~*~*~
Hermiona i Ginny przechadzały się
korytarzem. Była piękna, słoneczna sobota, więc nie dziwiło ich, że zamek
świecił pustkami. Raz na jakiś czas można było spotkać pojedynczych uczniów.
Gryfonki jednak nie miały ochoty wychodzić na zewnątrz. Planowały dzisiejszy
dzień spędzić razem. Szły pogrążone w rozmowie, gdy wpadły na kilku Ślizgonów.
-O,
dziewczyny, co robicie w zamku? – uśmiechnął się na ich widok Blaise.
-Szwędamy
się bez celu – wzruszyła ramionami Ginny.
-A
my właśnie wybieramy się na błonia, idziecie? – zaproponował Teodor.
-Nie,
dzięki, dziś odpuszczamy. Mamy taki nasz babski dzień – zaśmiała się szatynka,
zerkając w stronę Malfoy’a, który najwyraźniej nie był zbyt zainteresowany
rozmową. Stał na uboczu zupełnie ignorując Gryfonki.
-W
takim razie my uciekamy. Ach, Hermiona, nasze dzisiejsze spotkanie nadal
aktualne? – posłał w jej stronę zniewalający uśmiech, od którego zapewne
niejednej dziewczynie miękły kolana.
-Jasne
– Gryfonka odwzajemniła uśmiech.
-Widzę,
że między wami świetnie się układa – powiedziała Ginny, gdy zostały same.
-Nie
najgorzej – odparła.
-Co
na dziś planujecie? – zapytała ruda po chwili.
-Nie
mam zielonego pojęcia. Powiedział, że to będzie niespodzianka. Wiem tylko, że
mam się ładnie ubrać.
-Uuu,
urodzinowa niespodzianka? Ale z ciebie szczęściara – dziewczyna podekscytowana
klasnęła w dłonie.
-Tak,
Teodor jest świetny – uśmiechnęła się. Skierowały się w stronę Wieży
Gryffindoru. Po kilkunastu minutach rozsiadły się w dormitorium Hermiony. Raz
po raz wybuchały śmiechem. W końcu udało im się trochę uspokoić.
-A
jak sprawy z Malfoy’em? Nadal się do ciebie nie odzywa?
-Widziałaś,
jak się zachował, gdy spotkałyśmy dziś chłopaków. Zupełnie mnie olał. Ignoruje
mnie tak od czasu tego nieszczęsnego szlabanu – wzruszyła ramionami.
-Masz
zamiar go przeprosić? – zapytała Ginny.
-Co
prawda powiedziałam kilka słów za dużo, ale on też nie jest bez winy. Jeżeli
już mamy się pogodzić, to on też musi wykazać chęci rozejmu – wyjaśniła. Po
tych słowach nastało kilka minut ciszy, podczas których obie oddały się swoim
myślom. Młoda Weasley widziała jednak, że coś ją dręczy.
-Hermiona,
o co chodzi?
-Ja…
nie, nieważne – powiedziała, unikając wzroku przyjaciółki.
-Hej,
przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. Mów, o co chodzi – rozkazała.
-Myślę
o tym, co powiedział Malfoy. Czy to prawda, że przeze mnie macie problemy?
Naprawdę zachowuję się jak egoistka?
-Nawet
tak nie myśl! Pomagamy ci, bo cię kochamy i w żadnym wypadku nie przysparza nam
to problemów – Hermiona spojrzała na przyjaciółkę z wdzięcznością.
~*~*~
Daphne, Astoria oraz Milicenta
siedziały na błoniach obserwując trójkę Ślizgonów.
-Zauważyłyście,
że ostatnio ta Granger kręci się wokół Teodora?
- zaczęła blondynka.
-Daf,
nie mów, że teraz twoim celem jest Nott – zaśmiała się młodsza Greengrass.
-To,
że sama go nie chcę, nie znaczy, że jakaś szlama może brać się za jednego z
najprzystojniejszych Ślizgonów – blondynka zgromiła siostrę wzrokiem.
-To
co masz zamiar z tym zrobić? – zapytała Milicenta.
-Zobaczycie
– uśmiechnęła się wrednie i ruszyła w stronę chłopaków. Dziewczyny spojrzały
się na siebie i ruszyły za Ślizgonką.
-Hej,
czemu siedzicie tu tak sami? – Draco był pewien, że musiała ćwiczyć godzinami
ten przesłodzony ton głosu.
-Siedzimy
– rzucił krótko Nott.
-Mam
nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzać, jeśli się dołączymy – uśmiechnęła się
słodko. Stała w miejscu, patrząc wyczekująco na Milicentę. Ta w końcu się
zreflektowała i wyczarowała niewielki koc dla Daphne. Draco widząc to, wywrócił
oczami. Przez kilka minut słuchali bezsensownego monologu blondynki.
-A
co wy na to, żeby się dziś wspólnie napić? Tak jak za dawnych czasów, co? –
obrzuciła Teodora bacznym spojrzeniem.
-Dziś
odpada. Mamy dziś imprezę urodzinową Hermio… - nie dokończył, bo został dośc
mocno szturchnięty przez Malfoy’a. Spojrzał na niego z wyrzutem, rozmasowując
sobie żebra.
-O,
jest dziś jakaś impreza? Jak miło – zaszczebiotała.
-Impreza
zamknięta, Greengrass – rzucił Draco. Daphne zgromiła go wzrokiem, po czym
zgrabnie wstała i odwróciła się na pięcie.
-A
to jeszcze zobaczymy, Malfoy – warknęła i ruszyła do zamku.
~*~*~
Hermiona stała przed lustrem i
wpatrywała się w swoje odbicie z niewyraźną miną. Nie miała pojęcia, co Teodor
planował na dzisiejszy wieczór, więc nie wiedziała, co powinna na siebie włożyć.
„Ubierz się ładnie”. Gryfonka prychnęła pod nosem.
-Też
mi rada – powiedziała sama do siebie. Spojrzała na siebie raz jeszcze. Prosta w
kroju czarna sukienka wydawała jej się bezpiecznym wyjściem. Stała w miejscu,
raz po raz nerwowo wygładzając materiał kreacji. Założyła pukiel włosów, który
wciąż jej przeszkadzał, smagając denerwująco twarz, za ucho i niepewnym krokiem
opuściła swoje dormitorium. Pokój Wspólny był prawie pusty, nie licząc kilku
pierwszorocznych, którzy spędziwszy cały dzień na błoniach, nie pragnęli
bardziej niczego od zaznania odrobiny ciepła bijącego od kominka. Przemaszerowała szybko przez pomieszczenie i
już po chwili wyszła na korytarz, gdzie już czekał na nią pewien zabójczo
przystojny szatyn, opierając się nonszalancko o ścianę. Uśmiechnęła się,
zagryzając wargę i podeszła do chłopaka, który w geście przywitania skradł jej
pocałunek.
-Długo
czekałeś? – zapytała po chwili.
-Nie,
jedynie kilka minut – machnął ręką, podając dziewczynie ramię, które ta
natychmiastowo ujęła.
-To
gdzie idziemy? – spojrzała na niego z zainteresowaniem. Wcześniej nie zwróciła
uwagi na jego dzisiejszy wygląd, a musiała przyznać, że był on niesamowity.
Idealnie dopasowany grafitowy garnitur, najpewniej szyty na miarę, świetnie
kontrastował z białą jak pierwszy śnieg
koszulką. Odpuścił sobie krawat, natomiast postanowił nie zapinać kilku
pierwszych guzików, co nadało mu lekko nonszalanckiego wyglądu niegrzecznego
chłopca. W tej wersji wyglądał niezwykle korzystnie.
-Na
początek porywam cię na spacer – uśmiechnął się szelmowsko. Kochała ten uśmiech
w jego wydaniu.
-Och,
a ja nie wzięłam nic na wierzch. Chodź, jeszcze nie odeszliśmy daleko, wezmę
szybko jakiś płaszcz i możemy ruszać – zaproponowała.
-No
nie wygłupiaj się. Masz – zdjął swoją marynarkę i zarzucił jej na ramiona.
Pierwszym, co poczuła, był niesamowity zapach męskich perfum, którym była ona
przesiąknięta. Przyjęła ten gest z wdzięcznością i po chwili znów byli w drodze
na błonia. Szli przez kilkanaście minut w ciszy, która zupełnie nie
przeszkadzała żadnemu z nich. Nawet nie wiedząc kiedy, znaleźli się obok
jeziora. Hermiona pociągnęła Nott’a za rękę w jego kierunku. Odpowiedział jej
pytającym spojrzeniem, lecz ta uśmiechnęła się uspokajająco. Usiadła w pobliżu
jeziora. Ślizgon zajął miejsce obok, opatulając dziewczynę swoją marynarką, gdy
ta delikatnie zadrżała od powiewu chłodnego wiatru. Objął ją ramieniem, na co
ta ufnie się w niego wtuliła. Trwali tak przez dłuższy czas. Bez ruchu, w
zupełnej ciszy przerywanej jedynie ich miarowymi oddechami. Nie wiedział, o
czym w tej chwili myślała. Obserwował, jak w milczeniu patrzy na taflę jeziora,
w której odbijały się gwiazdy. Nie było ono jednak niczym w porównaniu do
dziewczyny, która właśnie tkwiła w jego ramionach. Była tak krucha, delikatna,
a jednocześnie potrafiła tak działać na zmysły, że gubiło się samemu w swoich
myślach. Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden uśmiech, by zupełnie zbić go z
tropu.
-O
czym myślisz? – zapytała cicho, odrywając swój wzrok od tafli jeziora.
-O
tobie – również odpowiedział szeptem. Słysząc jego słowa, delikatnie się
zarumieniła, na co Ślizgon zaśmiał się serdecznie.
-I
jaki kierunek obrały te twoje myśli? – spojrzała na niego, nadal lekko różowa
na policzkach.
-Doszedłem
do wielu wniosków. I zrozumiałem, że muszę ci coś powiedzieć – powiedział,
patrząc jej głęboko w oczy.
Hermiona
odwzajemniła spojrzenie, rozmyślając nad tym, co Teodor chce jej przekazać. Czy
miało to być wyznanie miłości? Zastanowiła się nad tym, czy była na to gotowa i
odpowiedź napłynęła do jej głowy od razu. Tak. I nie tylko była na to gotowa,
ona tego pragnęła. Sama doszła do wniosku, że on już nie jest tylko
przyjacielem. Ale czy to możliwe, by zapomniała o Ronie tak szybko?
Najwyraźniej tak, bo jedynym co chciała teraz usłyszeć, były te dwa słowa. Niby
nic, a jednak tak wiele.
-Hermiono
– zaczął. Wiedział, co chciał powiedzieć dalej, lecz patrząc na nią teraz,
nagle przestraszył się odrzucenia. Przecież jeszcze zaledwie dwa tygodnie temu
była narzeczoną Rona. Czy możliwe, aby w tak krótkim czasie mogła odwzajemnić
jego uczucie? – Jest mi tu z tobą niesamowicie dobrze, ale już czas, by wrócić
do zamku. Czeka tam na ciebie niespodzianka – stchórzył. Nie dał rady. Ale
wiedziała. Wiedziała, że chciał powiedzieć coś innego, wyczytała to z jego
oczu. Co go jednak przed tym zatrzymało?
-Och,
jasne – złapała za rękę Ślizgona, którą jej podał, by pomóc jej wstać.
Otrzepała delikatnie sukienkę i ruszyła wraz z Teodorem do zamku. Tym razem
droga dłużyła im się niemiłosiernie. Cisza, która zapanowała między nimi,
niesamowicie im przeszkadzała. W końcu po kilkunastu minutach, które trwały
zupełnie jak długie godziny, znaleźli się pod Pokojem Życzeń. Nott przeszedł
wzdłuż ściany trzykrotnie i ich oczom ukazały się wielkie drzwi. Pchnął je
delikatnie, przepuszczając Hermionę pierwszą. Było tam zupełnie ciemno.
Gryfonka przysunęła się w stronę szatyna i wyczuła, że ten wyciąga różdżkę.
Machnął nią jednokrotnie i pochylił się nad dziewczyną. Gdy poczuła jego oddech
na swojej szyi, przeszedł ją przyjemny dreszcz. Po kilku sekundach całe
pomieszczenie zostało oświetlone, a jej oczom ukazał tłum ludzi, którzy
klaskali i wykrzykiwali jej imię. Szatynka jednak nie zwracała na nich uwagi.
Wszystkie jej myśli pochłonął Ślizgon, który właśnie szeptał w jej usta ciche
„Wszystkiego najlepszego, Hermiono”.
~*~*~
Ginny właśnie poprawiała ostatnie
szczegóły. Kątem oka obserwowała jak Pansy i Blaise kończą wieszać dekoracje w
postaci kolorowych balonów. Draco i Harry natomiast stali przy barku i
zaopatrywali go w najróżniejsze alkohole. Obrzuciła cały Pokój Życzeń bacznym
spojrzeniem i uśmiechnęła się zadowolona. Ściany w kolorze dojrzałego wina
idealnie współgrały z czarnymi kanapami umiejscowionymi pod ścianami. Zostało
również wygospodarowane miejsce na przekąski i bar. Znaczną część pomieszczenia
zajmował parkiet. Spojrzała w stronę drzwi, które powoli się uchylały.
Przeniosła swój wzrok na zegarek na ułamek sekundy i klasnęła z radością w
dłonie. Wszystko szło idealnie. Goście właśnie się pojawili, a Hermiona wraz z
Teodorem mieli przybyć za kilkanaście minut. Zmieniła jednak diametralnie swoje
zdanie, gdy poza kilkoma zaproszonymi osobami, do pomieszczenia zaczął napływać
tłum ludzi z ostatniego roku, z Daphne Greengrass na czele.
-Co
ty tu robisz? – warknęła Ginny w stronę blondynki.
-Dowiedziałam
się dziś o imprezie i pomyślałam, że fajnie będzie zaprosić jeszcze kilku ludzi
– uśmiechnęła się niewinnie – To chyba nie problem, prawda?
-Co
tu się dzieje? – po chwili obok młodej Weasley znalazł się Draco.
-Nie
widzisz?! – krzyknęła zrezygnowana – Cały nasz plan diabli wzięli przez tę
blond wywłokę.
-Ej,
ej, spokojnie. Damy radę to jeszcze naprawić. Impreza po prostu będzie miała
większy rozmach. Powiemy Potterowi żeby poprosił tego skrzata o dostarczenie
większej ilości jedzenia i alkoholu i wszystko będzie w porządku – uspokajał ją
Ślizgon.
-Tak,
masz rację – ochłonęła szybko i rozejrzała się w poszukiwaniu bruneta –
Pogadasz z Harry’m? Ja muszę teraz przekazać tym wszystkim ludziom, jak mamy
przywitać Hermionę.
-Jasne
– powiedział i poszedł w stronę Gryfona, jednak zatrzymał go głos Ginny.
-Draco
– spojrzał na nią pytająco – Dlaczego to robisz? Pomagasz w przyjęciu dla
Hermiony, pomimo, że jesteście pokłóceni – zapytała.
-Nie
mam zielonego pojęcia – uśmiechnął się szelmowsko i wzruszył ramionami.
~*~*~
Teodor wreszcie oderwał się od ust
Gryfonki i obrzucił bacznym spojrzeniem tłum ludzi znajdujących się w
pomieszczeniu. Z tego, co wiedział, zaproszonych było jedynie kilkanaście, a tu
musiało być co najmniej kilkadziesiąt osób. Przeniósł swój wzrok na Draco,
który widząc jego nieme pytanie, uśmiechnął się, kręcąc głową. Po chwili ludzie
rozproszyli się, zajmując się sobą. Niektórzy od razy skierowali się w stronę
barku, inni ruszyli na parkiet. Para również ruszyła w stronę tańczących,
zatrzymywana przez osoby chcące złożyć szatynce życzenia urodzinowe. W końcu
udało im się uwolnić od innych i oddali się muzyce. Przetańczyli kilkadziesiąt
minut, świetnie się bawiąc. Nagle jednak obok nich znalazła się Daphne.
-Odbijany
– wykrzyknęła radośnie i porwała Ślizgona w swoje ramiona. Hermiona od razu
zeszła z parkietu i skierowała się w stronę barku. Porwała w rękę butelkę
Ognistej Whisky i napełniła nią szklankę. Wypiła jej zawartość jednym haustem i
ponownie uzupełniła zawartość brakującego naczynia.
-Hej,
spokojnie. Chcesz się upić czy co? – niewiadomo skąd obok niej znalazła się
Pansy.
-Mam
powód, to piję – wzruszyła ramionami.
-Co
się stało? – zapytała brunetka, patrząc bacznie na Gryfonkę.
-Sama
spójrz – wskazała dwójkę tańczących Ślizgonów.
-Hermiona,
nie martw się, oni tylko tańczą.
-Och,
Pansy, proszę cię, sama w to nie wierzysz.
-Daphne
taka jest, ale nie przejmuj się. A przede wszystkim nie upijaj się na własnej
imprezie urodzinowej – delikatnie wyjęła szklankę i karafkę z rąk szatynki –
Idź i baw się dobrze. Zawsze możesz potańczyć z kimś innym – uśmiechnęła się
zachęcająco.
-Pansy,
Teodor chyba chciał mi dziś wyznać miłość, ale stchórzył. Myślisz, że to przeze
mnie? – zapytała, patrząc tęsknię na parę Ślizgonów na parkiecie.
-Przecież
doskonale wiesz, że Teo nie jest zbyt wylewny w uczuciach. Pewnie boi się też
twojej reakcji. W końcu sprawa z Ronem jest jeszcze tak jakby świeża. Weź
sprawy w swoje ręce, pokaż mu, że ci zależy – poradziła brunetka. Nagle ich
rozmowa została przerwana nadejściem kogoś, kogo Gryfonka tego wieczoru nie
spodziewała się ujrzeć.
-O,
Draco, nie zapomnij, że obiecałeś mi taniec – zaśmiała się Ślizgonka.
-Nie
zapomnę, Pansy, ale tym razem musisz mi wybaczyć, bo właśnie miałem zamiar wyciągnąć
na parkiet jubilatkę – zwrócił twarz w stronę Hermiony, która oniemiała. W
końcu przez ostatni tydzień traktował ją jak powietrze, a tu jak gdyby nigdy
nic prosi ją do tańca – To jak?
-Jasne
– wydukała –Pansy, wielkie dzięki za rozmowę – uśmiechnęła się serdecznie w
stronę Ślizgonki.
-Do
usług – również wyszczerzyła zęby i odeszła, zostawiając parę prefektów samą.
Przez
chwilę tkwili w niezręcznej ciszy, spoglądając na siebie z ukosa.
-To
może jeszcze się napijemy, zanim zawojujemy parkietem – rzucił Draco, mając
nadzieję, że to choć odrobinę rozluźni napiętą atmosferę. Gryfonka kiwnęła
głową na znak zgody i po chwili trzymała w dłoni szklankę wypełnioną Ognistą
Whisky. Poczuła nieprzyjemnie palenie w gardle, lecz wcale jej to nie obeszło.
Miała nadzieję, że ta dawka alkoholu, którą wlała w siebie tego wieczoru,
pozwoli jej się rozluźnić i dobrze bawić, nawet w towarzystwie Malfoy’a. Nawet
nie zauważyła kiedy opróżniła naczynie. Draco odstawił obie szklanki na blat i
wyciągnął rękę w jej stronę z niemym pytaniem w oczach. Po chwili zawahania
Gryfonka podała mu swoją dłoń i oboje ruszyli w stronę bawiących się par.
Blondyn bacznie obserwował ruchy Granger. Dało się zauważyć, że nie czuła się
swobodnie. Domyślał się również, że było to spowodowane jego towarzystwem. Sam
nie wiedział, co go podkusiło do proponowania jej tańca. Nie rozumiał też,
dlaczego od początku szukał kontaktu z tą nieznośną Gryfonką. Tłumaczył to
sobie tym, że stanowili teraz całkiem zgraną grupę. Musiał przyznać, że przez
ten czas całkiem dobrze się z nią dogadywał. Mieli wiele wspólnych tematów, co
nie zdarzało mu się często w przypadku dziewczyn. Hermiona w jakiś sposób go
intrygowała i miał ochotę poznać ją bliżej. Uważał, że mogłaby połączyć ich
całkiem niezła przyjaźń.
~*~*~
Impreza chyliła się ku końcowi. W
Pokoju Życzeń zostało już jedynie kilka par, które albo nie chciały, albo nie
były w stanie wrócić do swoich dormitoriów. Jednak zajmowali się tym już Draco
i Teodor. Harry i Ginny natomiast uważnie studiowali Mapę Huncwotów. Ich
zadaniem było dopilnowanie, by żaden z uczniów nie wpadł na któregoś z
nauczycieli, bo wtedy i oni mieli by niemałe nieprzyjemności. Hermiona
siedziała na kanapie, czekając na przyjaciół, by w końcu razem wrócić do Wieży
Gryffindoru. Bardzo chciała także pomóc w sprzątaniu, lecz nikt jej na to nie
pozwolił, tłumacząc, że to jej urodziny i nie musi nic robić. Tak więc
siedziała sama, obserwując poczynania reszty. Zauważyła, że Pansy i Blaise sprzątają
stół z przekąskami oraz okolice barku.
-Zauważyłeś,
że nie było dziś Tracey? – rzuciła na pozór obojętnie Ślizgonka.
-Nie
widziałem dziś wielu ludzi. W tym tłumie mogłaś jej nie zauważyć – wzruszył
ramionami –A w ogóle to czemu zwracałaś na to uwagę? Przecież już się nie
przyjaźnicie – Blaise doskonale wiedział, że za jej słowami kryło się coś
więcej.
-Nic,
tak tylko mówię. Daphne i reszta były, więc zdziwiło mnie, że Tracey nie była z
nimi – powiedziała, zgarniając puste butelki po Ognistej Whisky do worka.
-Tracey
ostatnio rzadko można z nimi zauważyć. Chyba tak jak ty ma ich już dosyć – kątem
oka dostrzegł, jak brunetka delikatnie unosi kąciki ust. Doskonale wiedział, że
dawniej to właśnie Davis była najbliższa Pansy.
-Tak,
chyba nikt normalny z nie da rady z nimi wytrzymać – zaśmiała się. Blaise
odłożył wszystkie butelki na bok i podszedł do Ślizgonki. Ujął jej twarzy w
dłonie i spojrzał jej głęboko w oczy.
-Ona
też za tobą tęskni, Pans – powiedział cicho.
-Nie
wiem, o czym mówisz. Ja nie – nie dane jej było dokończyć, gdyż Zabini jak
zwykle musiał wciąć się w zdanie.
-Mi
nie musisz mydlić oczu. Znam cię jak nikt inny i wiem, że jest ci ciężko bez
Tracey, ale ona też za tobą tęskni. Myślisz, że dlaczego odłączyła się od
Greengrass? Bez ciebie nie ma tam już czego szukać – Pansy uśmiechnęła się i
przytuliła do bruneta.
-Dziękuję
– wyszeptała cicho.
-Za
co? – zdziwił się.
-Za
to, że jesteś dla mnie tak dobry – odparła.
-Robię,
co mogę – powiedział, co wywołało śmiech Ślizgonki.
~*~*~
-Uhg,
aż jeść się odechciewa – powiedziała Hermiona, obserwując próby Daphne
zwrócenia na siebie uwagi Teodora. Gryfonka natomiast raz po raz posyłała w ich
stronę mściwe spojrzenia, grzebiąc widelcem w talerzu.
-No
to zrób coś z tym. Wiesz, że ona nie odpuści. Broni terytorium – wzruszyła ramionami
Ginny, nabierając pokaźną porcję jajecznicy. Widząc uniesione brwi
przyjaciółki, zrezygnowała z jedzenia, kontynuując – Och, to przecież oczywiste.
Ty, jako Gryfonka, teoretycznie nie masz prawa spotykać się ze Ślizgonem, w
dodatku jednym z najprzystojniejszych. Greengrass nie może tego znieść i stara
się ci go odbic. Nie żeby miało jej to wyjść – dodała, gdy na twarzy szatynki
pojawił się nieprzyjemny dla oka grymas – Nott świata poza tobą nie widzi.
-Jak
na razie ten świat przysłaniają mu tlenione kudły tej wywłoki – jęknęła, gdy
zauważyła, że Daphne starała się zmniejszyć odległość dzielącą ją od Teodora.
Co prawa robiła to nieudolnie, lecz same te próby działały Hermionie na nerwy –
No spójrz na nią tylko.
Ginny
zmierzyła wzrokiem sytuację przy stole Ślizgonów i parsknęła śmiechem,
rozlewając przy tym sok dyniowy.
-Chyba
nie myślisz, że jemu się to podoba. Nawet stąd mogę zauważyć jego zbolałą minę.
Hermiona
musiała przyznać przyjaciółce rację. Widać było, że zarówno Teodorowi, jak i
Malfoy’owi oraz Zabiniemu, którzy siedzieli obok, nie pasowało towarzystwo
Daphne. Ta nierażona kontynuowała swoje jazgotanie.
-Jeśli
tak bardzo ci to przeszkadza, to zrób coś – zaproponowała Ginny, nie mogąc już znieść
widoku męczącej się Hermiony.
-Już
wczoraj Pansy kazała mi wziąć sprawy w swoje ręce.
-I
dobrze zrobiła. No chodź już, bo zaraz wywiercisz w nich dziurę wzrokiem –
młoda Weasley złapała przyjaciółkę za rękę i chwilę potem obie opuściły Wielką
Salę. Postanowiły wyjść na błonia, lecz przed tym skierowały się w stronę Wieży
Gryffindoru, by założyć na siebie coś cieplejszego. Po drodze spotkały Harry’ego.
We trójkę ustalili, że spotkają się w Pokoju Wspólnym za 15 minut, by później spędzić
resztę dnia poza zamkiem. Hermiona weszła do swojego dormitorium i rozejrzała
się wokoło w celu znalezienia swojego płaszcza. Przez chwilę rejestrowała
wzrokiem strategiczne miejsca pomieszczenia, lecz w końcu rzuciła się jej w
oczy beżowa jesionka przewieszona przez oparcie krzesła. Zarzuciła ją na siebie
i zeszła do Pokoju Wspólnego, gdzie już czekali na nią jej przyjaciele. We
trójkę ruszyli korytarzem, by opuścić mury zamku i spędzić czas na zewnątrz.
Droga nie trwała długo, już po kilku minutach wyszli na dziedziniec, gdzie
zauważyli grupę Ślizgonów z ostatniej klasy, w tym tak pożądanego przez Hermionę
Teodora, tym razem bez towarzystwa jakichkolwiek dziewczyn. Gryfonka szybko
dostrzegła w tym świetną okazję. Nott również spostrzegł pannę Prefekt, gdyż
uśmiechnął się wesoło w jej stronę. Ta gestem dłoni przywołała go do siebie.
-Dacie
nam chwilę? – zapytała przyjaciół, wymieniając z Ginny porozumiewawcze
spojrzenia.
-Jasne
– wyszczerzyła się młoda Weasley, łapiąc za rękę Harry’ego i ciągnąc go w sobie
tylko znanym kierunku. Hermiona natomiast uśmiechnięta patrzyła na Teodora,
który ruszył w jej stronę. Przystanął obok Gryfonki. Zauważyła, że chciał już
coś powiedziec, lecz mu na to nie pozwoliła, chwytając go za brzegi kurtki i
namiętnie wpijając się w jego wargi, czym wywołała gwizdy i pokrzykiwania
reszty Ślizgonów stojących nieopodal. Na reakcję Nott’a nie musiała czekac.
Szybko objął ją w tali i zaangażował się w pocałunek równie gorąco. W końcu
Hermiona oderwała się od Teodora i uśmiechnęła się.
-Co
powiesz na wypad do Hogsmeade? – zapytała, z rozbawieniem rejestrując, że
policzki Ślizgona stały się lekko różowe. Nie wiedziała jednak czy powodem tego
był pocałunek, czy jesienny chłód, który już można było odczuć.
-Jasne,
5 ci pasuje? – uśmiechnął się zniewalająco.
-Wyrób
się na 4 i jestem cała twoja – nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę
dwójki przyjaciół, zostawiając za sobą nadal szczerzącego zęby Teodora, który z
niedowierzaniem kręcąc głową obserwował oddalającą się sylwetkę Hermiony.
~*~*~
Rozdział wcześniej niż miał być, ale skoro skończony, to czemu mam go nie publikować. Jestem z niego w miarę zadowolona i myślę, że już na tyle opanowałam głównych bohaterów, że mogę zacząć wprowadzać wątki dotyczące tych pobocznych postaci. W końcu oni też przeżywają jakieś życiowe rozterki, a nie chcę, aby całe to opowiadanie dotyczyło jedynie Hermiony i jej kochasiów. ;) Koniecznie dajcie znać, co o tym myślicie. Ściskam, BlackCape.