołu, żebyśmy mieli na czym jeść – pstryknęła go w nos, śmiejąc się z głupawej miny Ślizgona – Tu masz wszystko, nakryj dla sześciu osób.
- Sześciu? Przecież jest nas piątka – powiedział, dla pewności licząc wszystko na palcach. Hermiona, widząc to, nie mogła się nie uśmiechnąć.
- Teodor ma jeszcze przyjść – wzruszyła ramionami. Myślała, że to oczywiste, że chłopak spędzi święta z nią, zwłaszcza, że nie miał rodziny poza ojcem w Azkabanie.
- Jasne – mruknął Draco, widocznie niezadowolony tą wiadomością. Miał nadzieję, że przynajmniej dziś Gryfonka poświęci mu swoją uwagę, chociaż na chwilę zapominając o Teodorze. Ruszył w stronę jadalni, gdy poczuł na ramieniu delikatną dłoń.
- Nie zrób dziś nic głupiego, dobrze? – poprosiła, wlepiając w niego błagalne spojrzenie. Jak ona mogła w ogóle pomyśleć, że będzie chciał jej w jakikolwiek sposób zepsuć tę kolację? Już miał ochotę by odgryźć się w niezbyt przyjemny sposób, jednak zrezygnował i pokręcił jedynie głową.
- I tak niedługo będę wracał, jestem umówiony z moją matką – wzruszył ramionami, starając się nie pokazać, że słowa Gryfonki trochę go uraziły.

~*~*~

            George i Tracey stali przed wejściem do Nory już od kilku minut, jednak dziewczynie zdecydowanie nie spieszyło się, by tam wejść. Nie wiedziała, jak zostanie odebrana. Martwiła się, że rodzina George’a będzie do niej uprzedzona. Musiała jednak przyznać, że nie tylko to ją trapiło. Najnormalniej w świecie nie była pewna, czy będzie umiała się zachować. Jej święta nigdy nie były wypełnione ciepłą i rodzinną atmosferą, dlatego zdawała sobie sprawę, że Wigilia u Weasley’ów będzie dla niej zupełnie nowym przeżyciem, co odrobinę ją stresowało.
- Chyba jestem gotowa – powiedziała, patrząc hardo w oczy rudzielca.
- Pokochają cię równie mocno co ja – szepnął jej na ucho, po czym złożył czuły pocałunek na jej ustach – Niczym się nie przejmuj – dodał, całując ją tym razem w czoło. Uśmiechnęła się do niego niepewnie, po czym nacisnęła lekko klamkę. Od razu uderzył ją zapach potraw, co natychmiast sprawiało, że człowiek robił się głodny. George wziął od niej płaszcz, po czym gestem wskazał, gdzie ma się kierować. W końcu weszli do pokoju, gdzie znajdowali się wszyscy goście. Pierwsza z tłumu wyłoniła się uśmiechnięta rudowłosa kobieta, która już wyglądała na swoje lata. To musiała być pani Weasley.
- Tracey, mam rację, drogie dziecko? – zapytała, przyciskając do siebie Ślizgonkę. Dla panny Davis była to nowość. Nie spodziewała się, że ludzie mogą wytwarzać wokół siebie tak ciepłą aurę. Przytaknęła i obdarzyła kobietę szczerym uśmiechem – Mój George wiele mi o tobie opowiadał – dodała, szczypiąc rudzielca w policzek, na co ten wywrócił oczami.
- Chodź, poznasz resztę – szepnął jej na ucho George, podchodząc do młodego małżeństwa. Tracey witała się i z każdym starała się zamienić kilka zdań. Nie wynikało to jednak z grzeczności, a z autentycznego zainteresowania tymi ludźmi. Polubiła Weasley’ów od razu i w duchu zganiła się za ten początkowy stres. Wiedziała, że będą to jej najlepsze święta.

~*~*~

- Mamo, tato, to jest Teodor – powiedziała Hermiona, wchodząc z dopiero przybyłym Ślizgonem do jadalni.
- Bardzo miło mi państwa poznać – Ślizgon ukłonił się, po czym wymienił kilka grzecznościowych zdań z rodzicami szatynki. Gryfonka zauważyła, jak jej mama zerka na nią porozumiewawczo, kiwając głową z aprobatą. W duchu ucieszyła się, że Teo sprawił dobre pierwsze wrażenie.
            Wreszcie wszyscy zasiedli do stołu i rozpoczęli wigilijną kolację. Wieczór mijał im w przyjemnej atmosferze bez zbędnego stresu i spięcia. Widać było, że rodzice Hermiony polubili obu chłopców. W końcu jednak zaczęło się to, czego Gryfonka obawiała się cały wieczór – państwo Granger postanowili ich trochę powypytywać, a zwłaszcza Nott’a, który, jak szatynka zdążyła się pochwalić, był jej chłopakiem.
- Teodorze, jak długo znacie się z Hermioną? Też chodzisz do Hogwartu? – zapytała pani Granger, uśmiechając się przyjaźnie.
- Tak, też uczę się w Hogwarcie, ale ja należę do Slytherinu – tata Hermiony spojrzał na córkę z uniesionymi brwiami. Nie raz opowiadała rodzicom o Slytherinie i z jej opowiadań wnioskował, że raczej nie przepadała za uczniami z tego domu – A można powiedzieć, że zaprzyjaźniliśmy się na szóstym roku.
- A znasz Rona? – pani Granger nie udało się ugryźć w język.
- Mamo! – Hermiona spojrzała na mamę oburzona. Jak mogła przy Teodorze wyciągać temat Rona? Wiedziała, że była ciekawa, dlaczego się rozstali, jednak Gryfonka uznała, że powie jej w swoim czasie, zwłaszcza, że nie miały jeszcze porozmawiać w cztery oczy.
- Nie szkodzi – Nott uśmiechnął się do Hermiony uspokajająco – Znaliśmy się tylko z widzenia – odpowiedział wymijająco.
- A jak ci idzie nauka? – zapytał pan Granger. Gryfonka pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć, że jej rodzice przeprowadzają taki wywiad. Cieszyła się jednak, że Teodor wydaje się to wszystko cierpliwie znosić.
- Jestem drugi na naszym roku, zaraz za Hermioną.
- Idę zrobić herbaty, ktoś chętny? – zaproponował Fabien. Gryfonka widziała, że to jedynie wymówka, aby wymknąć się z pokoju. Najchętniej sama by to zrobiła, ale musiała zostać i pilnować rodziców, aby nie naskoczyli na Teodora zbyt bardzo. Francuz wyszedł z jadalni, a uwaga państwa Granger znów skupiła się na Ślizgonie.
- Skoro jesteś tak dobrym uczniem, to pewnie też jesteś prefektem, tak jak nasza Hermionka – mama spojrzała na córkę z dumą.
- Nie, to JA jestem prefektem – do rozmowy wtrącił się Draco. Rodzice Hermiony spojrzeli na niego zaskoczeni, jakby właśnie przypomnieli sobie o jego obecności. Gryfonka natomiast schowała twarz w dłoniach. Miała nadzieję, że Malfoy przynajmniej dziś powstrzyma się od tego typu zagrywek. Prawda była jednak taka, że Ślizgon po prostu miał dość ciągłego słuchania o Teodorze. Widział, że państwo Granger go polubili i zrozumiał, że jeśli czegoś nie zrobi, to może stracić kilka cennych punktów u Gryfonki.
- Zostałbym prefektem, jednak odrzuciłem tę propozycję – powiedział Nott, patrząc ze zdziwieniem na Draco. Nie rozumiał, po co chciał mu dogryźć.
- A to dlaczego? – zainteresował się pan Granger.
- Wolałem zostać kapitanem naszej drużyny w Quidditch’a, a niestety obu tych funkcji nie można łączyć – dodał Teodor. Zauważył, że tata Hermiony spojrzał na niego z uznaniem. Chyba dobrze dziś wypadł, a przynajmniej miał taką nadzieję.
- A ty, Draco, co planujesz po szkole? – tym razem panna Granger zainteresowała się drugim Ślizgonem. Kątem oka spojrzała na córkę, która ledwo widocznie się spięła, co działo się za każdym razem, gdy uwaga skupiała się na Malfoy’u.
- Konkretnie jeszcze się nie zastanawiałem, ale myślę, że na pewno będzie to jakaś dobra posada w Ministerstwie. Nie chcę jednak skupiać mojej przyszłości jedynie na pracy. Ważne jest dla mnie, by znaleźć odpowiednią dziewczynę i założyć rodzinę – dodał, patrząc z szelmowskim uśmiechem na Hermionę, która natychmiast zbladła. Zrozumiała, że musi coś zrobić, inaczej ten wieczór zakończy się katastrofą.
- Jejku, już tak późno – powiedziała nagle, zerkając na zegarek – Zupełnie zapomniałam, że ty spieszysz się na spotkanie z mamą, a my cię tu tak zatrzymujemy – dodała, mając nadzieję, że Ślizgon zrozumie sugestię i chociaż raz jej posłucha.
- Chyba masz rację, trochę się zasiedziałem – odpowiedział, patrząc na Gryfonkę nieodgadnionym wzrokiem – Do widzenia, miło było państwa poznać – pożegnał się, całując mamę Hermiony w dłoń, a pana Granger obdarzając mocnym, męskim uściskiem dłoni – Trafię do wyjścia – skinął jeszcze głową i wyszedł, zostawiając pozostałych w nieco niezręcznej atmosferze.

~*~*~

- Idź odpocząć, sama posprzątam – powiedziała Hermiona, gdy zauważyła, jak jej mama zaczyna zbierać talerze ze stołu. Kolacja już się skończyła, Teodor i Fabien wrócił do siebie, a pan Granger udał się na górę, tłumacząc, że jest bardzo zmęczony i musi się położyć.
- Pomogę ci, szybciej skończymy. Poza tym chciałam z tobą porozmawiać – dodała, patrząc znacząco na córkę.
- No dobrze – Hermiona spojrzała podejrzliwie na mamę. Cały wieczór zachowywała się dziwnie i Gryfonka przeczuwała, że jej mamie coś chodzi po głowie.
- Teodor to naprawdę cudowny chłopak – powiedziała kobieta, obrzucając córkę uważnym spojrzeniem.
- Tak, jest świetny – szatynka uśmiechnęła się lekko.
- Ale nie tak świetny jak Draco, mam rację? – gdy tylko Hermiona to usłyszała, wypuściła z rąk talerze. Szybko machnęła różdżką i naczynia znów były całe, czego nie można było powiedzieć o Gryfonce. Zszokowana spojrzała na mamę.
- Ale o czym ty mówisz?
- Komu jak komu, ale mi możesz powiedzieć prawdę. Myślisz, że nie zauważyłam, że coś jest miedzy wami? Wystarczy spojrzeć na jego twarz, gdy na ciebie patrzy. Czegoś takiego nie da się udawać, widać, że za tobą szaleje – pani Granger roześmiała się, widząc niezbyt inteligentny wyraz twarzy córki.
- Jestem z Teodorem i jest nam razem bardzo dobrze – powiedziała, jednak nie zabrzmiało to zbyt pewnie.
- Ja oczywiście ci wierzę – mama Hermiony spojrzała na nią z powątpiewaniem – Tylko dlaczego gdy mówisz o Teodorze nie masz tego błysku w oku, jak wtedy, gdy mówisz o Draco? – zapytała i nie czekając na odpowiedź wyszła, zostawiając Gryfonkę z mętlikiem w głowie.

~*~*~

            Harry siedział na fotelu przy kominku, bez celu wpatrując się w płomienie. Przypomniał sobie, jak dawniej właśnie w takich płomieniach dostrzegł twarz Syriusza. Na wspomnienie ojca chrzestnego uśmiechnął się smutno. Tak wiele zmieniło się w jego życiu od tamtego czasu. Oddałby tak wiele, aby było tak, jak kiedyś. Aby Ginny znów była wpatrzona tylko w niego. Nie rozumiał, jak mógł zepsuć tę sprawę. Nie zauważył, gdy zaczęło się między nimi psuć. A gdy już zrozumiał swój błąd, było już za późno. Teraz pozostawało mu mieć nadzieję, że Gryfonka nadal coś do niego czuje i będzie chciała dać mu jeszcze jedną szansę. Tak bardzo się bał, że się nie zjawi. Wtedy musiałby pogodzić się z tym, że to koniec, a nie był pewien, czy dałby temu radę. Nagle usłyszał ciche pukanie do drzwi. Zerwał się od razu i pobiegł je otworzyć. Na progu ujrzał Ginny z twarzą wbitą w ziemię. Przez głowę przebiegła mu myśl, że przyszła tu tylko po to, aby odpowiedzieć mu nie.
- Przyszłaś – to była chyba najmądrzejsza rzecz, na jaką mógł teraz wpaść. W końcu Ginny odważyła się spojrzeć mu w oczy. Nie wytrzymał i przyciągnął ją do siebie szybko, wprowadzając do domu. Nogą zatrzasnął drzwi, a na ustach dziewczyny wycisnął namiętny pocałunek. Od razu poczuł, że Ginny go odwzajemnia.  Nagle Gryfonka gwałtownie się od niego oderwała i spojrzała głęboko w jego oczy.
- Tym razem nie możemy tego zepsuć – powiedziała, szukając w jego oczach potwierdzenia swoich słów. Potrzebowała zapewnienia, że tym razem będzie dobrze i wszystko się uda.

- Nigdy w życiu – wyszeptał, po czym nie czekając na jakąkolwiek reakcję, po raz kolejny przyciągnął do siebie Gryfonkę i złączył ich usta w czułym pocałunku.

~*~*~

Wiem, że minęło mnóstwo czasu od ostatniego rozdziału, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie, a ten rozdział chociaż trochę wynagrodzi Wam ten długi czas oczekiwań. Nie chcę już nic obiecywać, ale myślę, że tak długa przerwa na tym blogu już nigdy nie będzie miała miejsca. Jestem gotowa złożyć tylko jedną obietnicę, której z pewnością dotrzymam - dokończę to opowiadanie, chociażby nie wiem co i będzie ono miało zaplanowane już dawno 40 rozdziałów. Nie pozostaje mi nic poza zaproszeniem Was do komentowania, o ile po takiej przerwie ktoś tu jeszcze zagląda.

Trzymajcie się ciepło, 
BlackCape