~*~*~
Patrzył zrezygnowany w jej oczy. W myślach już wyobrażał sobie jej reakcję. Mogła go spoliczkować, uciec, spoliczkować i uciec. Uzupełniał właśnie swoją wyliczankę w coraz to nowe scenariusze, gdy Gryfonka przyciągnęła go do siebie i namiętnie oddała pocałunek. Objął ją, jeszcze bardziej zmniejszając dzielącą ich odległość. W jego ramionach Hermiona wydawała się być delikatna i krucha. Całował ją tak, jak jeszcze żadnej innej. Zwykle tego typu rzeczy to była po prostu gra wstępna, ale nie w przypadku Granger. Całowanie jej to była przyjemność. Niebywale niezwykła pieszczota, przez którą starał się przekazać jej wszystkie uczucia ulokowane w jej osobie. W końcu się od siebie oderwali. Twarz Hermiony rozjaśniał przepiękny uśmiech. Chyba nigdy nie widział nic bardziej doskonałego. Objął ją ramieniem, a ta ufnie się w niego wtuliła. Siedzieli tak jeszcze kilkadziesiąt minut, poświęcając cały ten czas rozmowie o wszystkim i o niczym.
~*~*~
Draco siedział w Wielkiej Sali. Patrzył
zdegustowany na czułości Pansy i Blaise’a. Salazarze, ile można?! Grzebał
właśnie w talerzu, gdy w całym pomieszczeniu nastała cisza. Zdziwiony podniósł
głowę, by dowiedzieć się, o co chodzi. W wejściu właśnie stali objęci Hermiona
i Teodor. Najwidoczniej nie spodziewali się, że wzbudzą taką sensację, bo wciąż
tkwili w osłupieniu. W końcu Gryfonka odzyskała rezon. Cmoknęła szybko Ślizgona
w policzek i popędziła do swojego stołu. Po chwili Nott także zajął swoje
miejsce. Draco spojrzał na swoich przyjaciół. Cóż, przynajmniej nowa para
zdołała odkleić od siebie Pansy i Blaise’a. Brunetka od razu zaczęła strzelać
pytaniami.
-Kiedy
się zeszliście? – uśmiechnęła się promiennie.
-Nie
jesteśmy razem. Można powiedzieć, że jesteśmy na etapie randkowania –
odpowiedział zażenowany. Nie chciał opowiadać o relacjach z Hermioną.
-Och,
ale to tylko kwestia czasu, aż będzie można was nazywać parą – machnęła ręką.
Ślizgon spojrzał na nią z widocznym zirytowaniem. Po chwili świergotania Pansy
wstał i wyszedł z Wielkiej Sali. Już woli sobie odpuścić kolację niż słuchać
gadania rozentuzjazmowanej brunetki.
-Powiedziałam
coś nie tak? – zrobiła zdziwioną minę, lecz chwilę później wraz z resztą
wybuchła śmiechem. Wiedziała, że Teodor będzie się czuł trochę zażenowany, ale
w końcu każdy musi przez to przejść.
-Nie
myślałem, że tak szybko mu się uda zdobyć Granger – wtrącił Draco.
-Chyba
to ona zdobyła jego. Od początku roku zachowuje się jak zakochany kundel –
odpowiedział Blaise – Poza tym przyjaźnią się już od szóstej klasy. Wystarczyło,
że powstała miedzy nimi chemia i mamy związek – wzruszył ramionami.
-Najwyższy
czas, prawda? – uśmiechnęła się Pansy.
~*~*~
-Więc?
– zapytała Ginny, unosząc brew.
-Co
więc? – zdziwiła się Hermiona, na co ruda ze zrezygnowaniem pokręciła głową.
-Wchodzisz
do sali w objęciach Ślizgona i siadasz przy stole jak gdyby nigdy nic. Nawet
nic nie mówisz swojej najlepszej przyjaciółce! – oburzyła się młoda Weasley.
-Czego
ci nie mówię? – odpowiedziała pytaniem szatynka.
-Na
przykład tego, że jesteś z Nott’em – uśmiechnęła się wrednie.
-Och,
to skomplikowane – westchnęła – My jeszcze nie jesteśmy razem.
-Jeszcze?
– Harry uniósł pytająco brew. Słysząc uwagę przyjaciela, Gryfonka spłonęła
rumieńcem. Widząc jednak ich zaciekawione spojrzenia, postanowiła ciągną ć
dalej.
-No
dobra, niech wam będzie – powiedziała, na co obydwoje uśmiechnęli się z
satysfakcją – Muszę przyznać, że do tej pory uważałam Teodora tylko i wyłącznie
jako przyjaciela. Przynajmniej do czasu, gdy mnie pocałował. Poczułam wtedy coś
takiego… Nawet nie umiem tego dokładnie opisać. Wiem tylko, że mogłabym to czuć
już zawsze – uśmiechnęła się.
-No
cóż. Wychodzi na to, że się zakochałaś – rzuciła Ginny, przez co została
zgromiona wzrokiem przez szatynkę.
~*~*~
-Nie,
nie tak! – krzyknęła Hermiona. Od dobrych dwóch godzin starała się wytłumaczyć
Draco ostatni materiał z zakresu Transmutacji. Z każdą kolejną minutą była
coraz bardziej poirytowana – Podjęłam się rzeczy niewykonalnej. Zachciało mi
się pomagać – mruczała pod nosem, wertując książkę – Niestety, to jest
najłatwiejsze z siódmej klasy. Musimy od tego zacząć – Draco spojrzał na nią z
niewyraźną miną.
-A
nie możemy zrobić krótkiej przerwy? – jęknął.
-Tobie
z tymi umiejętnościami to już nic nie zaszkodzi.
-No
o co Ci chodzi? – zdenerwował się.
-A
o to, że jesteś półgłówkiem! – krzyknęła, wymachując w zabawny sposób rękami.
-Och,
przepraszam pani PERFEKCYJNA! – sarknął.
-Chyba
jednak dobrze nam zrobi ta przerwa – odetchnęła głośno i usiadła na kanapie.
Draco natomiast wstał i zaczął przechadzać się po pokoju dziewczyny. Zatrzymał
się przy półce pełnej zdjęć. Większość z nich przestawiała Złote Trio, inne
Hermionę z Ginny oraz kilka z dwójką dorosłych, którzy, jak się domyślił, byli
jej rodzicami. Znalazł też dwa zdjęcia, na których Gryfonka stała roześmiana w
objęciach jakiegoś szatyna.
-A
tak w ogóle to o co chodziło z tym twoim zniknięciem? – zapytał po kilku
minutach ciszy.
-Czemu
pytasz? – zdziwiła się.
-Z
ciekawości – wzruszył ramionami – To jak?
-Ron
potrzebował mojej pomocy… - zaczęła, lecz Ślizgon wciął jej się w pół zdania.
-A
ty jako wzorowa Gryfonka pobiegłaś na ratunek?
-Ogólnie
rzecz biorąc tak – przytaknęła.
-Jakżeby
inaczej – zaśmiał się.
-Nie
podoba mi się pański ton, panie Malfoy – powiedziała zaczepnie.
-Ale
rozumiem, że cała reszta już tak, panno Granger? – odparł, uśmiechając się
zawadiacko.
-Ma
pan zdecydowanie zbyt wysokie mniemanie o sobie – zaśmiała się.
-Bo
ma ku temu podstawy – wyszczerzył zęby, na co szatynka przewróciła oczami. Nastało
kilka minut ciszy, którą nagle przerwał blondyn.
-To
czego chciał od ciebie Weasley?
-Ciekawość
to pierwszy stopień do piekła – spojrzała na niego karcąco, lecz widząc jego
nieugiętą twarz, opowiedziała całą historię.
-A
więc mówisz, że złożyło się, że twój przyjaciel – Francuz został zaatakowany i
odnalazł go Weasley – twój były. Coś zbyt zagmatwane to wszystko – skierował na
nią swój wzrok – Co on w ogóle robi w Anglii?
-Przeniósł
się tu w te wakacje. Miał dość apodyktycznego ojca, który zmuszał go do pracy w
rodzinnej firmie. W końcu dał mu ultimatum. Albo zostaje z rodziną i pracuje u
ojca, albo ma się wyprowadzić.
-I
wybrał drugą opcję – dokończył, na co Hermiona przytaknęła – Ale nadal nie
rozumiem, jak on znalazł się w tym samym miejscu i w tym samym czasie, co Ron.
Niesamowity przypadek – spojrzał na Gryfonkę, która lekko się zaczerwieniła.
Już wiedziała, że się domyślił. Może i nie szło mu z Transmutacji, ale był
inteligentny i to sporo.
-Och,
przecież musiałam wiedzieć, dlaczego Ron ze mną zerwał! – zrezygnowana załamała
ręce.
-I
poleciłaś swojemu przyjacielowi śledzenie swojego byłego? Co jak co, ale o to
bym cię nie podejrzewał. Czyli to o to chodziło, gdy powiedziałaś, że musisz
coś załatwić, kiedy byliśmy w Londynie? – zaśmiał się. Nie mógł uwierzyć, że ta
dziewczyna uciekła się do tak absurdalnych czynów.
-To
wcale nie jest śmieszne! – powiedziała, lecz chwilę później sama zaniosła się
perlistym śmiechem.
~*~*~
Kończyła już jeść śniadanie, gdy do
Wielkiej Sali wszedł Harry. Już z daleka widać było jego niewyraźną minę. W
końcu usiadł przy stole i nałożył sobie jajecznicę z bekonem.
-Co
jest? – zapytała wesoło Hermiona.
-Dziś
są kwalifikacje do drużyny – westchnął – Super, że zaczynają się mecze, ale to
już nie będzie to samo. Nie bez Wooda, Alicji, a zwłaszcza bez bliźniaków – na
wspomnienie o dwóch rudzielcach każdy nagle posmutniał.
-Kogo
ci jeszcze brakuje? – zapytała szatynka chcąc szybko zmienić temat.
-
Z poprzedniego składu mam dwie szukające, obydwóch pałkarzy, no i szukającego.
Myślę, że wybór obrońcy to będzie tylko formalność… o ile Vicky się zgodzi –
dodał po chwili namysłu.
-Vicky?
-No
wiesz, ta dziewczyna z czwartej klasy. W zeszłym roku na kwalifikacjach była
lepsza od Rona – wyszczerzył zęby.
-Znajomości
wzięły górę? – zapytała, unosząc brew, czym wywołała śmiech Harry’ego.
-Okazało
się, że treningi kolidują jej z Klubem Zaklęć. Mam nadzieję, że w tym roku
zgodzi się grać.
-A
trzeci ścigający? – wtrąciła Ginny.
-Może
Fay się nada? Co prawda woli grac na pozycji pałkarza, ale myślę, że się zgodzi
– zaproponowała Hermiona. Harry uniósł gwałtownie głowę, a w jego oczach
pojawiły się iskierki.
-Hermiona,
jesteś genialna – zerwał się z miejsca i zaczął biec w kierunku drzwi.
-Hej,
a ty gdzie? – zawołała za nim Ginny.
-Znaleźć
Fay. Muszę jej powiedzieć, żeby przyszła na kwalifikacje – odkrzyknął i po
chwili już go nie było. Dziewczyny spojrzały się na siebie zdziwione, po czym
wzruszyły ramionami i zabrały się za kończenie śniadania.
~*~*~
-Och,
spójrzcie tylko na nich! Nie robią nic poza mizdrzeniem się do siebie. Już
zaczyna mnie od tego wszystkiego mdlić – Daphne krytycznym wzrokiem obserwowała
parę siedzącą na końcu stołu.
-Zazdrosna?
– Astoria uśmiechnęła się wrednie.
-Och,
Astorio, to nie ja wzdycham do Blaise’a od pierwszej klasy – blondynka
zmierzyła siostrę wzrokiem.
-Ale
za to nie ona wzdychała do Draco – wtrąciła Tracey.
-Co
ma jedno do drugiego? – zdenerwowała się. Doskonale wiedziała, o co chodzi
Ślizgonce.
-A
może to, że Pansy była kiedyś z Draco – parsknęła śmiechem.
-Ja
też, co z tego? – Daphne zdawała się być coraz bardziej wzburzona.
-Nie,
nie, nie. Ty nie byłaś z Draco, Draco cię miał, a to wielka różnica – Tracey
była coraz bardziej rozbawiona całą tą sytuacją.
-Teraz
już mnie nie obchodzi, za to ta Pansy zaczyna działać mi na nerwy. Nikt tak po
prostu nie zrywa ze mną znajomości – wycedziła.
-Aż
tak boli fakt, że wzniosła się wyżej w hierarchii nie zabierając ze sobą
ciebie? – Tracey nie przestawała drążyć tematu.
-O
co ci chodzi? – zdenerwowała się Ślizgonka.
-Och,
już nie mogę patrzeć na to, jak zabijasz ją wzrokiem. Mogłaś przeżyć to, że
odłączyła się od naszej grupy, bo automatycznie awansowałaś na liderkę, ale nie
przewidziałaś, że ona wzniesie się jeszcze wyżej. Teraz przyjaźni się z Draco i
Teodorem, jest z Blaise’m – elitą zarówno Slytherinu, jak i całego Hogwartu.
Boli, co? – powiedziała Davis, pochylając się nad blondynką, która była tak
wzburzona, że gdyby to było możliwe, z jej nozdrzy buchałaby para.
-Lepiej
uważaj na słowa, Tracey – wycedziła.
-Niestety,
Daphne, już dawno przestałam się ciebie bać – po tych słowach wstała i opuściła
Wielką Salę. Greengrass doskonale zdawała sobie sprawę, że była to prawda. Już
dawno zauważyła, że jej autorytet liczy się już tylko dla Milicenty i Astorii,
nie licząc młodszych dziewczyn z domu. Tracey po odejściu Pansy również zaczęła
się stawiać, jednak nie zdobyła się na odejście z grupy. Daphne wiedziała, że
to właśnie ją najbardziej zabolało nawrócenie Parkinson, były najbliżej.
-To
co robimy, Daf? – zapytała Astoria, patrząc nieprzychylnie na parę Ślizgnów, a
zwłaszcza na pewnego przystojnego bruneta.
-Widzę,
że nie tylko mi działa na nerwy szczęśliwy związek naszych kochanych Prefektów
– zironizowała –Na twoje nieszczęście muszę cię zawieść, siostrzyczko. Nigdy
nie będziesz z Blaise’m.
-Skąd
możesz to wiedzieć?
-Nie
sprawisz, że ludzie cię pokochają, ale możesz sprawić, że zaczną się ciebie bać
– powiedziała, wpatrując się w niczego nieświadomą Pansy.
-Mam
wrażenie, że nie rozmawiamy już o Blaise’ie – Astoria badawczo spojrzała na
siostrę.
-I
się nie mylisz, siostrzyczko.
-To
co robimy? – zapytała nagle ożywiona.
-Na
razie nic. Może się jeszcze przydać. Niech sielanka trwa – podniosła się z
miejsca – Idziemy. A i jeszcze jedno. Milicento, nie mów nic Tracey. Ostatnio
jest jakaś nieswoja, lepiej jej niepotrzebnie nie denerwować. Jestem pewna, że
do czasu wielkiego finału wróci do formy – dodała troskliwym głosem, po czym
odwróciła się na pięcie i wymarszowała z Wielkiej Sali z zadartą głową.
~*~*~
Lekcje minęły wszystkim bardzo
szybko i bez żadnych wrażeń. Draco po wszystkich zajęciach zaszył się w swoim
dormitorium, by nadrobić wszystkie zaległe prace, a także potrenować ostatni
materiał z Transmutacji. Co jak co, ale nie miał zamiaru wyjść na głupka przed
Hermioną po raz kolejny. Już i tak wywyższała się swoją wiedzą, nie chciał dawać
jej więcej powodów do dumy. Jego rozmyślania przerwało nagłe wtargnięcie
pewnego Ślizgona.
-Zbieraj
się – bardzo zadowolony z czegoś Blaise rzucił kurtką w zdziwionego blondyna i
najwyraźniej czekał, aż ten zbierze się do wyjścia.
-Gdzie?
– uniósł brwi w geście zdziwienia – I co się tak szczerzysz?
-No
jak to gdzie? Na boisko! – brunet zignorował drugie pytanie i chcąc popędzić
przyjaciela, zamknął wszystkie książki znajdujące się przed nim na biurku.
-Oświeć
mnie, bo nadal nie rozumiem.
-Gryfoni
mają teraz kwalifikacje. Co ty na to, żeby trochę przeszkodzić naszemu Złotemu
Chłopcu? – Draco spojrzał na niego zadowolony i szybko zebrał się do wyjścia.
-Prowadź
– obydwaj uśmiechnęli się przebiegle, a w ich oczach pojawiły się niebezpieczne
iskierki. W końcu nie bez powodu znajdowali się w Slytherinie.
~*~*~
Hermiona szła korytarzem, gdy wpadła
na dwójkę Ślizgonów.
-O,
Hermiona! Gdzie tak pędzisz? – Blaise uśmiechnął się nerwowo.
-Wracam
od Luny – wzruszyła ramionami.
-Och,
a byłem pewien, że idziesz do lochów.
-Nie,
w sumie myślałam, aby wyjść na błonia. Jakoś nie mam ochoty kisic się w zamku –
uśmiechnęła się.
-Chyba
jednak powinnaś iść do naszego Pokoju Wspólnego. Jestem pewien, że Teodor
zdążył się stęsknić. Nawet go przed chwilą widziałem. Siedzi sam i czyta
książkę. Może mu potowarzyszysz? – brunet paplał od rzeczy, do czasu, gdy Draco
lekko szturchnął go w bok.
-Co
wy knujecie? – Hermiona przyjrzała się im podejrzliwie.
-My?
Nic – powiedział blondyn. Spojrzał przelotnie na zegarek i uśmiechnął się
przepraszająco – Niestety musimy już uciekać. Wiesz, Pansy czeka – przesłał
porozumiewawcze spojrzenie Blaise’owi.
-Ach,
tak, Pansy. Do zobaczenia – powtórzył nerwowo brunet i chwilę później zniknął
wraz ze swoim przyjacielem za rogiem. Hermiona jeszcze chwilę stała w miejscu,
gdy nagle wszystko zrozumiała.
-No
tak! Kwalifikacje! Jaka ja jestem naiwna – pokręciła ze zrezygnowaniem głową i
popędziła w stronę boiska, uprzednio zahaczając o lochy.
~*~*~
-Dobrze,
teraz Vicky. Zajmij swoją pozycję – powiedział zrozpaczony Harry. Miał już cały
skład, oprócz obrońcy. Przesłuchał już kilka osób, ale każda próba kończyła się
beznadziejnie. Ostatnią nadzieją była Vicky, której w zeszłym roku udało się
wejść do drużyny, ale w ostatniej chwili zrezygnowała na rzecz Klubu Zaklęć –
Ginny, możesz zaczynać – obserwował, jak Ginny łapie kafla i leci w stronę
pętli. Młodej Gryfonce udało się obronić pierwszy rzut. Drugi też, choć z
lekkimi trudnościami. Harry już ucieszył się, że jedna uda mu się wybrać
całkiem dobry skład, gdy nagle dziewczyna zaczęła przepuszczać wszystkie kafle.
Gdy Ginny oddawała rzut, ta odlatywała na drugi koniec pętli. Zrozpaczony
chłopak ukrył twarz w rękach – Dzięki, Vicky, możesz zejść.
-Harry,
ja nie rozumiem, co się stało. Miotła mnie zupełnie nie chciała słuchać.
Obroniłabym wszystkie, ale nie mogłam nad nią zapanować – zaczęła tłumaczyć
dziewczyna. Brunet przyjrzał jej się badawczo, a po chwili kiwnął głową na znak
zrozumienia.
-Dobrze,
i tak byłaś najlepsza. Jesteś w drużynie – uśmiechnął się niemrawo i już miał
iść do zamku, gdy ktoś złapał go za ramię. Spojrzał zdziwiony na Ginny, a ta
wskazała mu cztery postacie stojące nieopodal trybun. Rozpoznał je od razu.
Zwłaszcza jedną. Nagle wszystko ułożyło się w jedną całość. Teraz w głowie miał
już tylko jedno słowo.
-Malfoy!
~*~*~
-Haha,
biedny Pottuś. Już chyba wie, że tegoroczny puchar jest nasz – zaśmiał się
Draco. Ślizgoni spojrzeli na siebie wyraźnie zadowoleni.
-A
może spróbujecie czegoś, co wykracza poza umiejętności pięciolatka? –
usłyszawszy to, obaj zamarli. Powoli odwrócili się w stronę dziewczyn.
-Co
ty tu robisz?
-Stoję,
Mafoy. O i nawet po drodze wpadłam na Pansy. Chyba nie udało wam się spotkać,
co?
-Blaise,
nie daj się im – szepnął Draco tak cicho, by tylko Zabini go usłyszał.
-Mówiłeś
coś? – zapytała Hermiona miłym głosem.
-Nic
ważnego – rzucił niedbale.
-Och,
rozumiem. I pewnie ty też zrozumiesz, że dostajecie dziś szlaban.
-Co?!
Nie możesz tego zrobić!
-Owszem,
Malfoy, mogę. W końcu jestem Prefektem Naczelnym. Ty jako drugi Prefekt
powinieneś doskonale zdawać sobie sprawę z naszych przywilejów – uśmiechnęła się
złośliwie, przez co została zgromiona wzrokiem przez obu Ślizgonów.
-Co
mamy robić? – wtrącił się Blaise.
-Ty?
Nie mam pojęcia. Twój szlaban będzie nadzorowała Pansy – Zabini gdyby mógł, to
skoczyłby do nieba. Cały w skowronkach podszedł do swojej dziewczyny i porwał
ją w ramiona. Po chwili obydwoje skierowali się w stronę zamku.
-A
ja? – zapytał zdenerwowany Draco.
-A
ty dziś zajmiesz się porządkami w bibliotece. Osobiście dopilnuję, abyś wykonał
swoją pracę należycie dobrze – wiedziała, co za chwilę miało nastąpić.
-Co?!
Ja mam sprzątać w bibliotece, podczas gdy Blaise’owi się upiecze?! Przecież
doskonale wiesz, że Pansy anuluje mu szlaban.
-Wiem.
Przynajmniej dostaniesz nauczkę, że cudzych treningów się nie sabotuje –
uśmiechnęła się wrednie – Chętnie bym jeszcze pogawędziła, ale idzie tu Harry i
po jego minie wnioskuję, że nie jest zbyt zadowolony. Idź już do biblioteki, bo
musisz skończyć przed patrolem – każde jej słowo dobijało go coraz bardziej. No
cóż, humor poprawiał mu fakt, że zapomniała o jednej, najważniejszej rzeczy.
Zadowolony skierował się w stronę zamku, lecz zatrzymał go głos Hermiony –
Malfoy, różdżka – te dwa słowa sprawiły, że uszło z niego całe powietrze.
~*~*~
-Hermiona,
czemu pozwoliłaś im odejść? Sabotowali moje kwalifikacje!
-Spokojnie,
Harry, wlepiłam im szlabany, no przynajmniej Malfoy’owi – Gryfon uniósł brwi w
geście zdziwienia, ale przemilczał to, co usłyszał – Poza tym i tak wybrałeś
najlepszych ze wszystkich, prawda?
-To
nie znaczy, że jest dobrze – westchnął ciężko – To już nie to samo. Obawiam
się, że w tym roku będziemy musieli oddać puchar – powoli ruszyli w stronę
zamku.
-Och,
przestań, nie może być tak źle. Mamy też kilku świetnych zawodników. Ty, Ginny,
Demelza. A poza tym to sam dziś mówiłeś, że Vicky w poprzednim roku była lepsza
od Rona. Mówię ci, damy radę – objęła go ramieniem w przyjacielskim geście.
-Mam
nadzieję – uśmiechnął się lekko i pobiegł do zamku, ciągnąc za sobą Hermionę.
~*~*~
Szlaban Malfoy’a trwał już godzinę.
Do tej pory w ciszy segregował książki i odkładał je w odpowiednich działach.
Przez cały czas jednak nurtowała go jedna sprawa. W końcu nie wytrzymał.
-Jak
jest z tobą i Teodorem? – spojrzał uważnie na jej reakcję. Od razu zdradził ją
krwisty rumieniec.
-A
jak ma być? – zapytała niby obojętnie.
-Teodor
nie bawi się w gierki. Jeżeli nie chodzi ci o coś poważnego, to odpuść, bo
możesz go zranić – powiedział spokojnie, patrząc jej w oczy.
-Ja
w przeciwieństwie do niektórych nie bawię się uczuciami innych.
-Sugerujesz
coś? – podszedł bliżej, nadal nie zrywając kontaktu wzrokowego.
-Nie,
ja stwierdzam. Legendy o twoich podbojach dotarły już chyba do każdego.
-Wiesz,
co, Granger? Rozumiem, że jesteś wielce skrzywdzona. Wytrzymam też to, że chcąc
uniknąć niewygodnych pytań, atakujesz mnie. Ale nie myśl, że jako jedyna masz
złamane serce. Może gdybyś rozejrzała się wokół, to zobaczyłabyś coś więcej. Na
przykład to, że Teodorowi cholernie na tobie zależy. I wyobraź sobie, że nie
mam zamiaru sprzątać po tobie bałaganu.
-Problemy
przyjaciela to dla ciebie bałagan? Świetnie to o tobie świadczy – wysyczała wściekle.
-Zapytaj
swoich przyjaciół. Nie zauważyłaś, że Potter i Weasley skakali wokół ciebie
jakbyś była jajkiem. Chwilami przepłacali to własnym związkiem. Myślisz, że to
jest w porządku? Więc nie myśl, że ktoś taki jak ty może mnie uczyć przyjaźni –
zmierzył ją wzrokiem i wyszedł. W tej samej chwili Hermiona zrozumiała, że
przesadziła.
~*~*~
Tak, wiem, że zawaliłam. Ostatni rozdział był 2 miesiące temu, a ten też nie jest najwyższych lotów. Jest mi tak głupio, że nawet nie wiem, co napisać. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda. Postaram się, aby już nie było tak długich przerw między rozdziałami. Czy mi wyjdzie? Nie wiem. Ale mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca. Pozdrawiam, BlackCape.